#7

- Chcesz moją bluzę? - spytał, a ja zrobiłam wielkie oczy.

Trzymałam się za ramiona, czując na moim ciele wiatr i zimne powietrze.

- Nie trzeba, naprawdę - uśmiechnęłam się czując rumieńce.

- Urocza jesteś - zaśmiał się patrząc na moje policzki - Jednak nalegam, muszę dbać o twoje zdrowie, bo twoi rodzice już nigdzie cię ze mną nie puszczą - ściągnął z siebie różowe ubranie, a ja wstrzymałam oddech widząc kawałek jego brzucha.

- Myślałam, że w tym będzie mi wystarczająco ciepło - zmarszczylam brwi wskazując na mój sweter. - Na pewno nie będzie tobie zimno?

Shawn pokręcił głową, po czym wyjął ze swojej torby podręcznej białą bluzę, za chwilę zakładając ją.

- Szybciej, moje ptaszki, bo nam samolot odleci - Andrew szedł szybkim krokiem na przodzie naszej trójki.

- Ptaszki? - Shawn wyglądał na zdziwionego.

- No takie tam, papużki nierozłączki czy inne gołąbeczki - mężczyzna wzruszył ramionami patrząc na niego, a ja znów się zarumieniłam.

Przecież my tutaj jesteśmy tylko służbowo.

Shawn spojrzał na mnie z nieśmiałym uśmiechem i za rękę pociągnął mnie do schodków do samolotu.

***

- Wygodnie? - spytał odkładając swój podręczny bagaż na półkę.

- Żartujesz? Wykupiłeś bilety w pierwszej klasie! Ja rozumiem, że chcesz zająć się kosztami, ale przecież to nie znaczy, że masz na mnie wydawać aż tyle - odwróciłam głowę patrząc przez okno.

Samolot właśnie startował.

- Wiem na co mogę sobie pozwolić - mrugnął do mnie, za chwilę śmiejąc się. - Może jesteś głodna?

- Nie, ale z chcęcią bym się czegoś napiła - powiedziałam cicho.

- Sok pomarańczowy? - przytaknęłam głową, a za kilka minut podeszła do nas stewardessa podając dwie szklanki.

Włożyłam słuchawki do uszu i rozpuściłam włosy.

- Uśmiechnij się - usłyszałam i zrobiłam to o co prosił, zwracając się w stronę aparatu jego telefonu.

Za chwilę otrzymałam powiadomienie, które mówiło, że Shawn Mendes wspomniał mnie w swojej relacji.

" Bądźcie gotowi na dużą niespodziankę związaną z tą panią ➡️"

Zrobiło mi się ciepło na sercu.

- Szybko się chwalisz - uśmiechnęłam się.

- Jeszcze na snapchata, uśmiech! - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
- Nadal nie chcesz żebym ci śpiewał? - spytał szeroko uśmiechnięty patrząc na moje słuchawki.

- Shawn, jesteśny w samolocie, komuś to może przeszkadzać - słuchałam właśnie jednej z jego piosenek.

- A powiesz mi chociaż, czego słuchasz? - wyciągnął jedną słuchawkę z mojego ucha, a mnie momentalnie oblał rumieniec, nie wiem już po raz który tego dnia.

- Mhm.

Uniosłam brew, znowu.

- Nic, słodziaku, myślę, że ten wykonawca ma świetny głos - odparł śmiejąc się.

- A ja twierdzę, że jednak taki średni, nie wiem po co go w ogóle słucham - zmrużył oczy - No promises? Co to w ogóle za tytuł? - teraz brunet patrzył na mnie z założonymi rękoma.

Kochałam się z nim tak droczyć.

Roześmiał się, zaczynając śpiewać piosenkę, która właśnie zaczynała grać.

***

Dziękuję za 100 odczytów! ❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top