#4
Rok 2018
- Do zobaczenia! - odkrzyknęłam przyjaciółkom.
Stałam przy moim samochodzie. Rok szkoły właśnie minął, rozpoczęły się wakacje, więc spokojnie mogłam pojechać do domu nie spiesząc się nigdzie. Włączyłam silnik i ruszyłam spod budynku. Wyjechałam na główną ulicę i za chwilę włączyłam się do ruchu. Mieszkałam na poboczu dość dużego miasta, więc sporo się tu działo.
Stojąc na światłach przed sobą ujrzałam olbrzymią reklamę mówiącą o nadchodzącym spotkaniu z Shawn'em, które miało odbyć się już za dwa dni.
Dziwne. Tak późno o tym mówią?
Wysiadłam przed domem, a mój telefon zaczął wydzwaniać.
- Hej, Wendy - odebrałam.
- Witaj kochana! Organizują spotkanie z Shawn'em!
- Wiem, widziałam - uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Idziesz?! - aż kipiała radością.
- Nie wiem, nie jestem pewna - odpowiedziałam.
Dopiero co zapomniałam o tym chłopaku, nie chcę widywać jego twarzy potem gdzie tylko bym spojrzała.
- Dlaczego?
- Nie chcę i tyle - oparłam się o samochód.
Chciałam. Bardzo chciałam.
- Może nie masz pieniędzy? Pożyczymy ci razem z Lou. Pewnie będzie drogo, skoro jest to tylko dla kilkunastu osób, ale...
- Wen, ja po prostu nie mam na to ochoty. I dobrze wiesz, że moi rodzice maja pieniądze na wszystko - przerwałam jej.
- Okej, chociaż nie spodziewałabym się tego z twojej strony. Lubisz go przecież nadal!
- Uwielbiam - westchnęłam myśląc o jego piosenkach.
- Moim zdaniem powinnaś tam iść, w końcu to twój idol! Ale dobrze, już Cię nie męczę, Andrew do mnie przyszedł.
- Spoko, zdzwonimy się potem - rozłączyłam się.
Fajnie, że zostali wtedy parą. Są idealnym przykładem dla innych związków.
Otworzyłam drzwi i weszłam do domu. Zciągnęłam moje białe trampki i od razu poszłam do łazienki, żeby się schłodzić. Lubiłam bardzo lato, ale dzisiejszy gorąc był potworny.
Otworzyłam zamrażalnik w kuchni i wyciągnęłam truskawkowe lody.
Kocham lody.
Zobaczyłam na blacie otwartą kopertę. Zaciewkawiła mnie, więc podeszłam bliżej. Zobaczyłam, że jest niedbale otwarta. Podniosłam ją i spostrzegłam w miejscu odbiorcy wpisane moję imię i nazwisko. Zdziwiłam się, bo zwykle mało kto do mnie wysyłał listy. Ale po co moi rodzice musieli ją otwierać? To była moja własność. Wyciągnęłam z niej kartkę papieru i zaczęłam czytać, a moje serce biło jak szalone.
22.06.2018
Zaproszenie
Serdecznie zapraszamy Ruth Davies na poniedziałkowe spotkanie zorganizowane dla fanów Shawn'a Mendesa.
Wow, nigdy nie pomyślałabym, że widzą jak się nazywam.
Czy to przypadkiem nie jest sen?
Jeśli tak, proszę, nie budźcie mnie.
Przewidziane długie rozmowy z nim, poczęstunek, mały koncert i kilka nispodzianek. Impreza odbędzie się w klubie Good Music, w centrum miasta.
Godz.: 18:00.
Shawn'owi bardzo zależy na Twojej obecności.
A. Gertler, menadżer
Shawn xx
Nawet Shawn się podpisał.
Nie wierzyłam własnym oczom.
Dostałam oficjalne zaproszenie.
Od Shawn'a!
Jakim cudem on mnie pamiętał?
Nawet, jeśli przed chwilą wątpiłam czy tam iść, teraz oddałabym za to życie!
SMS; Ja: Ruth wysłał(a) zdjęcie.
SMS; Ja: Patrzcie co dostałam!
Ani Wendy, ani Louise nie odpisała.
Czekałam wbijając paznokcie w biurko.
Mój telefon znów zabrzęczał.
SMS; Lou: Wow! Zazdro!
No nareszcie któraś się pofatygowała.
SMS; Wen: Czyli jednak pójdziesz?
SMS; Ja: Jak widać ;)
SMS; Wen: To super!
Rzuciłam się na łóżko i zaraz cała radość ze mnie wyparowała.
SMS; Ja: DZIEWCZYNY! CO JA NA SIEBIE ZAŁOŻĘ?!
Panikowałam.
SMS; Lou: Spokojnie, pomożemy ci przecież :D
SMS; Wen: Oczywiście ;DD
Jak dobrze, że zawsze mogłam liczyć na wsparcie z ich strony. Zawsze mi pomagały, pocieszały. Po prostu rozumiałyśmy się bez słów.
Zeszłam na dół, powiedzieć rodzicom, że dostałam takie zaproszenie. Rozglądałam się po salonie, ale najwidoczniej jeszcze byli w pracy. Wróciłam na przedpokój, w którym znajdowały się schody, żeby wrócić do mojego pokoju.
Poczułam czyjś oddech na karku.
Odwróciłam się gwałtownie.
- Taylor? Wystraszyłeś mnie - popatrzyłam na niego z mordem w oczach. - Jak się tu dostałeś?
- Twoja mama mnie wpuściła - wzruszył ramionami.
Zobaczyłam kobietę, która niosła torby z zakupami jednocześnie rozmawiając przez telefon.
- W takim razie po co przyszedłeś?
- Zaprosić cię na randkę - patrzył na mnie zdecydowanie zbyt pewnie.
- Wybacz, może innym razem. Ach, sorki, jednak nigdy - uśmiechnęłam się złośliwie. - A teraz wyjdź - wypchcnęłam go za drzwi.
Włączyłam dyktafon w telefonie.
- Mamo?
- Hm? - popatrzyła na mnie.
- Mam zaproszenie na imprezę.
- Mhm - widziałam, że mnie nie słuchała, skupiała się tylko na konwersacji ze swoim telefonicznym rozmówcą.
- Mogę na nią iść? Jest w poniedziałek - wyciągnęłam telefon z kieszeni, żeby było lepiej słychać.
- Mogę? - powtórzyłam.
- Tak, no dziecko idź już - zaczęła przepraszać klientkę za skupienie się na mnie.
Dumna z siebie odsłuchałam nagranie w moim pokoju. Ona pewnie nawet nie będzie tego pamiętała, więc lepiej mieć dowód.
Popatrzyłam na plakaty Shawn'a wiszące na ścianach, jego zdjęcia i perfumy. Zaczynałam się stresować, w końcu co jeśli będzie kazał mi coś tam zrobić?
Zaśpiewać?
Tylko nie to, błagam.
Albo będę tam stała, jak zwykła dziewczyna, nikomu niepotrzebna, bo on nie będzie mnie nawet pamiętał.
Zagryzłam wargę.
Z przejęcia rozbolał mnie brzuch. Położyłam się na łóżku.
Co się stanie, to się stanie.
***
Usłyszałam pukanie do drzwi.
Dochodziła godzina piętnasta, za trzy godziny miałam znów zobaczyć Mendesa.
Odeszłam od stołu i odniosłam talerz z resztkami kotleta sojowego.
Fuj.
- Czeeeść szczęściaro! - dziewczyny przywitały mnie chórem.
Obie również bardzo lubiły Shawna, ale zdecydowanie bardziej
One Direction.
Przyniosły ze sobą dwie ogromne walizki ciuchów, które właśnie próbowałyśmy wnieść na górę stukając o każdy schodek.
- To jest mega ciężkie - Wendy udawała, że wyciera pot z czoła.
Stała już przy drzwiach mojej sypialni.
- Ups - Louise za którymś razem o wiele mocjniej przywaliła metalową rączką o stopień.
Widziałam, jak mój tata na mnie patrzy. Te zarysowane schody na pewno mu się nie spodobają.
Rozłożyłyśmy ubrania na moim łóżku, które za chwilę znalazły się również na biurku, dywanie i szafie.
Chodziłam między nimi od jednej sukienki do drugiej uważając, żeby przypadkiem nie nadepnąć żadnych spodni lub bluzki.
- Nie potrafię się zdecydować - jęknęłam, gdy zobaczyłam, że minęła już godzina.
Usiadłam na fotelu, który już był wolny. Większość ubrań ułożona była już w ogromne sterty na podłodze.
Nic nie bylo odpowiednie.
- Nie martw się, zaraz coś znajdziemy - Lou pogładziła mnie po plecach.
- Nasza kreacja jeszcze zwali cię z nóg - oświadczyła druga. - I pana Shawna Pieprzoną Perfekcję Mendesa również.
To przezwisko dla niego zaczynało się robić nudne. Każdy musiał tak na niego mówić?
Ja powiedzialam tak na niego raz. I co? Wendy bardzo szybko to podłapała, dodatkowo czytając opowiadania o nim, w których bohaterowie zdecydowanie za często go tak nazywali.
Pokręciłam głową. Na prawdę nie widziałam już niczego ciekawego.
- Hmm - mruknęła Lou - A co powiesz na to? - otworzyłam szerzej oczy.
Trzymała przed sobą delikatną, elegancką sukienkę w jasnoniebieskim kolorze.
- Jest śliczna! - chwyciłam ją i przyłożyłam do siebie stojąc przed lustrem.
- Ubierz do niej te buty - Wen podała mi błekitne przezroczyste szpilki.
Louise otworzyła kuferek i wyciągnęła z niego kryształowe kolczyki, do których Wendy dobrała bransoletkę.
Przebrałam się i wyszłam do dziewczyn.
- Jest przecudnie! - Wendy patrzyła na mnie z tryumfem.
Ta stylizajcja zdecydowanie wygrywała.
Sukienka sięgała mi za kolano, szpilki pięknie podkreślały nogi.
- W takim razie czas na makijaż - Louise była prawdziwą specjalistką do tego, więc zaraz zabrała się za moje oczy.
Wendy w tym czasie podzieliła ubrania na należące do niej i na te, które były Lou, po czym zaczęła prostować moje włosy.
Czas mijał bardzo szybko. Któraś z dziewczyn zakryła mi oczy.
- Gotowa zobaczyć prawdziwy ósmy cud świata? - usłyszałam głos Wendy.
- Dobrze wiesz kto nim jest - odpowiedziałam myśląc o Shawn'ie.
Chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku, widząc siebie.
Na powiekach miałam jasny cień oraz kryształowy brokat, na ustach delikatny błyszczyk. Moje na codzień falowane włosy, wyprostowane były o wiele dłuższe. Całość wyglądała nieziemsko.
- Jest idealnie! Dziękuję wam! - uścisnęłam je mocno.
- Uważaj, bo pognieciesz tą kieckę! - krzyknęła rudowłosa, więc odsunełam się od nich.
- A teraz biegiem do samochodu, jeśli nie chcesz się spóźnić! Zostało ci dwadzieścia minut! - powiedziała Lou.
***
1260 słów
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top