#33

- I gdzie teraz skręcić?

- W lewo, tato - przewróciłam oczami.

Mógł mi pozwolić prowadzić, a nie co chwilę pytać się mnie o drogę.

- A teraz?

- Jedź prosto - powiedziałam odrobinkę za ostro.

Patrzyłam w szybę starając się znaleźć adres, który podała mi Millie. W końcu zauważyłam czarne cyferki składające się w liczbę 22.

- To ten dom - wskazałam na biały domek jednorodzinny. - Pozwólcie mi mówić - zwróciłam się do mamy.

- Zobaczymy jak to wyjdzie, skarbie.

Cała nasza trójka wysiadła z samochodu. Wpatrywaliśmy się w nasz cel przez dłuższą chwilę. Teraz, kiedy stał się rzeczywistością, było to o wiele trudniejsze niż się spodziewałam. Na nogach z waty podeszłam do furtki. Wcisnęłam dzwonek i odsunęłam się o krok. Za jakiś czas słychać było dźwięk otwieranego zamka.

- Nic nie zamierzam kupować, do widzenia - rzekła kobieta, która pojawiła się w drzwiach domu.

- Nie zamierzamy nic Pani sprzedawać, przyszliśmy w innej sprawie - powiedziałam szybko, tak, żeby nie zdążyła zamknąć drzwi. - My w sprawie Millie.

Jej matka zawahała się chwilę, ale podeszła, żeby otworzyć nam furtkę.

- Zapraszam - jej oschły ton głosu nie wróżył nic dobrego.

Weszliśmy za nią do domu, idąc od razu do salonu, gdzie nas zaprowadziła. Zawołała swoją córkę i za chwilę siedzieliśmy wszyscy razem na skórzanych kanapach.

- Mamy pewne podejrzenia, że Millie to... - zająknęłam się. - Moja zaginiona siostra bliźniaczka.

Ledwo zdążyłam wypowiedzieć to zdanie, a źrenice kobiety zmniejszyły się do minimum.

- Nie sądzę, żeby to było możliwe - odpowiedziała zimno i spokojnie.

Jej głos dosłownie stwarzał wokół niej lodowatą aurę, od której dostawało się gęsiej skórki, przez którą ciężko było skupić się na rozmowie.

- Jesteśmy w tym samym wieku - podjęłam kolejną próbę. - Mamy dziedziczne w mojej rodzinie znamię - Millie rozszerzyła oczy ze zdumienia.

- Nie urodziłyście się tego samego dnia - jej ton stawał się coraz ostrzejszy.

- Skąd Pani to wie? Nie mówiłam Pani kiedy mam uro...

- Dość tego! - gwałtownie podniosła się z siedzenia przerywając mi. - Proszę natychmiast opuścić mój dom i przestać wygadywać takie bzdury! - krzyczała gestykulując i wskazując palcem na drzwi.

- Niech się Pani zastanowi, tu chodzi o moje dziecko - do rozmowy wtrącił się mój tata.

- Ależ to absurd! - nagle byliśmy już w przedpokoju. - To jest moja córka i wiem to na pewno.

I zatrzasnęła nam drzwi przed nosem. Usłyszałam jeszcze jak mówi Millie, że ma zakaz zbliżania się do mnie, co trochę mnie zabolało. Mama pogłaskała mnie po ramieniu. A przecież to dla nich musiało być o wiele trudniejsze. Za chwilę staliśmy pod domem Millie w grupowym uścisku.

- Odzyskamy ją - tata pocałował mamę w policzek, po czym udaliśmy się do samochodu.

***

- Niespodziankaaa - podniosłam głowę ujrzawszy Louise i Wendy niosące bezalkoholowego szampana.

Patrzyłam osłupiała i zapłakana na przyjaciółki. Naprawdę miałam ochotę pobyć sama.

- Nie trzeba było... - uśmiechnęłam się smutno.

- Dawno nie miałyśmy takiego wspólnego wieczoru, co? - Lou rzuciła na łóżko obok mnie jakieś słodycze.

Jednak bardzo doceniałam ich gest. Może poczułabym się lepiej, opowiadając im wszystko?

Przytaknęłam.

- Mamy też twoje ulubione lody - Wendy podała mi pudełko lodów o smaku czekoladowego brownie.

OKEJ TEGO ZDECYDOWANIE BYŁO MI TRZRBA.

Usiadły na łóżku obok mnie władowując się pod kołdrę. Włączyły kanał z muzyką i naszykowaly jedzenie. Gdy mnie przytuliły już nie mogłam.

- Shawn... - zdążyłam powiedzieć i wybuchłam płaczem.

Dziewczyny wymienił zapewne wtedy porozumiewawcze spojrzenia, bo przytuliły mnie mocniej.

- Shhh, skarbie - zaczęła Louise.

- I Millie... - dodałam.

- Opowiesz nam wszystko i razem coś wymyślimy, dobrze? - dodała Wendy a ja pokiwałam głową.

***

Jakimś cudem udało im się odciągnąć moją uwagę od Shawna. Może to zasługa tego, że było już tak późno, że o niczym nie chciało mi się już myśleć. Leżałyśmy jedną na drugiej, nie mogąc patrzeć już na jakiekolwiek ciastka, czy inne śmieciowe jedzenie.

- Ja myślę - odezwała się ledwo przytomna Wendy. - Że ta kobieta porwała Millie. Wcale jej nie znalazła, tylko porwała.

- To by się zgadzało - Lou ziewnęła. - Dlatego nawet nie chciała o tym porozmawiać.

- Trzeba zrobić testy genetyczne.

- Musi wrócić do moich rodziców, tyle wycierpieli przez jej zniknięcie - pomyślałam na głos. - Teraz cierpią jeszcze bardziej, wiedząc, że gdzie ona jest, a nie mogąc z nią zamienić choćby słowa.

- Właśnie. Pisz do niej, test załatwi wszystko.

- Nie do końca. Będzie trzeba ustalić jakim cudem znalazła się w zupełnie innym domu.

SMS;Ja: chciałabym sprawdzić nasze pokrewieństwo. Proszę, to ważne dla mnie i moich rodziców

- Napisałam - wzruszyłam ramionami.

Miałam dość. To było za dużo emocji, jak na jeden tydzień.

- To może teraz czas spać, co? - zaproponowała Wen.

- Z przyjemnością - odpowiedziałam zgaszając światło.

Po kilku minutach usłyszałam jednak brzęczenie telefonu.

- Gdzie jest moja komórka? - spytałam po ciemku obmacując łóżko.

Nosz gdzie ja go położyłam.

- Auć! - usłyszałam, gdy oparłam się na czyjejś nodze.

- Boże, szybciej tam Ruth, bo całe łóżko rozwalisz - mruknęła zaspana Wendy.

- Okej, dobra, już mam.

SMS;Millie: załatw wszystko, daj znać, to wymknę się z domu, żeby zrobić badania. Dobranoc :)

Przypadkowo kliknęłam również powiadomienie ze story Shawna. Był w jakimś klubie, dodał emoji złamanego serca. Wyłączyłam telefon i odłożyłam go na szafkę. Musiałam zapomnieć.

***

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top