#30

Otworzyłam oczy i wyciągnęłm ręce przed siebie, żeby się przeciągnąć. Po mojej prawej stronie leżał na brzuchu Shawn równomiernie oddychając. Wsunęłam stopy w puchate kapcie i zeszłam do kuchni. Wstawiłam wodę na herbatę i zaczęłam wyciągać składniki potrzebne do zrobienia kanapek. Posmarowałam chleb masłem, na każdy z nich położyłam ser. Sobie ukroiłam jeszcze kawałek pomidora, a Shawnowi dałam kilka plasterków ogórka. Położyłam talerze i kubki na dużej drewnianej desce i zaniosłam je z powrotem do pokoju. Z łazienki słychać było chłopaka, który głośno śpiewał pod prysznicem. Usiadłam na łóżku na jego miejscu, które było jeszcze ciepłe i pachniało jego perfumami. Nagle jego piękny śpiew ucichł, a woda została zakręcona.

- Cześć, słońce, przepraszam, nie widziałem wiadomości od Ciebie- pocałował mnie w czoło.

Spoko, tylko musiałam na piechotę wracać po ciemku do domu.

- Zrobiłam ci śniadanie.

Brunet uśmiechnął się.

- Dzięki.

Piłam herbatę przypatrując się Shawnowi, który ze smakiem jadł kanapki.

- Za 10 minut mam taksówkę - powiedział, a ja przytuliłam się do jego pleców.

- Będę tęsknić.

- Ja też.

***

Starałam się stłumić smutek po wyjeździe Shawna, więc zaczęłam myśleć o poszukiwaniach Hope. Miałam na celowniku gazety z tamtych czasów, które przechowali moi rodzice. Nie wiem ile prawdy tkwiło w artykułach o tej sprawie, ale miałam nadzieję, że redaktorzy nie nazmyślali zbyt dużo.

- No właśnie - pomyślałam. - Gazeta.

Poszłam do skrzynki pocztowej po dzisiejszą gazetę, a to co zobaczyłam na pierwszej stronie, sprawiło, że zadrżały mi ręce.

To dlatego zniknął w klubie na tyle czasu.

W dłoniach ściskałam zdjęcie Shawna obściskującego się z jakąś dziewczyną.

Dosłownie.

Obejmował ją jakby zaraz miała uciec, a ona wcale nie była gorsza. Wpleciona ręka we włosy, druga gładziła policzek.

Kurwa, to ja powinnam być na tej okładce.

W tle tej jakże uroczej parki było jeszcze kilka dziewczyn, wlepionych w Shawna jak w obrazek.

Upuściłam papier na ziemię. Wróciłam do domu czując duży ból. Czułam się zdradzona jako dziewczyna, ale i zraniona jako przyjaciółka. Dwa ciosy na raz, trochę sporo. Łzy ciekły mi po policzkach, ale wiedziałam, że teraz muszę być silna, żeby znaleźć moją siostrę. Ruszyłam więc do samochodu z zamiarem pojechania do rodziców. Zobaczymy kiedy Mendes będzie miał zamiar mi o tym powiedzieć. Nie chciałam sama zaczynać tego tematu, przynajmniej narazie, ani robić z tego wielkiej katastrofy.
Po cichu miałam nadzieję, że to tylko pomyłka.

***

Perspektywa Shawna

- O, znowu się spotykamy - uśmiechnąłem się do Millie.

- Cześć - powiedziała ciągnąc walizkę w moją stronę. - Te opóźnienia samolotów to jakiś żart- westchnęła siadając na krześle.

- Prawda, nie wiem już co mam robić, Ruth ode mnie nie odbiera, więc nie mogę z nią pogadać - nie wiedziałem dlaczego, ale miałem nadzieję, że nic złego się nie stało. Chyba jestem trochę przewrażliwiony.

- Powiedz więc jak tam wczoraj na imprezie? - spytała.

- Myślę, że każdy dobrze się bawił. Ruth tylko wcześniej wróciła do domu, bo źle się czuła.

- Coś poważnego?

- Nie, nie wydaję mi się - zaczęliśmy iść w stronę wejścia do samolotu.

W końcu usiadłem na moim miejscu. Rozejrzałem się za Millie, jednak najwidoczniej jej miejsce było gdzieś na drugim końcu. Odczekałem chwilę, a gdy znaleźliśmy się w powietrzu włożyłem słuchawki do uszu.

***

Dni mijały, a ja żyłem w dziwnej niepewności. Nie wiedziałem dlaczego, ale Ruth zdecydowanie mnie unikała. Może nie dosłownie, bo w końcu byliśmy teraz w kompletnie innych miejscach i nie widzieliśmy się na co dzień, ale jej wiadomości do mnie były bardzo krótkie i... bezuczuciowe? Nie przypominałem sobie, żebym zrobił coś nie tak, ale zaczynało mnie to martwić.
Jednakże dzisiejszego sieczoru miałem wyjść gdzieś z Camilą. Znalezła podobno jakieś fajne nowe miejsce, więc dlaczego by nie. Musiałem przyznać, że brakowało mi tego. Poprawiając koszulę podszedłem do drzwi od mojego mieszkania. Dzień dzwonka rozległ się już kilka razy. Moim oczom ukazała się moja przyjaciółka ubrana w przepiękną żółtą sukienkę.

- Witam - uśmiechnęła się. - Gotowy?

- Oczywiście - odwzajemniłem uśmiech.

Wyszliśmy z apartamentowca. Rozglądnąłem się na boki szukając zamówionej taksówki.

W końcu jak szaleć, to szaleć, kto by po pijanemu wracał do domu sam.

Wysiedliśmy przed lokalem. Z zewnątrz prezentował się całkiem nieźle, jakieś światła, ochroniarz i inne takie.
Popatrzyłem na przyjaciółkę, którą zdecydowanie bardziej wszystkiemu się przyglądała. No cóż, najwidoczniej kobiety bardziej zwracają uwage na szczegóły. Pociągnąłem Camilę za rękę i weszliśmy do środka. Przeciskaliśmy się przez tłumy ludzi szukając jakiegoś w miarę luźnego miejsca. W końcu dostrzegłem niewielką kanapę ze stolikiem. Dziękowałem w duchu za to, że jest tu tak ciemno. Ku mojemu zdziwieniu, wolałem dzisiaj nie natknąć się na moich fanów. Nie przepadałam za nazywanie ich tak, bo czułem się wtedy jakbym zapomniał co to skromność, ale teraz nie miałem pomysłu na to, jak inaczej ich nazwać.

- Czego sobie Pani życzy? - zapytałem mając zamiar iść po pierwsze drinki.

- Nie wiem co tutaj mają, ale może coś delikatnego jak na początek? - Camila uśmiechnęła się opierając głowę na podpartych rękach.

- Oczywiście madam - ukłoniłem się i słysząc śmiech przyjaciółki oddaliłem w kierunki baru.

Zamówiłem co było potrzebne i z trudem wróciłem na miejsce. Stawiałem właśnie naczynia na stoliku, gdy w tłumie dostrzegłem...

Ruth?

Jednym ruchem wlałem w siebie trunek.

- Przepraszam cię, skarbie, zaraz wrócę - rzekłem do Camili i udałem się w stronę dziewczyny.

Ta sylwetka, te włosy, ta twarz.
To musiała być ona, ale przecież to było kompletnie niemożliwe. Tańczyła w tłumie do prawdziwej, klubowej muzyki.

Teraz uświadomiłem sobie, jak bardzo za nią tęsknię, chociaż minęło dopiero kilkanaście dni.

- Ruth? - dotknąłem jej ramienia, po czym złapałem za dłoń.

- Oh, część Shawn - popatrzyła się na mnie ze zdziwieniem.

Nie wiem kto był bardziej zdziwiony, ja czy ona.

- Mój Boże Millie, ile razy jeszcze przypadkowo się spotkamy - zaśmiałem się. - Przysięgam, że w tym granatowym świetle wyglądasz jak Ruth!

- Nic nie szkodzi, sam jesteś? Może dołączysz do nas? - zapytała dłonią wskazując na grupkę tańczący wokół niej ludzi, zapewne jej znajomych.

Alkohol szumiał w moje głowie.

- Idę po Camilę i wracam - mrugnąłem do niej okiem.

Dostrzegłem na jej dłoni bliznę, która bardzo przypominała mi tą, którą posiadała Ruth.

I wtedy mnie oświeciło.

Przecież one są tak podobne, Millie to musi być... Hope.

***

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top