#3

***

To, że wszędzie widziałam twarz Shawn'a również było wkurzające.

Gdziekolwiek bym nie spojrzała, tam pojawiał się pan Shawn Mendes.

Szłam korytarzem mijając nasz szkolny fanclub chłopaka.

Owszem uwielbiałam go, ale takie kółko fanek w szkole? To trochę chyba przesada.

Ja byłabym zazdrosna, że inne też go tak kochają.

- Hej! To ty jesteś tą dziewczyną z gazety! - jakaś młodsza dziewczyna z fanclubu podeszła do mnie. - Jejku, powiedz nam jakie to było uczucie!

Zdziwiłam się, no bo serio... Miałam wrażenie, że nikt tutaj nie wie o moim istnieniu.

- Co ja mam ci mówić moja droga, w końcu śpiewałam z Shawn'em! - odpowiedziałam udając entuzjazm.

Nie chodzi, o to, że mi się nie podobało, bo było na prawdę niesamowicie.

Po prostu ja sama chyba w to nie wierzę.

- Bardzo ładnie zaśpiewałaś. Mogę zdjęcie? - zapytała druga, brunetka w okularach.

Odmówiłam kiedy wyciągnęła telefon.

No bez przesady!

Shawn jest mój. I każdy to wie.

Oczywiście żart.

Pożegnałam się z nimi i poszłam pod klasę. Wyciągnęłam z torby zeszyt z biologii i kartkowałam go szukając ostatniej lekcji. Czytałam notatki, powtarzałam słowa. Nie mogłam się skupić, moją głowę dosłownie rozsadzały myśli o tym, co się stało przed chwilą!

To jednak było takie.. ekscytujące!

Na ławce dosiadła się do mnie Cynthia, jedna z fajniejszych dziewczyn z klasy.

- Ciasteczko? - spytała pokazując paczę czekoladowych ciastek, którą ściskała w dłoni.

- Z chcęcią - odpowiedziałam i wzięłam jedno.

Mama ostatnio kazała mi ograniczyć cukier.

Tak, dokładnie - ograniczyć cukier.

Zaczęła gotować jakieś zdrowe obrzydlistwa (była koszmarną kucharką, zdrowe jedzenie jest na prawdę dobre). Nie miałam pojęcia dlaczego tak nagle się mną zainteresowała, ale wiedziałam, że to było coś złego.

Skoro nigdy nie była dobrą matką, nigdy nią nie będzie.

A w szkole na szczęście mogłam jeść co tylko mi się podoba, a mój płaski brzuch tylko to potwierdzał.
Do nadwagi jeszcze mi daleko, bardzo.

Już bliżej do anoreksji.


Więc wzięłam jeszcze jedno ciastko.

Zobaczyłam nauczycielkę zmierzającą w naszą stronę.

- Wchodźcie do środka, dzwonek się zepsuł! - krzyczała z daleka.

Gdy sobie pomyślę, że to ostatnia lekcja humor od razu staje się lepszy.
A gdy pomyślę, że to już przedostatni rok w tej szkole, to normalnie już nie mogę doczekać się wakacji, a do nich jeszcze sporo czasu, w końcu rok szkolny dopiero się zaczął.
Otworzyłam podręcznik i zaczyłam czytać dzisiejszy temat zagłębiając się w tekście.

- Ktoś na ochotnika do odpowiedzi? - spytała kobieta.

***

Zamknęłam za sobą drzwi i ściągnęłam buty.
Zapaliłam światło w łazience, nalałam sobie mydła na dłoń i umyłam ręce.

- Dłużej nie można było? - moja mama naskoczyła na mnie nagle. - Idź się ładnie ubierz, będziemy mieli gości - spiorunowała moje ubranie wzrokiem.

Rzuciłam plecak w kąt pokoju i podeszłam do szafy. Otworzyłam białe drzwi i wyciągnęłam elegancką, bladoróżową bluzkę z dużym dekoltem. Zostawiłam moje czarne spodnie i zeszłam na dół, gdzie siedzieli już jacyś ludzie.
Matka spojrzała na mnie spode łba więc wybełkotałam ciche "Dzień dobry" i zajęłam wolne miejsce.

- Lydio, Robercie to jest nasza córka Ruth. Ruth to są państwo Evans, a to ich syn, Taylor - chłopak spojrzał na mnie, a za chwilę jego oczy powędrowały na mój biust.

Cham pieprzony.

Mieszałam spaghetti widelcem opierając głowę na ręce.
Rodzice gadali z tamtymi ludźmi o pracy, o pracy i jeszcze raz pracy.
Postanowiłam, że wstanę od stołu. Ostrożnie odłożyłam sztućce na talerz.

Może nie zauważą, że poszłam?

Wstałam, zaczęłam powoli, ostrożnie, żeby nie wydobyło żadniego dzwięku, zasuwać za sobą krzesło, a potem nieśmiało popatrzyłam przed siebie i zobaczyłam jak wszyscy przyglądają mi się z uwagą.

Ups.

- Pójdę już do pokoju - powiedziałam zawstydzona.

- Zabierz Taylor'a.

- Mamo... - patrzyłam błagalnym, a za razem żenującym wzrokiem na kobietę.

- Zabierz Taylor'a.

Nie chciałam mieć przechlapane, więc bez słowa ruszyłam po schodach na górę. Chłopak szedł powoli za mną rozglądając się wokół siebie. Weszłam do pokoju i usiadłam przy biurku. Włożyłam jedną słuchawkę do uszu i włączyłam playlistę z piosenkami Shawn'a, czyli to co zawsze.
Taylor usiadł na sofie i patrzył na mnie. Zaczęłam przeglądać Instagrama nie zwracając uwagi na blondyna.

- Dasz się zaprosić do klubu? - usłyszałam w koncu jego głos.

- Nie ma mowy - odpowiedziałam rozbawiona.

Wiedziałam, że będzie chciał tylko mnie zaliczyć.

Podeszłam do uchylonego okna patrząc na zewnątrz. Wpatrywałam się w księżyc i gwiazdy opierając się o parapet.
Przez szparę do pokoju wlatywało chłodne nocne powietrze, które teraz delikatnie muskało moją twarz. Spojrzałam na inne domy, w których światła jeszcze się paliły, potem na uliczne latarnie. Zerknęłam na mój ogród oglądając kwiaty, które jeszcze pięknie się prezentowały. Skierowałam mój wzrok na drzewo.

Nie, to nie może być to.

Od kilku dni przecież miałam spokój.

Zobaczyłam postać, którą widziałam ostatnio. Teraz stała w ogóle się nie kryjąc. Poczułam się nieswojo, strach znów mnie ogarniał. Poczułam jak tętno mi przyspieszyło, a ja zaczęłam szybciej oddychać. Kto to do cholery jest? Chciałam odejść od okna, ale Taylor objął mnie od tyłu. Zakapturzony człowiek odwrócił się i odszedł widząc chłopaka. Podążałam za nim wzrokiem.
Dostrzegłam na jego dłoni tatuaż..

Wyglądał tak znajomo...

***

- Miałam nadzieję, że bardziej się zaprzyjaźnisz z tym chłopakiem, moja droga - mama patrzyła w podłogę. - Może byłby dla ciebie dobrym partnerem, co? Wydawał się taki miły, uczynny i czuły.

- No właśnie, wydawał.

- Zrobił coś nie tak?

- Właściwie to nie...

- W takim razie dlaczego nie umówisz się z nim? - ewidentnie czegoś ode mnie chciała. Tu nie chodziło tylko o związek.

- Po co? Nie jest w moim typie - wywróciłam oczami.

- Ty w końcu nie byłabyś singielką, a wasza miłość przyniosłaby spore zyski naszej firmie - popatrzyłam na nią z niedowierzaniem.

- To na razie wszystko będzie w normie, bo nie zmusisz mnie do tego - zamknęłam jej drzwi od mojego pokoju przed nosem.

Idiotka.
Pusta idiotka.

***

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top