#20
Uśmiechnęłam się lekko dostając od chłopaka buziaka w policzek. Po trzecim spotkaniu w końcu się na to odważył. Za chwilę pogładził mnie jeszcze po policzku i mocno przytulił.
- Do zobaczenia, Jack - powiedziałam, a on odwrócił się i poszedł w swoją stronę, mówiąc coś niezrozumiałego.
Nie czułam do niego jak narazie nic, ale kto wie, co przyniesie czas.
Westchnęłam głośno i weszłam do domu. Zapaliłam w moim pokoju światło i chwyciłam w dłoń kilka moich koszulek, po czym spakowałam je do walizki. Po chwili znalazły się w niej również jakieś krótkie spodenki, sukienka i parę innych ciuchów. Położyłam się na łóżku wpatrując się w zdjęcie moje i Shawna stojące na komodzie, myśląc o tym, co jeszcze powinnam ze sobą zabrać.
Wiedziałam, że zrobię mu ogromną niespodziankę, z której na pewno się ucieszy.
Uśmiechnęłam się na tą myśl.
Chwyciłam do ręki piżamę i skierowałam się do łazienki, za chwilę biorąc długi prysznic. Po trzydziestu minutach wróciłam do pokoju od razu kładąc się na łóżko. Ustawiłam budzik na czwartą trzydzieści, za chwilę zamykając oczy.
***
Rzuciłam się przed siebie przepychając po drodze innych ludzi.
- Przepraszam - powiedziałam kolejny raz uderzając kogoś walizką.
Biegłam do kontroli głównych bagaży w okropnie niewygodnych butach, widząc, że mam co raz mniej czasu.
- Dzień dobry - przywitał mnie młody, przystojny mężczyzna, a ja odpowiedziałam mu tym samym.
Zostawiłam mu moją, zważoną już walizkę, i skierowałam się do kontroli bagażu podręcznego, gdzie kolejka była o wiele dłuższa. Co chwilę zerkałam na telefon gorączkowo sprawdzając godzinę i przesuwając się powoli do przodu. W końcu dostałam się do dużej hali ze sklepami dla oczekujących na samolot. Rozglądnęłam się za wolnymi fotelami, jednak wszystkie były zajęte. Oparłam się więc o duże okno i wyciągnęłam książkę, którą specjalnie wzięłam na taką okazję.
***
Lekkie wstrząsy wybudziły mnie ze snu, a gdy otworzyłam oczy oślepiło mnie białe światło.
- Przepraszam, kiedy lądujemy? Nie wiem ile spałam - zaśmiałam się nerwowo pytając mężczyzny siedzącego obok mnie.
- Jakieś dziesięć minut - uśmiechnął się pokazując zęby, po czym wrócił do czytania gazety, z rzeczami, które można było kupić w samolocie.
Sporzałam za okno, gdzie faktycznie widać już było ląd.
- Co będziesz robić w Ameryce? - usłyszałam pytanie.
- Lecę do przyjaciela.
- W takim razie skąd jesteś? - popatrzył mi głęboko w oczy cały czas się uśmiechając.
- Londyn - nie miałam ochoty nawiązywać żadnych nowych kontaktów, więc nie angażowałam się za bardzo w tą konserwację.
- Och, ja jestem stąd - powiedział i zapiął pasy. - Jestem Mike.
- Ruth - odpowiedziałam podając mu rękę.
- Będziemy lądować, prosimy o zapięcie pasów bezpieczeństwa - dwie stewardessy zaczęły chodzić po samolocie sprawdzając wszystkie osoby.
Za chwilę samolot był już na pasie startowym, a ludzie zaczęli wstawiać ze swoich miejsc.
- Witaj, Kanado - pomyślałam.
Wsiadłam do pierwszej taksówki, jaką udało mi się znaleźć, a kierowcy podałam karteczkę z adresem hotelu. Do koncertu miałam jeszcze cały jeden dzień, w którym miałam zamiar odespać tą zmianę czasu. Po kilkunastu minutach wysiadłam z samochodu przed dużym, eleganckim budynkiem i weszłam do środka.
__________
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top