#2
Perspekywa Ruth
W głowie cały czas miałam Shawn'a, który tak dziwnie na mnie patrzył.
Nawet, jeśli od koncertu minęło już kilka dni i tak nie mogłam przestać o tym myśleć.
Siedziałam w ławce podpierając głowę.
Może miałam coś na twarzy? Albo tłuste włosy?
Poczułam szturchnięcie łokciem.
Ewentualnie mogłam mieć rozmazany makijaż. Ale po powrocie do domu niczego złego nie zauważyłam.
- Odpowiesz mi na moje pytanie? - pani Brown wyglądała na mocno zdenerwowaną.
- Ja.. - miałam nadzieję, że wybrnę z sytuacji.
- W takim razie zrobisz dodatkowy referat na temat, o który cię przed chwilą zapytałam, na jutro - ostatnie słowo podkeśliła tak, jakby od tego zależało jej życie, głupia krowa.
- Oczywiście - wzruszyłam ramionami, a gdy tylko kobieta odwróciła się, wystawiłam jej środkowy palec.
- Igrasz z ogniem, Ruth! - chłopaki szydzili ze mnie starając się odwzorować moje ruchy.
Zadzwonił dzwonek mówiąc o końcu lekcji, więc pospiesznie zebrałam książki i jako jedna z pierwszych opuściłam salę.
O koncercie musiałam zapomnieć.
Musiałam.
***
Wyszłam przed szkołę czując ciepły wiatr na mojej twarzy.
- Ruth, zobacz co znalazłam! - Louise usiadła na schodach obok mnie.
- Gazeta?
- Ale zobacz na okładkę! "Nowy głos odkryty na koncercie młodego piosenkarza" - dziewczyna przeczytała nagłówek, a ja zrobiłam wielkie oczy. - "Kim jest dziewczyna ze sceny? Dziennikarze na pewno nie puszczą tego płazem! Shawn Mendes na koncercie popełnił mały błąd, a uratowała go ta blondynka!" - czytała dalej, a ja przyglądałam się mojemu zdjęciu w artykule.
- Mogę ją zatrzymać? - spytałam wskazując na gazetę, a Lou kiwnęła głową. - Co z Wendy?
- Dzisiaj Andrew odwozi ją do domu.
- Ten nowy?
- Mhm - wzruszyła ramionami i spojrzała gdzieś w dal.
- Myślisz, że coś z tego będzie? - spytałam trochę niedowierzając.
- Wyglada na to, że tak, ja im mocno kibicuję - uśmiechnęła się i wstała, bo autobus już od kilku minut czekał na uczniów.
Że też mój samochód musiał się zepsuć.
Zajęłyśmy ostatnie dwa wolne miejsca, a pojazd ruszył z głośnym dźwiękiem silnika. Oparłam głowę o szybę i patrzyłam na zewnątrz.
Mój wzrok przykuł chłopak, który spokojnie szedł po ulicy. Widziałam go od tyłu, był łudząco podobny do Shawn'a. Podniosłam się lekko, gdy autobus przejechał obok niego. Chciałam zobaczyć jego twarz, ale on jakby rozpłynął się w powietrzu.
***
- Co to za uwaga? - matka mierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu.
Od kiedy ja ją obchodzę?
- Pytam się.
Wzruszyłam ramionami i wywróciłam oczami.
- Ok, teraz marsz na górę do swojego pokoju, oddaj mi swój telefon. Masz szlaban.
Z bólem serca oddałam jej nowiutkiego Iphone'a i głośno tupiąc odeszłam od kobiety.
Posiadanie bogatych rodziców czasem jedak ma plusy.
Ale dlaczego ta lampucera wstawiła mi uwagę? Najwidoczniej pastwienie się nade mną przez dodatkową pracę domową jej nie wystarczyło.
Usiałam przy biurku i wyciągnęłam książki. Już miałam odrabiać matematykę, ale moją uwagę zwrócił laptop, który leżał na łóżku.
Szach-mat moja rodzicielko!
Ja: Zabrali mi telefon. Ta świnia wpisała mi dodatkowo uwagę!
Szybko napisałam na forum, które stworzyłyśmy z dziewczynami.
Lou: Kurczę, współczuję </3!!
Ja: Masakra.
Użytkownik Wendy zalogował się do czatu.
Wen: Od kiedy ich obchodzi twoja szkoła?
Ja: Zadałam sobie dokładnie to samo pytanie.
Zamknęłam ekran słysząc kroki na korytarzu.
Wróciłam do projektu z historii.
Wypisz największych bohaterów wojen i przygotuj ich życiorysy.
Zarąbiście.
***
Wyszłam spod prysznica owinięta w szlafrok. Głowa bolała mnie jak nigdy. Połknęłam dwie tabletki i odstawiłam wodę na szafkę nocną. Zapaliłam lampki, spakowałam się do szkoły. Wybrałam lakier i zaczęłam malować paznokcie. Usłyszałam wibracje mojego telefonu.
Dzięki Bogu, że kara się już skończyła.
SMS; Louise: Wendy ma nam coś do powiedzenia. Możesz gadać na video?
SMS; Ja: Spoko, zaraz dołączę.
Otworzyłam aplikację i zadzwoniłam grupowo do dziewczyn.
- Byłam dzisiaj na randce - Wendy zaczęła mówić.
- Andrew? - spytałam nie wiem po co, ale nie uzyskałam odpowiedzi.
- Nie miał Cię przypadkiem tylko odwieźć do domu? - Lou zaczynała być podejrzliwa.
- Jakoś tak się złożyło, że po drodze musiał odebrać siostrę, a mała koniecznie chciała pójść na lody.
- Czyli to była taka nieoficjalna randka? - Louise prawie spadła z krzesła.
- On sam zapytał się swojej siostry, czy ma na nie ochotę, a potem tak samo wyszło - zaśmiała się. - Kończę kochane, muszę się wyspać, jutro rano mam zajęcia - powiedziała i rozłączyła się.
Podeszłam do okna, żeby zasłonić zasłony, a wtedy niemalże przeżyłam zawał serca.
W moim ogrodzie, za wielkim starym drzewem ktoś stał.
Stał i się mi przyglądał, chyba nie sądził, że go widzę. Dzięki słabemu światłu ulicznych lamp widziałam, że miał kaptur, nie mogłam zobaczyć jego twarzy. Trzęsącymi dłońmi zasłoniłam okno i położyłam się w łóżku. Starałam się uspokoić, przykryłam się kołdrą i wdychałam zapach świeżej pościeli. Bałam się odwrócić, bałam się otworzyć oczy. Wsunęłam się pod kołdrę bardziej i pod nią zapaliłam latarkę w telefonie.
***
Dźwięk budzika zwalił mnie z łóżka. Z zamkniętymi oczami podeszłam szafy i wyciągnęłam z niej outfit na dziś. Szybko się ubrałam, pomalowałam się, wzięłam plecak i zeszłam na dół. Zrobiłam sobie śniadanie do szkoły oraz coś co mogłam zjeść teraz.
Dzisiaj wybrałam naleśniki.
Do wyjścia miałam jeszcze godzinę, więc na spokojnie mogłam je zjeść.
Polałam porcję sosem klonowym i bitą śmietaną.
Do kuchni weszła moja mama.
Zdziwiło mnie to, bo raczej rano była w biurze.
Ale nie obchodziło mnie to na tyle, żebym się o to zapytała.
Kobieta zaparzyła kawę, a za chwilę do pomieszczenia wszedł mój ojciec.
- Niedługo będą twoje urodziny - powiedział. - Jak zwykle zrobimy ci imprezę, masz jakiś określony prezent? - spytał.
Moje urodziny to był tak na prawdę jedyny czas, w którym mogłam poczuć, że są moimi rodzicami.
- Mam kilka pomysłów, ale jeszcze się nie zdecydowałam - odłożyłam talerz do zlewu i poszłam ubrać buty.
Rodzice mieli wolne, więc mogłam pojechać ich samochodem.
SMS; Ja: Podjadę po was. Bd za 5 min :)
Poinformowałam przyjaciółki i włożyłam kluczyk do stacyjki. Ruszyłam przed siebie, a za kilka minut byłam już pod domem Wendy.
***
- Masz szczęście, że go napisałaś, Panno Davies, dzięki temu nie dostaniesz jedynki - nauczycielka oglądała mój referat już dobre piętnaście minut.
Ale serio? Dodatkowa praca, uwaga, ochrzan od matki i jeszcze miałabym dostać jedynkę? Jestem aż taka zła?
Wyrwałam jej kartki z ręki, kiedy mi je podawała i wróciłam na miejsce koło Wendy.
Zapisałam temat lekcji, po czym włożyłam słuchawki do uszu i oparłam głowę na ramionach.
Po kilku minutach jednak mi się to znudziło i zaczęłam przyglądać się dziewczynie siedzącej obok mnie.
Pisała z kimś zawcięcie co chwilę uśmiechając się na przychodzące SMS'y.
Znowu ten Andrew?
Rozglądnęłam się po klasie. Akurat na historię z nami nie chodził.
Znów położyłam się na ławce, ale nie trwało to długo. Zadzwonił dzwonek, a ja wyszłam z pomieszczenia idąc w stronę stołówki.
Zajęłam stolik dla mnie i dziewczyn, po czym wyciągnęłam sałatkę, którę przygotowałam w domu.
Jadłam w milczeniu w myślach powtarzając temat na następną lekcję.
Lou dosiadła się do mnie ze swoją tacą.
- A tamtą gdzie znów wywiało? - spytałam.
Blondynka wskazała ruchem głowy na stolik znajdujący się na samym końcu sali.
Siedział tam Andrew, kilka chłopaków z drużyny... No i nasz rudzielec.
Wsadziłam sobie kolejny widelec do ust i zakrztusiłam się pomidorem.
Przy wejściu stał sobie chłopak rozmawiający z kolegami.
Wyglądał tak znajomo.
Wygladał jak Shawn!
- Zaraz wracam - powiedziałam niezrozumiale i prawie biegiem rzuciłam się przed siebie.
Byłam już tak blisko, on był teraz odwrócony do mnie plecami.
Wyciągnęłam dłoń przed siebie i powiedziałam cicho:
- Hej - wtedy chłopak odwrócił się, a ja ujrzałam niebieskookiego nastolatka z piegami. - Ach, sorki, pomyliłam Cię z kimś - wyjąkałam krótko i wróciłam na moje miejsce.
- Co to miało być? - Louise patrzyła na mnie dziwnie.
- Pomyłka - machnęłam ręką czując jak rumieńce powoli schodzą z moich policzków.
Dziewczyna uśmiechnęła się spoglądając w inną stronę.
- Popatrz. Widzisz?
- Co?
- Jack Will, siedzi obok Wendy. Ostatnio cały czas się na ciebie gapi, wszędzie gdzie ty jesteś, on również. Chyba wpadłaś mu w oko - powiedziała z jeszcze większą radością na twarzy.
- Ale on mi nie - skrzywiłam się patrząc na Jack'a.
Był w sumie nawet przystojny, ale... nie umawiam się z młodszymi.
***
Podeszłam do zasłon, żeby zasłonić okno. Ostrożnie wyjrzałam na zwenątrz.
Pusto.
Odetchnęłam z ulgą. Pewnie wczoraj coś mi się przewidziało. Może to wina przemęczenia.
Przykryłam się i ułożyłam na poduszce. Zamknęłam oczy, a sen za chwilę ogarnął moje ciało.
***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top