#18
Dzisiaj był ostatni dzień, który mogłam spędzić z Shawnem. Chciałam go dobrze wykorzystać, więc wspólnie wybraliśmy basen.
Wstałam kilka minut po dziewiątej i od razu ruszyłam do łazienki, po kryjomu zabierając ze sobą strój kąpielowy. Ubrałam się w niego, po czym założyłam na to jeszcze zwykłe ubrania. Na twarz nałożyłam tylko krem nawilżający.
- Cholera - powiedziałam cicho, gdy wsadziłam sobie szczoteczkę od wodoodpornego tuszu do rzęs do oka.
Do małego plecaka spakowałam klapki, ręcznik i szczotkę do włosów.
- A Ty gdzie się znowu wybierasz? - spytał mój ojciec.
- Znów do biblioteki. Z moim kolegą z klasy mamy przygotować referat na wtorek - wzruszyłam ramionami.
- O czym? - mężczyzna był podejrzliwy.
- Em.. - zawahałam się. - O tym, jak smog, samochody i działania ludzkie wpływają na owady, w tym najważniejszy temat: pszczoły - wyrecytowałam tytuł ostatniej pracy Louise.
Dziewczyna dość mocno interesowała się takimi tematami i należała do wielu kółek przyrodniczych oraz fundacji.
- Mhm - mruknął. - Za ile będziesz?
- Myślę, że nie dłużej, niż trzy godziny.
- Przynieś tą pracę, będę chciał ją przeczytać - uśmiechnął się złośliwie.
Jednak ja byłam sprytniejsza.
SMS;Ja: Pożyczysz mi swój ostatni referat na jeden dzień? Sprawy z rodzicami.
Czekałam chwilę, ale nie odpisywała. Oby mój plan się powiódł.
Mój telefon zabrzęczał głośno.
SMS;Shawnie: Gotowa?
Ale to był tylko Shawn.
SMS;Ja: Zaraz będę za zakrętem ;)
***
- Gdzie idziemy najpierw? - zapytałam z uśmiechem i słyszalną radością w głosie.
Spotkaliśmy się w połowie korytarza między wyjściem dla mężczyzn a wyjściem dla kobiet.
- Co powiesz na... tamte zjeżdżalnie? - wskazał głową na trzy połączone krótkie tory znajdujące się z naszej lewej strony.
- Przecież to jest dla dzieci! - zaśmiałam się.
- Po tym jak zjedziez ze mną, nie będziesz już tak sądziła - uśmiechnął się rzucając mi wyzwanie swoim spojrzeniem.
- Ach tak? W takim razie chodźmy - powiedziałam udając obojętną.
Po małej drabince weszłam na górę, a Shawn stanął obok mnie.
- Do zobaczenia na dole! - krzyknął tylko, po czym usiadł tyłem i zjechał ze zjeżdżalni łamiąc wszelkie przepisy.
Ja postanowiłam nie podpisywać się przed nikim i tylko z rozpędu zjechałam będąc prawie od razu na dole.
- To może teraz ta z pontonami? - zaproponowałam, a chłopak wzruszył ramionami uśmiechając się.
Wyszliśmy z wody i idąc po płytkach doszliśmy do sektoru z czterema kolejnymi zjeżdżalniami - pontonową, zwykłą, turbo i multimedialną.
- Wziąć to za Ciebie? - spytał podnosząc swoje żółte dmuchane koło.
- Poradzę sobie - prychnęłam i wzięłam moje.
Weszliśmy po schodach na trzecie piętro budynku i ustawiliśmy się w kolejce, która przemieszczała się do przodu bardzo szybko. W końcu Shawn ustawił swój ponton w spływie, a ja popchnęłam go rękami, po czym sama zjechałam. Płynęliśmy przez liczne zakręty, natrafiając na ciemne i oświetlone małymi kolorowymi lampkami części zjeżdżalni. Z daleka można było usłyszeć jak małe dzieci wygłupiają się i krzyczą. W końcu zobaczyłam oślepiające światło i za chwilę znalazłam się w małym zbiorniku.
- Teraz chodźmy na turbo! - zawołał
Shawn z nieukrywaną ekscytacją.
Popatrzyłam na niego z przerażeniem.
- Przecież ona jest prawie całkiem pionowa! - powiedziałam głośno. - Widzisz ten znak?
Przed nami widniał tekst przetłumaczony na kilka języków.
Zjeżdżalnia o zwiększonej możliwości wypadków.
- Będzie dobrze, zobaczysz - pociągnął mnie delikatnie za dłoń.
Niepewnie ruszyłam ponownie wchodząc na trzecie piętro.
Do tej zjeżdżalni nie było już takiego tłumu.
- Shawn, ona niedawno była nieczynna - popatrzyłam na niego oczami szczeniaka.
- O nie, Ruth - zaśmiał się. - Nie wykręcisz się.
Przecież mówiłam prawdę! Ale było już za późno. Brunet zniknął w ciemnym tunelu, A ja po kilkunastu sekundach zobaczyłam zielone światło. Rzeczywiście szybkie to turbo. Zamknęłam oczy i puściłam się w głąb zjeżdżalni. Czułam wiatr na mojej twarzy i wodę, która wlatywała mi do ust, jednak zanim zdążyłam o czymkolwiek pomyśleć, byłam już na dole. Shawn uśmiechał się z rozbawieniem.
- To wcale nie jest śmieszne - mruknęłam.
- To czas na multimedialną - w jego głosie wyczułam dużą pewność siebie.
- Nie każ mi tam iść, proszę - Uśmiechnęłam się.
- Dobrze, ale ja sobie tego nie odpuszczę - mrugnął do mnie i skierował się do schodów.
***
- Szkoda, że już musisz wracać - powiedziałam, a Shawn pogładził mnie po policzku.
- Niestety, koncert sam się nie zaśpiewa - zaśmiał się. - To już za tydzień, a muszę zrobić jeszcze kilka prób, chcę wypaść na nim naprawdę dobrze, w końcu to w moim mieście - uśmiechnął się smutno.
Kopnęłam wkurzona kamień leżący na chodniku. Przez ten szlaban nawet nie mogłam pojechać na lotnisko.
Poczułam jak łza kręci mi się w oku.
- Nie płacz, Ruth - roześmiał się wyciągając łzę palcem.
- To nic takiego - powiedziałam. - Tak będzie zawsze jak będę się z Tobą żegnać, bo widzimy się naprawdę rzadko - Uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił to, jednak z lekkim smutkiem w oczach.
Za chwilę po Shawna przyjechał samochód, a ja nie patrząc na niego, poszłam do domu.
***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top