#15
Jak to miło słyszeć dźwięk jakiejkolwiek wiadomości z mojego telefonu po tak długiej przerwie.
Siedziałam na pokoju w zupełnych ciemnościach, opierając się o drzwi balkonowe, rozkoszując się w miarę ciepłym wieczornym powietrzem wpadającym przez drugie otwarte okno.
SMS; Shawn: Dziś są twoje urodziny.
Trochę późno to napisał, Bo minął już prawie cały piętnasty kwietnia, ale nie spowiewałam się, że w ogóle będzie pamiętał.
SMS;Ja: Wiem, nie trzeba mi o tym mówić
SMS; Shawn: Mam dla ciebie niespodziankę.
Uśmiechnęłam się szeroko sama do siebie.
SMS; Ja: Jedyny prezent z jakiego bym się teraz cieszyła, to ty, Shawn.
Jak to zabrzmiało romantycznie.
Mam nadzieję, że niczego dziwnego sobie nie pomyśli.
SMS; Ja: Tęsknię, wiesz?
Długo zwlekał z odpowiedzią, ale w końcu mój telefon wydał dźwięk nadchodzącej wiadomości.
SMS; Shawn: Wyjrzyj przez okno.
Mozolnie odwróciłam się za siebie.
Że co?
Znowu ten cholerny człowiek w kapturze?
SMS; Ja: Skąd wiesz o tej postaci, która co jakiś czas patrzy na mnie przez okno?
Nie odpisywał już od kilku minut. Wgapiałam się w telefon czekając na cud. Odeszłam od okna.
Usiałam na łóżku.
Nie rozumiałam co się dzieje, a moje serce biło szybko od strachu przed tajemniczą postacią.
Co z tą niespodzianką?
Trochę przykro.
Jakis kamyczek stuknął o moją szybę, a moje ciało przeszedł dreszcz. Czego to coś ode mnie chce? Podeszłam powoli do okna. Moje nogi były miękkie jak wata cukrowa. Albo nawet gorzej. Zapaliłam ogrodowe światło. Spod kaptura postaci widać było jej szeroki uśmiech.
Nie, to niemożliwe.
Powoli uniosłam ręce do góry chwytając za ubranie, po czym ściągnęłam kaptur całkiem.
- Shawn? - wyszeptałam.
Błyskawicznie otworzyłam okno, a chłopak wszedł się do mojego pokoju.
- Wszystkiego najlepszego, Ruth. Proszę.
Wręczył mi torbę z prezentem, którą przez ten czas trzymał za plecami.
- Zaraz, zaraz - mój uśmiech zniknął z twarzy.
- Coś się stało?
- Zawsze to ty tutaj stałeś? - zmierzyłam go wzrokiem.
- Jakby ci to powiedzieć... - jąkał się.
- Masz mi coś do powiedzenia?
- Tak, to byłem ja.
Nagle we mnie zawrzało, emocje sięgnęły zenitu.
- Ty Mendo! Wiesz jak ja się bałam?! - wykrzyczałam mu w twarz, jednak on tylko się uśmiechnął na dźwięk tego przezwiska.
- Ruth? Z kim ty znowu gadasz? - spytał mój ojciec, który zdecydowanie zbyt głośno oglądał ten mecz.
- Tylko film oglądam! - odkrzyknęłam.
- Wiem, wiem - Shawn kontynuował i zrobił krótką przerwę. Przytulił mnie i ściskał mocno. - Sam nie wierzę, że nie powiedziałaś o tym swoim rodzicom ani policji - powiedział cicho. - Ja też tęskniłem, wiesz? - zaśmiał się.
Wtuliłam się w niego jeszcze bardziej.
"Nadal nieziemsko pachniał" - pomyślałam wspominając dzień, w którym po raz pierwszy go spotkałam.
Chłopak usiadł przy moim biurku oglądając zdjęcia wiszące nad nim. Za chwilę wstał oglądając komodę i każdy inny szczegół mojego pokoju, aż w końcu zobaczył to, co troszeczkę mnie zawstydziło.
- To ja? - spytał rozbawiony.
Jednak raczej był to zwykły przyjacielski uśmiech, a nie żadna pogarda.
- Nie, duch święty- odburknęłam wciskając poduszkę z jego wizerunkiem za inne poduszki. - Dostałam od Louise kilka lat temu.
- Rozumiem - nadal się uśmiechał.
Nastała krótka chwila zupełnej ciszy.
Przysięgam, że mogłam usłyszeć jak kot sąsiadów zrzuca wazon w ich salonie.
- Co robimy? - spytałam.
Shawn odwrócił się patrząc na mnie.
- Może się gdzieś przejdziemy? - spytał ze zwieszoną głową w dół.
- Czemu nie - powiedziałam wzruszający ramionami.
- Powiesz rodzicom? - spytał z wyczuwalny troską w głosie.
- Nigdy nie wchodzą do mojego pokoju wieczorem, zresztą ich tam nie obchodzi to co robię - uśmiechnęłam się sztucznie. - A teraz debilu, wychodź przez okno, będziesz mnie łapał.
Zatrzasnęłam okno balkonowe. Przełożyłam nogi przez barierkę i skończyłam prosto na Shawna.
Ma szczęście, że mnie złapał.
- Masz jakiś pomysł? - zapytałam otrzepując spodnie z kilku okruszków ziemi. - Chociaż... Ty przecież nie znasz okolicy.
- Akurat szukałem tu miejsc, do których moglibyśmy pójść.
- Niezłe poświęcenie - wywróciłam oczami za chwilę się śmiejąc.
On jednak kontynuował nie zważając na moje uwagi.
- Ten park kilka ulic stąd wydaje się być ciekawy, ewentualnie jakaś kawiarnia, która będzie czynna do tej pory - powiedział.
- Jest tu jeszcze wesołe miasteczko. Albo jezioro. Bardziej staw. Nieważne - rzuciłam.
- Zobaczymy gdzie nas nogi zabiorą - mrugnął jednym okiem uśmiechając się.
Ruszyliśmy jedną z uliczek prowadzących na główną. Milczeliśmy, ale żadne słowa nie były tu potrzebne.
***
Shawn otworzył mi drzwi i ruchem ręki wskazał, żebym weszła.
Zabrał moją dżinsową kurtkę i zawiesił ją na wieszaku koło stolika.
Wspólnie uznaliśmy, że ten pub prezentuje się całkiem nieźle.
- Co sobie Pani życzy? - spytał znad menu.
- Nie jestem szczególnie głodna, więc może koktajl malinowy? - powiedziałam, a kelner zapisał to w swoim notatniku.
Wyglądał na przemęczonego.
- A ja poproszę truskawkowy - Shawn uśmiechnął odgarniając włosy z czoła.
- Czy życzą sobie Państwo naszą dzisiejszą niespodziankę? - pracownik schował swój długopis do kieszeni fartucha.
- Poprosimy - zanim zdążyłam zastanowić się nad pytaniem, Shawn odpowiedział kelnerowi mrugając do mnie przy tym.
- Ładnie tu - stwierdziłam po dłuższej chwili ciszy.
- Całkiem przytulnie - potwierdził patrząc na granatowo-czerwony szyld.
Odpakowałam jedną z tych darmowych malutkich czekoladek i wsadziłam do ust. Oparłam głowę na ręce i podziwiałam ludzi idących po chodniku przed lokalem.
- Nie wyłączyłeś lampy, idioto! - powiedziałam chyba trochę zbyt głośno, bo kilka ludzi się popatrzyło.
Brunet przed chwilą zrobił mi zdjęcie.
- Już usuwam - wywrócił oczami za chwilę szeroko (i cudownie) się uśmiechając.
- Już jest na instagramie, miałeś na myśli? - uniosłam brew.
Jego mina mówiła sama za siebie.
Po chwili na stolik przeniesiono nasze zamówienia.
- Ja najpierw chcę spróbować tego - Shawn wskazał palcem swojej ogromnej dłoni na dziwny kieliszek wielkości lampki wina z dziwnym gęstym napojem, a ja zaśmiałam się z jego miny, przez którą wyraźnie przemawiała głęboka ekscytacja.
- To z pewnością zawiera alkohol, więc ja dziękuję - odsunęłam trunek w jego stronę.
- Nawet nie sprawdzili, czy jesteśmy pełnoletni - prychnął biorąc duży łyk niespodzianki.
Zamieszałam słomką w koktajlu.
- Faktycznie mocne - uśmiechnął się błogo i otworzył oczy. - Trzeba uczcić twoje urodziny - odpowiedział widząc mój wzrok.
***
- Shawn, błagam Cię, rusz dupę - pociągnęłam go za rękę.
Tajemniczy napój był mocny.
Za mocny.
- Mam ochotę - zaczął coś bełkotać. - Pójść do... - dodał po przerwie. - Parku!
- I tak będziemy tamtędy szli, bo to najszybsza droga do mojego domu - powiedziałam szybko.
Chłopak zatoczył niezłe kółko, po czym potknął się o krawężnik.
- Jeszcze tylko dwie ulice - popchnęłam go delikatnie w prawo.
- To bardzo daleko - popatrzył się na mnie z miną zbitego psa.
- Nie sądzę - pokręciłam głową z rękoma opartymi na biodrach.
Gdy znaleźliśmy się już w parku, Shawn znowu się odezwał.
- Chodź na ławkę - rzucił tak nie wiadomo skąd.
Usiadłam więc na najbliższej z nich, a brunet objął mnie ręką.
- Ogólnie, to mam ci coś bardzo, Ale to bardzo ważnego do powiedzenia - popatrzył na mnie z ogromną powagą.
Uniosłam brew oczekując dalszego ciągu wydarzeń.
- Podobasz mi się, wiesz? - powiedział, a ja prawie udusiłam się powietrzem.
_________________
Dziękuję za 500 odczytów ❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top