Prolog


28.12.2015

Przerwa. Czas odpoczynku i wspólnych chwil spędzonych w gronie rodziny. Nie mając na względzie niezliczonych imprez, ćpania w kącie pokoju i udawania, że cały świat krąży w dobrą stronę.
Czy myślałem, że przerwa zmieni mnie jako człowieka?
Oczywiście, że nie, nie jestem idiotą. Jednak to dopiero początek i wydaje się nużący oraz dosyć monotonny.
Przez ostatnie dni zabawiałem siostry: plotłem warkoczyki, wiązałem kokardki na sukienkach i pomagałem Lottie nałożyć róż na policzki. Wspaniałe chwile. Nie wspominając o moich urodzinach, które, jak co roku, doprowadziły mnie do smutku.
Bo to nie tak, że staję się młodszy i żeby było jeszcze cokolwiek na tym świecie materialnego co mogłoby mi przynieść odrobinę radości. Moja mama była zabiegana przez całe święta, gotując, sprzątając, strojąc- ledwo zauważyła, że wróciłem. Czułem się opuszczony i ,co gorsza, wykorzystany. Nikt nie poświęcał mi uwagi. Nikt nie wydawał się cieszyć, że znowu spędzam z nimi czas.
Wiem, że jestem winny samemu sobie, bo żadna z tych rzeczy nie wydarzyłaby się gdybym sobie nie wymarzył podbijania świata. Smutną prawdą jest fakt, że cała rodzina nauczyła się żyć beze mnie. W przeciągu pięciu lat zdążyło się tyle zmienić, ale mnie nie było, żeby odbić na ich wspomnieniach ślad własnej twarzy.

Odrzuciłem ostatnie myśli i przekręciłem wreszcie klucz. Zajęło mi chwilę, by zrzucić buty tuż przy drzwiach i odwiesić płaszcz na wieszak. Oto następne miejsce, które sprowadzi na mnie serię niekończącej się rutyny. Dom, zamieszkiwany przeze mnie i Harryego od 2011 roku na przedmieściach Londynu, wydaje się ostrzegać mnie przed czymś większym. W powietrzu unosi się zapach słodkich perfum, drażniący moje zatoki i...chwila, serio, perfumy?
Co do kurwy?
Marszczę brwi, ruszając przez korytarz do salonu w którym nie zastaję żywej duszy. Chociaż kanapa może służyć za dowód, że ktoś tu jest: zarzucona różnorodnymi sukienkami. Unoszę ze stołu buty na koturnach, jednak zszokowany, szybko je opuszczam.
Co tu się wydarzyło? Gdzie jest Styles? Ktoś się włamał?
Wzdycham cierpko, wyjmując z barku Baileys, by łyknąć połowę butelki jednym tchem. W oczach mam łzy, ale nie wiem dokładnie skąd się tam wzięły. Przechylam głowę nad barkiem, dusząc się suchym szlochem, kiedy butelka ląduje ciężko na blacie i chwieje się na krawędzi.
Jestem takim słabym człowiekiem. Podczas trasy przynajmniej tyle nie myślałem, zajmowałem się robotą i owszem byłem pod presją, ale to nie było złe, ponieważ byłem zmuszany udawać szczęśliwego.
I co teraz?
Część mnie myślała o nie odzywającym się do mnie Stylesie, który już od prawie dwóch lat ma do mnie problem. Nie wiem jaki. Podobno nikt nie wie. Moim zadaniem życia jest domyślić się samemu co uderzyło młodemu do głowy.
To wcale nie ułatwiało sytuacji, znaczy się, jasne, można powiedzieć: czemu by nie wyjechać do innej posiadłości, huh!? No czemu nie? Masz ich tyle! Bez Stylesa!
Kłopot w tym, że to mój główny dom. Każdy taki ma. To ten w którym przeżyłeś najwięcej godnych zapamiętania chwil, to ten w którym najbardziej się cieszyłeś, bo wszystko tutaj miało swój początek. Wszystkie twoje graty, ulubione meble, kolory ścian są tutaj. Stworzyłem charakter tej chaty i niestety, czuję się do niej przywiązany.

"Co ty tu robisz?" na jego głos odwracam powoli głowę i...nie wiem czy bardziej dziwi mnie kokardka zaplątana w jego włosy czy brokat na policzkach. Wracam spojrzeniem na barek i znowu na niego- jak otępiały.
Z racji, że Harry należał do spostrzegawczych, od razu zauważył na co patrzę i nerwowymi ruchami sięgnął do góry po wstążkę.
Coś mi się wydaje, że różu na policzkach początkowo nie było, prawda?
"Em, mieszkam?" przecieram oko, po czym sięgam po trunek i wykonuję następny haust. Cisza wyżera mi pewność siebie, gdy ponawiam spojrzenie na bruneta. "Nie będę dopytywał." odzywam się cicho, obrysowując palcem wylot butelki. "Mam to w dupie."
Te kilka słów wystarcza, by Harry wypuścił wstrzymywany oddech. Przytakuje niepewnie, dalej nie do końca wierząc na uszy i miętoli w palcach brzeg szarej bluzy, która opina jego kształty. Rusza w stronę kanapy i kuli się w rogu.
"Senna przyjeżdża za godzinę." mówię od niechcenia "Posprzątaj tu, jeszcze pomyśli, że ją zdradzam."
"Dobrze." szepcze delikatnie, zgarniając sukienki w ramiona. "Będzie tu długo?"
"A co to za pytanie?" unoszę wysoko brwi, na co przyciska do piersi materiały. "Jest moją laską, nie będę jej liczył dni, może tu być ile tylko zapragnie. To co moje jest jej. To co jej jest moje."
Nie jest to szczera prawda. Szybciej ogromne kłamstwo przefiltrowane przez mój nietrzeźwy mózg.
"Dobrze." brzmi bardziej złowrogo, ale nie rusza mnie to w żadnym stopniu. Potem zaczyna się kierować w stronę schodów.
"Będzie pracować online." Harry spogląda na mnie zaciekawiony. "Wiesz, dietetyk te sprawy. Pewnie zamknie się w pokoju i każe mi spierdalać, jak zwykle, kiedy kogoś potrzebuję." śmieję się bez cienia humoru i widzę, że na twarzy Stylesa wystąpiło prawdopodobne współczucie.
Którego zdecydowanie nie potrzebuję. Zwłaszcza od niego.
"Nieważne." odwracam się w stronę okna za którym pada puszysty śnieg. "Jakby kiedykolwiek mi na niej zależało."
Zwrotnej odpowiedzi nie dostaję, zastępują je głośne, oddalające się ode mnie, kroki.

***
Przy stole mam ochotę zabrać każdemu nóż i wbić je sobie w jaja. Jest jeszcze ciszej niż wcześniej w salonie, chociaż przybyło o jedną osobę. Senna pisała na czacie z klientem, a Harry, smażący akurat schabowe, zerkał co chwila z nienawiścią na dziewczynę.
Trzymaj mnie boże.
"Cieszysz się, że wreszcie spędzimy trochę czasu razem?" zagajam, wymuszając uśmiech. Dziewczyna macha na mnie dłonią i przyspiesza pracę kciukami na smartfonie.
"Senna."
"Mhpm"
"Odpowiesz mi?"
"Nie widzisz, że pracuję?" warczy, posyłając mi wściekłe spojrzenie. "Jaki tym razem masz problem?"
Nie odpowiadam, prędko zakrywając obiema rękami twarz w celu uspokojenia nerwów. Czy jest coś gorszego na tym świecie? Jestem kurwa pewny, że nie.
Unoszę spojrzenie w chwili gdy czuję przyjemny zapach doprawionego mięsa. Harry nakłada każdemu po kawałku, jednak nie trzeba być geniuszem, żeby spostrzec, że najgorszy (przypalony) kąsek ląduje na talerzu blondynki. Znam Stylesa za dobrze, takie sytuacje u niego nie wychodzą przypadkowo.
Senna aż przerywa konwersacje.
"Jesteś ty poważny?" piska, potrząsając z niedowierzaniem głową "Mam to zjeść?"
"Cóż, mógłbym ci wymienić wiele innych rzeczy, które możesz z tym zrobić." rzuca patelnię na palnik, a następnie przysiada na krześle, by nachylić się w stronę dziewczyny. "Na przykład wsadzić..."
"Dość!" nabijam sobie jej sznycel na widelec i zamieniam go ze swoim. "Jebane dzieci z was. Nienawidzę dzieci."
"A ja nienawidzę go!" wydziera się, pokazując zatipsowanym palcem na bruneta. "Czemu nie możesz go stąd wywalić? Albo przeprowadzić się ze mną w inne miejsce..."
"Nie rozmawiam z tobą na ten temat." ucinam. Senna dobrze wie, że wszystko straciłoby sens, gdybyśmy się przeprowadzili z dala od ludzi. Z dala od Harry'ego.
Brunet wstaje gwałtownie od stołu i nim zdążę się obejrzeć, zawołać, chwycić za dresy, jego już nie ma.

***
Naciskam na klamkę do jego pokoju, ale ona ani drga, dlatego pukam i nie panuję nad tym, że moje brwi spotykają się pośrodku.
Chciałem pogadać z Harrym, bo cała ta sytuacja, nie dawała mi spokojnie zasnąć, ale okazuje się, że ktoś zamontował sobie w drzwiach zamek?
On chyba sobie ze mnie, kurwa, żarty stroi.
"Możesz mnie wpuścić?" pytam dobitnie, przyciskając usta do ściany, żeby mnie lepiej usłyszał. Ponawiam pukanie. "Harry. Proszę cię. Potrzebuję rozmowy."
Zero odpowiedzi, nawet pomruku.
Ściana za moimi plecami służy za idealną podpórkę, gdy przylegam na nią całym ciałem. To się nie mieści w głowie. Mój Harry, mój dawny Harry, zawsze otwierał drzwi na oścież, żebym wpadał na nocki. Nie potrafiliśmy się długo kłócić, ponieważ nikomu tak nie ufaliśmy jak sobie.
Może faktycznie ludzie się zmieniają, nie tylko z wyglądu, ale i też z charakteru.
Jeśli chodzi o Sennę...nigdy nie okazał jej aprobaty, co było do niego niepodobne w tamtych czasach. Za każdym razem, gdy słyszał, że 'senna wraca z nami w trasę' czy 'zabieram sennę na kolację' Styles markotniał. Pytałem go czy kiedykolwiek powiedziała na jego temat coś co go uraziło, ale zaprzeczał. Nie sądziłem, że ta nienawiść się utrzyma. I nie podejrzewałem, że zajdzie tak daleko, że przyczyni się do rozłamu naszej przyjaźni.
Któregoś dnia zabrałem do klubu Trace, mając nadzieję, że chociaż ona przypadnie mu do gustu- to głupie, ale pragnąłem, żeby mój najlepszy przyjaciel w końcu polubił osobę z którą się spotykam.
Ale tak nigdy się nie stało. Wróciłem do Senny, bo tak było prościej i z każdą naszą rozmową było gorzej: odpowiedzi były jednosłowne. Fani zauważyli, że się od siebie oddaliliśmy i chociaż z całych sił próbowałem posklejać naszą relację, Harry nie pomagał.
Ostatecznie się poddałem, jednak przysięgam, nie było minuty w której za nim nie tęskniłem.

Nieważne. Nie ma co do tego wracać.

Schodzę do kuchni, owijając się szczelniej szlafrokiem. Za dużo zakorzenionych w czasie myśli wyszło spod ziemi, żebym mógł teraz usnąć. Przygotuję sobie herbatę i poczekam, aż mnie zamuli na stole: to i tak lepsze niż spanie z Senną.
Wyciągam z górnej szafki mój ulubiony kubek przypominający misia i wrzucam na dno torebkę ziołowej herbatki. Niepotrzebny papierek ląduje w koszu, ale los chciał, żeby wraz z nim moje spojrzenie.
"Co do cholery?" patrzę w jedno miejsce zdecydowanie za długo. "Co..." mój głos skacze od emocji i wstrzymywanego płaczu.
Co tu robią strzykawki? Na chuj mu strzykawki?
Przygryzam dolną wargę i wzbieram się w odwagę, by sięgnąć po ampułkę wyrzuconą z igłami. Przed oczami mam serię mrocznych scenariuszy. Fiolka wygląda jak każda inna z aptecznej półki, dopóki nie czytam malutkiego druku na etykiecie.
Estrogeny. Żeńskie hormony... chwila chwila, co? Nie. Po co mu one? Na pewno nie do tego co myślę.
To nie może być prawda.
Nie może. Potrząsam głową, odrzucając nieproszone myśli.
Skoro nie po to, to do czego?
Musi być logiczne rozwiązanie.
Nie ma innego.

Wrzucam wszystko co wyciągnąłem do kubła i obserwuję jak moje ręce się trzęsą.
Przecież to nielogiczne, Harry jest taki piękny jako facet, myślałem, że o tym wie. Nigdy mi nie powiedział, że czuje się inaczej.

Ogarnia mnie niewytłumaczalna panika, której nie potrafię pohamować przez następne dni.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top