7
2.02.2016
Dwanaście dni później, Harry zostaje wypisany ze szpitala. Dostaje zalecenie od lekarza, żeby nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów i myć się bardzo ostrożnie w okolicach krocza. Tutaj poproszono mnie o małą pomoc, żebym nie spuszczał z niego oka i- jeśli mi na to brunet pozwoli- być obecnym w czasie jego kąpieli.
Wciąż nie udało mi się dowiedzieć prawdy, ale, każdego pieprzonego dnia starałem się wynieść z naszych rozmów jak najwięcej pomocnych faktów (niezbyt pomocnych, jak widać). Moje ciągłe wizyty w klinice pozytywnie wpłynęły na naszą przyjaźń. Śmiem twierdzić, że zaczęliśmy się dogadywać lepiej niż ostatnio przed kłótnią. Harry dużo się śmiał i nie zdarzyła się jeszcze sytuacja, żeby zamknął się w sobie, jak niestety bywało przed operacją.
Może faktycznie zmiana płci była dla niego sposobem do poczucia się ze sobą pewniej. Nie byłem jeszcze w stu procentach pewien.
"Hazza, muszę iść na zakupy."
Opieram jedno kolano o krawędź łóżka i przeczesuję delikatnie lecące mu do oczu włosy. Harry otwiera oczy i mruczy niezrozumiałe słowa, znowu je przymykając.
"Możemy coś zamówić." mówi w końcu wyraźnie. "Nie idź. Możesz się przyłączyć do spania ze mną."
Śmieję się rozczulony na samą myśl.
"Muszę. Mamy pustą lodówkę!"
Harry jest mistrzem w ignorowaniu tego co się do niego mówi. Na ślepo wyciąga rękę i ciągnie mnie za rękaw do łóżka.
"Harold! Nie możemy żyć na samych fastfoodach. Trochę głupio, że nie pomyślałem o tym przedtem, ale tyle czasu spędziłem z tobą w szpitalu, że nie było kiedy zrobić większych zakupów."
"Przestań tyle gadać." burczy, ciągnąc mnie bardziej zawzięcie. Przytrzymuję się jedną ręką szafki. "Pamiętasz jak spaliśmy razem? W twoim pokoju, to znaczy, to był nasz pokój, chociaż nigdy nie przyznawaliśmy tego oficjalnie."
"Ciekawe dlaczego?" udaję zdziwienie, a Harry wykonuje jak najlepszą robotę w ukryciu uśmiechu w poduszce. "Może dlatego, że zawsze sam wpakowywałeś mi się pod kołdrę. Bez żadnego ubrania. I co najważniejsze- bez żadnego uprzedzenia."
"Tęskniłem za domem, myślałem, że to rozumiałeś."
"Rozumiałem." przyznaję poważnie. "Poza tym byłem tym starszym, więc jaki by był ze mnie opiekun, gdybym nie pozwolił ci ze mną spać?"
Harry prycha.
"Nie byłeś moim opiekunem, do dzisiaj piorę, zmywam i sprzątam, a ty siedzisz i oglądasz Breaking Bad."
"Niech ci będzie, ale to ja cię chronię, kiedy się boisz." mój ton głosu jakimś cudem topnieje i Harry patrzy na mnie dużymi oczami. Tym razem nie próbuje mnie pociągnąć, tylko ściska słabo nadgarstek, czekając na ciąg dalszy. "To ja byłem przy tobie, kiedy chciało ci się płakać i to ja cię uspokajałem, kiedy miałeś mentalne załamanie. Jestem opiekunem twojego małego serduszka."
Okay, Louis, co do cholery???
Harry przenosi szybko wzrok na łóżko i przełyka głośno ślinę.
"Myślałem, że ja twojego, skoro jestem na zawsze w twoim sercu?"
Omójboże.
Pamięta ten tweet. Ten dzień... szczerze, sam kojarzę z niego niewiele. Wiem, że byłem koszmarnie pijany i koszmarnie stęskniony za swoim przyjacielem, który już wtedy gniewał się o byle co. Były to początki mojego "związku" z Senną.
Nie wiem jak na to zareagować zważając na fakt, że Harry ucieka ode mnie wzrokiem, a sam czuję się jakbym zastygł i nie potrafił ruszyć. Nie przypominam sobie, żeby moje policzki kiedykolwiek tak paliły.
Czy mi się wydaje czy ta rozmowa zaczyna schodzić na tor zbyt....intymny? Tylko dlaczego on na to pozwala?
Przez chwilę milczę, układając w myślach odpowiednią odpowiedź. W końcu decyduję się na:
"Kiedy odwiedzi cię twój chłopak albo dziewczyna?"
Harry puszcza moją dłoń i siada z wymalowanym zdziwieniem na twarzy. Jakbym zrobił coś równie okropnego jak uderzenie go w policzek.
Odwraca wzrok w stronę okna i kręci głową. Milczy przez dłuższą chwilę.
"Co jest z tobą nie tak?" pyta i brzmi jakby lada moment miał się rozpłakać, tyle, że tego nie widzę. Przykrywa oczy rękami, a kiedy opadam obok niego na materac, odpycha mnie i prosi, żebym poszedł do cholernego sklepu.
Nie ukrywam zmieszania. Ostatnią rzeczą jaką chciałbym teraz zrobić jest zostawienie go zapłakanego.
O co złego zapytałem? Czy mam się zacząć obawiać, że ich związek jest w jakimś sensie toksyczny? A Harry boi się go zerwać? Albo już od niego uciekł, ale samo wspomnienie go przeraża...
"Możesz, proszę, stąd wyjść?"
Zakopuje się pod kołdrą i skula w mały kokon. Już wtedy wiem, że nie wyciągnę od niego niczego więcej.
Wychodzę, cicho przymykając drzwi.
***
Całe zakupy zajmują mi ponad godzinę- chodzę od regału do regału, nie potrafiąc się na niczym skupić. Przed wyjściem nie zdążyłem spytać na co miałby ochotę w skutku czego wrzucałem do wózka co tylko uznałem za wystarczająco Stylesowe.
Skończyłem z rzeczami, na które w życiu nie zawiesiłbym wzroku. Na przykład bataty, jogurty light albo wędzona makrela? Nawet nie wiem czy Styles to dotknie?
Nieważne.
Ciekawe na jakiej stronie znajdę przepis na cokolwiek z produktów, które zakupiłem. Chciałem przyrządzić coś wystarczająco smacznego, by przytrzymać Hazzę przy stole. Wtedy będę mógł zadać więcej pytań i może, przy dużym szczęściu, w końcu uzyskam upragnione odpowiedzi.
Kilka kilometrów przed domem, wibruje mi telefon i przełączam go na głośnomówiący.
"Louis?"
"Senna?" pytam zszokowany i zerkam na wyświetlacz komórki, by utwierdzić się w przekonaniu, że tak, to ona. "Czego chcesz?"
Powinienem być jej wdzięczny za te wszystkie lata ukrywania, ale nagle znieczulam się na przeszłość, po tym jak przypominam sobie, że zerwała naszą umowę. To było po prostu poniżej pasa.
"Spotkać się. Najlepiej zaraz?"
"Jestem w LA." wzdycham, skręcając prosto w uliczkę do domu Harry'ego.
"Ja też, wczoraj przyleciałam. Dowiedziałam się od fanek, które widziały cię z H przy szpitalu." odchrząkuje niezręcznie. "Wiedziałam, że wcześniej czy później do tego dojdzie."
"Do czego?"
Zaciągam ręczny i spinam się, czekając na odpowiedź.
"Że się zbliżycie. Nie jestem głupia, Louis i nie tylko ja to widzę."
"Posłuchaj, nie wiem o co ci chodzi..."
Przerywa mi zanim zdążę pociągnąć dobre kłamstwo. Dzięki Bogu, nie sądzę, żebym wymyślił coś mądrego.
"Patrzysz na niego jakby był cudem, nie udawaj, że jest inaczej, ponieważ nikt nie zna cię lepiej ode mnie. Ale to nie jest rozmowa na telefon. Chcę cię przeprosić osobiście i tak dalej."
"Publicznie?"
"Nagle masz z tym problem?"
"Nie." śpieszę się z odpowiedzią. "Po prostu, nie czuję się na siłach, żeby dzisiaj gdzieś z tobą wychodzić. Fanki nas otoczą, papsy, poza tym mam obiad na głowie."
Senna parska do głośnika.
"Ty gotujesz? Boże, co ten chłopak z tobą robi. Możesz przyjść po tym jak zrobisz obiadek, pani Tomlinson, czyli za jakieś trzy godziny? W chińskiej kawiarence przy Starbucksie, okay?"
"Niech będzie." mówię od niechcenia. "Zapłacić ci za hotel?"
"Nie jestem biedna. Pozdrów Harry'ego i do zobaczenia."
"Na pewno się ucieszy." stwierdzam z wyczuwalnym sarkazmem. "Na razie."
Wypakowuję torby i stawiam je na wycieraczce, by uporać się z kluczem, kiedy słyszę, że zamek przekręca się zanim zdążę sięgnąć do kieszeni.
Musiał na mnie czekać, czy to nie urocze?
Pomaga mi postawić zakupy na blacie i nie czeka z wyjmowaniem ich, kiedy ja przytrzymuję się ściany, by zdjąć buty.
"Co to jest?" wymachuje w powietrzu mlekiem, z lekkim grymasem. "To jest dla niemowląt. Kupiłeś mleko dla niemowląt."
"Myślałem, że lubisz?"
Drapię się po karku i obserwuję jak brunet mruga kilka razy na zamrożone warzywa w plastikowym woreczku. Przenosi spojrzenie na mnie i... wybucha ironicznym śmiechem.
"Jak myślisz, kupiłbym to?"
Zaciskam wargi i no kurwa. Kręcę głową.
"Kupiłbym świeże, Louis." precyzuje. "Kupiłeś coś świeżego?"
"Bataty." mówię cicho.
"Powtórz."
Udaje, że nie dosłyszał, ale słyszał i ja to wiem. Nie spuszcza ze mnie spojrzenia.
"B-A-T-A-T-Y." Harry'ego ręka ląduje prosto na twarzy. "Jezu, daj żyć!"
Jestem beznadziejny, zrozumiałem za pierwszym razem, nie trzeba się ze mnie nabijać.
"Przepraszam po prostu.... jesteś kompletną niedojdą w robieniu zakupów. Co zrobimy z samymi batatami? Nie widzę, żeby tu było mięso. I co cię kierowało w wzięciu przypraw?"
Wystawia wachlarz rozmarynu, majeranku, bazylii i kilku innych mieszanek.
"Pomyślałem, że ci się przydadzą?"
"Po pięć każdego rodzaju?" przymyka oczy i z uśmiechem kręci głową. "Okay, więc co na obiad?"
Mam ochotę zmyć z jego twarzy ten przeklęty uśmieszek. Cholera wie co na obiad, całe zakupy to była jakaś jebana porażka przez myśli typu: czy Harry był dręczony przez swojego chłopaka i czy jest dla niego wsparciem, a jeśli nie to co go zmusiło do bycia z nim? I czemu do cholery zmienił płeć!?
To wszystko dobija wreszcie szczytu i nie panuję nad sobą, gdy podchodzę bliżej bruneta i pytam głośno:
"Czemu zmieniłeś płeć?"
Harry odkłada spokojnie wszystko w dół i przygryza wargę w zamyśleniu.
"Zajęło ci to trochę czasu, hm?" siada przy stole i wyjmuje następne rzeczy, w ogóle nie zwracając na mnie uwagi. "Żeby dopiero teraz zadać to pytanie, kiedy przez dwa tygodnie starałeś się jak najsprytniej mnie podejść."
"Nie próbowałem." kłamię, ponieważ nie ma szans, że byłem tak oczywisty. "Odpowiesz?"
Zerka na mnie.
"Nie."
I to by było na tyle.
***
Zamawiamy kanapki z Maca i jemy je w najgorszym rodzaju ciszy; niezręcznej, a zarazem przytłaczającej.
Nie czuję się zobowiązany, żeby wymyślić temat do rozmowy, ale informuję Harry'ego, że za godzinę wychodzę.
Nie przyjmuje tego dobrze. Zatrzymuje się w połowie gryza, zwracając się w moją stronę.
"Z kim?"
Nie obchodzi go gdzie, ale z kim? Co?
"Z Senną. Chciała się spotkać."
Nie czuję też obowiązku, by mówić coś więcej, chociaż jego pusty wyraz twarzy zasiewa we mnie wątpliwości.
"Myślałem...mówiłeś mi, że nie chcesz się już z nią spotykać." mówi z oburzeniem. "Więc po co się z nią umówiłeś?"
"Czemu robisz z tego wielkie halo? Po prostu. Przyleciała tu specjalnie, by się ze mną spotkać, czemu miałbym odmówić?"
"No nie wiem, może dlatego, że cię zdradziła?" podnosi głos, na co odkładam kanapkę do opakowania. "Zachowujesz się jakby nie miało to dla ciebie w ogóle znaczenia! Dajesz sobą pomiatać jak szmata."
"Proszę?"
Nie wierzę, że właśnie to powiedział. Jak...naprawdę nie wierzę.
"Mogłaby dodać sekstaśmę z tym gościem, a ty byś pewnie zareagował tak samo." mówi ciszej. "Zasługujesz na o wiele więcej, ale najwidoczniej jesteś za ślepy, żeby to zobaczyć."
"Kim jesteś, żeby mnie oceniać? Nie masz pojęcia jak przeżywam dane rzeczy, nie jesteś mną! Może cierpię i co? Nie musisz o tym wiedzieć, a co ważniejsze, nie musisz wypowiadać się na ten temat!"
Bronię swojego nieprawdziwego ja, ale co innego mi pozostało?
"Senna nie jest taka zła jak myślisz, nigdy nie dałeś jej szansy."dodaję bardziej spokojniej. "Nie znasz jej."
"Czasami wydaje mi się, że nie tylko jej." warczy, zanim odpycha się od stołu i znika z mojego punktu widzenia.
Najwidoczniej ucieczka jest zawsze dobrym rozwiązaniem problemu.
***
Senna czeka na mnie przy jednym ze stolików, z zamówionymi już ciasteczkami. Na mój widok chowa telefon i posyła mi wymuszony uśmiech. Miło się zaczyna.
"Przepraszam za to zdjęcie." mówi i podsuwa mi talerz z ciastkami. "Twoje ulubione, nie?"
"Yup." mówię, ale nie biorę żadnego, w zamian patrzę jak moją znajomą po raz pierwszy w życiu zżera poczucie winy. "Myślisz, że tym się odkupisz?'
Senna wzdycha głośno, masując sobie skronie.
"Miałam taką nadzieję." zaciska palcami oczy "Co innego mógłbyś chcieć? Seksu?"
"Nie." odpowiadam, luźno się rozkładając na krześle. "Powiedzmy, że wystarczyłaby rozmowa."
"Okay?" brzmi na szczerze zaskoczoną. Podkrada jedno ciasteczko. "Coś się stało?"
"Zastanawiam się nad ujawnieniem."
Senna krztusi się i podnosi wysoko ręce do góry. Klepię ją po plecach, a kiedy się uspokaja jej oczy są załzawione i szeroko otwarte.
"Dobrze wiesz, że narobisz tym wielkiego gówna, Louis." jej głos jest zachrypnięty.
Wzywa kelnera i mówi mu krótko, że prosi o dwie czarne herbaty, nie pytając mnie czy to jest właśnie to czego chciałbym się napić. Od zawsze jest taka dominująca.
"Na twoim miejscu najpierw ujawniłabym się wokół twoich najbliższych, ale wstrzymała się medialnie."
Krzywię się. Nie tak to sobie obmyśliłem, chciałem pociągnąć cały plaster od razu, a nie do połowy.
"Mam nadzieję, że nie mówisz tak ze względu na pracę." stwierdzam uważnie studiując jej twarz.
"Oczywiście, że nie!" piszczy zraniona. "Mam wystarczająco dużo kasy, by wyżyć przez następne pięćdziesiąt lat i dobrze o tym wiesz."
Owszem, to ja ustawiałem jej pensję. Przytakuję.
"Może zaczniesz od Harry'ego?" zagaja, przyjmując z cichym 'dziękuję' złotą filiżankę herbaty. "A później od reszty chłopaków, rodziców, sióstr."
Wzruszam ramionami i lokuję spojrzenie na suficie. Czemu to wszystko wydaje się takie ciężkie do wykonania? Jednego byłem pewien: na trzeźwo tego nie zrobię.
"Przy papsach dalej pojawiałbyś się ze mną, aż wyczułbyś stabilny grunt, żeby powiedzieć to światu. Przy większym wsparciu będzie ci sto razy lepiej."
"Niech będzie, że masz rację. Z Harrym na pewno nie będzie problemu, ale musiałbym wyczuć odpowiedni moment, bo ostatnio ciągle się kłócimy."
"To się z nim pogódź na miłość boską! Zaplanuj mu wieczór, cokolwiek."
"Wiesz, że będziesz musiała go przeprosić? Nie powiem, że nie zachowywałaś się wobec niego po mistrzowsku, ale kiedy gra dobiegnie końca...wypadałoby."
Senna wywraca oczami.
"Okay. Dasz znać, kiedy już do tego dojdzie, wtedy przyjdę do niego."
Uśmiecham się do niej przyjaźnie, a Senna odwzajemnia gest.
***
Po spotkaniu z Senną zauważam przed domem auto, które z pewnością nie należało do mnie ani Harry'ego. Z nagłą ciekawością, przekręcam klucz i stawiam na szafce wypity kubek ze Starbucksa i opakowanie ciasteczek, które wziąłem na wynos z kawiarenki.
"Loueh!" tego irlandzkiego akcentu nie pomylę z nikim. Niall podchodzi do mnie rozanielony i przytula mocno, dając spocząć głowie na moim ramieniu.
Jestem przekonany, że w takim razie, przy stole siedzi Liam albo nawet Zayn, ale ku mojemu zdziwieniu zauważam dziewczynę w żółtej sukience. Rzucam przyjacielowi wymowne spojrzenie, kiedy odsuwa się na mniej niż kilka centymetrów.
"Kim jest ta śliczna dziewczyna, Horan?" pytam i kątem oka zauważam jak Harry spuszcza wzrok na swoje nogi, trzymając się jak najbardziej z tyłu.
"Trace." przedstawia ją z szerokim uśmiechem. Sięga, by objąć brunetkę w talii, gdy wyciąga w moją stronę dłoń.
"Miło mi cię poznać, Niall duuużo o was opowiadał." chichocze. "Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko naszej wizycie? Byliśmy z Niallem na turnieju golfowym i pomyśleliśmy, że mamy dosyć blisko."
"Nie, oczywiście, prawda Harry?" staram się wymusić na nim chociaż słowo, ponieważ wydaje się nieobecny.
Harry posyła krótki uśmiech, mamrocząc 'nie', ale mogę powiedzieć, że kłamie. I Niall też, po wyrazie twarzy, który przyjmuje.
Zapraszam ich do salonu i kieruję się do kuchni, by przygotować napoje i przekąski.
"Co jest zawstydzającego w trafieniu do szpitala, H?" słyszę. Ten dom jest jak wielki hol w którym słychać najmniejszy szelest.
"Nie chcę o tym rozmawiać, Ni."
Pędzę po szklankę i kupiony przeze mnie alkohol (trzymałem go na wszelki wypadek- taki jak ten- nad zlewem). Nie myślę, kiedy wypijam jedną szklankę, drugą, słyszę, że zagotował się czajnik, ale pochłaniam trzecią i nie jestem w stanie przestać. Źle mi, rzeczywistość za szybko mnie uderza.
"Więc...jesteście razem?" słyszę niepewny głos Harry'ego. Brzmi jakby się zmuszał do powiedzenia tego.
"Tak. Od dwóch miesięcy."
Rozbrzmiewa ponowny słodki śmiech Trace i ciche cmoknięcie. Po tym zapada głucha cisza.
Ja pierdole, co to w ogóle jest za spotkanie.
Wracam do nich z przyklejonym uśmiechem i siadam bliżej Stylesa niż Nialla i Trace. Zbiegamy się spojrzeniami, gdy para sięga po kubki herbaty i Harry wygląda jakby przeżywał katusze. Jakby błagał, żebym to przerwał.
Odchrząkuję, urywając kontakt i zastanawiam się się nad tematem do rozmowy. Nie pamiętam, kiedy to wszystko stało się takie poważne i nie w naszym stylu. Już teraz odczuwaliśmy skutki przerwy.
"Jak się poznaliście?"
"Przez kolegów Nialla." odpowiada dziewczyna, wtulając się w blondyna. Niall przyjmuje to radośnie, przybliżając ją jeszcze bliżej siebie. "Mieszkamy razem od miesiąca, ale zastanawiamy się nad nowym lokum, co nie skarbie? Wasz dom jest piękny, może coś w ten deseń zaprojektujemy?"
"Co tylko będziesz chciała." odpowiada na to, pożerając ją wzrokiem. "W ogóle chłopaki." Niall spogląda na nas z o wiele mniejszym uczuciem. "Wybieramy się na festiwal za dwa dni, pojedziecie z nami? Liam i Cheryl też lecą."
Czyli spędzanie czasu z dwiema zakochanymi po uszy parami? Kurwa marzę.
"Em." przełykam ciężko ślinę i znowu zerkam na Harry'ego, którego całe ciało krzyczy 'NIE'. "Jasne, czemu nie, będzie super zabawa."
"Możesz wziąć ze sobą Sennę." mówi jeszcze weselej Niall.
"Nie, myślę, że lepiej będzie bez niej." zapewniam niezręcznie, na co znowu czuję na sobie wzrok bruneta. "Zarezerwowałeś już pokoje?"
"Dzisiaj to zrobię. Chcecie mieć pokój razem w takim razie?" kiwa palcem pomiędzy mną a Harrym. Żaden z nas się nie odzywa i Niall marszczy brwi.
"Coś się wydarzyło." stwierdza, odsuwając się od swojej dziewczyny. "Trace, mogłabyś nam dać chwilę? Po prostu..."
"Rozumiem." przyjmuje bez urazy i wstaje z łagodnym uśmiechem. "Zadzwonię do Celine i mamy..."
"Okay, kochanie." złączają usta na kilka sekund, po czym rozdzielają się. Harry odprowadza ją wzrokiem w głąb domu.
Może będzie to dla was szok, ale Niall był lepszym terapeutą od Liama i bardziej się o nas martwił w czasie tras niż ktokolwiek. Miał matczyny instynkt i znał nas lepiej niż my siebie.
Patrzy po nas i czeka, chociaż my dalej siedzimy cicho.
"Odpowiedzcie najpierw na dwa proste pytania, ponieważ okłamywanie swojego przyjaciela jest cholernie nie fair, wiecie? Harry, co się stało, że wylądowałeś w szpitalu. Louis, co się stało z tobą i Senną?"
"Co cię to obchodzi, Niall?" Harry odzywa się defensywnie i zacieśnia dłonie na poręczach fotela. "Zajmij się swoim pięknie ułożonym życiem i przestań od nas żądać prywatnych informacji!"
Przypominało mi to dzień, gdy chciałem z nim porozmawiać o zmianie płci. Zetknąłem się z zadziwiająco podobną reakcją.
"Od kiedy jesteś tak nieufnie do mnie nastawiony, Haz? Czemu?"
Niall potrafi utrzymywać emocje na wodzy dłużej niż niejeden.
"Bo nie chcę, żebyś mnie oceniał." odzywa się na skraju płaczu. I wiedziałem, że teraz to tylko kwestia czasu, kiedy powie prawdę.
"Nigdy cię nie oceniałem i nigdy nie będę. Wspieram cię w każdej decyzji, jaką uznasz dla siebie za najlepszą."
Jego manipulacja słowna była aż przerażająca. Nie potrafiłem powstrzymać cichego parsknięcia, które na szczęście nie zostało dosłyszane.
"Zmieniłem płeć." mówi w końcu i chociaż spodziewałem się po Niallu wciąż kamiennej twarzy, nie mogłem uwierzyć jak się pomyliłem. Zamrugał szybko jakby się przesłyszał, a później oparł głowę na ręce i zamknął oczy.
Nagle zwraca się do mnie i po raz tysięczny zastanawiam się co ludzie w tej sprawie mają do mnie?
"Louis?"
"Co ja?"
"Nic." ale to nie było nic, to było coś więcej, co gromiło z jego oczu.
"Jak nic?" piszczę, wyrzucając w powietrze ręce. "Co ty masz do cholery do mnie?"
Harry wychodzi z pokoju do, jak można posądzić po dźwiękach, kuchni, a Niall nabiera powietrze i kręci głową.
"Czemu dalej z nim mieszkasz?"
To pytanie zbija mnie już kompletnie z tropu.
"Bo potrzebuje przyjaciela?"
Czuję działanie alkoholu jeszcze przed powiedzeniem następnych słów.
"Nie wiem, jego mama mnie o to prosiła."
"Myślę, że ostatnie czego potrzebuje to ciebie jako przyjaciela." Niall wstaje, otrzepując od tyłu spodnie. "Widzimy się w czwartek. Spakuj kalosze."
***
Rozmowa z Niallem pobudziła mnie do odczucia emocji, których nie rozumiałem.
Teraz już byłem pewien, że wszyscy wiedzą o czymś, a ja jestem zbyt ślepy, żeby to dostrzec. Gdzie zawiniłem, Boże? I dlaczego nikt nie chce mi powiedzieć o co chodzi?
Podchwyciłem nasadę nosa i zamknąłem oczy. Potrzebuję poznać odpowiedzi, potrzebuję pogadać z Harrym, Niallem, Liamem...potrzebuję się napić, żeby przestać się zadręczać pytaniami.
Dojście do barku nie zajmuje mi długo, od kiedy znam drogę na pamięć. Zgarniam z brzegu, pierwszy lepszy alkohol i piję. Piję. Piję i piję aż nie zaczynam płakać, bo nie tak sobie wyobrażałem moje życie. Miałem być szczęśliwy, tak zawsze tego pragnąłem i myślałem, że dostanę to jako bonus w chwili, kiedy utworzyliśmy zespół. Ale wszystko potoczyło się na odwrót. Zataiłem swoje prawdziwe ja, management wycisnął z nas ostatnie chęci do śpiewania, mój najlepszy przyjaciel się ode mnie odwrócił i zacząłem ćpać, pić, palić. Jak do tego doszło? Myślałem, że kasa zapewni wszystko, czego brakowało mi przez tyle lat w naszej dużej rodzinie. I co kurwa, czy da się teraz ulepić z tej kasy uśmiech?
Nie i to jest moja wina, bo nie skupiłem się na niczym innym jak na minimalnym przetrwaniu.
"KURWA!" wydzieram się, słabo opadając na oparcie kanapy. Na boki porozlewałem alkohol- nie przejąłem się, upiłem następny łyk.
Czemu wszyscy mamy tendencję do jebania sobie życia? Nawet nie wiesz kiedy i jak dochodzisz do punktu, gdzie masz ochotę zniknąć.
"Co się dzieje?"
Harry pojawia się obok ze skupionym wyrazem twarzy. Małe zmarszczki na jego czole, utwierdzają mnie w przekonaniu, że się martwi.
Do cholery z jego zmartwieniem, myślę, nie poskleja tego gówna.
Z moich ust ucieka suchy szloch, kiedy ściskam mocniej butelkę i pochylam się bez celu do przodu.
Co ja zrobiłem? Niech ktoś mi powie co ja zrobiłem...
"Louis. Mów do mnie."
Nie zabiera mi butelki, nie siada, nie dotyka mnie, jedynie stoi z tym smutnym wyrazem twarzy.
"Z-z-zjebałem wszystko." udaje mi się wykrztusić, spoglądając na niego z dołu. Harry zaciska wargi i wypuszcza głośno powietrze.
"O czym ty mówisz?"
Spogląda na moją brodę, po czym powoli przysuwa dłoń, żeby zebrać z niej nagromadzone łzy. Skutek jest jeden: jest ich coraz więcej i nie da się nadążyć z ich ścieraniem.
"Muszę ci coś powiedzieć." szepczę z trudem kasłając. Harry nie spuszcza ze mnie wzroku ani na sekundę. "Ja...nikt nnie wiedział..."
Harry podtrzymuje alkohol, kiedy zaczyna wyślizgiwać mi się z ręki i jego ruchy są takie... pełne delikatności. Czujesz się jakby dbał o wszystko, o ciebie, o tę kanapę, słońce, dzieci, wszystko. Kocham to, boże jak bardzo to w nim kocham.
"Mów do mnie." powtarza spokojnie. "O co chodzi?"
"Jestem gejem."
W jednej chwili nie trzyma już butelki, a jego oczy przysłania cień... bólu? Robi krok do tyłu i widzę na własne oczy jak zaczyna się trząść. Naprawdę trząść.
"Powiedziałem coś nie tak?" przestaję oddychać. Nikt w pokoju się nie rusza. "Czemu mam wrażenie, że jesteś na mnie zły? Harry?"
Mówię szybko i sam nie potrafię się połapać dlaczego. Byłem przekonany, że jak wyznam mu prawdę odczuję ulgę, a Harry powie, że to okay i wie jak się czuję....za cholerę nie spodziewałem się tego.
Harry nie płacze, Harry szlocha, głośno, z wydźwiękiem, który łamie moje serce na pół. Jest to tak nagłe. Patrzę na to z lekko otwartą buzią, niezdolny do zareagowania.
Kiedy odzyskuję czucie w nogach, bruneta już nie ma. Kładę się na kanapę i staram wymazać obraz rozpadającego się na kawałki Harry'ego. Tak bardzo się staram, że przez całą noc, budzę się z koszmarów w których Harry zalewa się oceanem łez. Łez które nigdy nie powinny dotknąć tych porcelanowych policzków. Łez, których nie rozumiałem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top