4
5.01.2016
"Chwila, czy ty naprawdę chcesz mi powiedzieć, że Olivia jest o twoim doniczkowym kwiatku?"
Harry wybucha szczerym śmiechem i łapie się za brzuch, kładąc na poduszki. Nie umiem napatrzeć się na ten cudowny widok. Jak dla mnie trwa to z kilka wiecznych sekund. Podziwiam jego dołeczki w policzkach i zmarszczki wokół oczu. Wszystko jest definicją mojego ideału.
"Stary, to teraz już nie wiem." śmieję się krótko, odwracając na chwilę wzrok. Byliśmy w jego pokoju, ale ten tutaj w Los Angeles był totalnie niewinnie przystrojony ponurymi barwami- głównie brązowymi.
Od wczoraj spędzaliśmy większość czasu razem i czuję się jakbym zaczynał go poznawać od nowa, od innej strony.
"A If i could fly? O kim jest if i could fly?"
To pytanie wydaje się go zbić z tropu. Urywa w połowie dźwięcznego śmiechu i patrzy na mnie pustym wzrokiem.
"Co?" pytam zdezorientowany jego reakcją. "Nie chcesz o tym rozmawiać?"
Harry definitywnie nie chce i mogę to stwierdzić po intensywnym skupieniu na wyłożonej pościeli. Satynowy materiał staje się dla niego lepszym punktem zaczepnym niż moje oczy.
"Przecież cię nie zmuszę. Po prostu ta piosenka jest taka...inna. Intymna, można nawet powiedzieć i kiedyś się zastanawiałem co głębszego może dla ciebie znaczyć."
"Znaczy bardzo dużo." szepcze, wciąż nie podnosząc wzroku. "Jest o kimś wyjątkowym."
Okayyy...
Potakuję w zrozumieniu głową.
"Znam?"
"Kogo?" marszczy brwi, dopóki nie łączy faktów. "Ah." przygryza wargę. "Tak, znasz."
Dzięki, teraz już wiem na czym będę spędzać noce. Czym będę się do kurwy nędzy zadręczać. Wielkie dzięki.
"Czy ta osoba, kimkolwiek jest." wzdycham i zwieszam z materaca nogę. "jest za twoją zmianą płci? Robisz to dla niej?"
"Nie wiem." odpowiada niezręcznie. "Trudno stwierdzić po jej zachowaniu."
"Ale ta osoba cię kocha, prawda? Musi skoro napisałeś dla niej taką piosenkę."
Harry uśmiecha się smutno pod nosem i przymyka na chwilę oczy.
"Wiesz, to nie jest tak, że życie chce żebyś był szczęśliwy. Na odwzajemnione uczucie trzeba zasłużyć, a ja, niestety, nie miałem nigdy tego szczęścia. To że kogoś kochasz nie oznacza od razu, że ta osoba rzuci ci się w ramiona. Możesz kochać, robić wszystko, żeby ta osoba cię zauważyła albo zechciała, ale zwykle ta sama osoba nie rozumie tych gestów. Bierze je za zwyczajne, niezrozumiałe, przyjacielskie. Totalnie platoniczne."
Ostatnie słowo syczy i tuż po tym odwraca się na bok, plecami do mnie.
"Czasami to tak boli." w jego głosie dosłownie słychać cierpienie i zaczynam trudno oddychać. "To jest jak choroba na której lekarstwo nie masz wystarczająco dużo urody, kasy i atrakcyjnych cech charakteru. Jest teoretycznie mówiąc nieuleczalna."
"Hazza" łamię się i przybliżam na kolanach do bruneta. "Powiedz mi kto to jest."
Chociaż to może rozerwać moje serce.
"Nie." kręci głową. "Nie chcę żebyś wiedział."
I może nie jestem do końca świadomy swoich ruchów, ponieważ działam pod impulsem, ale obejmuję go pasie i kładę tuż obok, przyciskając się całym ciałem do jego pleców.
"W takim razie nie mów, tylko mnie przytul, bo mi się zrobiło przez ciebie smutno."
Przez długi czas Harry leży nieruchomo, oddychając niespokojnie, ale nie mija więcej, gdy czuję jak podchwytuje moją dłoń i ciągnie ją do góry, by ją przytulić. Kładzie ją na wysokości swojej klatki, gdzie czuję małe piersi.
"Nie brzydzisz się mnie?" pyta tak cicho, że nawet do szeptu już tego zaliczyć nie mogę.
Momentalnie kręcę głową w jego włosy i napieram dłonią na stanik, który ma założony pod zwyczajną bawełnianą koszulką.
"Nie spinaj się, nie będę cię macać czy coś."
Harry tak właśnie robi. Do tego stopnia, że zasypia.
***
10.01.2016
Przez następne dni nasza relacja się pogłębia. Oglądamy wspólnie filmy i wybieramy się na zakupy po jakieś ładne ubrania. Dla samego siebie wybieram cokolwiek, bylebym miał w co się ubrać na co dzień, natomiast Hazza dba o mały detal: pastelowy kolor, ponieważ dowiaduję się, że odbija mu na punkcie stonowanych kolorów. Wybiera do koszyka wszystkie swetry, z tej samej linii, w delikatnych odcieniach: różu, błękitu, beżu i zieleni. Z każdej rzeczy cieszy się jakby znaczyły więcej niż kilkanaście dolarów.
Ponadto piszemy na wspólnym chatcie z chłopakami i dzwonimy razem na facetimie do swoich mam. Ostatnio Harry poruszył wstrzymywany temat o zmianie płci, ale jeśli ktoś zna Anne to wie z jaką wspierającą reakcją się zetknęliśmy. To znaczy. Harry. Harry się zetknął, ja tylko słuchałem.
Po tej rozmowie Hazza poczuł się bardziej pewny swojej decyzji i stał się aktywniejszy: upiekł babeczki z kremem i wyjął z szafki truskawkowe pianki, które powymaczaliśmy przed zjedzeniem w mleku. Czułem się z nim tak....na luzie. Tak dobrze.
"Louis."
Patrzę na niego znad krawędzi kubka, kiedy zapijam zbyt intensywny smak czosnkowych ziemniaczków. (Aż mną wzdryga.)
"Tak?"
Harry wystawia przez cały stolik rękę z telefonem na którym pojawia się Senna liżąca obscenicznie jakiegoś chłopaka. Dodała to zdjęcie na instagrama, co za pieprzona idiotka. Oczywiście Harry znalazł to już w jednym z artykułów na TMZ, gdzie nagłówek głosi, że ta suka mnie zdradziła.
No nie wierzę.
"Tak mi przykro..." szepcze Harry, kiedy nie przestaję się wgapiać w ekran. Odkłada z hukiem na talerz sztućce. "To musi być okropne. O mój boże. Pójdziemy zaraz na lody na poprawę humoru, ja..."
"Nie trzeba." pokazuję mu ręką, żeby się uspokoił, bo to nic wielkiego. "Od dawna hm...podejrzewałem."
"Od jak dawna?" patrzy na mnie tymi swoimi szczerymi, przejętymi sprawą oczami. Wyciera w chustkę palce, po czym zaciska je mocno na krawędzi stołu.
"Miesięcy. Jest okay."
"Nie jest" stwierdza "jesteś smutny."
"Nie jestem."
Śmieję się na rozładowanie napięcia i zaczynam znowu jeść. Żeby wyglądało bardziej naturalnie. Jakbym nie kłamał, bo nie jest do końca okay, bo ta jebana szmata zdradziła mnie jako przyjaciela. Podpisała nawet umowę na nowy rok!
"Definitywnie pójdziemy zaraz na lody."
"Nie. Nie trzeba mi lodów."
"Trzeba." upiera się, podrygując kolanem. "Miętowych z czekoladkami."
Spoglądam na niego z parsknięciem.
"Skąd wiesz, że to moje ulubione?"
Harry wzrusza ramionami i odkłada bardzo dokładnie telefon na skraj stołu.
"Czytałeś pewnie "30 faktów o chłopakach z 1D których jeszcze nie wiesz!" przyznaj się!" chichoczę, aż robi mi się gorąco. "Pamiętaj, że Niall jest irlandczykiem."
Brunet nic nie mówi przebiera tylko widelcem w sałatce i ukrywa rumieńce za włosami.
Dobra jestem głupi. Jestem kompletnym kretynem. Debilem. Zjebem. Pewnie mnie nie cierpi już. To koniec naszej przyjaźni. Mówię wam koniec, zawaliłem.
Ale wtedy się odzywa tym swoim radosnym tonem:
"I że Liam boi się łyżek." pokazuje swoje białe ząbki i odchyla do tyłu głowę. "W porównaniu do teraz nasi fani się tak zmienili, cholera."
Wciąż lekko zaczarowany jego śmiechem, przyznaję mu rację.
"Wiesz co tak po namyśle... możemy iść na te lody. Ale jest warunek."
"No jaki?" drażni się, zerkając ukradkiem.
"Ja stawiam."
I powiem wam jedno: Harry'ego uśmiech nie mógł być większy.
***
Noce są najgorsze. Są pełne niepewności i boję się, że ten dzień się zbliża i go nie uniknę. Czasami jestem słowo przed powiedzeniem mu, że jest piękny taki jaki jest. Że kocham się w nim od kiedy tylko zobaczyłem go na korytarzu, tulącego się do mamy. Chcę mu wyznać, że te zmiany chirurgiczne nie są mu potrzebne, ponieważ nie przeszkadza mi jego zachowanie, a kobiece kształty już przybrał.
Ale zawsze jestem też krok w tyle. Dzieją się rzeczy, przeważnie dobre, a ta informacja mogłaby narobić wielkiego zamętu. Nasza przyjaźń naprawdę jest coraz silniejsza i byłby idiotą, gdybym teraz ją zniszczył. Byłbym idiotą, gdybym dał się swojemu zauroczeniu, dodatkowo wiedząc, że kogoś ma.
Przecieram palcami twarz i warczę w poduszkę.
Boże, ja go kocham. Dlaczego. Mógłbym mieć kogokolwiek, dlaczego Hazza?
Kiedy podnoszę się do pozycji siedzącej, słyszę, że Harry jeszcze nie śpi i rozmawia z kimś przez telefon, śmiejąc się jak nigdy. To pewnie on. Albo ona.
Oh, okłamałabym, gdybym powiedział, że zazdrość nie rozdziera mi wnętrzności. Poczucie, że woli kogoś ode mnie, poczucie, że to nie TY jesteś na pierwszym miejscu, spycha mnie z powrotem do pozycji leżącej.
Poddaj się, słyszę, ale ignoruję cichy głosik i zasypiam.
16.02.2016
Harry zawiesił na lodówce kalendarzyk (własnej roboty, obklejony brokatem i diamencikami) na którym zaznaczał ile jeszcze dni pozostało do operacji. Myślałem, że wezmę z szuflady nóż i po prostu wbiję go sobie z niemocy. Było coś w jego ruchach, kiedy kreślił na nim krzyżyki, ciągła niepewność bądź strach.
"Może, hm, zaprosisz swoją wyjątkową osobę tutaj, żeby była przy tobie przed operacją?" pytam cicho, kiedy wybija czas na wykreślenie następnego dnia i Harry kuca przed drzwiczkami. "Mogę się usunąć, kiedy chcesz, wystarczy pow...."
"A co jak ci powiem, że ta wyjątkowa osoba, ciągle tak naprawdę ze mną jest i jakikolwiek bliski kontakt nie jest mi wcale potrzebny?"
Odwraca się w moją stronę, przytrzymując pisak nad głową.
"Czyli." odchrząkuję. "Nie przeszkadza ci, że jestem tutaj ja zamiast niej? To trochę dziwne, nawet jak na ciebie."
"Wcale nie jest dziwne." odzywa się, nerwowo przesuwając we wszystkie strony magnesy. "Jest idealnie."
Idealnie? The fuck?
"Gadałeś już z Senną?" pyta chwilę później, wkładając do zmywarki naczynia. "Czy odwlekasz?"
"Nie, jeszcze nie, w sumie, nie wiem czy w ogóle mam ochotę na rozmowę z nią."
Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że moja herbata kompletnie ostygła, w międzyczasie, gdy zastanawiałem się nad wszystkim co się teraz dzieje. Odpycham ją od siebie i chwytam za włosy.
"Hazza?" ściszam głos i patrzę jak zatrzymuje na mnie wzrok. "Jesteś...pewien?"
Ale brunet nic nie mówi, bo nie, nie jest pewien i i ja i on, dobrze o tym wiedzieliśmy.
***
Malowanie paznokci nigdy, nigdy, nie było moją mocną stroną. Lottie i Fizzy ostatecznie wyganiały mnie z pokoju i malowały sobie same.
"Lou, wyjechałeś!" krzyczy piskliwie Harry i śmieje się głośno, chociaż zagłusza go nowa piosenka Coldplay.
"Przepraszam, okay?" burczę, maczając pędzelek w czerwonym lakierze. "Mówiłem, że nie potrafię tego zrobić tak idealnie jak ty."
I tak, Harry pomalował mi paznokietki w morskim odcieniu. Wyglądały prześlicznie, można by je spokojnie wytypować jako dzieło sztuki. Błyszczały pięknie w każdym świetle.
"Jak się nie przestaniesz zaraz wiercić to ten pędzelek wyląduje na twojej twarzy. "ostrzegam, wzdychając ciężko nad jego dłonią.
"Próbujesz usprawiedliwić swoją straszną robotą moimi ruchami, byś się wstydził...."
"Jeszcze słowo i przyrzekam...."
Harry chichocze tylko i przysłania dłonią buzię. Zastanawiam się po co? Po co piękni ludzie kryją się swoim pięknem?
"Dlaczego się zakrywasz?" odzywam się i poprawiam szybko lampkę. Harry patrzy na mnie szerokimi oczami i pąsowieje. Jego tęczówki odbijają światełko. "Chcę mieć tylko pewność, że wiesz, że nie musisz."
"Nie wiem." szepcze, mrugając jakby miało go to przed czymś uchronić. "Brzydko wyglądam jak się śmieję."
To wywiera na mnie przymus przerwania malowania. Czuję się jakby obraził mnie, a nie siebie.
"To największa bzdura jaką słyszałem, rozumiesz mnie?"
Harry milczy i spuszcza delikatnie głowę. Sięgam do niej i unoszę ku górze jego podbródek. Wydaje się zmieszany i kurczy z nerwów swoją dłoń (niepomalowaną jeszcze).
"Masz piękny uśmiech. Śmiech. Nawet nie wiesz ile radości przekazujesz innym, uśmiechając się w tak cudowny sposób."
"Dlaczego do cholery mi to mówisz?" syczy i wydaje się być na skraju płaczu z niewiadomych mi powodów. Odsuwam się.
"Przestań! Po prostu...nie mów mi takich rzeczy." mamrocze, zerkając na paznokcie i przełykając ciężko ślinę.
"Nie rozumiem cię, co ja powiedziałem złego-"
"Powiedziałeś za dużo!" krzyczy i nigdy nie widziałem go tak wkurzonego. To znaczy może kiedyś, bardzo dawno temu, ale ostatnio?
"Dobrze."
Jednak sprzeczka już została odbyta i w takim pełnym napięcia pokoju zostać się nie dało, totalnie to rozumiałem. Nie minęła sekunda jak zostałem sam z paczką kryształków, które miałem mu przykleić od spodu paznokcia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top