25
6.06.2016
Tamtego wieczoru nie wracam do Louisa. Następnego dnia też nie i następnego i....ogólnie zajmuje mi to jakiś czas, aż dostaję zaproszenie od Jay, żebym zjawił się na kolacji zorganizowanej na cześć Louisa.
"Wiesz, że zwaliłeś po całości?" odzywa się Gemma, kiedy rano wchodzę do jej kuchni. Ustawia dwa kubki na stole i zalewa je wrzątkiem. "Zaprosili nas z grzeczności, osobiście bym nas nie wpuściła, gdybym była Louisem."
"Czuję się winny." mówię, przyjmując jagodową herbatę do swoich zimnych dłoni. "On mnie pewnie nienawidzi, a ja...sam nie wiem czemu nie wróciłem. Chyba się bałem? Albo-"
"Jesteś niestabilny emocjonalnie." przytyka usta do filiżanki. "Zachowujesz się irracjonalnie."
"I myślisz, że to koniec? Myślisz, że... zerwaliśmy?"
Gemma obserwuje mnie znad ulatującej pary. Ma podkrążone oczy i zmierzwione włosy od wczesnego wstania.
"Dla mnie nigdy nie byliście oficjalnie razem, Harry." kręci ze sztucznym uśmiechem głową. "Odjebaliście jedną wielką szopkę, która w następstwie zaprowadziła was do tego momentu. Zmiana płci? Zamiast cholernej, szczerej rozmowy? Panikowanie w kwestii dziecka, kiedy Louis mógł zrobić test na ojcostwo w każdej chwili? Uciekanie? Kupowanie litrów alkoholu, żeby się upić, a ostatecznie popaść w śpiączkę? Jesteście siebie warci. I chorzy zdecydowanie chorzy."
Przez długą chwilę myślę nad jej słowami i mam ochotę się roześmiać. To jest prawdziwe życie, prawda? Jak się na to spojrzy z perspektywy czasu wydaje się, jakby wcale nie było to twoje życie, a kogoś z boku.
"Co mam zrobić?" pytam zrezygnowany. "Powiedz mi."
"Czemu mam rozwiązywać twoje problemy, Hazz?" wzdycha, wstając od stołu i wkładając do torby papiery. "Nie wiem co masz zrobić, wiem, że będzie ciężko ci to naprawić."
"Dzięki za pomoc."
"Po prostu tam idź i... ogarnij sytuację, tak?" marszczy brwi, przyglądając mi się z bliska." Przeproś, że nie mogłam przyjść i pozdrów Louisa, jeśli nie wywali cię za drzwi. Kocham cię."
Pochyla się by ucałować mnie w policzek by zaraz szybkim krokiem zniknąć na schodach.
Ogrzewam ręce wokół kubka i przełykam ciężko ślinę na myśl, że uciekłem.
7.06.2016
Upięty w kolorową koszulę w hawajskie kwiatki, długie czarne spodnie i złote sztyblety stoję na ganku domu, który sam zakupiłem nie tak dawno temu.
Mogę się spodziewać, że Louis mi nie otworzy, więc zadowalam się- i uśmiecham do Fizzy, która odblokowuje zamek. Dziewczyna posyła mi obojętne spojrzenie i przepuszcza do środka.
Okay, na razie jest...dobrze.
"Przyniosłem mały powitalny prezent." podaję jej pakunek na który patrzy zmrużonymi oczami. Jezu, ta ekspresja bez słów... "Można popić do kolacji."
"Wino?" pyta z nutką szoku, a ja przytakuję. "Czy ciebie do reszty pokurwiło?"
Że co proszę?
"O co..."
"Serio, Harry? Alkohol? SERIO?" wpycha mi z powrotem do rąk butelkę. I okay, nie przemyślałem tego, czuję się jak debil stojąc na korytarzu i wyczuwając spojrzenie innych gości z salonu.
Ciekawe co sobie myślą...
Fizzy znika w kuchni i przez długi czas jej nie widzę. Miętolę w palcach bibułkę, którą sprzedawczyni obwiązała Porto i mam szczerą ochotę stąd wyjść. Nie jestem tu mile widziany.
Jestem o krok od chwycenia klamki, gdy zostaję pchnięty na ścianę obok. Przez chwilę nie jestem pewny w jaki sposób, ponieważ nie jest to zwyczajne popchnięcie, a bardziej... wjechanie. Spoglądam w dół na Louisa, którego grzywka wpada zefirkami do oczu. Ma ściśnięte usta w wąską linię i czarne tęczówki ze złości.
"Mówiłem matce, żeby cię nie zapraszała." niezręcznie przyciskam plecy do ściany. Louis zaczyna szlochać i wjeżdża we mnie raz jeszcze, tym razem jednak słabiej. "Obiecałeś."
Intensywność uderzeń wzrasta, a ja nie sprzeciwiam się. Robię za to wszystko, żeby nie zauważył butelki, chowając ją za klapą kurtki.
"Lou, ja tak bardzo..."
"NAWET NIE PRÓBUJ-" wyciąga drżący, skulony palec. "NIE PRÓBUJ MÓWIĆ 'PRZEPRASZAM' BO NIE RĘCZĘ." wyrywa się z niego urywany szloch, po czym wycofuje się odrobinę do tyłu. "Nie mogę uwierzyć, że dla ciebie chciałem się obudzić." pociąga nosem. "Wyjdź stąd, kurwa, wyjdź i nie chcę cię już widzieć."
"Proszę cię, daj mi-"
"Szansę, Styles?" unosi głos. Wszyscy przy stole patrzą w naszą stronę, Jay i Lottie z przerażeniem wypisanym na twarzy. "Swój jebany limit już wyczerpałeś."
Po tym nastaje cisza i obserwuję tył jego pleców, które oddalają się ode mnie, zostawiając w sytuacji bez żadnego wyjścia.
***
Po powrocie do domu Gemmy (której swoją drogą nie zastałem) rzuciłem się z płaczem do kuchni do szuflad. Szukałem czegokolwiek... czegokolwiek przydatnego...ostatecznie wyłapując tłuczek do mięsa z ostrymi wytłoczkami siadam na podłodze i na nagą skórę swojej ręki odbijam narzędzie.
Piskam z bólu, zaciskając z mocno oczy. Kolce wbiły się i uleciała z tych miejsc krew, zaczęła się ona gromadzić wokół i spływać na marmurowe kafelki.
Drę się na całe gardło, gdy wyjmuję go ze skóry, daję swoim rękom opaść słabo na boki. Widzę mroczki i nie potrafię sobie przypomnieć, dlaczego...dlaczego konkretnie to robię...
Pomimo tego wykonuję następny cios, uderzając w podobne miejsca. Zwijam palce u stóp i upuszczam tłuczek, przyciskając dłonie do twarzy. Czuję wszędzie krew i nieświadomie rozmazuję ją sobie na twarzy.
"Nigdy nie będę wystarczający...nigdy...nigdy..." kręcę w roztargnieniu głową, zaciskając dłonie na pęczkach włosów. "Jestem...uciekam ciągle...jestem dalej tak samo...nie wiem co zrobić i robić..."
Naciągam ostatkami sił rękawy i kieruję się do gościnnego pokoju, gdzie na łóżku zasypiam w tempie natychmiastowym.
***
"Harry." czyjaś zziębnięta ręka wsuwa się pod mój rękaw. Otrząsam się. "Kurwa. Harry, co zrobiłeś? Jesteś cały we krwi! Harry..." dotyka mojego czoła. "Ja pierdole." głos dziewczyny drży, jestem w stanie to wychwycić. Ciężko oddycha, a potem czuję uderzenie w policzek i delikatnie uchylam powieki.
"Zabieram cię na pogotowie."
Widzę rozmazany obraz mojej siostry, wciąż ubranej w kurtkę. Dostrzegam jej ulubiony czerwony kolor szminki przed ponownym zamknięciem oczu.
"Muszę po kogoś zadzwonić sama...sama nie chcę." pociąga nosem "Uhhh...zadzwonię po karetkę. Okay. Hej, trzymaj się i otwórz oczy....Halo? Dzień dobry, mój brat...Harry Styles, mój-j- leży zakrwawiony w łóżku..."
A pięć minut później z korytarza:
"Lottie?" Gemma wybucha intensywnym płaczem, łkając przez dobre dwadzieścia sekund "Myślę, że Harry chciał się zabić."
***
Podłączony do kroplówek, cały w bandażach i szwach myślę, że gorzej już być nie może. Mrugam słabo na białe ściany wokół mnie, po czym zerkam w dół na ściśnięte opatrunkami ręce. Czułem każdy ruch niczym dotknięcie rozżarzonym kawałkiem metalu.
Lekarze odkryli moje siniaki przy przebieraniu. Na ich widok Gemma wstrzymała oddech, przytrzymując się rurki łóżka. Jestem pewny, że nie wierzyła własnym oczom. Przez długi czas siedziała cicho, oglądając od każdej strony paznokcie. Słyszałem jej oddech, szybkie uderzanie o szybkę telefonu i co jakiś czas przesunięcie fotela. Aż w końcu poczułem na sobie jej przenikliwy wzrok.
"Nie powiem o tym mamie. Załamałaby się. To pozostaje między nami."
"Okay."
"Jesteś dorosły nie mam zamiaru na ciebie krzyczeć."
"Okay."
"Chociaż to co zrobiłeś jest... nie do przyjęcia. I nie jest to normalne zachowanie ani reakcja na cokolwiek, nie wiem czy jesteś chory czy po prostu przechodzisz jeden z tych 'romeo i julia' epizodów, ale nie powiem, że się o ciebie nie boję."
"Będzie okay."
Gemma wzdycha, dalej zachowując miarowy spokój. Nigdy nie byłem jej tak wdzięczny.
"Okay. Tak. Zostaniesz tu do końca dnia, a później spędzisz ze mną dobry tydzień, ponieważ wzięłam sobie wolne."
"Niech będzie."
chociaż w głębi dudni mi myśl, że wzięła je dla mnie i tylko traci czas
"Kocham cię, Hazz. Nie chcę pomyśleć...że mój mały brat może stracić życie przez jakiegoś chuja, który nie potrafi z tobą zwyczajnie porozmawiać i tylko cię rani." załamuje się, odwracając wzrok. "Ciągle."
"Ja ciebie też." mówię tylko, przymykając oczy.
9.06.2016
Gemma śpi ze mną. Je ze mną. Ogląda ze mną seriale, prasuje w tym samym pokoju co ja, dzwoni do przyjaciółek przy mnie, i proponuje zbyt wiele rzeczy na które nie mam wcale ochoty.
Jednak nie mam serca jej o tym powiedzieć.
Nie wchodzi ze mną do łazienki, ale jeśli zbyt długo biorę kąpiel, puka i pyta czy wszystko w porządku. Albo "miałabyś ochotę na herbatę? Słyszysz mnie?" jako niewinny podtekst by mieć pewność, że nie poderżnąłem sobie gardła opakowaniem po mydle.
Tego rana Gemma uśmiechała się do mnie szerzej niż zwykle. Usiadła z kawą w dłoniach tuż obok mnie i powiedziała:
"Świętujemy 20 lecie naszego wydawnictwa, dzisiaj, w restauracji Kingston." wokół palca zakręca sobie jeden z moich niesfornie odstających loczków. "Zabieram cię ze sobą."
"Po co?" wypalam, zerkając na nią ze zmarszczonym czołem. "Nic sobie nie zrobię. Będę oglądać grzecznie Walking Dead i płakać w miskę popcornu, bo to ulubiony serial Louisa, ale pozostanę czysty. Przysięgam."
"Nie, nie o to chodzi." sceptycznie mierzę ją wzrokiem. Kłamie. "Chciałam, żebyś wyszedł do innych ludzi i... może kogoś poznał? Nowego? Przy okazji zrobił coś innego niż płakanie, rozerwał się, wiesz."
"Zobaczymy."
"Dałam już znać, że przyjdziesz, więc nie masz co myśleć. Pójdziemy tylko kupić garnitur, a później zahaczymy jeszcze do jakiegoś obuwniczego, bo strasznie obcierają mnie te nowe botki, które kupiłam, nie wyobrażasz sobie...."
"Mhm." mruczę w kubek kawy, ledwo słuchając jej daleszej opowieści. "Pójdę się zdrzemnąć przed wyjściem."
"Godzinę temu wstałeś." dziwi się, przytrzymując mnie za nadgarstek, kiedy wstaję z krzesła."Chciałam z tobą jeszcze o jednej sprawie porozmawiać, możemy teraz?"
"Wolałbym później."
Chwila ciszy.
"Okay." zgadza się stonowanym głosem. "Będę tutaj jakbyś mnie potrzebował. Poszukam w internecie potencjalnych garniturów dla ciebie."
Kiwam głową i ulatniam się w mgnieniu oka w pokoju, który niegdyś przyjąłem za mój.
***
"A ten?"
Wzruszam ramionami na następny z upodobanych garniturów Gemmy.
"Może być."
"A może ten?"
"Whatever."
"Ooo! Ten jest piękny! W motylki!"
Spoglądam jak podbiega do manekina i prosi ekspedientkę o mój rozmiar. Na wpół przytomny przymierzam go przed lustrem i znowu wzruszam ramionami.
"Jest w porządku."
"Wyglądasz pięknie, Hazz." mówi podekscytowana, przyklejając się do mnie od tyłu. Chichocze. "Będą pożerać cię wzrokiem."
Na to wywracam oczami i rozbieram powoli marynarkę.
"Już ci mówiłem, że nie chcę nawiązywać nowych znajomości i mam wyjebane." wzdycham, oddając garnitur Pani Lisie. "Chcę spać."
"Przestań się powtarzać." mówi i rzuca na kontuar wybraną przez siebie żółtą sukienkę. "Zapłać i idziemy. Ostatnio syn szefa częściej pojawia się w biurze, może przyjdzie. Oby przyszedł."
"Idź do auta."
"Okay, okay." całuje mnie w kark. "Będzie super, Harry, zobaczysz." i wychodzi w podskokach, machając do papsów.
***
"Mój brat, Harry Styles."
Gemma popycha mnie na chłopaka tak, że prawie na niego wpadam. Śmieję się nerwowo.
"Oops?"
Luke, bo tak miał na imię, śmieje się razem ze mną i podtrzymuje moje ramię.
"Miło mi." to nie hi. to nie hi, to nie hi, to nie... "Czy miałbyś ochotę na drinka?"zanim zdążę odpowiedzieć zwraca się do mojej siostry "Gemma zostawisz nas samych? Chyba mój tata chciał w jakiejś sprawie z tobą porozmawiać. Jest akurat przy piątym stoliku, dotrzesz?"
Mojej siostrze nie trzeba powtarzać nic dwa razy i w tym momencie mnie to zabolało. Luke był... w porządku. Pierwsze co mogę powiedzieć to to, że nie był Louisem. Po drugie chciał pić i chciał mnie do tego nakłonić, bo najwidoczniej tak się dzieje w normalnym życiu, tym życiu poza moim bezpiecznym, znajomym gruntem.
"Mm, jasne, napiję się." wymuszam czarujący uśmiech, na co ten zamawia przy barze najdroższy drink z menu. Super, wow.
"Zdrowie, Harry."
"Zdrowie." i wypijam wszystko w ciągu sekundy. Pali mnie, ale staram się nie dać po sobie poznać. Luke zerka na mnie z błyskiem w oku i pyta:
"Wiedziałem, że jesteś gejem. Miałem na ciebie smaki od... oh, prawdopodobnie od waszego pierwszego wydanego albumu."
Przełykam ciężko ślinę.
"Chciałbym powiedzieć to samo o tobie, Lou-l-Luke."
Brunet marszczy brwi i wyciąga rękę by dotknąć mojej żuchwy. Wygląda jak zahipnotyzowany, skupiając sie wyłącznie na moich oczach.
"Masz cudne dołeczki." jego mina rzednieje. "Ale ich teraz nie widzę."
Staram się je wymusić byle go zadowolić, ale sądząc po jego wyrazie twarzy to się nie dzieje.
"Miałbyś ochotę się stąd wyrwać, Harry?" pyta przyciszonym głosem.
Moja głowa krzyczy nie; moje serce zresztą też. Dlatego się nie przymuszam.
"Nie, Luke, raczej...zostanę, jeśli to okay?" chłopak potakuje, obserwując mnie bacznie. "Nie mam ochoty się...zabawiać."
"W porządku, Harry. To może opowiedz coś o sobie, czym się teraz zajmujesz? Teraz, kiedy jesteś na przerwie."
To jest jeszcze trudniejsze. Zaciskam wargi, ignorując Luke'a, który zamawia następnego drinka.
Chce mnie upić jestem tego pewien.
"Um. Nic specjalnego? Odpoczywam, śpię dużo, gotuję. Czytam." patrzę na niego niepewnie, ale Luke wydaje się uważnie słuchać. "Oglądam seriale. Kręcę film. Um...."
"Opiekujesz się kolegami z zespołu." podpowiada przed łykiem drinka. Zmieszany okręcam szklankę wokół moich dłoni. "Wy dwaj.... dlatego nie chcesz."
"To jest bardziej skomplikowane." odpowiadam nagle, czując się niezręcznie. Oddalam od siebie szklankę z alkoholem. "Dzięki za drinki, ale-"
"Uciekasz?" zatrzymuję się na wpół kroku. "Słyszałem, że lubisz uciekać."
"Proszę?"
"Boisz się nawet spróbować, chociaż traktuje cie jakbyś nie był wystarczający."
"A skąd ty to możesz wiedzieć?" mierzę go wrogim wzrokiem. "Słuchaj, miło się gadało, ale naprawdę muszę iść."
I owszem uciekłem po raz kolejny.
Ale tym razem dlatego, bo usłyszałem prawdę.
Nie jestem wystarczający.
12.06.2016
"Kiedy wracasz do Londynu?" pytam pewnego wieczoru, rozdrabniając makaron w rosole.
Gemma przysuwa się bliżej mnie i odrzuca do tyłu włosy.
"Kiedy mój szef zadecyduje, że pora wracać. Na razie mamy tu jeszcze kilka spraw." sięga po szklankę soku. "Później mają mnie przesiedlić do Nowego Jorku na miesiąc, no a wcześniej poprosiłam o przedłużenie mojego pobytu we Francji dla ciebie, ale teraz... nie poinformowali mnie o detalach."
"Mhm."
"A ty?" spoglądam na nią. "Zostajesz tutaj?"
Od razu na to kręcę głową.
"Wracam jutro do Anglii. Dokańczamy tam kręcenie filmu."
Gemma zastyga i nie mrugając patrzy mi prosto w twarz.
"Kiedy miałeś zamiar mi o tym powiedzieć?" oburza się piskliwym głosem.
"Właśnie teraz."
"Harry, porozmawiajmy, ja... nie chcę żebyś sam wracał." opiera ręce o stół i przytrzymuje sobie na nich głowę. "Mama nie wie o twojej sytuacji i błagam cię- nie chcę żebyś był sam. Nie możesz-"
"Jestem dorosły." mówię spokojnie, wysiorbując ostatnią zawartość łyżki. "Przestań się martwić i nie przesadzaj."
"To nie jest śmieszne, nie ufam ci po tym co zrobiłeś." nastaje cisza. Wreszcie się do tego przyznała. "Nie ufam ci." załamuje się. "I muszę wiedzieć, że nic sobie nie zrobisz, bo zwariuję, zwariuję na myśl, że będziesz zdany na siebie."
"Dam sobie radę." odpowiadam beznamiętnie. "Odpuść."
"Nie, nie odpuszczę, Styles!" krzyczy, uderzając dłońmi o stół. "Prawie się zabiłeś! Nie możesz sam mieszkać w takim stanie. Nie pozwolę ci na to-"
"Mam to kurwa gdzieś Gemma, mogę robić co chcę-"
"Nie polecisz sam."
"TO Z KIM MAM LECIEĆ?!" wydzieram się, świdrując ją szybkim spojrzeniem. "Proszę, znajdź mi kogoś! Nie mam z kim mieszkać, Gemma, od nie pamiętam ilu lat mieszkam z Louisem i- teraz już nie. I chuj" odtrącam myśl o szatynie. "Zostaw mnie, poradzę sobie. Możesz do mnie codziennie dzwonić."
Gemma nie odpowiada z oczami wbitymi w sufit nade mną.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top