23

3.05.2016
Nie tego się spodziewałem, było pierwszą myślą, która wtargnęła do mojej głowy, gdy przekroczyłem z zadyszką próg sali. Ponieważ 'otworzył oczy' nie oznaczało 'wybudził się' tylko zwyczajne 'delikatnie uniósł powieki i wciąż nie kontaktuje ze światem'
Przy łóżku płakała Jay (jak podejrzewam ze szczęścia) i Dan trzymał ją kurczowo za rękę. Wszedłem z dziwnym przerażeniem, patrząc prosto na jego twarz.
Na jego /jakże pustą/, bez emocji twarz. Leżał nieruchomo z lekko rozwartymi oczami, oddychał lekko i słabo oraz nie spoglądał na nikogo konkretnego tylko w sufit. Przeżyłem chwilowy szok i mocne ukłucie w sercu.
Co się dzieje? Co to znaczy?
Odwracam się do Nelli, opierającą się o klamkę drzwi z przyciśniętą teczką do piersi. Mam nadzieję, że odpowie na moje pytania przez samo spojrzenie.
"Nie reaguje jeszcze na nic" szepcze pod presją natarczywego wzroku. "ale wybudza się, Harry, uwierz mi."
"A słyszy?" pytam smutno, odkładając na krzesło płaszcz.
"Sprawdź."
To nie jest tak, że nie doceniam progresu, ale gdy siadam na skraju łóżka i wszystkich oczy są zwrócone na moje poczynania chce mi się płakać. Moja iskierka nadziei, że pogadam dzisiaj z Lou wygasła za szybko i boli niesprawiedliwie długo.
Zacisnąłem palce na jego oziębłej dłoni i przełknąłem ciężko ślinę.
"Louis."
Szatyna oddech przyspieszył. Otwieram szerzej oczy i sprawdzam czy zauważył to ktoś poza mną. I na szczęścia tak- Nella aż zrobiła krok w stronę łóżka ze ściągniętymi brwiami.
"Lou." mówię łagodniej, skupiając się tylko na nim. "Jestem tutaj, słyszysz mnie, prawda? Prawda, kochanie?"
Nagle przymyka oczy i znowu je otwiera na tyle ile potrafi.
To było 'tak'. To było...
Wybucham potężnym szlochem, zasłaniając wolną dłonią usta.
"O mój boże..." zduszam i uśmiecham się przez łzy.
Jay unosi się z krzesła i tuli mocno męża, podskakują krótko w miejscu.
"On go słyszy." mówi wysokim głosem w ramię Dana. "on naprawdę się wybudza"
4.05.2016
Informacja, że Louis zaczyna się wybudzać obiegła cały świat. Miałem wrażenie, że ludzie z wszystkich kontynentów wreszcie wypuścili długo wstrzymywany oddech i zrobiło się lżej, jeśli tak to można opisać.
Po męczącym dniu na planie- równo o 19- nacisnąłem klamkę do sali Louisa. W środku było pusto z wyjątkiem skulonego na łóżku szatyna. Zaskoczyło mnie, gdy obrócił głowę w stronę dźwięku skrzypiących drzwi i odetchnął.
"Cześć, skarbie." mówię piskliwym głosem, pełnym tylu nieokreślonych emocji. Louisa oczy dalej pozostają na wpół otwarte (trochę bardziej niż wczoraj), jednak nie ma nic przyjemnego w patrzeniu na nie, ponieważ wydają się ślepe i puste. Nella tłumaczyła mi, że może mnie jeszcze nie widzieć.
"Wróciłem właśnie z kręcenia." uśmiecham się, zaciskając cieplejszą rękę na jego dłoni. "Myślałem o tobie cały dzień. Było mi źle, że nie mogę być z tobą od początku dnia." robię małe kółeczka na wewnętrznej stronie jego złączonych palców. "Czekam na dzień, gdy będziemy mogli porozmawiać. Boże, tak bardzo chcę z tobą porozmawiać, Louis."
Cały obraz zamazują mi łzy i przyciągam usta do jego knykci. Ma taką słabą rękę, jakby nie odczuwał nic.
"Nie wiem nic, co dzisiaj robiłem, bo tylko myślałem..." robię przerwę, by nabrać szybką dawkę powietrza. "co ci powiem, gdy w końcu się obudzisz." przerwa. "Słyszysz mnie teraz?"
Louis leży nieruchomo przez długie pięć sekund, a później ściska słabo opuszkami palców moją rękę.
Zaczynam się śmiać, ale nie zrozumcie mnie źle był to najszczęśliwszy śmiech jaki w życiu wyszedł z moich ust. Uśmiechałem się szeroko, ocierając raz za razem oczy.
"Pomyślałem, że dam ci dzisiaj moją bluzę. Chcesz, kochanie?"
Odczekałem tyle ile potrzebuje, zanim dostałem następną reakcję: mrugnięcie.
Moje serce chciało wyskoczyć z miłości. Od razu przeciągnąłem przez głowę materiał i spojrzałem w dół na szarą bluzę. Była bez kaptura, więc wiedziałem, że nie będzie sprawiała mu kłopotu.
Odkryłem kołdrę i usiadłem okrakiem, żeby pomóc sobie w założeniu jej na jego bezwładne ciało.
"Spokojnie, nic nie rób, poradzę sobie." mówię, odgarniając grzywkę wpadającą mu do oczu. Nałożyłem wszystko na rurki, ale było ich już teraz mniej, ponieważ odłączyli go od kroplówek.
Ostateczny efekt był zadowalający, od zawsze wiedziałem, że Lou wygląda idealnie we wszystkim, ale jeśli jest coś w czym chciałbym go widzieć do końca życia to są to moje przyduże bluzy z zawiązanymi na kokardkę sznureczkami.
"Jak tylko się obudzisz dzielimy garderobę." chichoczę, układając dłoń na policzku chłopaka. Głaszczę go delikatnie i rzednieje mi mina na myśl, że znajduje się w stanie pomiędzy światem snu, a życiem. Jakie to musi być trudne i męczące. Ile prawdopodobnie kosztuje go to siły.
"Już niedługo... niedługo będziesz mógł mówić." zapewniam go, potakując nieznacznie. "Jestem taki-" zaciskam oczy, a gula w gardle rośnie. Przełykam ślinę. "Taki dumny z ciebie. Ciągle ci to powtarzam, ale taka jest prawda. Dzielny. Wytrzymały. I mój." ostatnie słowo szepczę, pociągając nosem. "Nigdy cię nie zostawię i-"
Przerywa mi głośny skowyt otwieranych drzwi.
"Dzień dobry, Harry."
Stukając obcasami podchodzi do nas Nella i siada na skraju krzesła. Pod koniec dnia zawsze wyglądała źl, z rozmazanym tuszem pod oczami i wystającymi włosami spod kucyka.
"Jakieś newsy?" pytam, zsuwając się z kolan szatyna. "Zjadł już dzisiaj coś bez pomocy rurki?"
Dziewczyna kręci głową.
"Niestety krztusi się za każdym razem, gdy próbujemy. Dlatego" wzdycha przeciągle. "Jesteśmy zmuszeni poczekać z operacją odłączenia sondy, przykro mi."
Oboje patrzymy na niego w komfortowej ciszy.
"Do twarzy mu w tej bluzie." odzywa się i posyła mi uśmiech, który odwzajemniam. "No nic, Harry, zobaczymy się jutro. Zabierzemy Louisa na rezonans. Jeśli chcesz spróbować podać mu jogurt czy jakiś mus do buzi, próbuj, ale bądź ostrożny. Używaj najmniejszej łyżeczki."
"Okay."
"Ah i jeszcze jedno... wiesz, że to cud?" ścisza głos, stojąc tuż za mną. Czuję jej rękę na swojej łopatce. "To się nigdy nie zdarza. Nie tak szybko, przynajmniej. Louis był w koszmarnym stanie, ledwo udało się go odratować i to dwa razy. Nigdy czegoś takiego nie widziałam, a byłam świadkiem wielu śmierci. To... to jest cud. Ale myślę, że nigdy nie przestał walczyć, bo miał cel."
"Jaki?"
"Ty." odpowiada z prychnięciem, jakby to było oczywiste. Zaciska materiał mojej koszulki. "Dla ciebie nie przestaje walczyć." pauzuje. "Dobranoc, Harry."
Nie jestem w stanie wykrztusić słowa. Spoglądam na Louisa, który wygląda zdecydowanie lepiej niż kilka dni temu. Mniej blado bardziej... żywo.
"Ma rację?" pytam cicho.
Nie oczekuję, że odpowie i jest to raczej pytanie, które kieruję do samego siebie, ale ku mojemu zaskoczeniu Louis ściska moją rękę tak mocno, jak jeszcze nigdy dotąd.
7.05.2016
"Nabierz śliny i postaraj się powoli przełknąć razem z nią."
Nachylam się bliżej niego z łyżeczką, a jego oczy patrzą prosto na mnie, chociaż w ciągu dalszym nie kontaktuje. Jednak są coraz to bardziej zauważalne postępy.
Wsuwam pomiędzy usta jedzenie i demonstruję mu, co ma zrobić.
"Musisz... słuchasz mnie?"
Louis zacieśnia piąstkę na moim palcu.
"Dobrze." uśmiecham się. "Spróbuj przełknąć; to zmielony na papkę hamburger. Tak, wszedłem dla ciebie do fastfoodu, Louis."
Chichoczę pod nosem, obserwując twarz szatyna. Po chwili czuję, jak zasysa delikatnie łyżeczkę i przełyka jedzenie bez krztuszenia się.
Marszczę nos z radości, ściskając mocno jego dłoń.
"Udało się, Lou, zrobiłeś to. Zrobiłeś!" mówię podekscytowany, siadając bliżej niego, po czym nabieram nową porcję ze słoiczka. "Następna, kochanie. Daj sobie czas. Chcesz wody?"
Mój palec ponownie zostaje ściśnięty, więc skraplam mu do ust przez pipetę wodę. Na razie tak było bezpieczniej, wiedziałem, że z czasem będzie można spróbować ze słomką.
Ostatecznie Louis zjada całą zawartość słoiczka i kiedy wracam do domu uświadamiam sobie, że może tu nie chodziło o to, że nie umiał przedtem przełykać, tylko nie chciał, ponieważ Nella podawała mu typowo szpitalne jedzenie.
10.05.2016
Dzień dobry Gwiazdko
moja Gwiazdko z nieba
najjaśniejsza
najmniejsza
najdroższa
nie ma sensu wstawać
gdy Twojego blasku mało
bo pusto
bo ciemno
można tylko spać
tyle siły i nadziei w Tobie
a Ty mi obumierasz
dałbym Ci gwiazdkę inną
i księżyc
i słoneczko
żałuję tylko
że nie sięgam tak daleko
Kończę czytanie i przymykam swój dziennik w połowie. Właśnie wyrecytowałem to na głos i to nie byle komu, bo osobie o której ten wiersz jest.
Szatyn siedzi podparty na poduszkach, a jego niewiarygodnie błękitne tęczówki lśnią, kiedy wyszukuje mojego spojrzenia.
Dalej nie powiedział słowa. Nie przeszedł też na słomkę i zdarza mu się zakrztusić śliną w czasie jedzenia. Ale wracały do niego naturalne odruchy i coraz częściej miał szeroko otwarte powieki. Rehabilitant potwierdzał poprawę, a lekarka ustalała powoli datę zdjęcia sondy.
Wzdycham ciężko, chowając swój zeszyt do torby przy krześle. Staram się nie przejmować jego pustym wyrazem twarzy czy zerową reakcją. Nie mogę od niego oczekiwać za dużo, Nella tłumaczyła mi to z milion razy.
"Napisałem go tydzień po tym, gdy zapadłeś w śpiączkę." tłumaczę cicho, obracając między palcem wskazującym, a środkowym jego malutki. "Odwiedziłem cię i..."słyszę jak mój głos się załamuje. "wyglądałeś tak słabo." dokańczam szeptem.
"Bałem się. I pomyślałem, że byłbym w stanie zrobić wszystko, żeby następnego dnia przyjść do ciebie i zobaczyć cię obudzonego, gotowego do żartowania." kręcę głową. "Niestety tak nie było."
Wycieram wierzchem ręki nos, szybko odwracając wzrok na okno, żeby Louis nie musiał widzieć mnie tak smutnego. Oczywiście czuję na sobie spojrzenie i jakimś cudem potrafię powiedzieć, co dokładnie czuje.
"Jutro nie będę mógł do ciebie przyjść." kłamię. "Lottie z Niallem spędzą z tobą dzień."
Wstaję z pospiesznym zerknięciem w bok na Lou, zbieram rzeczy i wychodzę.
11.05.2016
Prawda jest taka, że potrzebowałem wolnego dnia. Pomimo zmęczenia, stałego zmartwienia i spięcia nie miałem ostatnio czasu nawet na to, by usiąść i pomyśleć o tym co się dzieje.
Wyjątkowo spałem do późnej godziny, a później przygotowałem zapiekanki makaronowe. Pod moimi nogami plątały się Doris i Ernest wystawiając pod palnik swoje dopiero co zrobione laurki dla rodziców. Co rusz podnosiłem jednego z nich i zanosiłem do salonu, prosząc, by skupili się na bajce (z początku nie zauważyłem, że leci Family Guy i to dlatego nie były zainteresowane)
"Gdzie mama? Czemu tu jesteś, Hally?" pyta za którymś razem Ernest, gdy wbiega do kuchni. Odwiązuję fartuszek, tylko po to, by nie zawadzał i podnoszę chłopca na swoje kolana.
"Poleciała z tatą, Daisy i Phoebe do Londynu." tłumaczę spokojnie. "Od dzisiaj jesteście na mnie skazani, co ty na to?"
"Mysle, że super." odwraca uradowany główkę. "Tylko wolałbym, zebyś miał kogos do pomocy, na przyklad Louisa."
"Jesteś niemożliwy."
Na samo wspomnienie o nim robi mi się źle. Powinienem być przy nim, prawda? Powinienem...
Ściska mnie w sercu, więc odkładam Erniego na ziemię i z wszystkich sił staram się skupić na odlaniu makaronu z garnka.
To nic złego... Ty też potrzebujesz dnia dla siebie... prawda? Potrzebuję, jak każdy...
Odstawiam zrezygnowany odcedzone campanelle i zaciskam nasadę nosa. Opieram się jedną ręką o blat i myślę, jakim jestem okropnym chłopakiem, że zrobiłem sobie cholerną przerwę, żeby odpocząć od Louisa.
Zostawiam wszystko, biegnąc na górę, by minutę później zrobić sobie krzywdę.
***
O 20:00 dzwoni do mnie Niall.
"Wszystko okay?" wypalam na wstępie, przyciszając muzykę z laptopa.
"Tak...mm, nie."
Jak to nie?
Prostuję się, automatycznie kierując się w stronę rzuconych na fotel ubrań.
"Ale to nic poważnego, to znaczy, nie nazwałbym tak tego, jednak-"
"Przejdź do rzeczy!" krzyczę zaniepokojony.
"Louis nic dzisiaj nie zjadł."
"Dlaczego?" podskakuję naciągając jeansy. Zatrzymuję się."Odmawiał?"
"Nie przełykał. Powiedzieliśmy o tym Nelli i stwierdziła, że jeśli go nie przekonamy wprowadzą znowu przez rurkę jedzenie i przesuną datę ściągnięcia sondy. Jest dosyć słaby."
"Już jadę, Niall, będę dosłownie za chwilę, powiedzcie mu."
"A bliźniaki? Zostawisz je?"
"Fizzy wróciła przed sekundą z klubu, przypilnuje ich."
"Okay." wzdycha z ulgą. "Na razie."
***
Na mój widok Louis unosi delikatnie głowę.
"Ścisnął mnie za kciuk." oznajmia Irlandczyk z małym uśmiechem. "Za każdym razem, gdy prosiłem, by dał jakikolwiek znak to mnie, kurwa, olewał, a ty się tu pojawiasz i... szkoda słów."
Lottie patrzy na Nialla ze współczuciem i pociera jego łopatki.
"Pewnie był zły, że nie przyszedł, nie wiń go, Ni."
Podchodzę od drugiej strony łóżka i przykładam do jego policzka dłoń. Louis przymyka z błogością oczy.
"Ma gorączkę, idioci." warczę, rzucając im pogardliwe spojrzenie. "Kiedy Nella ostatnio tu była?"
"Dawno." mówi Lottie, odgarniając na bok włosy. "Wymieniła cewnik i więcej się nie pojawiła, podobno miała dyżur w drugiej części kliniki"
Wzdycham do sufitu i każę przynieść z torby nową koszulkę i musy. Kiedy zostajemy sami Louisa oczy patrzą prosto na mnie i wydaje się, że mi dziękują.
"Wszystko będzie dobrze." mówię, składając na czole szatyna długi pocałunek, przy czym głaszczę tył jego głowy. "Musisz coś zjeść, okay? Zjesz, jak ci podam?"
Louis przymyka oczy w zgodzie, po czym znowu je szeroko otwiera.
Uśmiecham się i przejmuję od Nialla słoiczek. Tym razem Louis przełyka każdą łyżeczkę i ani razu się nie stawia.
"Idźcie proszę do Nelli, żeby przygotowała mu leki na zbicie gorączki." mówię cicho, zakręcając jedną ręką pojemniczek. Nie mogę przestać głaskać jego nadgarstka."Puszczę Breaking Bad na telewizorze od odcinka na którym skończyłeś. Mam na laptopie, chwila."
Mocuję kabel hdmi i wyświetlam poprzedni odcinek, ponieważ nie jestem pewny czy pamięta. Nie sprzeciwia się w żaden sposób, jedynie obserwuje toczące się sceny, a jego oddech z nie wiadomych powodów przyspiesza.
Niedługo później Nella mierzy mu temperaturę i podłącza do odpowiedniego leku przez kroplówkę. Nie lubił jej, zawsze wydawał się mniej obecny, gdy przykręcali jej bieg.
"Jesteś zmęczona, Lott?" słyszę przyciszony głos Nialla. Z ciekawości patrzę, jak mój przyjaciel odgarnia za jej ucho kosmyk włosa i uśmiecha się do niej promiennie. Policzki blondynki pokryły dorodne rumieńce.
Super, tylko tego brakowało.
"Pierwszy raz cieszę się, że nie możesz powiedzieć, co o tym myślisz." mruczę do Louisa, poprawiając rękawy dopiero zmienionej koszulki. "Horan by tego nie przeżył. Wiesz, ostatnio zerwał z Trace i chyba znalazł pocieszenie u twojej siostry." marszczę brwi. "To źle zabrzmiało, nie sądzę, żeby ją wykorzystywał, ale no cóż, widać, że między nimi coś jest."
Siedzę przez chwilę cicho, Louis zwrócony w stronę telewizora, ja w nasze złączone dłonie.
"Przepraszam, że nie przyszedłem wcześniej. Przepraszam za bycie..." unoszę spojrzenie do góry i mrugam szybko, odganiając łzy. "Przepraszam, Lou."
"Ernest narysował dzisiaj ciebie." przypominam sobie. "Jak leżysz w łóżku i uśmiechasz się do mnie. Miałeś szeroko otwarte oczy i różowe policzki, a ja dołeczki." parskam krótkim śmiechem. "Był piękny, bo nad nami były chmurki i prowadziliśmy dialog. Ernie jest taki kochany..."
"Harry, jedziemy już do domu." przerywa mi Lottie i całuje brata w policzek. Kieruje się do Nialla, który trzyma przed nią drzwi. "Na razie. Nie zapomnij brudnej torby z ciuchami i ręcznikami Louisa."
"Dobrze. Zjedzcie zapiekankę."
"Dzięki, H." przyjaciel wystawia rękę w geście pożegnania.
Drzwi zamykają się, a ja spuszczam głowę i zabawiam wystającą nitką ze spodni. Jest mi trudno prowadzić monolog, kiedy w moim życiu wszystko kręci się tylko wokół Louisa. Co ja mogę więcej powiedzieć?
"Ja..." odchrząkuję. "Niedługo zabiorę cię do domu tylko proszę cię, skarbie, nie przestawaj robić postępów."
W ułamku sekundy nasze spojrzenia się krzyżują. Louis leży płasko i oddycha spokojniej. Mam wrażenie, że zasypia.
"Tęsknię za spaniem z tobą." wyznaję z każdym słowem ciszej. "Za budzeniem się obok, gdy ty śpisz zwinięty w kłębek, pełen ruchu i świadomości."
Nagle kąciki jego ust unoszą się ku górze, a moje serce przyspiesza i niemal słyszę jak odbija się echem od ścian. I wtedy, kiedy już myślę, że cały świat zatrzymał się w miejscu, serce cichnie i zagłusza je przeciągły szloch:
"Hazza."

*wiersz prywatny; mojego autorstwa

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top