14
12.02.2016
Zasnąłem z wycieńczenia na kolanach Nialla. Było późno w nocy, a prywatny samolot Irlandczyka leciał dobre pięć godzin. Nie rozmawialiśmy bez niezbędnych, krótkich informacji, typu:
chcesz się napić wody? nie.
chciałbyś o tym porozmawiać? nie.
będziemy za sześć godzin na miejscu. ok.
Ponieważ wszystko w ciągu kilku godzin przybrało charakter koszmaru, a ja nie potrafiłem sobie poradzić z szokiem, który nawet w czasie snu nie opuszczał moich myśli. Myślałem co mógłbym zrobić, żeby wymigać się z tego całego gówna. Jak udowodnić, że nie jestem ojcem tego dziecka... (chociaż głęboko panicznie się bałem, że Briana nie kłamie.) Harry ciągle przecinał moje myśli i serce zdawało się łamać na więcej kawałeczków, kiedy przypominałem sobie, że zawiodłem go w wielu kwestiach.
"Shhh, hej, Louis, Louis, słyszysz mnie?" Horan otula mnie mocno i przyciska do ucha swoje usta, bym lepiej słyszał to co do mnie mówi. Otwieram oczy, ale kabina jest ciemna, więc nic nie widzę, ale od razu zauważam, że całe moje ciało wzdrygają dreszcze i mam zapłakane policzki. "Jestem tu, uspokój się proszę. Śpisz i nagle zaczynasz szlochać to mnie dobija." wzdycha cierpko i przełyka ciężko ślinę. "Chcesz coś na uspokojenie? Wydaje mi się, że mam w plecaku tabletki..."
"Nie." kręcę głową w jego ramię i mocniej się uczepiam jego bluzy. "Boże, chcę do Harry'ego, tak bardzo..." łamię się i staram nabrać powietrze, kiedy powstrzymuje mnie stłumiony szloch. "...t-t-ak-k bardzo za nim tęsknię. T-tak bardzo mi... źle, że tak to się potoczyło."
"Wiem, Lou. Ale Harry nie przestanie cię kochać, daj mu przestrzeń, zobaczysz, że będzie dobrze."
''Kochać?" kwilę, unosząc do góry oczy, by zobaczyć lekki zarys oczu przyjaciela. "To nie jest miłość. Gdyby była byłby tutaj ze mną albo chociaż okazał wsparcie. To wszystko stało się zanim się zeszliśmy i...nie mam na to wpływu."
Przez dłuższą chwilę Niall siedzi cicho. Patrzę przez okno na skrzydło samolotu, które miga białym światełkiem.
"Dziecko to już poważniejszy problem, nie możesz go winić za taką reakcję. Jak ty byś się czuł, Louis? Postaw się w jego sytuacji."
Tym razem ja milczę.
Rzecz w tym, że nie wiem, nie mam pojęcia co bym zrobił. Prawdopodobnie coś równie podobnego co on, jednak postarałbym się mu uwierzyć, kiedy powiedziałby wszem i wobec, że to nie jest jego dziecko.
"Co mam zrobić?" pytam słabym głosem, ściskając mokre ręce w piąstki. "Ja nie jestem w stanie tego wszystkiego udać. Jak zobaczę dziewczynę na oczy będę miał ochotę się na nią rzucić. Nie zatrzymam tego."
"Wierzę, że to nie twoje dziecko, Louis." Niall wyznaje i odgarnia z moich oczu grzywkę. "Jesteś ostrożny, znam cię, ale najpierw musimy to udowodnić, a żeby to udowodnić musisz chwilkę pograć."
''Zabiję się, Niall." moje słowa brzmią szczerzej niż chciałbym przyznać. Niall wstrzymuje oddech. "Zajebię."
"Przestań tak mówić. Dam ci tę tabletkę..."
Przytrzymuję go za rękę, kiedy sięga za fotel po plecak. Nie chcę żadnych uspokajających leków. Nie chcę.
Chcę się napić.
"Potrzebuję się napić."
"Mam tu wodę-"
"Alkoholu."
Niall nie sprzeciwia się, gdy wstaję z foteli na chwiejących się nogach.
***
13.02.2016
"Skontaktuję się z nią rano, dam znać papsom i pojawicie się razem na spacerze, okay?"
Wzruszam ramionami, przełykając następny gryz McRoyala. Taksówka podwiozła nas pod dom Nialla, żebyśmy mogli resztę drogi przebyć jego samochodem. Tak jak alkohol zwykle dodawał mi śmiałości, chęci do imprezowania, robienia niestworzonych rzeczy tak dzisiaj podwoił moje zmęczenie. Nic nie mówiłem, wykonywałem polecenia Horana i ściskałem mocniej bluzę z zimna. No i jadłem- chociaż apetytu nie odczuwałem mój brzuch miał odmienne zdanie.
Czasami przez przypadek natrafiam wzrokiem na lusterko i widzę swoją okropną twarz. Jest na niej wszystko wymalowane; zwłaszcza zdruzgotanie i brak nadziei.
"Co z Trace?" pytam nagle, sam siebie zaskakując zainteresowaniem. Zatrzymuję się na wpół kęsa, kiedy Niall podryguje palcem na kierownicy akurat zatrzymując się na czerwonym świetle.
"Rozumie." odpowiada krótko, nie spuszczając oczu z jezdni.
"Co jej powiedziałeś?"
"Że mnie potrzebujesz, a ona powiedziała, że rozumie."
Parskam z cieniem humoru, który po chwili ulatnia się w nicość i poważnieję.
"Druga połówka marzeń ci się trafiła."
Odpowiedzenie zajmuje mu chwilę.
''Tobie też, Tomlinson."
Odkładam hamburgera do pudełka i wgapiam się w miasto za oknem.
Ciekawe czy Harry jest już po castingu? Czy się dostał i jeśli tak (na pewno tak) to czy się cieszy? Czy po tym wszystkim jest w stanie się cieszyć z roli? Napisze do mnie? Albo zadzwoni i powie jak bardzo chciałby, żebym był teraz obok niego?
Wykręcam numer, zanim moje palce uzgodnią to z mózgiem. Przytrzymuję przy uchu telefon, czekając aż usłyszę jego głos.
Ale Harry nie odbiera. Za piątym razem połączenie zostaje odrzucone i wybucham płaczem.
***
Podkrążone oczy, blada twarz, roztargnione włosy i duża ilość alkoholu we krwi... chyba nie tak powinien wyglądać chłopak, który wychodzi spotkać matkę swojego dziecka.
Ubieram dres w którym planowałem matchinogwać z Harrym pierwszego dnia na planie filmowym. Chciałem odebrać go w nim wiedząc, że sam będzie go mieć na sobie. Zaplanował to, a ja zaplanowałem część dalszą.
"Na pewno nic nie zjesz?" pyta Niall i opiera się ramieniem o framugę od drzwi do mojego pokoju. Widać, że jest zmęczony i tylko czeka aż wyjdę z domu. Całą noc jeśli nie prowadził auta to wysłuchiwał moich żalów, później zadzwonił do Trace, gadał z nią więcej niż godzinę, a jeszcze później patrzył jak pochłaniam następne butelki mojego ulubionego trunku.
Na chwilę obecną za chuja nie wiedziałem co dokładnie się wokół mnie dzieje.
"Nie."
Niall podchodzi bliżej i kuca między moimi nogami. Już dawno nie widziałem go w takim stanie.
"Pamiętaj jak skończysz zadzwoń do mnie. Zjedz coś na mieście, bo uwierz mi w końcu twój organizm tego nie wytrzyma. Pozwoliłem ci się napić, bo wiem, że pijany mniej myślisz, ale...teraz uważam, że popełniłem błąd. Nie powinieneś tyle pić, boże, co jak dostaniesz zatrucia? Zaczniesz rzygać w czasie spaceru? Ja..." spuszcza głowę, głośno oddychając. "Jestem głupi."
"Jest okay." stwierdzam, patrząc się tępo w telefon.
Harry odrzucił moje połączenie.
"Muszę już iść. Jeśli dobrze pójdzie- nie zapamiętam tego spotkania."
Niall pomaga mi zejść po schodach. Przez okno widzę van, który podjeżdża pod bramę i już na mnie czeka.
***
Na wejściu do Starbucksa prawie potykam się o wycieraczkę i staram się sobie wmówić, że nie powinienem się w tej sytuacji śmiać. Ale się śmieję, ponieważ jestem o krok od poznania Briany i los udupia mnie już na wstępie.
Widzę ją przy jednym ze stolików, jako jedyna ma wielki ciążowy brzuch i popija to chujowe gówno, które Senna zamawiała za każdym razem, gdy zabierałem ją w to miejsce.
Okay, skup się Louis, dobra?
Briana wstaje, w pełni pokazując swój brzuch.
Może być wypchany, nie? Może udaje? To mi wygląda na poduszkę z mojej kanapy, tą z granulkami układającymi się w dowolnym kształcie. Czemu nie wziąłem jej ze sobą do samolotu? Może dlatego, że...
"Ukradłaś moją poduszkę." syczę ze zmrużonymi oczami na dziewczynę.
Briana robi ogromne oczy, a ja przyglądam się jej z bliska... nie ma szans, żebym ją wyruchał. Nie ma najmniejszych szans.
"Proszę?" poprawia swoją sukienkę podkreślającą brzuch. "Poduszkę?"
"Wiem, że nie jesteś w ciąży"
Wskazuję na nią palcem i robię krok do przodu. "Ty suko, chcesz wybulić ode mnie kasę."
Udaje oburzenie i odrzuca do tyłu swoje ciemne włosy.
Nie miała ich blond na zdjęciu? Czy to w ogóle ona?
"Louis, będziemy mieli chłopczyka to nie są żarty i wypraszam sobie. Nie jest to moja wina, że nie pamiętasz nocy, kiedy poczęliśmy naszego syna."
Mój oddech przyspiesza, serce też, robię krok do tyłu i przytrzymuję się krzesła, gdy zakręca mi się w głowie.
"To nie jest moje dziecko." mówię z zamkniętymi oczami. Mroczki nie chcą zniknąć i czuję, że wszystko bardziej się kręci, gdy mam je otwarte.
Nie wierzę w żadne jej słowo, nie wierzę, że to wszystko ma miejsce.
"Jesteś pijany?"
Dotyk jej ręki paraliżuje moje ciało, jakbym chciał uciec, ale nogi przykleiły się do podłogi.
"Chodź kupimy wodę i bajgle, wytrzeźwiejesz szybciej i będziemy mogli się przejść."
"Nie chcę do nich wychodzić." szepczę ze łzami w oczach. Dziewczyna zauważa to i znowu stara się mnie dotknąć, jednak tym razem odskakuję. "Nie dotykaj mnie, wiem co robisz, wiem wszystko, Briana."
"Jesteś ślepy?" unosi swój piskliwy głos. "Wypchałabym sobie taki brzuch, myślisz?"
Zaciskam do białości usta.
"Wypchałabyś. Tak samo jak wpychasz mediom informacje, że jestem ojcem."
***
Papsy okrążają nas z niespodziewaną prędkością. Przybieram obojętną twarz, a Briana szczerzy się do skierowanych aparatów z ręką na brzuchu. Nie rozmawiamy, idziemy obok siebie i patrzymy się w obiektywy.
Do czasu.
Do czasu, gdy słowa Horana obijają się w mojej głowie i zginam się w pół przed wypróżnieniem żołądka. Konwulsje są tak silne, że upadam i czuję się kurewsko upokorzony. Papsy wszystko rejestrują, krzycząc coś czego nie potrafię zrozumieć. Kątem oka widzę Brianę zmartwioną i wymachującą rękami w stronę paparazzi. Wyciąga telefon i mówi do mnie coś co brzmi mniej więcej jak nie mdlej.
Ale niczego nie przyjmuję do wiadomości, tracę równowagę, zachłystując resztkami wymiocin. Jest to tak męczące, że jestem pewien, że zaraz stracę przytomność.
Następstwa dzieją się i je pamiętam, jednak jak przez mgłę prawie jakby nie dotyczyły mnie. Widzę Nialla przedzierającego się przez tłum ludzi. Lekarzy podnoszących mnie na noszach. Brianę. Widzę wszystkich z wyjątkiem jedynej osoby od której zależy moje życie.
Budzę się do widoku bieli. Jestem przegrzany, otulony kocami i kołdrą, podłączony do kroplówki. Obok mnie pika coś denerwująco, a okna zostały zasłonięte. Kojarzę ten cały wystrój. To szpital w którym miał operację Harry i szczerze śmiałbym się, gdyby okazało się, że zostałem położony w tej samej sali.
Głowa pulsuje z bólu, więc staram się zająć czymś myśli. Skończyłem w szpitalu z daleka od Briany to jest jakiś plus. Skoro udało mi w taki sposób wymigać się może mógłbym dalej iść tym tropem, hm... tylko jak? Co musiałbym zrobić, żeby nie uczestniczyć w tej zakłamanej szopce?
Drzwi otwierają się i do sali wchodzi Niall. Ma na sobie mój bordowy sweter, który jest mu trochę za mały. Przysiada na krawędzi łóżka, trąc w zdenerwowaniu czoło.
"Spędzisz tu noc, ale lekarze powiedzieli, że trzymasz się dobrze."
Przyjmuję potakując. Jestem niezniszczalny.
"Dzwonił do ciebie Harry?" pytam cicho i spoglądam na swój wenflon. Czuję na sobie intensywny wzrok przyjaciela.
"Dzwonił."
"Co powiedział?"
"Dostał rolę." pauza "Stracił chęć na szukanie domu i zatrzymał się w hotelu, spytał o ciebie, oczywiście, a ja mu odpowiedziałem, że jest z tobą źle i byłoby miło, gdyby zadzwonił." Niall przestaje na chwilę mówić i spogląda na kroplówkę, śledząc palcem przyklejoną na niej etykietkę. "Elektrolity, glukoza..."
"Co on na to?" kopię go nogą w pośladek, na co Niall marszczy brwi.
"Powiedział, że się zastanowi.''
Nie potrafię ukryć smutku.
"Tylko tyle?"
"Jak zeszliśmy na twój temat jego głos się zaczął łamać i szybko po tym się rozłączył."
W moim gardle rośnie gula nie do przełknięcia. Muszę coś wymyślić. Chcę być z nim, chcę, żeby wiedział, że nic nie liczy się bardziej od niego. Ale najpierw trzeba rozliczyć się z Brianą.
"Co byś powiedział gdybym..." przerywam.
Niall poświęca mi całą uwagę, jednocześnie dodając odwagi na dokończenie tego co chciałem powiedzieć. Przez łzy posyłam mu uśmiech i wiem, że nie dosięga on moich oczu.
"...gdybym poszedł na odwyk?''
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top