Rozdział 3
Pierdolony piątek. Normalnie byłbym zadowolony, że to koniec szkoły na ten tydzień. Pewnie ktoś urządza jakąś fajne party, no i come on people, czym by się tu nie cieszyć?
No, ale jak wparowuje, do ciebie do domu, obcy chłopak (chłopak którego masz zaliczyć), który ma z tobą mieszkać i teraz masz rozpierduchę w domu, to taki piątek zamienia się w jeden z tych słabszych dni.
A najgorsze kiedy jeszcze starzy ci mówią, że nie możesz dzisiaj wieczorem nigdzie wyjść, tylko masz zostać i zająć się gościem.
Co prawda, nasz gość mi się bardzo podoba, jest to bowiem, najprzystojniejszy człowiek jakiego kiedykolwiek widziałem. Po prostu bałem się, że teraz rodzice bardziej zaczną zwracać na mnie uwagę, na to co robię, z kim chodzę itp. Wcześniej widywaliśmy się co najwyżej kilka razy w tygodniu. Matka miała cały czas jakieś delegacje, a ojciec jak wracał do domu to cały czas przesiadywał w odizolowanym gabinecie na końcu domu. Nie przeszkadzało mi to, miałem bowiem dużo swobody. Jestem co prawda pełnoletni i niezależny od nich, ale i tak wolałem się z nimi nie spinać.
Dzisiaj zostałem w domu, ponieważ uznałem, że pomogę Masonowi w zaaklimatyzowaniu się. Oprowadzę go, pomogę z rzeczami i spróbuję z nim flirtować. Pokażę mu okolicę i może coś z tego wyjdzie. Jeżeli nie to lecimy z planem B. Usłyszałem dźwięk mojego telefonu. Dzwonił Even. Usiadłem na kanapie i odebrałem.
- Cześć Even.
- Hej Mike. Jest już u ciebie Tremblay?
- Nie, miał przyjść dopiero o piętnastej, to jest za godzinę. Jeżeli już dzwonisz, to mam pytanie... Nie spodziewam się odpowiedzi, bo to nie byłoby ci na rękę, ale spróbuję. Jak ty podrywasz chłopaków?
- Oh, Michael.- Zaśmiał się pod nosem mój rozmówca.- Nie powinienem ci mówić, ze względu na to, że ułatwiłoby ci to wygranie zakładu. Ale powiem ci. Wiesz dlaczego? Ponieważ dla mnie naprawdę pasujesz do Masona i byłaby z was świetna para. – Na chwilę mnie zatkało, ale chłopak mówił dalej.- No, więc w takiej sytuacji ci pomogę. Masz doświadczenie w wyrywaniu lasek. Z chłopakami jest podobnie, załapiesz w trakcie. Zwracaj większą uwagę na włosy, mniejszą na ubranie. No i nie rzucaj tanimi tekstami na podryw. Nie wiem co ci jeszcze powiedzieć... To nie jest takie trudne, jak może ci się wydawać.
- Dziękuję Even. Nadal jesteś z tym gościem z imprezy?
- Nie, co ty. Całkowicie nie mój typ. Co do imprezy... Słyszałem, że miałeś trójkącik?
- Co? Od kogo? Kylie, no oczywiście.
- Więc to prawda?
- Do widzenia Even, zdzwonimy się później.- Usłyszałem jeszcze cichy chichot w słuchawce i stłumione 'pa', przed rozłączeniem się.
Czy ona musi wszystko wszystkim rozgadywać?! W sumie czego oczekiwałem, to w końcu Kylie. Ugh...
#
Dochodziła piętnasta i usłyszałem dzwonek do drzwi. Podszedłem, żeby otworzyć i na progu czekał już mój nowy współlokator. Trzymał w rękach dwie walizki i dużą torbę na ramieniu.
- Cześć Mason. Wejdź. To wszystko co masz ze sobą?
- Cześć. Tak, to wszystko.
- Dobra. Czuj się jak u siebie w domu. Daj jedną walizkę, pomogę ci.- Kiedy chciałem złapać za rączkę od bagażu, położyłem rękę na jego dłoni. Chłopak wyraźnie się spiął i szybko zabrał swoją dłoń z walizki.
- Twój pokój jest na górze. Masz w nim już łóżko, biurko, garderobę, łazienkę jakieś komody, szafki, półki, sofę chyba... Zresztą sam zaraz zobaczysz. Jeżeli będziesz chciał to możemy przemeblować, przemalować, cokolwiek, w końcu to od teraz twój pokój. Tam są schody.- Powiedziałem wskazując na nie.-Odłożymy twoje rzeczy i oprowadzę cię po domu, a potem po okolicy, ponieważ chyba mieszkałeś w innej części miast, prawda?
- Tak, dzięki. -widziałem że Mason czuł się nieswojo.
- Nie ma sprawy. Rodziców nie ma. Mojej matki szybko nie zobaczysz, przyjeżdża tylko w niedzielę i też tylko na kilka godzin. Ojciec pracuje dosyć daleko, więc zazwyczaj sypia w hotelach, przyjeżdża tutaj tylko jak go przenoszą gdzieś bliżej. Ale i tak w zasadzie nie wychodzi ze swojej części domu. Na końcu domu jest jego gabinet połączony z sypialną i łazienką. Tylko żeby coś zjeść przychodzi tutaj. Ale i tak w najbliższym czasie go nie spotkasz.
Nie będę się rozgadywać. O, to twój pokój.- Powiedziałem otwierając drzwi.- Rozgość się.
Jego pokój wyglądał następująco: Jedna czarna ściana, reszta białe. Na przeciwko drzwi było wejście na balkon, który rozciągał się przez całą długość domu. Na podłodze leżał czarny dywanik, obok, pod ciemną ścianą stała obszerna kanapa, a na przeciwko niej, wisiała pięćdziesięcio calowa plazma. Pod telewizorem stało biurko, obok komoda, a przy ścianie od drzwi stała sofa, która miała być właściwym łóżkiem. Kawałek od kanapy, były drzwi do garderoby, która składała się z kilku szaf i szafek, wieszaków i komód. Miała też w środku dywanik i fotel. Na przeciwko drzwi od garderoby, było wejście do łazienki, w której była kabina prysznicowa, wanna, umywalka, kilka szafek, toaleta i pralka.
- Podoba ci się?- Zapytałem Masona, widząc jak patrzy na swój nowy pokój.
- Jest... wow! Niesamowity.- Odpowiedział z zachwytem chłopak.-Dzięki.-dodał.
- Ciesze się. Zostaw swoje rzeczy i pokażę ci resztę domu.- Uśmiechnąłem się do niego.
- Ta, poczekaj chwilę.- Brunet zaczął być znowu opryskliwy.
Odłożyliśmy jego bagaż i poszliśmy wgłąb korytarza.
- Te drzwi są od toalety. Te z kolei są od pokoju mojego brata. Normalnie mieszka w akademiku, ale czasami wpada bez zapowiedzi, więc chyba dobrze żebyś wiedział. No nieważne dalej to jest taka mała kuchnia. Na końcu masz wyjście na balkon, taras, nazywaj to jak chcesz. Zawracamy. - Kiedy wróciliśmy pod drzwi od pokoju Masona, poszliśmy w drugą stronę, do schodów.- Tutaj jest mój pokój, a drugie wejście jest na dole. Tam dalej jest jeszcze łazienka. Chodź na dół. - Zeszliśmy na parter i skierowaliśmy się do salonu.- Więc to jest salon, a tam kuchnia jak widzisz. Dalej, tam jest coś na wzór sali kinowej. Tam to drugie wejście do mojego pokoju. Bardziej wgłąb tego korytarza jest gabinet i pokój ojca. Także sypialnia starych, ogólnie to skrzydło tylko dla nich, jezeli chcesz mieć spokój to po prostu tam nie chodź. Hm.., to chyba tyle. Masz jakieś pytania?
- Na początku nie będę tego wszystkiego ogarniał. Przynajmniej wiem gdzie jest mój pokój. Która godzina?
- Prawie wpół do dziewiętnastej. Chcesz się przejść, zwiedzić okolicę?
- Czemu nie?-odparł, a ja zauważyłem, że powoli się rozluźnia.
- Dobra, to tam są drzwi, chodź.
Wyszliśmy z posesji i poszliśmy ścieżką wśród innych willi moich znajomych, i nie tylko. Wyszliśmy na główną ulicę i zacząłem oprowadzkę.
- Tutaj jest najlepsze sushi w mieście. Dalej tą ulicą będzie zajebisty klub nocny. W drugą stronę bar dwadzieścia cztery na siedem. Kawałek dalej centrum handlowe. Świetna restauracja przed tobą, a za, fajna kręgielnia. Tam dalej jest nawet okej boisko do kosza. Szkoła jest dziesięć minut stąd. Park piętnaście. Kawiarnia za chwilę, ale jeżeli masz sprecyzowane wymogi, to jest Starbucks, jest on niedaleko centrum handlowego. Chcesz gdzieś iść?
- W sumie to jestem głodny.
- Ja też. Wiem gdzie pójdziemy.
I tak skończyliśmy w McDonaldzie. Jak się domyślałem, ten natłok luksusów go przytłaczał wiec uznałem że to będzie dobre miejsce i się nienmyliłem. Właśnie odbierałem nasze zamówienie, a mój towarzysz czekał na mnie już przy stoliku. Usiadłem obok niego i przyjrzałem mu się. Dzisiaj rozegram to na spokojnie.
- Weź swoje.- powiedziałem kiedy usiadłem przy stoliku.- Czemu nie chcesz tak bardzo ze mną rozmawiać? Jestem aż tak odpychający?
- No cóż, jesteś tym popularnym, przystojnym chłopakiem który ma każdą dziewczynę, szkolna elita i tak dalej. Może to stereotypowe, ale jesteś jednoznacznie po prostu dupkiem. Zmieniasz dziewczyny jak skarpetki, byleby utrzymać swoją pozycję. Do tego jesteś jednym z najbogatszych uczniów w szkole. Każdy ci zazdrości, i twoim znajomym. Jesteś przyzwyczajony, że każdy chce wbić do twojego grona, a tu nagle taki śmieć jak ja, ma ciebie w dupie, i zastanawiasz się dlaczego. Dlatego. Przyzwyczajaj się, że nie zawsze dostaniesz to czego chcesz. A to, że mnie przyjąłeś do swojego domu i postawiłeś maka niczego nie zmienia.
- Ym.., tak, to jest stereotypowe. Może gdybyś ze mną porozmawiał i mnie poznał, czy coś, to byś nie myślał, że jestem dupkiem?
- To rozmawiajmy. Dlaczego mieszkam u ciebie?
- Ty mi powiedz. To ty potrzebowałeś nowego adresu.
- Nie, nie o to chodzi. Dlaczego się zgodziłeś, i dlaczego jesteś dla mnie taki miły?
- Ponieważ nie będę się obrażał i chodził nadęty jak księżniczka, bo u mnie mieszkasz, nie przeszkadza mi to w sumie. A jestem miły, ponieważ chciałbym cię bliżej poznać, a poza tym, dlaczego miałbym nie być?
- Ponieważ nie jestem twoją ligą?
- Jak to „nie jesteś moją ligą"? Zna cię każdy w szkole.
- Tak, tylko, że ja jestem znany z obijania ludziom twarzy, dilowania prochami i znajomych studentów. A ty? Ze swojej jakże przystojnej twarzy, szkolnej drużyny, pięknych, równie popularnych znajomych i z tego, że masz w chuj kasy. A, no i najlepszych imprez. TO jest inna liga.
- Możliwe, ale to nie znaczy, że nie mam być dla ciebie miły. A jeżeli już o tym wspomniałeś to.., byłeś kiedykolwiek na jakiejś mojej domówce? Lub któregoś z moich znajomych? Nigdy jakoś ciebie nie widziałem chyba...
- Nigdy nie byłem, bo nie na takie imprezy zazwyczaj chodzę.
- W takim razie na jakie? Pochwal się Trembley.- Uniosłem brew drwiąco, no bo blagam, nie bez powodu moje prywatki noszą miano najlepszych.
- Na wyższym poziomie? Nie wiem jak ci to powiedzieć Johnson. Tak czy inaczej są one z moimi znajomymi z collage'u. I to są o wiele ostrzejsze imprezki.
- W takim razie zrobimy tak: ty przyjdziesz w tą sobotę, czyli jutro, na domówkę do mojej przyjaciółeczki Kylie, razem ze mną, a ty mnie zabierzesz na najbliższą 'twoją' domówkę, ze swoimi znajomymi.
- Co będę z tego miał?
- Nie wiem, nowych znajomych w postaci elity szkoły? Litry alkoholu i kreski? Wreszcie, jakąś godną wspominania noc? Chociaż pewnie nie będziesz i tak nic pamiętał...
- Wiesz kto wam dostarcza te 'kreski'? W większości ja. Ale z jakiegoś nie zrozumiałego dla mnie powodu, mam ochotę przyjść. Więc dobrze.
- Zajebiście. A czego ja mam się spodziewać? I kiedy?
- Jeszcze dopytam, ale prawdopodobnie niedziela, bo mamy poniedziałek wolny co nie?
- No tak, dobra, na co mam być przygotowany?
- Tego ci nie zdradzę, będziesz miał niespodziankę.- Chłopak uśmiechnął się chytrze.
- Dobra, bo zaczynam się bać.- zacząłem się śmiać, a brunet rzucił we mnie frytką.
Oczywiście musiałem mu oddać, a moja frytka zaczepiła mu się o włosy tuż nad uchem. I wtedy wpadłem na tak zajebisty, ale tak pojebany pomysł, że aż nie mogłem w to uwierzyć. Mianowicie, schyliłem się do frytki na głowie chłopaka, który siedział bokiem do mnie, włączyłem mój niski głos podrywacza, i szepnąłem do jego ucha:
- A może powinienem się bać?- Musnąłem lekko jego płatek ucha wargami, ustami złapałem zwinnie frytkę, i momentalnie się odsunąłem. Z niewinną miną zacząłem ostentacyjnie jeść frytkę, patrząc się na baner z reklamami, widząc kątem oka, szok na twarzy mojego towarzysza.
*****
Przepraszam za zakończenie w takim momencie, ale musiałam jakoś zakończyć rozdział, i no, tak wyszło. Możecie napisać czy akcja ma iść dosyć szybko czy raczej się rozciągać🥰
1700+ słów
Miłego wieczoru xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top