One shot

   ~*~

To się nie może dziać. Nie... Nie wtedy, kiedy wszystko zaczęło się jakoś układać. Dlaczego to spotkało właśnie mnie? Co ja takiego im wszystkim zrobiłem, że próbują zabrać mi moje jedyne i największe szczęście?

Takie właśnie myśli kłębiły się w głowie dwudziestolatka, który był od kilku godzin w szpitalu czekając na jakiekolwiek wieści o jego ukochanym, który miał wypadek. Powiedziano mu tylko, że chciał coś uratować jakiegoś psa czy coś i wskoczył na jezdnię, a jego stan nie jest najlepszy. Chłopak bardzo martwił się o swojego ukochanego, w końcu był dla niego bardzo ważny już od najmłodszych lat.

Po chwili masywny, starszy mężczyzna podszedł do niego i powiedział:

-Bardzo mi przykro.

Pewnie każdemu tak mówi, ale to nic, przecież na tym polega jego praca - leczy, a jeżeli nie jest w stanie, próbuje pocieszyć.

- Jednak nie wszystko jest stracone - ciągnął.

To dlaczego dopiero teraz mi o tym mówisz?! I to o czymś tak istotnym! Dobra, jest jeszcze szansa i to na niej się teraz skupmy!

- Niech pan mówi do rzeczy.

- Ah, ależ oczywiście, przepraszam - powiedział, po czym dodał - Chodzi o to, że jest możliwość na uratowanie pańskiego partnera.

Czyli jednak!

- To wspaniale! - wziął głęboki wdech, aby jeszcze coś powiedzieć, ale doktor przerwał mu mówiąc:

- To nie jest takie łatwe na jakie wygląda - ciągnął dalej - Jest to bardzo skomplikowana operacja, która wymaga naprawdę wiele czasu, umiejętności, wyczucia, precyzji... i oczywiście pieniędzy.

- One nie grają tutaj roli! Zrobię dla niego wszystko! Dosłownie wszystko -ostatnie zdanie wypowiedział szeptem - proszę mu pomóc.

- Dobrze, jednak musi pan wiedzieć, że jest spore prawdopodobieństwo niepowodzenia.

- Jestem tego w pełni świadom, ale proszę dać nam szansę. Proszę spróbować!

- Jest pan tego pewien panie...

- W stu procentach.

- Więc niech tak będzie. Później się z panem skontaktuję, aby omówić datę operacji. Do zobaczenia! - powoli zaczęli się od siebie oddalać, jednak po chwili odwrócił się dodał - proszę się trzymać, panie Plistesky...

     ~*~  

- Hej, jak się czujesz? Bo ja fatalnie - przyznał - Słyszałeś? Jeśli ci się nie poprawi przez te dwa miesiące, operacja się nie odbędzie - mruknął cicho - A właśnie, wczoraj były Grand Prix! Zdobyłem złoto, mam nadzieję, że jesteś ze mnie dumny, bo starałem się jak mogłem. Wszystkim było bardzo przykro, że cię w tym roku nie było i życzą ci szybkiego powrotu do zdrowia - cień uśmiechu pojawił się na jego poważnej twarzy - Ale się nie martw! Damy sobie radę. A ty się tutaj wykuruj i wróć do nas w pełni sił i uśmiechnięty jak zawsze. Zrób to najszybciej jak się da, bo wszyscy tutaj za tobą mocno tęsknimy! Mila, Georgi, Chris nawet Yakov! Chociaż tego zbytnio nie okazuje. A w szczególności ja. Proszę, nie... błagam wróć do nas! Nie, do mnie! Wróć do mnie Victor.

~*~ 

- Trzymaj się Vitya - powiedział jego były trener.

Dlaczego to jest tak cholernie smutne? Może dlatego, że powiedział to takim głosem, jak ojciec żegnający swe kochane dziecko z wiedzą, że jest to ich ostatnie spotkanie.

- Ani mi się kurwa wasz zostawić Yurachkę samego! Bo jeszcze coś sobie zrobi i na kogo będę wtedy krzyczał, jak nie na waszą dwójkę, co? Dlatego, Vitya, wszyscy bardzo mocno wierzymy, że ci się uda! Do zobaczenia!

     ~*~  

Minęły dopiero dwie godziny. Zostały jeszcze trzy. Nie wytrzymam! Za cholerę nie dam rady! Zaraz tutaj...

- Yurio, wszyscy tutaj jesteśmy. I razem będziemy cię wspierać, więc... nie martw się! Przecież to Victor Nikiforov! Ten rusek miałby nie dać rady? On to przecież przeżyje nas wszystkich razem wziętych!

- Tak, to prawda - po chwili ledwo dało się usłyszeć ciche - dzięki Chris.

- Ale za co? - zapytał zdziwiony.

- Za to, że jesteście - po czym uśmiechnął się do nich szczerze, a oni na ten niespotykany wówczas u niego gest zwyczajnie odwzajemnili uśmiech.

     ~*~  

To nie możliwe zostało tylko pięć minut! A jedyne co robiłem przez ten czas to gadanie z... przyjaciółmi. W każdym razie niedługo powinni skończyć. Wytrzymam! Wytrzymałem pięć godzin to i pięć minut nie powinno robić mi dużej różnicy, chociaż czuję się, jakbym miał zaraz wybuchnąć. Ale dam radę! To dla ciebie Vitya!

O, wyprowadzają go! Czyli jednak! UDAŁO SIĘ! Chwila, dlaczego czuję coś mokrego na policzkach, no chyba nie...

Spojrzał w lustro i zobaczył łzy spływające po jego policzkach. Kiedy się tak zastanowił, to nie pamiętał kiedy ostatnio płakał.

Dobrze, że Victor mnie teraz nie widzi, bo nie potrafiłbym się przyznać do tego, że się o niego zwyczajnie martwię!

- Panie Plisetsky, tutaj! - zawołał chłopak w okularach machając do niego zachęcająco.

Pewnie zaraz zacznie mi opowiadać jak mam się zajmować Nikiforovem, co może robić, a czego nie, jakie są skutki operacji, czyli taki lekarski bełkot.

Po kilku minutach bezsensownego gadania o tym jak przebiegała operacja usłyszał:

- Pański narzeczony żyje i wszystko z nim w porządku.

Uff, to dobrze, bo już się bałem, że coś będzie nie tak.

- Jednak nie dożyje dnia następnego, więc proszę się pożegnać i przygotować na najgorsze.

Nagle urwał mu się film. Po chwili obudził się zlany potem w obcym pomieszczeniu. Kiedy spróbował otworzyć oczy ujrzał tylko rażącą biel i tak szybko jak się otworzyły zostały zamknięte. Gdy zaczął już trochę bardziej kontaktować, usłyszał cichy dźwięk jakby aparatury. Wznowił próbę otwarcia oczu, która tym razem okazała się sukcesem. Powoli rozejrzał się po pomieszczeniu. Wszystko w nim było białe, zupełnie jakby był w...

- SZPITAL! - Powiedział na tyle głośno, że do sali wpadł zdziwiony lekarz.

- Och, obudził się pan. Witamy wśród żywych! - Po czym dodał już nieco poważniej - Jak dobrze, że się pan wreszcie obudził. Już myśleliśmy, że pana stracimy.

- Co się stało?

- Miał pan wypadek samochodowy i ledwo pan uszedł z życiem. Miał pan wielkie szczęście, że ktoś w porę zadzwonił po karetkę, bo inaczej nie wiem czy byśmy tak sobie teraz gawędzili.

Hmm, coś sobie przypominam. Mieliśmy z Victorem pojechać do sklepu. Zaraz...

- GDZIE JEST VICTOR!? - Lekarz skarcił go za krzyczenie w szpitalu, po czym rzekł:

- Ach, on! Jeszcze śpi, ale niedługo powinien się obudzić. Po badaniach możecie wrócić do domu!

Nagle poczuł jak kamień spada mu z serca.

On żyje. Victor ŻYJE!

~*~

Po dwóch tygodniach para radośnie wyszła ze szpitala, ciesząc się swoim towarzystwem. Od pobytu w szpitalu Yuri bardziej okazywał troskę wobec Nikiforova. Rosjanin w końcu zrozumiał, że Victor wcale nie chciał denerwować swojego chłopaka, a się zwyczajnie o niego troszczył i po trzech latach związku w końcu zrozumiał. Zrozumiał jak wielki błąd popełnił i postanowił go naprawić za wszelka cenę.

Kiedy szli przez park przystanął i pełnym powagi głosem powiedział:

- Musimy pogadać.

- A więc słucham - po czym uśmiechnął się próbując dodać mu otuchy.

- Victor, zawsze to co robiłeś było po to, abym czuł się kochany. Jednak od dziś wszystko się zmieni. Wiedz, że zrobię dla ciebie wszystko. Nawet sięgnę gwiazd jeśli o to poprosisz, dlatego Victorze Nikiforov - zawahał się - czy sprawisz mi tę przyjemność i wyjdziesz za mnie? - Po zadaniu tego pytania delikatnie uklęknął i zaczął wpatrywać się w twarz ukochanego.

Jego oczy rozszerzyły się do nienaturalnych rozmiarów. Nie wiedział co miał powiedzieć. Tak długo czekał na ten moment, jednocześnie się go obawiając. Przecież małżeństwo zobowiązuje do wielu rzeczy, na które ewidentnie nie był gotowy, jednak jego ciało zareagowało samo i rzuciło się wręcz na młodszego. W locie pięciokrotny mistrz złączył ich usta w namietnym pocałunku. 

- Jasne, Yuri, z wielką chęcią zostanę twoim mężem - i uśmiechnął się w ten swój charakterystyczny serduszkowy sposób.

Po tych słowach NARZECZENI zaczęli iść w stronę domu, śmiejąc się w najlepsze, a tak miało zostać już na zawsze.

  ~*~  

Ohayo~

Witam w mojej pierwszej książce,

Jest to wyzwanie od kochanej @Hayako_Rise, polega ono na tym, że piszemy one-shota z najmniej lubianym przez nas paringiem, a w moim przypadku jest to właśnie Victurio. (Oczywiście Victuuri Forever ❤)

Wzięłam też udział w "Świątecznym odliczaniu z Yuri!!! on ICE", więc zapraszam 11 grudnia 😄

Do zobaczenia 😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top