1.
Ten moment kiedy wszystko wali Ci się na głowę. Kiedy praca wykańcza Cię psychicznie. Nienawidzę siedzenia w biurze i wypełniania jakiś papierków, ale to w końcu praca. Muszę ją mieć, aby żyć. Szczerze to myślałam, że będzie łatwiej, ale jak zawsze nie poszło po mojej myśli. Dzisiaj ma dojść nowy pracownik, który będzie dzielić ze mną biuro, co ani trochę mnie nie cieszy, teraz będę miała zero prywatności, ale znowu powtórzę to w końcu praca.
-Elizabeth- usłyszałam i spojrzałam na swojego szefa, a no tak, On sobie wchodzi tutaj kiedy chce, więc i tak nie mam prywatności w tym biurowcu- Twój "współlokator" już przyleciał, poczekaj na niego przy recepcji, bo można się tu zgubić- wyszedł zostawiając otwarte drzwi.
Westchnęłam i wstałam, wyszłam z jeszcze swojego biura, zamknęłam drzwi i ruszyłam w stronę windy. W windzie nadusiłam odpowiedni guzik i zaczęłam zjeżdżać w dół. Przejrzałam się w lustrze, poprawiłam swoje blond włosy i przejechałam dłońmi po ciemno fioletowej przylegającej do ciała sukience na grubych na ramkach. Winda zjechała na parter, wyszłam z tej puszki i oczywiście musiałam zahaczyć obcasem o lekki próg przy wyjściu z windy, ale udało mi się nie spaść twarzą na wypolerowaną podłogę.
-Cholera- wyszeptałam już lekko podenerwowana.
Mam nadzieję, że ten koleś jest warty rysy na moich nowo kupionych butach. Podeszłam do recepcjonistki i zapytałam, czy czasami niejaki Cole już nie przyjechał, niestety odpowiedź była przecząca.
I żebym musiała jeszcze na niego czekać. Poza tym to imię... Cole... źle mnie się kojarzy. Kiedyś, kiedy jeszcze mieszkałam w Londyn'ie byłam w związku z niejakim Cole'm Williams'em. Niestety nie wyszło nam, zastałam Go z jakąś dziewczyną w łóżku, tak, zdradził mnie. Wyjechałam tutaj, do Honolulu. Piękne miasto i do tego to Hawaje.
W sumie to od tych czterech lat jak tu mieszkam nie zdążyłam nic zobaczyć w tym mieście. No może z wyjątkiem miejsc, gdzie szukałam pracy. Cały czas praca, a jak wracam do domu to jestem zbyt zmęczona na to, aby chociaż zjeść rogalika, przez co jem w ukryciu w pracy. Nie korzystam z przerw na pracowniczej stołówce, i tak nie mam tu znajomych. Wszyscy są tutaj ode mnie starsi i ciężko złapać mi z nimi wspólny język. Kiedyś był tu taki Johnny, który był tylko trzy lata starszy, rozdawał pocztę, ale zwolnili go, z tego co słyszałam to sypiał z małoletnią żoną szefa. Przecież widać, że ta laska wykorzystuje Go tylko dla kasy, ale kochany szefuńcio tego nie widzi. No bo jaka dwudziestoczteroletnia kobieta, obdarzy prawdziwą miłością sześćdziesięciopięcioletniego mężczyznę z dwójką dzieci... pewnie w jej głowie słychać ciągle "Kasa, kasa, kasa", ale to ich rodzinna sprawa.
-Na kogo czekasz?- usłyszałam za sobą i dobrze widziałam do kogo należy ten głos, przewróciłam oczami i ze sztucznym uśmiechem obróciłam się do Sebastian'a.
-Na współlokatora- nie było sensu kłamać i tak by się dowiedział.
-Mężczyznę?- zmarszczył brwi i podszedł do mnie o krok.
-Tak- podniosłam dumnie głowę, aby czasami nie próbował namącić mi w głowie.
-Elizabeth, może pójdziemy na...- przerwałam mu.
-Co u twojej żony i dzieci?- uniosłam jedną brew do góry patrząc na trzydziestopięciolecia. Zacisnął szczękę i spojrzał na mnie zdenerwowany na to, że znowu mu się nie udało- Lepiej stąd idź- powiedziałam z bezuczuciowym wyrazem twarzy. Mężczyzna z zaciśniętymi pięściami poszedł w kierunku windy- Dupek- wyszeptałam i usiadłam na czarnej sofie obok recepcji.
Wzięłam do ręki gazetę ze szklanego stolika, założyłam nogę na nogę i otworzyłam pismo na czwartej stronie. Była to gazeta czwartego piętra, na którym tworzy się cuda na wybiegi, czyli co nowego w świecie mody. Poczytam dla zbicia czasu.
Siedzę tu jakiś dziesięć minut, a nadal nikt nie przeszedł przez szklane drzwi, przewróciłam oczami zirytowana, odłożyłam gazetę na stolik i w tej samej chwili do budynku wszedł wysoki, postawny mężczyzna o ciemnobrązowych włosach, które muskały promienie słoneczne.
Wstałam z miejsca i podeszłam do mężczyzny, który obecnie stał tyłem do mnie przy recepcji.
-Cole?- zapytałam i wtedy mężczyzna się do mnie obrócił i miałam ochotę zapaść się pod ziemię, i tak udawany uśmiech zszedł z twarzy.
To jest Cole Williams, osoba, która mnie zdradziła, zabawiła się mną, wykorzystała. Nic z wyglądu się nie zmienił, ciemnobrązowe włosy, jasnoniebieskie oczy, trochę urósł, przypakował, kwadratowa szczęka, jeszcze bardziej wyprzystojniał.
-Eliza...- powiedział jakby niedowierzając. Moje serce zaczęło szybciej bić ze zdenerwowania.
-Chodź- przybrałam bezuczuciowy wyraz twarzy, mimo iż w środku buzowały emocje. Liczyłam na to, że już nigdy Go nie zobaczę, dlatego przeprowadziłam się do Honolulu. Widocznie świat mnie nienawidzi. Weszłam do windy, a dwa lata ode mnie starszy mężczyzna wszedł za mną.
-Co ty tu robisz?- cały czas się we mnie wpatrywał.
-Pracuję, będziesz ze mną dzielił biuro. Liczę na współpracę i ciszę, potrzebuję jej do pracy- mój głos był wybrany z uczuć. Nienawidzę tego mężczyzny, którego kiedyś kochałam nad życie.
-Czym się zajmujesz?- zapytał.
-Jestem prokuratorem i mam obecnie na karku ważną sprawę, ale zjawiłeś się ty... i mój spokój został przerwany- spojrzałam w jego stronę z pogardliwą miną i podniesioną głową.
Winda się zatrzymała, wyszłam z niej uważając na to, aby się nie potknąć o próg. Ruszyłam do biura.
-Idź do szefa, duże szklane drzwi z lekkim złotym obramowaniem- wytłumaczyłam- Prosto i na lewo- weszłam do już nie tylko mojego biura, szybko posprzątałam, żeby czasami nie zaczął mi pieprzyć, że jest tu jak w chlewie.
Usiadłam przy biurku i kontynuowałam swoje wcześniejsze zajęcie.
***
-Pierdole to- mruknęłam rzucając zgniecioną kartką w stronę kosza na śmieci. Złapałam się dłońmi za głowę.
-Mogę jakoś pomóc?- usłyszałam ten znienawidzony głos.
-Wątpię... wiem, że oskarżonego wsadzą, mam wystarczającą ilość argumentów na to, ale...- po tych słowach warknęłam i zaczęłam kręcić między palcami czarnym długopisem.
-Uda Ci się... zawsze Ci się udawało- wyszeptał, ale i tak to usłyszałam, nie spojrzałam na niego, nie miałam na to tyle siły i ochoty. Brzydził mnie.
-Nawet nie wiesz jak bardzo Cię nienawidzę- powiedziałam i wróciłam do pisania kolejności swoich słów.
-Wyobrażam sobie- westchnął i również wrócił do swojej pracy.
Z tego co zdążyłam się dowiedzieć jest dziennikarzem. Jest tutaj na miesiąc, ma napisać artykuł o Honolulu i przeprowadzić wywiady z niektórymi sławami stąd.
Nienawidzę tego biura, i tego, że on tu siedzi.
Nienawidzę Cię Cole.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top