Rozdział 15 - Może powinniśmy zapytać o to Jimina?

*JUNGKOOK*
Cieszyłem się jak małe dziecko, kiedy mężczyzna w białym fartuchu wręczył mi wypis ze szpitala. Nie było w tym nic dziwnego. Wreszcie mogłem opuścić to białe więzienie, którego widok powoli zaczynało mnie przyprawiać o nudności. Ze szczerzą radością więc powitałem widok starych murów akademika, jeszcze będąc w samochodzie Jina. Wierciłem się niespokojnie, czekając aż starszy zaparkuje swój pojazd przed wejściem do budynku. Miałem nieoparte wrażenie, że celowo odwlekał dojazd do naszego celu podróży, tylko po to, by zrobić mi na złość. Wiedziałem jednak, że hyung nie należał do tego rodzaju ludzi.

- Przestań - zganił mnie siedzący obok brunet, śmiejąc się ze mnie pod nosem. - Taehyung ma być dopiero wieczorem, więc do tego czasu masz odpoczywać.

Zasłoniłem dłońmi policzki, które zapewne zabarwiły się na czerwono, gdy mój towarzysz wspomniał o pomarańczowowłosym. Skarciłem się w myślach za to, że pozwalałem z siebie czytać jak z otwartej księgi. Zawsze uchodziłem za tego tajemniczego maknae, który potrafił spełnić oczekiwania wszystkich. Nigdy nie lubiłem zbytnio mówić o sobie oraz o swojej przeszłości. I z tego powodu, pomimo faktu, że byłem blisko z innymi mieszkańcami akademika, oni praktycznie nic o mnie nie wiedzieli. Nigdy też nie potrafili odgadnąć co mam na myśli.

Gdzie więc teraz podziała się ta zagadkowa aura, którą niegdyś się otaczałem?

Wyszedłem z auta od razu kierując się w stronę pokoju oznaczonego miedzianą trójką. Zdziwiłem się, kiedy otwierając drzwi, natrafiłem na panujący w pokoju mrok, pomimo faktu, że nadal panował późny poranek. Na oślep zapaliłem światło i momentalnie zachłysnąłem się dusznym powietrzem, widząc na drewnianych panelach świeże plamy szkarłatnej cieczy, która nadal skapywała na nie z bezwładnie wiszącej bladej ręki, znajdującej się na biurku.

- Hyung! - krzyknąłem, zatrzymując wzrok na siedzącym nieruchomo blondynie.

Podbiegłem do niego i zdrową ręką dotknąłem jego zaczerwienionego policzka. Jego napuchnięta od ciągłego zagryzania warga mocno drgała, podobnie jak ręka, w której znajdowały się średniej wielkości kawałki szkła. Iskrzące spojrzenie ciemnych oczu zniknęło, ukrywając się pod grubą warstwą bólu i rozpaczy.

- Pójdę po Jina! - powiedziałem, gwałtownie podnosząc się z miejsca, jednak zatrzymałem się, czując słabe szarpnięcie za tył bluzy. - Hyung?

- Proszę... nie rób tego... - usłyszałem jego cichy, lekko łamiący się głos, a następnie głośne łkanie.

Odwróciłem się, a blondyn od razu ukrył swoją twarz w mojej klatce piersiowej. Czułem jak materiał mojej bluzy szybko robił się mokry od łez starszego, jednak nie zwróciłem na to jakiejś szczególnej uwagi. Nie mogłem nic zrobić, prócz pozwolenia mu na całkowite wyrzucenie tego z siebie. Płakanie było lepsze niż samookaleczanie się. Było lepsze od duszenie wszystkiego w sobie i pozwolenie, by negatywne uczucia zniszczyły cię od środka.

- Kiedy już się wypłaczesz, to zajmiemy się twoją ręką - szepnąłem cicho, dłonią uspokajająco jeżdżąc po jego plecach.

*TAEHYUNG*
Zdyszany, rzuciłem się na wciąż wilgotną od rosy trawę. Mój gorący oddech tworzył w zimnym powietrzu małe obłoki pary, która znikała tak szybko jak się pojawiała. Obok mnie, w podobnej pozycji znajdował się Jackson. Jego twarz wręcz lśniła od kropli potu, które odbijały poranne promienie światła słonecznego. Mokre włosy kleiły mu się do czoła, nadając mu dosyć śmiesznego wyglądu.

- Nigdy więcej z tobą nie biegam - wydyszał, z trudem zaciągając się orzeźwiającym powietrzem, tym samym wywołując u mnie krótki napad śmiechu.

- Przecież sam tego chciałeś - wypomniałem mu, z ledwością podnosząc się do siadu.

Rękawem starłem pot z czoła i upiłem spory łyk wody, którą od początku naszego biegu trzymałem w dłoni. Odetchnąłem głęboko, czując jak moje myśli wreszcie robią się w miarę przejrzyste. Właśnie tego potrzebowałem. Porządnego wysiłku, który chociaż w małym stopniu mnie uspokoi. I pomimo nerwów, nadal mną targających, wreszcie wpadłem na jakikolwiek pomysł, który nie okazał się być pozbawiony sensu.

- Wystąpisz za mnie - stwierdziłem bardziej niż spytałem. Poczułem na sobie pytający wzrok chłopaka, więc szybko dodałem. - Chodzi mi o koncert.

- To jest w ogóle wykonalne? - spytał, oddychając już w miarę równomiernie.

- Nie jestem pewny - przyznałem, dłonią przejeżdżając po pofarbowanych na pomarańczowo włosach. - Ale zrobię wszystko, by nie wystąpić.

- Nie lepiej udawać, że straciłeś głos? - podsunął brunet, w dalszym ciągu leżąc płasko na plecach. - Dlaczego tak bardzo tego nie chcesz? Inni wiele by oddali, by znaleźć się na twoim miejscu.

- To przez pewną obietnicę - odpowiedziałem wymijająco, podnosząc się z wilgotnej trawy i nie czekając na wciąż odpoczywającego chłopaka, wznowiłem bieg.

Racja... Obiecałem sobie, że nigdy nie pójdę w ślady matki, która zmarła z powodu muzyki. To jej własna pasja ją zabiła, zmuszając do pozostawienia swojego ośmioletniego syna samego z politycznym tyranem, którego musiał nazywać swoim ojcem. Dziecięce marzenie stało się zmorą, sennym koszmarem, z którego nie mogłem się wybudzić.

Co takiego zrobiłem, że teraz byłem ze wszystkich stron otoczony przez zabójcę swojej rodzicielki? Czym zawiniłem?

Byłem pewny, że ojciec nie miałby problemów z odpowiedziami na te pytania. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, jaką miał o mnie opinie. Nic nie warty bachor, który nie robi nic innego niż przysparzanie innym kłopotów. Ta myśl z niewiadomego powodu powodowała u mnie dotkliwy ból na całej powierzchnia ciała. Jednak nie zamierzałem się do niego nikomu przyznawać. Musiałem schować go głęboko w sobie i nie pozwolić mu wyjść na światło dzienne.

Dysząc, zatrzymałem się przed podniszczonymi już drzwiami akademika, opierając dłonie na lekko zgiętych kolanach. Odwróciłem się wzrokiem poszukując sylwetki Jacksona, lecz nigdzie jej nie zauważyłem. Pewnie zgubiłem go jeszcze po drodze, albo nadal w najlepsze wyleguje się wśród okrytej rosą trawy.

Westchnąłem, przekraczając próg budunku, niemalże od razu się w nim zatrzymując. Pomieszczenie wypełniały ciche dźwięki, pochodzące prawdopodobnie z keyboardu, a towarzyszył im cichy, lekko zachrypnięty głos, który przyjemnie pieścił moje ucho. Potrząsnąłem szybko głową, zdając sobie sprawę ze swoich niedorzecznych myśli. W normalnych okolicznościach już dawno znajdowałbym się w pokoju, z głową schowaną pod poduszką, próbując zagłuszyć tą zbyt kuszącą muzykę. Jednak teraz czułem się przez nią wręcz przyciągany do małej auli, w której wczorajszego wieczoru miałem "sprzeczkę" ze swoim współlokatorem i jego ukochanym.

Zatrzymałem się w progu, widząc siedzącego na fotelu czekoladowowłosego chłopaka, który zdrową ręką wystukiwał rytm, uderzając delikatnie palcami o podłokietnik. Nieco dalej, na kanapie, znajdował się YoonGi, grając na przenośnym instrumencie melodię, zapisaną na jakiejś zgiętej kartce. Poczułem mocny ucisk w klatce piersiowej na widok tego pierwszego. Czułem, że zaprzepaszczając szansę wystąpienia na scenie, tym samym w pewien sposób go zawiodę. Jednak na razie musiałem znów założyć maskę i udawać, że wszystko jest w porządku. Oparłem się o drewniane obramowanie drzwi, zahipnotyzowany melodyjnym głosem Kookie'ego.

"Jakby jutra nie było,
Jakby nie było następnego razu,
W moich oczach, wszystko co nie jest tobą
Jest jedynie najmroczniejszą trucizną,
Jak zły nawyk, powtarzasz,
Że koniec końców nie damy rady,
Ale ja nadal nie tracę nadziei,
Aż do końca, jeśli jesteś przy mnie, nic mi nie będzie."

Zaskoczony dotknąłem policzka, który okazał się być mokry od łez. Starałem się je wytrzeć wierzchem dłoni, lecz nowe szybko zastępowały ich miejsce. W końcu jednak nie mogąc ich dłużej znieść, dyskretnie skierowałem się do wyjścia. Jednak ku mojemu niezadowoleniu, drogę zagrodził mi Jimin wraz z uwieszoną na jego ramieniu Suemi.

- Cześć Taehyung - przywitała się różowowłosa, odsuwając się od swojego towarzysza.

Przeciągnęła się, rozciągając spięte mięśnie ramion.

- YoonGi! - krzyknął Jimin, całkowicie ignorując naszą obecność.

Podszedł do siedzącego na kanapie blondyna i zarzucił mu ręce na szyję, tym samym przytulając go od tyłu. YoonGi momentalnie cały się spiął, natomiast Kookie, szeroko otworzył oczy przerażony. Gęstą ciszę, która nagle zapanowała, przerwał głośny wdech, kiedy blondyn gwałtownie zaciągnął się powietrzem.

- Czy możesz mnie łaskawie puścić? Nie widzisz, że mi przeszkadzasz? - syknął na pozór spokojnie, jednak można było wychwycić w jego głosie delikatne drżenie.

Spojrzałem pytająco na stojącą obok mnie dziewczynę, jednak ona tylko wzruszyła ramionami. Podszedłem więc do siedzącego na fotelu bruneta i schyliłem się, by złączyć nasze usta w delikatnym pocałunku. Czułem gorzki smak wyrzutów sumienia, który za wszelką cenę starałem się zignorować.
Usiadłem na nałokietniku, lekko przylegając bokiem do ciała niższego. Może czując jego dotyk choć trochę się uspokoję? Westchnąłem, mocno zaciągając się zapachem chłopaka, którego w ciągu tego tygodnia bardzo mi brakowało.

- Hyung - odezwałem się, dostrzegając bandaż, okalający jego dłoń, na której zazwyczaj nosił czarną rękawiczkę bez palców.

Blondyn na krótką chwilę zaprzestał swoich przepychanek z Jiminem, by na mnie spojrzeć, podczas gdy szatyn wykorzystał ten moment i chwycił go za zranioną rękę. Twarz YoonGi'ego szybko zabarwiła się na szkarłatno i wydawać by się mogło, że lada moment będziemy musieli zbierać z podłogi resztki, które pozostaną z wciąż obejmującego go szatyna.

- Jeszcze się kurwa pytasz?! - krzyknął, gwałtownie podnosząc się z kanapy i przy okazji zrzucając na ziemię instrument.

Rzucił krótkie spojrzenie na drzwi i widząc w nich stojącą nieruchomo różowowłosą, zaklnął siarczyście, nie zważając na to, że mogła to usłyszeć zarządczyni akademika. Całkowicie ignorując krzyki Jimina opuścił pokój.

- Coś mnie ominęło? - spytałem zaskoczony nagłym wybuchem hyunga.

- Dobre pytanie - westchnął Kookie, jednym palcem w zamyśleniu jeżdżąc po moim udzie. - Może powinniśmy zapytać o to Jimina? - warknął, przenosząc wzrok ze mnie na nadal opierającego się o kanapę szatyna.

Chyba jednak będę dzisiaj świadkiem umyślnego zabójstwa.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Annyeong! To już 15 rozdział tej historii!
Nie powiem, że szybko mi to minęło, ponieważ to nie prawda xD
Zdecydowanie wstawanie rozdziałów raz w tygodniu, to zdecydowanie za rzadko,
jednak cóż mogę na to poradzić, skoro staram się je pisać jak najdłuższe?
Następny rozdział będzie w całości pisany z jednej perspektywy.
Czyjej?
Ten kto zgadnie, otrzyma dedykację w 16 rozdziale!
Życzę wam powodzenia! ^-^

Pozdrawiam,
~Yuuki

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top