Epilog
*TAEHYUNG*
Dziwna lekkość ogarnęła całe moje ciało, kiedy leniwie otworzyłem oczy. Świat, jaki mi pokazały w znacznym stopniu różnił się od tego, który znałem. Wszystko było pokryte bielą w najczystszej postaci, która o dziwo w najmniejszym stopniu mnie nie oślepiała. Z początku myślałem, że to śnieg, jednak kiedy starałem się dotknąć dłonią chłodnego puchu, moja dłoń trafiła w twardą ziemię. Leżałem więc bez ruchu, nic nie rozumiejącym wzrokiem wpatrując się w, jak mi się przynajmniej wydawało, wysokie korony drzew, górujące tuż nade mną. Co się stało? Gdzie się znajdowałem?
Myślami wróciłem do swoich ostatnich wspomnień. A raczej starałem się je sobie przypomnieć. Oczyma wyobraźni ponownie znalazłem się na dachu, z tą różnicą, że tym razem mogłem zobaczyć także samego siebie, stojącego w otwartych na oścież drzwiach. Z drugiej strony doleciały wyraźne słowa mojego ojca, który właśnie przyznał się, że zabił swoją własną żonę, by zatuszować swoje zbrodnie. A teraz zamierzał odebrać mi także osobę, dzięki której chociaż częściowo zacząłem być prawdziwym sobą. Widziałem siebie, zakrywającego swoim ciałem czekoladowowłosego chłopaka, który zdawał się przyjąć na siebie czekającą go karę śmierci. W tamtym momencie wydawało mi się, że dzieliły mnie od niego całe mile, nie zaś kilka metrów, jak się o tym teraz przekonałem.
Zamrugałem gwałtownie, doskonale wiedząc co się dalej rozegrało. Zostałem postrzelony w plecy, a następnie straciłem przytomność. Jednak to w żaden sposób nie wyjaśniało jak znalazłem się w tym surrealistycznym miejscu. A może to wszystko po prostu działo się gdzieś w mojej głowie? Biel zniknie po prostu w momencie, w którym się wybudzę.
Uszczypnąłem się w rękę, marszcząc przy tym brwi. Nie powinienem nic czuć, więc dlaczego wyraźnie to poczułem?
Gwałtownie poderwałem się z ziemi, słysząc nagły szelest liści. Rozejrzałem się dookoła, starając się odgadnąć skąd pochodził. I już po niespełna sekundzie otrzymałem odpowiedź. Za mną stała blada kobieta, ubrana w jasną, błękitną suknię, która z ledwością odcinała się od śnieżnego pleneru. Delikatny uśmiech znaczył jej kredowe oblicze, kiedy postąpiła kilka kroków w moją stronę. To stwierdzenie w żaden sposób nie odzwierciedlało tego jak się poruszała. Wydawało się, że jej stopy wogóle nie dotykały ziemii, podczas gdy jej odzienie tylko delikatnie ją muskało. Brakowało tylko skrzydeł, by nadać jej prawdziwego anielskiego wyglądu. Gdyby wyznała, że naprawdę nim jest, to z pewnością bym jej w to uwierzył.
W miarę jak tajemnicza postać zbliżała się coraz bardziej, jej twarz stawała się dla mnie wyraźniejsza i w końcu, gdy ją rozpoznałem pojedyncze łzy oblały moje policzki. Bez zastanawienia rzuciłem się kobiecie na szyję. Poczułem ciepło emanującego od jej postaci, które sprawiło, że rozpłakałem się na dobre.
- Mamo... - jęknąłem słabo, zatapiając twarz w jej długich, kasztanowych włosach.
Poczułem słabą woń truskawek, nie byłem pewny czy ode mnie, czy od niej. Oboje zawsze używaliśmy tego samego żelu do kąpieli. I nawet po jej śmierci nie przestawałem go stosować. Zacisnąłem mocniej palce na materiale jej błękitnej sukni. To, że mogłem ją zobaczyć mogło oznaczać tylko jedno.
- Nie, jeszcze nie umarłeś TaeTae - łzy mocniej zmoczyły moje pewnie zaczerwienione już policzki kiedy zdrobniła moje imię tak jak jeszcze za życia. - Jeśli zechcesz, będziesz mógł tam wrócić.
Odsunęła mnie trochę od siebie, dłonią gładząc mój policzek. Uszczypnęła go delikatnie, wywołując u mnie cień uśmiechu. Zamknąłem oczy, starając się pochłonąć jak najwięcej jej ciepła. Mruknąłem cicho w geście protestu, gdy powoli ją zabrała.
- Nie mamy zbyt wiele czasu - szepnęła melodyjnie, wydawało mi się, że wychwyciłem w jej głosie nutę goryczy. - Jeśli zostaniesz tu zbyt długo nigdy nie będziesz mógł wrócić do swojego ukochanego.
- Skąd ty...
- Uważnie obserwuję twoje poczynania ze swojego miejsca - zaśmiała się, dźwiękiem przypominającym śpiew ptaków. - Ale zanim odejdziesz, proszę opowiedz swojej zmartwionej matce o was, dobrze?
Wziąłem głęboki oddech, kciukiem ścierając zmoczoną łzami skórę. Z trudem uśmiechnąłem się, zdając sobie sprawę, że to dzięki temu wypadkowi mogłem się z nią ponownie spotkać. I również przeżyć swoje kolejne rozstanie z mamą.
*JUNGKOOK*
Mruknąłem cicho sam do siebie, przeciągając się w miarę możliwości na niewygodnym szpitalnym fotelu. Przetarłem zaspane oczy dłonią, jednocześnie drugą ręką chwytając za kulę stojącą obok starego, rozpadającego się mebla. Z cichym sykiem podniosłem się, starając się uważać na postrzelona nogę. Od czasu tamtej nieszczęsnej nocy minęły prawie dwa tygodnie. Jeśli miałbym bym dokładnym był to dwunasty dzień, od którego Tae znajdował się na krawędzi życia i śmierci. Przez moją własną głupotę. Czy potwierdzenie moich przypuszczeń musiało być tak ważne, żeby mój ukochany musiał teraz walczyć o życie? To ja tam powinienem leżeć. Po raz kolejny uniknąłem przykrycia czarną płachtą, ale jakim kosztem?
Dusząc w sobie łzy zająłem swoje stałe miejsce przy łóżku chłopaka. Maseczka tlenowa, którą miał na twarzy pokrywała się coraz nowszą parą, zasłaniając mi widok na jego zapewne lekko sinawe usta. Złapałem za jego wolną od kabli dłoń. Wydawała mi się chłodniejsza nawet od śniegu, padającego w zimie. Potarłem ją delikatnie, starając się przekazać mu chociaż trochę swojego ciepła.
- Kiedy masz zamiar w końcu się obudzić? - spytałem cicho, kładąc głowę na wolnym fragmencie łóżka.
Zamknąłem oczy, wsłuchując się w regularne bzyczenie maszyn. Mój oddech szybko stał się regularny. Powoli moja świadomość ulatywała gdzieś daleko, zostawiając na ziemi tylko swoją cielestną powłokę. Szybko jednak oprzytomniałem, słysząc dobiegający gdzieś z niedaleka pisk. Przerażony rozejrzałem się dookoła, mając nadzieję, że dobiegały one z sąsiedniego pomieszczenia. Mój oddech ponownie stał się urywany, kiedy spojrzałem na aparaturę, mierzącą puls pogrążonego w śpiączce chłopaka. Zdążyłem tylko zauważyć ciągnącą się poziomą linię, nim zostałem odepchnięty przez nadbiegających lekarzy. Upadłem na podłogę, wybuchając histerycznym płaczem. Ukryłem głowę w dłoniach, nie chcąc by ktokolwiek widział mnie w takim stanie. Nie musiałem być wykształcony w medycynie, by wiedzieć, co to wszystko oznaczało. Zaraz spełnią się moje najgorsze koszmary.
Ktoś lekko potrząsnął moim ramieniem, najwyraźniej chcąc wyprosić mnie z sali. Jednak ja nadal siedziałem bez ruchu, domyślając się, że była to jedna z pielęgniarek. Starałem się zignorować fakt, że szarpanie stawało się coraz bardziej natarczywe. W końcu jednak wściekły podniosłem głowę do góry.
- Zostaw mnie do cholery! - krzyknąłem, starając się odgonić od siebie trzymającą mnie rękę.
- Dopiero jak się uspokoisz i raczysz spojrzeć na człowieka, który przeżywa katusze, widząc twój stan - zastygłem w miejscu, słysząc dobrze znajomy, zmartwiony głos. - Jeszcze pomyślę, że to ty potrzebujesz lekarza, a nie ja.
Niepewnie odwróciłem głowę w stronę osoby, która jak mi się wydawało przemówiła. Miałem wrażenie, że ponownie przeniosłem się do świata snów niemożliwych do spełnienia. A może to, co stało się przed chwilą było tak naprawdę koszmarem, który mnie zmroczył?
Wyciągnąłem rękę przed siebie, mając nadzieję, że tym razem oczy nie pokazują mi tylko wyśnionych przeze mnie złudzeń. Zaśmiałem się cicho, wręcz histerycznie gdy moja ręka zamiast przelecieć na wylot delikatnie dotknęła ciepłej skóry na policzku chłopaka. Obraz ponownie rozmazał się, kiedy zaniosłem się płaczem, tym razem symbolizującym ulgę i szczęście, których nie potrafiłem opisać zwykłymi słowami. Wydawało mi się, że w tym momencie nie miały one wystarczającej wartości, by mógł je usłyszeć. Co miałem mu powiedzieć? Byłem pewny, że gdybym zaczął go przepraszać i mówić, że to wszystko przeze mnie napewno by mnie za to ostro skarcił. Nie mniej jednak byłem świadom, że gdybym ich nie powiedział, nie potrafiłbym nigdy sobie tego wybaczyć.
- Przepraszam cię, Tae - szepnąłem zduszonym głosem, jednocześnie spuszczając głowę.
Czułem jak zatopił swoje palce w moich czekoladowych kosmykach i dosyć mocnym pociągnięciem zmusił mnie do ponownego spojrzenia na siebie. W jego ciemnych tęczówkach mogłem wychwycić cień rozbawienia, na które mimo nadal lecących łez zmarszczyłem pytająco brwi.
- Dziękuję ci Jungkookie - powiedział nagle, powodując u mnie całkowite zmieszanie. - Dzięki twojemu planowi mogłem spotkać się z mamą. Bardzo cię polubiła.
Z mojego gardła wyrwał się cichy, bliżej nieokreślony dźwięk. Miałem ochotę ze szczęścia rzucić się na niego i pocałunkami sprawić, by nie będzie mógł złapać oddechu. Nie mogłem jednak sprawić, by zasłabł zaraz po swoim przebudzeniu. Mogłem jedynie błądzić kciukiem po jego lekko zaczerwienionym policzku, podczas gdy on, rozkoszując się moim dotykiem, przymknął oczy.
- Kiedy w końcu ją spotkam będę musiał podziękować jej, że postanowiła mi ciebie zwrócić.
- Wybierasz się gdzieś? - spytał poważnie, na co jedynie się zaśmiałem, zabierając od niego rękę.
Pochyliłem się nad nim i złożyłem na jego wargach delikatny, lecz pełen miłości pocałunek. Kiedy się odsunąłem, zauważyłem na jego twarzy niezadowolony grymas, na którego widok szerzej się uśmiechnąłem. Nienawidził, gdy obchodziłem się z nim jak z księżniczką w całości wykonaną z porcelany. Uważał to za przejaw tego, że zaczynałem się kontrolować w jego obecności, czego mi zawsze surowo zabraniał.
"Aniołka możesz grać przed innymi. Mi pokazuj zawsze swoje prawdziwe diabelskie oblicze", w duchu przywowałem jego słowa.
- Myślałem nad wspólnym, krótkim wyjazdem do Stanów, byś mógł choć trochę odpocząć od zgiełku szkoły - wyznałem, podnosząc się ze stołka, na którym do tej pory siedziałem.
Tae przesunął się trochę, dając tym samym znak, bym położył się obok niego. Bez słowa pomógł mi z ranną nogą, jednak zauważyłem smutek, który pojawił się w jego tęczówkach na widok owiniętej w gips kończyny.
- Nic mi nie będzie - zapewniłem go. - Kula ominęła nerwy i zatrzymała się na kości. Ty miałeś więcej szczęścia, choć przyjąłeś na siebie coś, co miało mnie zabić.
Pokręcił głową, starając się w tej sposób zaprzeczyć moim słowom. Nie zdążył jednak nic powiedzieć, ponieważ ponownie złączyłem na krótką chwilę nasze usta, chcąc zakończyć ciążący nam temat.
- Dostałem od mamy porządne kazanie - wyznał nagle, kiedy się od siebie odsunęliśmy. - Jeszcze nigdy nie widziałem jej tak wściekłej, kiedy wspomniałem jej, że przestałem śpiewać.
Uśmiechnąłem się, słysząc jego słowa. Pani Kim, mimo że pamiętam panią tylko z kilku wspomnień z czasów dzieciństwa to naprawdę zaczynam za tobą tęsknić. Zrobiłaś coś, co mi nie udało się w rok.
- Nadal będziesz się upierać, że nienawidzisz śpiewać?
Delikatny uśmiech zatańczył na jego malinowych wargach, kiedy w powietrzu zawisło moje pytanie. Łóżko cicho zaprotestowało pod naszym ciężarem, gdy zmienił pozycję, by móc w pełni na mnie spojrzeć. Do tej pory siedzieliśmy do siebie bokiem, zetknięci ramionami. Tym razem to Tae wziął moją dłoń w swoją i spótł ze sobą nasze palce. Przez krótką chwilę oboje w milczeniu wpatrywaliśmy się w nie, niczym w ósmy cud świata.
- Nie - zaprzeczył pewnie, przenosząc swój wzrok na mą twarz. W jego ciemnych oczach tańczyły iskierki, które sprawiły, że wyglądał jak dziesięcioletni chłopak, uwielbiający przesiadywać godzinami wśród szumu drzew. - Teraz otwarcie mogę przyznać, że wciąż kocham śpiewać.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Na początku chciałabym bardzo podziękować
Wszystkim, którzy na bieżąco śledzili to opowiadanie,
Dawali gwiazdki i komentowali.
Mimo, że może to zabrzmieć drobiazgowo,
to naprawdę bardzo wam dziękuję za motywację
Do dalszej pracy.
Ta historia dobiegła końca,
ale jeszcze w jej trakcie były i nadal są,
Tworzone dwie inne:
"I'm a Monster" Taekki
(Byun Baekhyun x Kim Taehyung)
Oraz
"Don't you remember me?" ChangKi
(Kihyun x I.M. - Monsta X)
Nie wiem jeszcze,
które jako pierwsze zacznę wstawiać,
jednak niezależnie od tego,
które to będzie mam nadzieję,
że wam się sposoba.
Jeszcze raz bardzo dziękuję wszystkim.
Bądźcie zdrowi.
Pozdrawiam,
~Yuuki
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top