82
- Dlaczego on Cię nazywa słońcem? – mruknął niezadowolony brunet.
- Dlaczego czytasz moje wiadomości? – spojrzałam na niego unosząc brew. – Wiesz co to prywatność?
- W dziewięćdziesięciu procentach jej nie doznaję – burknął prostując się. – A co, chcesz się z nim spotkać bez mówienia mi o tym?
- Serio? Będziesz mi teraz robił scenę zazdrości? O Aarona?
- Jesteś ślepa czy tylko udajesz? Koleś jest w tobie zakochany.
- Prędzej nazwałabym to zauroczeniem – mruknęłam, odwracając się od niego. – Obrażaj się jeśli chcesz, ja nie zawiniłam i za nic przepraszać nie będę. Osobiście nie widzę powodu dla którego miałbyś być zazdrosny.
- Ale ja widzę.
- Fascynujące. Wyjaśnisz?
- Aaron?
- Oh tak, bo koleś którego znam sześć lat, który jest moim przyjacielem, któremu dałam kosza jakiś czas temu i wie, że nie widzę go w ten sposób, to rzeczywiście powód do zazdrości – prychnęłam.
- Jakoś nie zachowuje się jakby sobie odpuścił...
- Bo nazwał mnie słońcem? – znów na niego spojrzałam. – Robi to od początku naszej znajomości. Zrozum, że to mój przyjaciel, nikt więcej.
- Tak, jasne.
- Od razu mi powiedz, że Cię z nim zdradzę zaraz po powrocie do Los Angeles i twoim wylocie do Sydney – warknęłam. – Dorośnij Calum – wstałam i wyminęłam go.
- Leen – zignorowałam go wchodząc do domu. Słyszałam jego kroki. Przeszłam do sypialni i podeszłam do komody. – Leen – westchnął. Wciąż go ignorując schyliłam się do środkowej szuflady i zabrałam z niego błękitny, dwuczęściowy strój kąpielowy. Poczułam jego dłonie na biodrach, kiedy się wyprostowałam. – Leen, skarbie... nie kłóćmy się.
- Ja się nie kłócę, to ty zacząłeś – mruknęłam.
- Przepraszam – powoli odwrócił mnie w swoją stronę.
- Za co? – milczał. – Jeśli nie wiesz, to nie przepraszaj bo to bez sensu.
- Nic nie poradzę na to, że jestem i będę zazdrosny o swoją dziewczynę – starałam się powstrzymać uśmiech. – Zwłaszcza, jeśli jakiś kretyn chciałby się do niej dobrać.
- Nawet go nie znasz.
- Miałem tę przyjemność go poznać.
- Tak, widziałeś go dwie minuty.
- To zdecydowanie wystarczyło.
- Do?
- Do tego abym go nie trawił – burknął. – Faceci tak mają.
- Jak mają? – nie wytrzymałam i zachichotałam.
- Że wypowiadają sobie nieme wojny tylko spojrzeniem – spojrzałam na niego jak na idiotę.
- Rozmumkiem może nie grzeszysz, ale masz szczęście, że jesteś uroczy – cmoknęłam go w usta i odsunęłam się od niego, kierując się do łazienki.
- Ej... obrażasz mnie.
- Wcale nie – zaśmiałam się.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top