75

Siedziałem na leżaku, pod zadaszoną częścią tarasu, a Leen, którą obejmowałem ramionami w pasie, zajmowała miejsce między moimi nogami. W zasadzie nie rozbiliśmy dzisiaj nic pożytecznego. Siedzieliśmy pół dnia w domku rozmawiając i milcząc na zmianę.

Poprawiła się, opierając plecami, bardziej o mój tors i oparła głowę o mój obojczyk. Westchnęła cicho.

- Wyobrażasz sobie, że za cztery dni ta cisza i spokój się skończą? – zapytała.

- Jakby co, zawsze możemy ich tu zostawić – zaśmiała się.

- Który zginałby pierwszy?

- To trudne pytanie. Tego tak łatwo przewidzieć się nie da.

- Ja stawiałabym na Luke'a.

- Dlaczego? – wzruszyła ramionami.

- Jak tak spędzałam z wami czas to najbardziej wydurniali się Ashton i Michael, Luke musi się rozkręcić, a tutaj... myślę, że poczuje zew natury – nie mogłem powstrzymać śmiechu.

- A jak Ash i Mike poczują ten zew natury?

- To staniesz się jednoosobowym zespołem chyba, że do nich dołączysz – zachichotała.

- Jednak nie możemy ich zostawić samych sobie.

- Dlaczego?

- Mike wisi mi dziesięć dolarów – spojrzała na mnie przez ramię, powstrzymując śmiech, po czym pokręciła głową z niedowierzaniem. – No co?

- To ile Ci wiszę za wycieczkę?

- Ej, ej, ej... to prezent, za prezenty się nie zwraca.

- Oh dobra, niech Ci będzie, spłacę w naturze, nie musisz nalegać – westchnęła teatralnie.

- Okay, możemy już zacząć – przesunąłem dłonie na jej biodra, a później uda.

- Ej – strzepnęła moje ręce ze swojego ciała. – W ratach, a nie tak od razu... – mruknęła. Oboje zaczęliśmy się śmiać.

- I ja się w tobie zakochałem – zamilkła, przyglądając mi się uważnie. O cholera, nie chciałem tego powiedzieć na głos.





Rozdział pisany na szybko, przed wyjściem z domu, więc jest jaki jest xD

Drugi pewnie będzie dopiero wieczorem chyba, że wrócę wcześniej :)

Lov U♥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top