189
- Łooo – blondynka rozglądała się po domu. – Mogę tu z wami zamieszkać?
- Nie – odpowiedział od razu brunet.
- Leen! Calum jest zły!
- I tak nie możesz tu zamieszkać – prychnęła na moje słowa. – Ciesz się, że nie zabieram Ci mebli z mieszkania.
- Wiecie, że mamy do urządzenia dwie parapetówki? Jedna u mnie i jedna u was.
- Najszybciej po zakończeniu trasy z Europy, kiedy chłopcy będą mieli kilka dni wolnego, przed koncertami w Ameryce – powiedziałam. – Więc trochę sobie poczekamy.
- Akurat urządzisz ten dom, na razie nic tu nie ma. Calum wiedział co robi, zwalił wszystko na Ciebie. Pomalujemy go na różowo? – uśmiechnęła się szeroko.
- I dodamy brokatowe elementy! – pisnęłyśmy razem.
- Żartujecie, prawda? Powiedzcie, że żartujecie.
- Dlaczego? Nie wierzysz w mój gust?
- Właśnie zaczynam wątpić.
- Podważa twój wybór jego, jako przyszłego dawcę spermy – spojrzałam na blondynkę z niedowierzaniem.
- Czasami jesteś obrzydliwa, wiesz? I zbyt dosadna.
- Taki mój urok. Za to mnie kochasz – uśmiechnęła się szeroko.
- Czy ona nazwała mnie dawcą spermy?
- No tak. Za parę lat po tym domu pewnie będą biegać takie małe Caileeniątka.
- Będą albo i nie, nie powinno Cię to obchodzić – burknął pod nosem, zostawiając nas same.
- A tego co ugryzło? – odprowadziła go wzrokiem.
- Ty – przeniosła spojrzenie na mnie. – Jest strasznie wyczulony na wtrącanie się w jego prywatne sprawy, nawet jeśli jesteś moją przyjaciółką. Najpierw chciałaś aby pomyślał, że jestem w ciąży, a teraz to. Żarty żartami, ale trochę umiaru nie zaszkodzi.
- Może trochę przesadziłam. Zawsze robię czy mówię, za nim myślę, wiesz o tym.
- Wiem. Przejdzie mu.
- Ja już lepiej pójdę. Jutro mam prace, ale po jutrze... wino?
- Wino – uśmiechnęłam się. – Dzięki za pomoc.
- Nie ma za co. Idź udobruchaj Caluma – puściła mi oczko. Odprowadziłam ją do jej samochodu i po kilku minutach wróciłam do domu, od razu szukając chłopaka, który palił na tarasie. Stanęłam za nim, obejmując go ramionami w pasie i oparłam policzek o jego plecy.
- Wybacz jej, czasami mówi o słowo za dużo.
- Przyzwyczajam się – odpowiedział.
- Znów nie zrobiliśmy zakupów. Nie możemy żyć na dostawach.
- Co proponujesz?
- Target.
- Dlaczego Target?
- Bo tam jest wszystko, a w tym domu nie ma nic – zaśmiał się słysząc moją odpowiedź.
Myślę, że to ff skończy się w ten weekend :)
To tyle na dziś, do jutra!♥
Lov U♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top