148
Susanne pojechała do mieszkania Leen, po jakieś rzeczy dla niej, a ja zostałem w szpitalu. I wbrew temu, o co prosił lekarz, czyli krótkie wizyty, znów siedziałem w sali, obok łóżka dziewczyny już dobrą godzinę i po prostu się w nią wpatrywałem. Trzymałem w swoich dłoniach jej zdrową, delikatnie gładząc jej wierzch. Jej prawa dłoń była zagipsowana, a na prawej stopie miała stabilizator. Dostrzegłem też kilka siniaków na prawym ramieniu i małe zadrapanie na policzku.
- Leen jestem idiotą – powiedziałem, po czym wypuściłem głośniej powietrze z ust. – Przecież oczywistym było, że nigdy byś mnie nie zdradziła, nie wiem co we mnie wstąpiło. Gdybym dał Ci dojść do słowa, gdybym był spokojniejszy... może udałoby mi się Ciebie namówić, abyś wcześniej do mnie przyleciała i nic by Ci się nie stało. Przepraszam Leen, bardzo Cię przepraszam. Kocham Cię, skarbie – uniosłem jej dłoń i złożyłam na niej pocałunek. Usłyszałem cichy pomruk. Spojrzałem na nią. Zacisnęła mocniej powieki by po chwili otworzyć oczy. Na jej twarzy pojawił się grymas. – Leen – odetchnąłem z ulgą, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Spojrzała na mnie.
- Kim... jesteś? – niemal czułem jak moje serce się zatrzymuje. Uśmiech zniknął z moich ust, a zastąpiła go niepewność. Prychnęła i zaśmiała się krótko, znów krzywiąc się z bólu. – Żartuję – jej głos był lekko zachrypnięty.
- Leen – odetchnąłem.
- Co ty tu robisz? – zapytała odwracając wzrok.
- Byłem idiotą, okay? Przepraszam. Nigdy nie powinienem był choćby dopuścić do siebie myśli o tym, że mogłabyś mnie zdradzić. To absurd. Spieprzyłem to. Zachowałem się jak dupek. Popełniłem błąd, Leen, pieprzony błąd, przez który mogłem Cię stracić. Nie wybaczyłbym sobie tego. Kocham Cię. Proszę spójrz na mnie – zrobiła to o co prosiłem. – Jestem głupi, wybacz mi, proszę – szepnąłem. – Cholernie za tobą tęskniłem.
- Ja za tobą też – powiedziała cicho. – Nie zmienia to faktu, że zawiodłam się na tobie – westchnąłem. Kocham Cię Calum, ale muszę to wszystko przemyśleć, poukładać sobie w głowie.
- Rozumiem, ja...
- Wróć na trasę, Calum.
- Co? Nie ma mowy, nie zostawię Cię tu samej.
- Susanne jest ze mną, pomoże mi. Widzisz jak wyglądam? Przez Aarona nie będę mogła pracować przez dość długi czas. Pół roku, jak nie dłużej, minie zanim będę mogła założyć szpilki i normalnie przejść się po wybiegu – oczy jej się zaszkliły. – Kochałam to co robiłam, a on to zniszczył, tak jak zniszczył to co było między nami.
- Nie każ mi Cię zostawić...
- Musisz. Będę teraz siedzieć w domu przez długi czas, na spacer i tak byśmy nie poszli – wskazała na swoja nogę. – Masz zamiar siedzieć tu ze mną miesiąc, dwa? A co z twoją pracą? Jeśli nie będzie Cię na jednym czy dwóch koncertach, fani jeszcze to zrozumieją, ale jeśli opuścisz więcej pomyślą, że Ci nie zależy. I nie mów, że masz to gdzieś, bo wiem, że tak nie jest, a fani są dla Ciebie bardzo ważni. Wróć na trasę, Calum. Daj mi pomyśleć, doprowadzić się do porządku, a kiedy będę gotowa, dam Ci znać. Za dużo wydarzeń jak na jeden raz, zrozum.
- Co pan tu robi? – usłyszałem kobiecy głos. Spojrzałem w stronę drzwi, dostrzegając pielęgniarkę. – Musi pan już wyjść, godziny odwiedzin się kończą – westchnąłem. Przeniosłem wzrok na Leen, podnosząc się.
- Wrócę tu jutro – powiedziałem i pochyliłem się, składając pocałunek na jej głowie. – Do zobaczenia.
- Weź klucze od Su. Do jutra, Calum.
Słuchałam tej piosenki pisząc ostatnie kilka rozdziałów z perspektywy Cala, więc w końcu postanowiłam ją tu dodać xD Nawet pasuje do tego rozdziału :D Może komuś się spodoba :)
Do jutra♥
Lov U♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top