103

Siedziałam na kanapie z podciągniętymi nogami i kieliszkiem z winem w dłoni. Zaznaczmy, że już trzecim, a dwa poprzednie wypiłam niemal pod rząd. Było po pierwszej w nocy, Michael i Luke wciąż siedzieli w kuchni razem z Vi, Ash był chyba w łazience, a Calum siedział obok mnie.

Usłyszałam jak coś się tłucze, pisk szatynki i jakąś kłótnie między chłopakami. Wzięłam głęboki wdech i powoli wypuściłam powietrze z ust. Przystawiłam kieliszek do ust i opróżniłam go kilkoma sprawnymi ruchami. Poczułam dłoń bruneta na udzie.

- Spokojnie – odstawiłam kieliszek i wstałam ignorując jego słowa. Skierowałam się do kuchni, słyszałam jak wzdycha i idzie za mną.

- Co tu się dzieje, do cholery?! – warknęłam. Poczułam dłonie Caluma na biodrach. – Ty – podniosłam dłoń. – Nie denerwuj mnie chociaż ty – odsunął się ode mnie.

- Leen, spokojnie... - zaczął Michael.

- To bez sensu – szepnęła Vi.

- Młoda, do siebie.

- Tylko ich nie zabij – wyminęła mnie.

- Ja naprawdę rozumiem... znudziło wam się siedzenie w domu, chcieliście przylecieć do Nowego Jorku, może coś zobaczyć, bo nie licząc koncertów czy wywiadów nie byliście tutaj tak po prostu...ale do cholery co ma z tym wspólnego zniszczenie mi kuchni i zakłócanie spokoju?! – oboje spojrzeli na bruneta. – On wam nie pomoże. Rozmawiacie ze mną. Ja naprawdę nie mam nic przeciwko temu, że tu jesteście, ale może tak trochę, troszeczkę... odrobinkę samokontroli i myślenia?

- Ej, co jest? – Ashton pojawił się za mną. – Co znowu zrobiliście? – westchnął.

- Już dostali ochrzan – zaśmiał się Calum.

- Posprzątajcie to – rzuciłam i wycofałam się do salonu. – Oh, jeszcze jedno... - wróciłam się na chwilę. – Nikt wam nie karze iść spać. Możecie sobie coś obejrzeć, możecie podłączyć się do wifi... tylko ma być cicho. Jasne?

- Jak słońce – odpowiedzieli równo.

- To się dogadaliśmy.

- Calum, skarbie idziemy na górę.

- Tylko więcej skarbów nie naróbcie – spojrzałam na Luke'a z mordem w oczach, na co ten odwrócił wzrok udając, że interesują go szafki.

- Niech ja tylko usłyszę choćby szmer...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top