102
Padłam na łóżko, twarzą do pościeli. Usłyszałam za sobą śmiech Caluma, a po chwili poczułam jak materac ugina się pod jego ciężarem. Był cicho, więc zakładałam, że się rozglądał. Przekręciłam głowę na bok i spojrzałam na niego. Miałam rację.
- Nie masz na co patrzeć, większość rzeczy jest w mieszkaniu – powiedziałam. Przeniósł na mnie swój wzrok.
- Na Ciebie – powiedział.
- Dwa tygodnie i walisz takimi tekstami? – zaśmiałam się. – Po trasie mi się oświadczysz na wstępie?
- Chciałabyś – prychnął z rozbawieniem. – Po prostu się stęskniłem – położył się obok mnie na boku, a jedna z jego dłoni znalazła się na mojej talii, kiedy i ja przekręciłam się na bok, przodem do niego. Musnął moje usta, a po chwili pogłębił pocałunek. Przysunął się bliżej, przez co wylądowałam plecami na pościeli, a on zawisł nade mną. Usłyszałam pukanie, a po chwili drzwi do mojego pokoju się otworzyły. Oboje spojrzeliśmy w ich stronę.
- Leen, bo ja nie chciałbym... - zaczął Michael.
- W tym domu panuje samoobsługa – burknęłam.
- Okay, dzięki. Nie przeszkadzajcie sobie – uśmiechnął się i zatrzasnął za sobą drzwi. Spojrzałam na bruneta, na co ten wzruszył jedynie ramionami i uśmiechnął się do mnie. Przybliżyłam się do niego, muskając kącik jego ust. Powolnymi pocałunkami zeszłam na jego szyję. Mruknął zadowolony, kiedy przygryzłam lekko skórę.
- Ej, wiecie gdzie... - drzwi znów się otworzyły, a ja wręcz z mordem w oczach spojrzałam na, jak się okazało, Luke'a. – Oh, sorki. Gdzie Michael?
- W kuchni – odpowiedzieliśmy równo, lekko podirytowani.
- Dzięki – zamknął za sobą drzwi. Westchnęłam z irytacją opadając na pościel.
- Poddajesz się? – zapytał z cwanym uśmieszkiem.
- Nigdy – odpowiedziałam. Złączył nasze usta w mocnym pocałunku, a jego dłoń znalazła się pod moją bluzką. Wsunęłam nogę między jego, lekko dociskając kolano do jego krocza.
- Leen? – drzwi do pokoju po raz kolejny się otworzyły. Wydałam siebie podirytowane, głośne westchnięcie. – Sorry – powiedział Ashton. – Chciałem tylko zapytać o jakieś dodatkowe ręczniki czy coś, bo Luke zostawił straszny syf w łazience, jak zawsze zresztą...
- W szafce na dole, po lewej.
- Okay, nie przeszkadzam wam już. Kontynuujcie – puścił nam oczko i zniknął nam z pola widzenia.
- Mam dość – powiedziałam wstając.
- A ty gdzie?
- Napić się. Jesteście tu kilka godzin, a mam ochotę pozbyć się trójki z was raz na zawsze – burknęłam opuszczając pokój. Usłyszałam za sobą śmiech.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top