101
- Okay, skoro tu zostajecie, musimy was jakoś porozdzielać – powiedziałam, patrząc na nich. – Mamy jedną sypialnię gościnną, więc dwójka z was śpi razem, tylko grzecznie proszę.
- Michael może... - zaczęła Vi.
- Nie – odpowiedziałam od razu. – Nie będzie spał z tobą w jednym pokoju, a co dopiero w łóżku. Gdyby rodzice byli to co innego, chociaż i tak by na to nie pozwolili, a że ich nie ma, któryś z nich zajmie ich sypialnie.
- Waszych rodziców nie ma? – usłyszałam Caluma.
- Nie – spojrzałam na niego. – Stwierdzili, że skoro zostaję tu do poniedziałkowego popołudnia, to oni wyjadą sobie na weekend, zostawiając mnie z Vi – mruknęłam.
- Oooh nie poznasz teściów – zaśmiał się Ashton. – Szkoda.
- To zależy ile tu zostajecie. Jeśli macie lot dopiero w poniedziałek, to wszyscy ich poznacie.
- Michael, szykuj się – zakpił Luke, szturchając go lekko.
- Dlaczego ja?
- Vi? – kiwnął głową na dziewczynę, która znów siedziała obok niego. Czerwonowłosy przewrócił oczami.
- To może... - znów zaczęła.
- Nie.
- Dlaczego?! Nikt nie przegapił by takiej okazji, nikt. Nie rozumiesz tego?!
- Okazji do czego? – zapytał Mike z cwanym uśmieszkiem, a szatynka zaraz spłonęła rumieńcem.
- N-nie mam na m-myśli tego... - zaczęła się jąkać, co było nawet urocze. – Po prostu...
- Ej Vi co jest? – usłyszałam głos Kate i dźwięk zamykanych drzwi. – Co to za wiadomość o nagłej... - zatrzymała się przy wejściu do salonu, lustrując uważnie chłopaków wzrokiem. – Mam zwidy? – szepnęła. - Dosypali mi czegoś do herbaty?
- Nie! – pisnęła, wstają i podchodząc do niej. – To jak sen, a Michael pije z mojego kubka. Nigdy go już nie umyję...
- To jej kubek? – zapytał, a ja przewróciłam oczami.
- I tak go nie używała.
- Cicho!
- O mój Boże... - zaczęła Kate. Chyba właśnie do niej dotarło. Jak na zawołanie obie zaczęły piszczeć.
- Teraz macie dwie nieletnie, fanki na głowie – zaśmiałam się. - Powodzenia.
- Wolałbym tylko Ciebie - brunet szepną mi na ucho, tak aby nikt inny tego nie usłyszał. Zachichotałam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top