Rozdział 34.

Ten rozdział mógłby być ostatni, patrząc na jego zakończenie, ale zbyt dobrze wiem, że ktoś ukręciłby mi w końcu łeb za taki numer. Poza tym jest jeszcze sporo rzeczy do opowiedzenia^^ Wszystkiego najlepszego, Sei-chan <3


Siedzieli w trójkę. Tak jak dawniej i Kenma pochylał nieco niżej niż zwykle głowę, by nikt nie zobaczył na jego ustach szczęśliwego uśmiechu. Zwłaszcza że Yuri generalnie nie powinno być tutaj o tej porze. Jednak reszta Nekomy nie wyglądała na niezadowoloną z tego faktu. Wręcz przeciwnie szczerzyli zęby do swojego kapitana, który ze wszystkich sił starał się nie zwracać na nich uwagi.

To był jego pomysł, żeby ten wieczór spędzili w trójkę. Najpierw myślał, żeby usiąść na zewnątrz, ale Kenma stanowczo zaprotestował, ze zgrozą przypominając o komarach, które upodobały sobie rozgrywającego Nekomy. I tak znaleźli się w sali, w której na obozie spały koty.

– Za dobry jesteś – mruknęła Yuri, obserwując rosnący wynik przyjaciela.

– W sumie to chyba nigdy z nim nie wygraliśmy – przypomniał Kuroo. – Chyba że w siatkę.

– W przeciwieństwie do niektórych nie mam nieograniczonej staminy w prawdziwym życiu – mruknął Kenma.

– Powiedziałbym, że na konsoli jesteś bardziej zawzięty – odparł Tetsuro. – Chociaż odkąd trenujemy z Karasuno, jesteś bardziej zaangażowany.

– Wydaje ci się.

– Nie wydaje. Krewetka ma na ciebie dobry wpływ – oznajmił zadowolony kapitan. – Może jednak powinniśmy go przeciągnąć do nas?

– Daichi by się wkurzył – stwierdziła Yuri. – Najpierw próbujesz zabrać Karasuno menadżerkę, a teraz jeszcze nasz najlepszy wabik.

Kuroo uśmiechnął się szeroko.

– Czego się nie robi dla przyjaciół?

– A może dla siebie? – zasugerowała Yuri. – Poza tym nie chcesz mieć do czynienia ze wściekłym Daichim. To groza, z którą nawet nasze największe rozrabiaki się liczą.

Kuroo nie wyglądał na przekonanego. Zresztą czemu miałby się bać kapitana przeciwnej drużyny? Bardziej obawiał się ich asa, choć nie przyznałby się do tego głośno. Już i tak wystarczająco wiele osób kpiło sobie z niego z tego powodu. Wiedział, że jego koledzy z drużyny i Bokuto w większości zachowywali się wciąż jak gówniarze bez grama taktu, tylko niektórych podejrzewał o świadomą złośliwość. Sam też trochę to na siebie sprowadził, skoro tak bardzo nie potrafił wcześniej okazać swojej sympatii Yuri. Nikt mu nigdy nie powiedział, że związki są takie trudne w obsłudze.

– Czas spać – oznajmił. – Jutro ostatni dzień obozu, a nie będziecie rozwalać sobie rytmu dobowego. – Tu spojrzał uważnie na Kenmę, który miał tendencje do zarywania nocek tylko po to, by skończyć grę. – Chodź, Yuri. Odprowadzę cię.

– Myślę, że sobie poradzę – odparła.

– Jest już późno. Nie powinnaś się sama kręcić po szkole o tej porze.

Yuri miała na końcu języka przypomnienie, że to z jego powodu wciąż nie była u siebie. Postanowiła jednak nie ciągnąć tej kwestii w obecności reszty drużyny. I bez tego miała wrażenie, że są rozrywką dla Nekomy. I nie do końca wiedziała, czy chłopcy tylko sobie z nich kpią, czy pod tymi głupimi uśmieszkami życzą im szczęścia. Z nastolatkami w tym wieku nic nigdy nie było pewne.

Podniosła się z miejsca i ruszyła do drzwi w towarzystwie Kuroo, gdy z absolutnie niewinną miną odezwał się Lev:

– Ale przecież Yuri mogłaby zostać z nami na noc. Trenerzy i tak zajmują się sobą do rana, a kapitan by się cieszył.

Yuri spojrzała na pierwszaka skonsternowana propozycją. Kuroo zaś zareagował gniewem.

– Na pewno pozwoliłbym jej zostać ze stadem napalonych nastolatków – warknął. – Oka bym nie mógł zmrużyć.

– Nie chcę nic mówić, ale sam byłbyś pierwszy, których należałoby pilnować – dociął mu Yaku. – Chyba tylko obok Kenmy byłaby w pełni bezpieczna.

Kozume uniósł na nich spojrzenie, po czym wzruszył ramionami. To nie byłby pierwszy raz, kiedy spaliby w trójkę. Dawniej, w wakacje nieraz przyjaciele zostawali u niego na noc. Z drugiej strony Kenma wtedy odstępował Yuri swoje łóżko, a on wraz z Kuroo zajmowali materace na podłodze. Teraz spaliby wszyscy na tym samym poziomie. Poza tym to, co w czasach gimnazjum było jedynie przyjaźnią, teraz wyewoluowało w bardziej romantyczne uczucia w przypadku tej dwójki. Kenmy nie zdziwiłoby, gdyby Kuroo myślał o takich sprawach w stosunku do Yuri. Pary, które widywał w szkole, nie stroniły przecież od kontaktu fizycznego. Z drugiej strony Kenma doskonale wiedział, że Kuroo nie zrobiłby nic, czego Yuri by sobie nie życzyła.

– Zamknij się, Yaku – warknął na niego Tetsuro, zauważając lekki rumieniec na twarzy Yuri. Dla żadnego z nich nie było to komfortowe. – Jak wrócę, macie spać.

– Nie zgub się tylko po drodze – odparł libero.

Miał dodać coś jeszcze, ale zobaczył minę Yuri i postanowił nie narażać jej na większy dyskomfort. Jedynie Kuroo chciał dokuczyć, by ten uważał na to, co robi tym razem. Zwłaszcza że Nekoma po tym jednym dniu, kiedy Hoshino została ich tymczasową menadżerką, była gotowa rzucić się za nią w ogień. I nawet własnemu kapitanowi nie wybaczyliby, gdyby ją w jakikolwiek sposób skrzywdził.

Wracali w milczeniu, nie chcąc zwracać niepotrzebnej uwagi. Budynek Liceum Shinzen tonął w nocnej ciszy, większość siatkarzy zdążyła już zasnąć. Każdego dnia intensywnie trenowali, więc nic dziwnego, że gdy zapadał zmierzch, padali w objęcia Morfeusza bez narzekania. Skądś musieli czerpać siłę do ćwiczeń następnego dnia.

Kuroo zatrzymał się bez ostrzeżenia. Yuri zauważyła to dopiero po dwóch krokach i odwróciła się do niego.

– Coś nie tak? – zapytała.

Żarty Nekomy wprawiały ją w zakłopotanie, podejrzewała, że kapitana również. Mimo to starała się zachowywać normalnie. Nie chciała nikomu utrudniać, bo byli tu w konkretnym celu, poświęcając czas wakacji na przygotowania do Turnieju Wiosennego.

Kuroo nie odpowiedział. Patrzył tylko na nią, jakby coś rozważając. Yuri westchnęła.

– Jest już późno. I to, że dziadek zaciągnął resztę trenerów na sake, nie oznacza, że na żadnego się nie natkniemy, a wtedy możemy mieć kłopoty – oznajmiła.

Zdawała sobie sprawę, jak to mogło wyglądać dla postronnego obserwatora. Środek nocy i dwoje nastolatków w ciemnym korytarzu – jak nic pojawiły się podejrzenia o ich zachowanie. A że nie było na obozie tajemnicą, że coś się pomiędzy nimi kroi, Yuri obawiała się, że nie wybroniliby się. Jej dziadek im nie pomoże, a zrobi się to jeszcze bardziej niezręczne. Nie chciała do tego doprowadzić.

– Kuroo – pogoniła go.

– Zamierzam wygrać Śmietnikową Wojnę – oznajmił poważnie. – Turniej Wiosenny też.

Yuri nie odpowiedziała. Nie miała pojęcia, do czego to prowadzi, bo przecież każdy z siatkarzy, który uczestniczył w tym obozie, miał taki zamiar – wygrywać. Zresztą tak samo jak wszyscy rywale, których z pewnością napotkają, gdy zaczną się eliminacje. Czekała więc, aż Kuroo ubierze myśli w słowa.

– Kiedy to się stanie, chciałbym... – zawahał się. – Chcę, żebyś została w Tokio na stałe.

Miała wrażenie, że nie do końca o to mu chodziło, ale nie dociekała.

– Co jeśli Nekoma przegra? – zapytała za to.

– Wtedy będę o to prosił – odparł i dodał, nim Yuri zdążyła otworzyć usta: – Nie odpowiadaj teraz. Wrócimy do tematu, gdy nadejdzie Turniej Wiosenny.

Nie powiedziała więc, że ta pewność siebie na razie nie jest podparta na zbyt trwałych filarach. Turniej Wiosenny był ostatnią szansą trzecioklasistów, ale też marzeniem dla wielu naprawdę dobrych drużyn. Karasuno, by się na niego w ogóle dostać, będzie musiało zmierzyć się z Dateko, Seijo i niepokonaną w prefekturze Shiratorizawą, która na turniejach krajowych stawała się jedną z najlepszych drużyn. I dopiero na poziomie krajowym mogła odnieść porażkę. Zresztą eliminacje w Tokio wcale nie będą łatwiejsze. Fukurodani czy Itachiyama mogły stanąć Nekomie na drodze, nim sam Turniej faktycznie się zacznie. W każdej chwili droga mogła się bezpowrotnie zamknąć i Yuri doskonale o tym wiedziała.

Kuroo z pewnością też, więc skąd w nim to przekonanie? Zawsze mu tego zazdrościła. Nawet jeśli przegrywał, stawał się silniejszy za każdym razem. Zdobywał nowe umiejętności i szlifował je do perfekcji, by teraz stać pewnie przed nią i mówić takie rzeczy. Yuri nigdy by się na to nie zdobyła.

Obóz kończył się nieuchronnie. Ostatniego dnia mecze treningowe trwały jedynie do pory obiadu, po którym drużyny miały wracać do siebie. Nikt jednak nie odpuszczał do samego końca, choć statystyki były nieubłagane – Karasuno było najsłabszą drużyną obozu. Jednocześnie pozostałe kluby z każdym dniem miały coraz większe problemy z krukami, które udoskonalały swoje umiejętności. W ciągu czterech dni i ponad sześćdziesięciu setów z zupełnie nieskoordynowanego stada dzikich ptaków stali się silną drużyną z szerokim wachlarzem zagrań, przez co przeciwnik nie miał pewności, z czym wyskoczą tym razem.

Ostatni mecz obozu rozegrali Karasuno i Fukurodani. Podsłuchana przez Daichiego rozmowa opiekunów klubu na temat grilla sprawiła, że kruki poczuły się jeszcze bardziej zmotywowane do walki. Yuri z uśmiechem na twarzy obserwowała, jak wprowadzają w grę elementy, nad którymi tak ciężko pracowali. Wybuchła śmiechem, kiedy Hinata z powodzeniem wykonał kiwkę, której dzień wcześniej nauczył go Bokuto. Cała drużyna była w lekkim szoku.

– Nie wyglądasz na zdziwioną – stwierdził Takeda.

Yuri pokręciła głową.

– Tak jak Kuroo upatrzył sobie Keia, tak Bokuto postanowił przekazać swoją wiedzę Shoyo – wyjaśniła. – Choć chyba sam nie spodziewał się, że padnie ofiarą własnych nauk.

Mina asa Fukurodani wyrażała czyste zaskoczenie, potem zaś obawę, kiedy Akaashi przypomniał mu, kto odpowiada za to, że Hinata w ogóle pomyślał o kiwce. Pozostali członkowie drużyny nie byli zachwyceni.

Zresztą niedługo później Shoyo znów zabłysnął, gdy Kageyama posłał mu zatrzymaną w locie piłkę, którą ćwiczył do upadłego od kłótni po powrocie z poprzedniego obozu. Jeszcze poprzedniego dnia pierwszoroczny rozgrywający był dość niechętny próbie, dziś jednak wszystko wyszło perfekcyjnie. Wciąż jeszcze musieli to przećwiczyć we dwóch, jednak ta pierwsza próba wyglądała dość imponująco. Druga niestety zakończyła się porażką.

Mimo nowych umiejętności i chwilowego wyłączenia z gry Bokuto, który po kolejnym zepsutym ataku odmówił współpracy z resztą drużyny, Karasuno nie udało się wydrzeć tego seta Fukurodani. Było blisko, lecz wciąż najsilniejsza drużyna obozu była poza ich zasięgiem.

Gdy wszystkie sety zostały zakończone, przyszedł czas na grilla, którym opiekunowie klubów zamierzali nagrodzić siatkarzy za ich ciężką pracę na obozie. Dorastający chłopcy spędzający czas w głównej mierze na bieganiu i skakaniu nie odmawiali grillowanego mięska, które miało odbudować ich siły. Zresztą trenerzy zawsze powtarzali im, że mają się odpowiednio odżywiać, jeśli chcą coś zdziałać w oficjalnych meczach.

– Dobra robota.

Yuri usiadła na trawie obok Asahiego, gdy pozostali trzecioklasiści ruszyli po dokładkę. As Karasuno uśmiechnął się do przyjaciółki, z którą nie miał przez cały obóz czasu porozmawiać dłużej niż chwilę i na tematy inne niż treningi. Ta myśl ukłuła go dość boleśnie, bo zdawał sobie sprawę, że wszystkie wieczory Yuri spędzała w towarzystwie kapitana Nekomy.

– Ty też dałaś z siebie wszystko – oznajmił. – Bez ciebie byłoby ciężej.

– Gadanie. Wciąż mielibyście po swojej stronie Kiyoko i Hitokę – odparła.

– Niby prawda, ale z tobą jesteśmy jedyną drużyną z trzema menedżerkami, z czego Tanaka jest taki dumny. – Yuri zaśmiała się. – Pewnie zauważyłaś, jaki był niepocieszony, kiedy zgodziłaś się na jeden dzień dołączyć do Nekomy.

– Wszyscy byliście wtedy dość zmotywowani do walki – stwierdziła. – Z obu stron siatki.

Asahi bardzo chciał powiedzieć na głos, że nie podobała mu się ta zmiana. Tamtego dnia dotarło do niego, że pomimo wsparcia całej drużyny i własnych postanowień, zaprzepaścił własne szanse. Późniejsze wydarzenia tylko go w tym utwierdziły.

– Coś nie tak? – zapytała, widząc, jak uśmiech znika z jego twarzy.

– To nic takiego.

– Asahi, nie okłamuj mnie, proszę. Wciąż uważam cię za przyjaciela, a przyjaciele mogą powiedzieć sobie o wszystkim, prawda?

Pokiwał głową, choć wciąż nie do końca potrafił ująć w słowa własne myśli.

– Co zamierzasz teraz zrobić? – zapytał.

Yuri spojrzała na niego uważnie.

– Co masz na myśli?

– Wiesz, gdy dołączyłaś do klubu i zaczęliśmy się przyjaźnić, dość szybko zauważyłem, że tęsknisz za kimś. Może to nie jest właściwe określenie tego, co w rzeczywistości czułaś, ale chyba najbliższe temu. Wiedziałem, że coś się wydarzyło w twoim życiu, o czym nie potrafisz zapomnieć. Nie pytałem, bo nie sądziłem, żebym miał do tego prawo. Zrozumiałem, o co chodzi, w maju – wyjaśnił.

Yuri odwróciła spojrzenie. To też była rozmowa, którą odkładała na czas nieokreślony. Byle tylko utrzymać ten pozorny spokój. A tak nie powinno być. W pewnym sensie Yuri popełniła ten sam błąd co Kuroo w przypadku Aiko. Nie chciała jednak stracić przyjaźni Azumane czy wprowadzać niezręcznej atmosfery do klubu. Nie po tym wszystkim, co się pomiędzy nią a Karasuno wydarzyło.

– Przepraszam, Asahi. Byłam wobec ciebie niesprawiedliwa – powiedziała. – Zrozumiem, jeśli nie będziesz chciał mieć ze mną więcej do czynienia.

Azumane poruszył się niespokojnie.

– Nie to miałem na myśli – odpowiedział nieco spanikowany. Zaraz się jednak uspokoił. – Ja też niewiele zrobiłem, żeby było inaczej. Miałem tyle szans, a żadnej nie wykorzystałem. Trochę się bałem, że to zmieni nastroje w klubie, że kiedy mnie odrzucisz, będziesz chciała odejść, żeby nie było niezręcznie. Trochę też nie czułem się w porządku, by wykorzystywać sytuację. Źle bym się czuł z myślą, że nie walczyliśmy na równych warunkach. W efekcie nie zrobiłem nic. Nie musisz czuć się winna, Yuri. Sam podjąłem taką decyzję i nie musisz czuć się zobligowana do czegokolwiek z tego powodu. Ale chcę, żebyś wiedziała, że ja także widzę w tobie przyjaciółkę. Będę cię wspierał, cokolwiek postanowisz.

Yuri uśmiechnęła się lekko. Trochę jej ulżyło, gdy to usłyszała. Znała dość dobrze Asahiego, wiedziała, że miły z niego chłopak i czuła się źle z myślą, że wykorzystała jego sympatię, nie dając nic w zamian. Rozumiała też, że te uczucia, którymi próbował obdarzyć ją as Karasuno, nie znikną tak po prostu, ale to on musiał się z nimi zmierzyć i zdecydować, co z nimi zrobi.

– Do Turnieju Wiosennego pozostaję menedżerką Karasuno – oznajmiła. – Kuroo tego nie zmieni, czy mu się to podoba czy nie.

– Pewnie nie jest zachwycony – zauważył Asahi.

Spojrzeniem odnalazł kapitana Nekomy, który razem z Daichim i Bokuto próbował wcisnąć więcej jedzenia w Tsukishimę i Kenmę. Zaraz też, jakby wyczuwając wzrok Azumane, Kuroo odwrócił się w ich stronę. Spoważniał, widząc tę dwójkę razem, ale nie podszedł bliżej.

– Pomimo wszystkiego, co nas łączy i dzieli, rozumie, jak ważne jest dla mnie Karasuno – powiedziała cicho Yuri.

Też odwzajemniła spojrzenie Kuroo. Nie zamierzała się z tym kryć czy zmieniać czegokolwiek w swoim zachowaniu w stosunku do członków drużyny. Zaraz też westchnęła.

– Wątpię, żeby to był dobry czas na romanse – mruknęła. – Zwłaszcza na odległość. Nie da mi spokojnie żyć.

Asahi zaśmiał się nerwowo. Ulżyło mu jednak, gdy usłyszał od Yuri, że z nimi zostaje. Nie byłby zdziwiony, gdyby w obecnej sytuacji chciała wrócić do Nekomy, zresztą przez ten jeden dzień, kiedy była menedżerką kotów, tokijscy zawodnicy niemal nosili ją na rękach. Z pewnością powitaliby ją z radością na stałe w swojej drużynie.

– Ale sama to na siebie sprowadziłam – dodała po chwili.

– Żałujesz? – zapytał Asahi.

Yuri zamyśliła się na chwilę.

– Jeszcze nie wiem – mruknęła, po czym uśmiechnęła się lekko. – Ale teraz jeszcze bardziej chcę zobaczyć Śmietnikową Bitwę na pomarańczowym boisku w Tokio.

– Komu wtedy będziesz kibicować? – zapytał.

Yuri zaśmiała się, spoglądając w niebo.

– Jestem rozdarta, bo kocham zarówno Nekomę, jak i Karasuno – przyznała. – Gdyby to był nigdy niekończący się mecz...

Teraz to Asahi się zaśmiał.

– Nie starczyłoby nam sił – stwierdził. – Tylko Hinata zostałby na boisku.

– Prawda?

Roześmiali się na tę myśl. Nie była taka nieprawdopodobna, bo to właśnie Shoyo miał z nich wszystkich najwięcej pokładów energii do wykorzystania, choć był najmniejszy z całej drużyny.

– Ale żebyśmy w ogóle zagrali w Turnieju, musimy wygrywać – zauważyła już nieco poważniej.

Na to Asahi się skrzywił.

– Nie nakładaj na mnie presji – poprosił.

Yuri zaśmiała się, po czym podniosła i położyła dłoń na ramieniu asa.

– Na szczęście nikt z nas nie stoi na boisku sam – powiedziała z uśmiechem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top