Rozdział 32.
Poprzedni rozdział był bonusowym, skoro mogłam sobie na to pozwolić. Ale już niedługo muszę na nowo usiąść do pisania. A zostało mi samo najlepsze.
Kenma już przy śniadaniu zauważył różnicę. Kuroo dawno nie był w tak dobrym humorze, odkąd wczoraj wieczorem raczył dołączyć do reszty chłopaków z Nekomy, by zagonić maruderów do spania. Wydawał się dużo bardziej zmotywowany do treningów, a to z pewnością będzie miało przełożenie na całą resztę. Mimo wszystko ich kapitan inspirował drużynę do pracy, więc dzisiejsze sparingi mieli nieco większą szansę wygrać.
I o ile jedynie podejrzewał, co mogło przynieść tę zmianę, to na śniadaniu pozbył się wątpliwości, gdy zobaczył Yuri. Przyjaciółka wczoraj spięta i uważna, dziś była rozluźniona i dużo bardziej naturalna. Przede wszystkim nie unikała spoglądania w kierunku Nekomy, a zwłaszcza ich kapitana tak jak od czasu przyjazdu. Kenma nie musiał pytać – pogodzili się w końcu. I może wciąż było trochę rzeczy, które musieli obgadać, ale najważniejsze, że doszli do jako takiej zgody.
Ulżyło mu. Po poprzednim obozie i późniejszych wydarzeniach był wręcz przekonany, że sprawy wymkną się spod kontroli, przez co dojdzie do jeszcze gorszego konfliktu. Bo Yuri zamierzała się odciąć, a Kuroo nie zamierzał rezygnować. To mogło skończyć się naprawdę różnie i Kenma nie miał pojęcia, jakie rozwiązanie byłoby najlepsze dla jego przyjaciół. Nie życzył im cierpienia, nie chciał się rozstawać z żadnym z nich, ale brał pod uwagę, że lepiej będzie im osobno. Oboje byli zbyt uparci w swoich racjach, a to prowadziło do spięć. Ale skoro się pogodzili, może zaczną uczyć się rozmawiać o tych najbardziej błahych rzeczach, które zwykle bagatelizowali. A to ucieszyłoby Kenmę najbardziej, bo wszyscy byliby dzięki temu szczęśliwi.
– Yuri.
Zaczepił ją chwilę przed wyjściem na salę. Kuroo już poganiał wszystkich pozostałych, od samego rana rozpierała go energia i nawet głupie zachowanie Leva nie potrafiło go dzisiaj zirytować. Dziewczyny jeszcze zostały, by skończyć sprzątanie po śniadaniu.
– Co tam, Kenma? – zapytała z lekkim uśmiechem.
– Pogodziliście się – stwierdził.
Yuri na moment uciekła spojrzeniem, po czym pokiwała głową. Gdy wczoraj wróciła do sali zajmowanej przez menadżerki, stanęła w ogniu pytań zaciekawionych dziewczyn, które zdążyły już zauważyć, że Kuroo ją odprowadził. Jakoś udało jej się uniknąć większości odpowiedzi, wymawiając się zmęczeniem. Sporo jednak rzeczy musiała sobie poukładać w głowie, nie ze wszystkim się jeszcze uporała.
– Na to wygląda – oznajmiła. – Wyjaśniliśmy sobie chyba wszystko. No i... – zawahała się. – Powiedziałeś mu? – zapytała.
Kenma nie musiał dopytywać, co miała na myśli. W końcu to był rdzeń całego konfliktu.
– Domyślił się – odparł. – Chociaż długo mu to zajęło.
Yuri zaśmiała się. To było coś, co dla Kenmy i wielu osób dookoła było oczywiste, a czego sami nie dostrzegali. Za bardzo ufali swoim własnym wizjom tego drugiego, przez co umknęły im sygnały sympatii.
– Oboje wtedy daliśmy ciała – przyznała. – I pewnie minie trochę czasu, nim to sobie poukładamy w całość. Ale wygląda na to, że nie będziesz wysłuchiwał naszych narzekań na to drugie – zażartowała.
– Tylko do momentu aż znowu się pokłócicie – odparł bez złośliwości.
Kenma za dobrze ich znał, żeby wiedzieć, że do tych drobnych konfliktów jeszcze niejednokrotnie dojdzie. Nadmierny entuzjazm Kuroo Yuri gasiła tak łatwo, jak oddychała. Kapitan Nekomy zdawał się nieraz pozwalać dochodzić do głosu swojej zaborczości wobec menadżerki Karasuno. Ich charaktery nie były w pełni zgodne, ale to nic, czego nie mogliby przepracować. W końcu nie będą wiecznie humorzastymi nastolatkami.
Yuri zaśmiała się na to. Nie mogła nie przyznać mu racji. I wciąż się odrobinę obawiała, że zbyt długo trwali w niezgodzie, by tak szybko o tym zapomnieli. Nie chciała tego. Nie tylko dla siebie.
– Kenma! – Usłyszeli Kuroo, który musiał już zauważyć brak przyjaciela i wrócił po niego. – Na rozgrzewkę, ale już!
Kozume zrobił cierpiętniczą minę tylko po to, by zrobić przyjacielowi na złość. Tetsuro zaraz też spuścił z tonu, gdy tylko zauważył Yuri, która przewróciła na niego oczami. Zdecydowanie dobrze było wrócić do tego, co było, choć wszystko wydawało się zupełnie inne. Bo w końcu wciąż mu nie odpowiedziała na niezadane pytanie, czy wciąż jej zależy.
Kuroo zaciągnął ją na zewnątrz już po kolacji pod pretekstem nadrabiania straconego czasu. Argument, że Kenma z nimi przecież nie idzie, zbył tym, że Yuri z rozgrywającym była w stałym kontakcie. Odpuściła dla świętego spokoju, czując, że do końca obozu się z tego nie wywinie. Kuroo wykorzystywał te momenty, kiedy nie był potrzebny drużynie, kiedy wszyscy byli już zbyt zmęczeni, by wciąż trenować we własnym zakresie i nadchodził czas na odpoczynek.
Z lekkim uśmiechem słuchała relacji z treningu, do którego znów zaciągnęli Tsukishimę. Yuri szczerze współczuła pierwszakowi, doskonale wiedząc, jak atencyjni potrafią być kapitanowie Nekomy i Fukurodani. Cóż, Bokuto stał się jednym z najlepszych zawodników licealnych drużyn, więc trening z nim mógł być naprawdę owocny. A że reszta jego drużyny szukała wytchnienia od potężnych ataków swojego asa w wolnych chwilach, to druga sprawa.
– Ma warunki, a w ogóle nie chce ich wykorzystać – marudził Kuroo. – Za to całkiem łatwo go sprowokować.
– Kuroo... – Westchnęła. – Naprawdę nie powinieneś drażnić pierwszaków. Zwłaszcza z nie swojej drużyny.
– Hej, dzięki mnie i Bokuto możecie tylko na tym zyskać – zaperzył się.
– A czy to jest coś, czego Kei chce? – zapytała.
– Jakby nie chciał, to by nie przyszedł z własnej woli – odparł.
Yuri dała sobie spokój z przypomnieniem, że generalnie pierwszak chciał ich tylko zapytać o zdanie, jak wynikało z relacji Tetsuro. Cóż, gdyby znał ich lepiej, wiedziałby, że to transakcja wiązana. Kenma już w ubiegłym roku szybko nauczył się zostawiać tę dwójkę samej sobie w trosce o własne zdrowie. Również to psychiczne, bo nakręcić ich nie było trudno.
– Znowu masz o mnie kiepskie zdanie – oskarżył ją.
– Moje zdanie na twój temat niewiele się zmieniło, odkąd się znamy – odparła. – Prowokowanie innych masz we krwi, choć przy okazji twierdzisz, że jesteś dobrym człowiekiem.
– Bo jestem – oburzył się.
Yuri zaśmiała się. W sumie nie miała nic przeciwko prowokacyjnemu uśmiechowi Kuroo i jego zaczepliwej naturze. Dzięki temu nawet w najgorszych chwilach na boisku nie tracił opanowania, nie pozwalając przeciwnikowi złamać ducha drużyny. To było ważne.
Zauważyła, że Kuroo jakoś dziwnie jej się przygląda. Odwzajemniła spojrzenie, choć zupełnie nie rozumiała, dlaczego chłopak nagle się zawiesił. Odkąd wczoraj przyznał się do tego, że mu na niej zależy, jego zachowanie nie zmieniło się jakoś gwałtownie. Wymiany zdań, głupie, prowokacyjne uśmieszki nie były niczym nowym. Nie pozwalał sobie też na żadne bardziej sugestywne gesty, skoro mu na to nie przyzwoliła wprost. I dopiero teraz, ten moment przypomniał jej o tym, co wciąż próbowała do końca poukładać.
Atmosfera sprzyjała. Letnie niebo rozświetlały widoczne w mdłym, odległym świetle latarni i gwiazd, gdzieś w trawie swój koncert dawały świerszcze. Byli tu sami i nie wyglądało, by ktoś miał im przerwać. Było w tym coś intymnego, czego żadne z nich nigdy wcześniej nie czuło w swojej obecności. Już nie dzieci, ale wciąż nie do końca dorośli ze świadomością, że zależy im na sobie trochę bardziej niż tylko jak na przyjaciołach.
Nim zdążyła się odezwać, Kuroo nachylił się nad nią i nieśmiało musnął jej usta swoimi. Yuri nawet nie drgnęła w zbyt wielkim szoku, by jakkolwiek zareagować. Chłopak odsunął się niepewny kolejnego kroku przez jej brak reakcji. Z zaczerwienionymi policzkami patrzył jej w oczy. Kusiło go, by powtórzyć pocałunek, skoro nie zaprotestowała. Nie chciał jednak nadwyrężać swojego szczęścia. Nie spieszył się też z odsunięciem się, pozwalając, by Yuri sama zdecydowała, co będzie dalej.
Gdy w końcu do niej dotarło, co się wydarzyło, jej twarz pokryła się czerwienią. Kuroo był zbyt blisko, by łudziła się, że tego nie zauważył. W jednej chwili komfort ich relacji przerodził się w niezręczność. Zupełnie nie miała pojęcia, jak na to zareagować i czego chłopak oczekiwał. Każda opcja wydawała jej się nieadekwatna i brzemienna w skutkach.
– Kuroo... – zaczęła.
Jej własny głos wydał się obcy. Jakby nie należał do niej. I wiedziała, że to nie tak powinno być. W jednej chwili się od niego odsunęła wciąż czerwona na twarzy.
– Muszę iść – wykrztusiła.
– Odprowadzę cię.
– Nie trzeba – zaprotestowała i odbiegła.
Kuroo podrapał się po karku, nie wiedząc, czy właśnie zawalił sprawę. Reakcja Yuri nie była zaskakująca, ale jakie miała mieć konsekwencje, nie miał pojęcia. Cóż, gdyby dostał od niej w twarz, byłoby to bardziej jasne. Na razie więc pozwolił jej uciec.
Yuri zatrzymała się dopiero pod drzwiami sali, w której spały dziewczyny. Wciąż czuła gorąc na policzkach, a przed oczami miała twarz Kuroo, która zbliżała się do niej i ten delikatny pocałunek. Miała wrażenie, że usta ją mrowią i zupełnie nie wiedziała, jak to interpretować.
Wiedziała natomiast, że nie powinna tak uciekać. Tak bez żadnej odpowiedzi. Bo ani nie powiedziała, że sobie tego nie życzy, ani że jest wręcz przeciwnie. I sama nie była pewna, jaka była prawda w tym momencie. Wszystko zadziało się za szybko. Ledwo wczoraj doszli w końcu do porozumienia, a dziś Kuroo wyskoczył z czymś takim. Możliwe, że wszystko było podyktowane magią chwili, że sam chłopak po ochłonięciu dojdzie do tego, że się zagalopował i nie wróci do tematu. Że po prostu przeprosi i będą mogli naprawiać ich relację w wolniejszym tempie.
Yuri była zła na siebie samą za swoje niezdecydowanie. A przecież wiedziała, co czuje w stosunku do kapitana Nekomy. To głupie zauroczenie, które jeszcze w czasach gimnazjum uważała za błahostkę niewartą rozważania, stało się czymś na tyle ważnym, że zmieniło jej losy. Wiedziała o tym. Gdyby wciąż darzyła Kuroo jedynie przyjaźnią, z pewnością nadal byłaby uczennicą Nekomy i wszystko potoczyłoby kompletnie inaczej.
Ale gdybaniem niczego nie zmieni. Była tu i teraz jako menadżerka Karasuno, a relacja z Kuroo wciąż wymagała wiele wysiłku ich obojga, jeśli chcieli, żeby trwała i oboje czuli się w niej dobrze. Taka była prawda.
Gdy się trochę uspokoiła, weszła do sali, gdzie reszta dziewcząt o czymś żywo dyskutowała. Nie chciała zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi, ale i tak została zauważona.
– Kapitan Nekomy znowu cię porwał? – zapytała z sugestywnym uśmieszkiem Yukie, menadżerka Fukurodani. – Wydaje się, że żyć bez ciebie nie może.
Yuri zmusiła się, by nie myśleć o pocałunku.
– Nie ma w tym nic poza przyjaźnią – mruknęła.
Yukie spojrzała na nią uważnie, a jej uśmiech poszerzył się. Nie wierzyła Hoshino ani odrobinę. Przy tym zauważyła dziwne zachowanie koleżanki z Karasuno, która spięła się na jej słowa.
– Ej, nie ma w tym nic złego. Kuroo to niezłe ciacho – rzuciła Eri.
– Właśnie, jedna z najlepszych partii na tym obozie – zachichotała Yukie. – Nie to co nasz Bokuto. Ten jak się tylko odezwie, traci wszelkie szanse.
Yuri przewróciła oczami. Doskonale wiedziała, że nie przekona reszty, że pomiędzy nią a Kuroo nie dzieje się nic, o czym warto byłoby rozmawiać. Sama myśl była dla nich wystarczająco ekscytująca.
– Zresztą Bokuto kiedyś się wysypał, że Kuroo olewa wszystkie dziewczyny dookoła, bo zabujał się na amen w swojej przyjaciółce – dodała Kaori, druga menadżerka Fukurodani. – Podobno przez jakiś czas o niczym innym nie mówił.
Yuri już na to nie odpowiedziała. Nie miała pojęcia, od kiedy Kuroo się w niej bujał, niczego nie zauważyła, a jakoś nie sądziła, że zebrałaby się na odwagę, by go o to zapytać. Zwłaszcza po dzisiejszym wieczorze.
– A ty co o tym myślisz? – zapytała Kiyoko.
Yuri westchnęła ciężko. To było dobre pytanie, na które nie potrafiła udzielić odpowiedzi. Jeszcze nie, bo wypowiedzenie tego na głos wydawało się zbyt zawstydzające. Zasypiając, próbowała sobie na nie odpowiedzieć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top