Rozdział 21.

Dziś trochę więcej Nekomy, choć wciąż niektórzy krążą wokół tematu, nie potrafiąc go zacząć.


– Cofnij się – polecił Kenma.

Nie odrywał przy tym spojrzenia od ekranu, na którym potwór, na którego polowali, szykował się właśnie do najgroźniejszego z ataków.

– Nie zdążę.

Kenma skrzywił się lekko i zamiast szykować się do obrony, zaatakował przeciwnika, by dać przyjaciółce czas na wycofanie się z areny walki. Yuri wciąż nie miała aż takich zdolności, przez co silniejsi przeciwnicy stanowili dla niej problem. Kenma jednak nie narzekał, doskonale się bawił, grając razem z Yuri, choć od przyjaciółki dzieliło go wiele kilometrów. Tak spędzali Nowy Rok, skoro Hoshino nie przyjechała tym razem do Tokio.

Rozmawiali przy okazji o nowych odcinkach anime, które widzieli, chcąc uszczknąć cokolwiek ze swojej dawnej rutyny. Yuri miała wyrzuty sumienia, że jej kontakty z Kenmą ograniczały się do wymiany wiadomości, jednak odległość Tokio od Miyagi nie pozwalała na zbyt częste spotkania. Poza tym wciąż nie chciała chociaż przypadkiem natknąć się na Kuroo. Kenma o tym wiedział, więc nie narzekał. Był szczęśliwy, że przyjaciółka mimo wszystko znajduje dla niego czas, że ta więź się nie urwała.

Potrzebowali jeszcze kilku minut, by zakończyć zadanie z sukcesem. Kenma samodzielnie już dawno przeskoczyłby przez kolejne, jednak dostosował się do Yuri, która nigdy nie była dobrym graczem, ale chciała dzielić pasję z młodszym przyjacielem. W końcu bawili się dobrze w swoim towarzystwie.

– Idzie ci coraz lepiej – pochwalił ją.

– Opłacało się zmienić broń – odparła.

W tle Kenma słyszał, jak odstawia kubek z herbatą na miejsce, skoro przez chwilę nie musiała skupiać się na tym, co jest na ekranie. Zresztą chwilę później ruszyli dalej, korzystając z tego, że oboje mieli wolne.

Drzwi pokoju Kenmy otworzyły się niespodziewanie, choć chłopak nawet nie uniósł spojrzenia na niespodziewanego gościa.

– A ty jak zwykle siedzisz cały dzień przed ekranem – odezwał się Kuroo.

Rozsiadł się wygodnie obok przyjaciela, po czym zmarszczył brwi, gdy spostrzegł, że Kenma nie gra sam.

– Uuu, co za zmiana. Już nie solo?

Kenma zerknął na telefon, na którym urwało się połączenie. Nie dziwił się, rozmawiali na głośnomówiącym, więc Yuri z pewnością słyszała Kuroo, a że nie chciała się z nim w żaden sposób konfrontować, rozłączyła się. Nie zniknęła jednak z gry, choć z pewnością miała na to ochotę.

– Nawet mnie czasami zdarza się grać online – oznajmił spokojnie.

Nie dodał niczego więcej, a Kuroo nie zmuszał go do rozmowy, dopóki nie skończyli zadania. Tetsuro jedynie obserwował rozgrywkę wciąż jeszcze zaskoczony widokiem, jaki zastał.


Yuri: Wybacz, to chyba koniec na dzisiaj

Kenma: Obiecałem, że wbijemy dzisiaj ten level. Kuro Cię nie pozna po nicku

Yuri: Zagramy później


Kenma mógł tylko westchnąć, widząc, że Yuri wylogowała się z gry. Nie był to pierwszy raz, kiedy odpuszczała z powodu Kuroo. Jeszcze przed swoją przeprowadzką robiła takie rzeczy, a teraz, na odległość, było jej dużo łatwiej. Nie chciała, żeby Kenma musiał wybierać pomiędzy nimi, więc decydowała sama. Nawet jeśli Kozume zamierzał zdecydować inaczej.

– Czyżbyś znalazł sobie dziewczynę? – zażartował Kuroo.

Znał niechęć przyjaciela do gier online. Kenma czuł się dobrze sam ze sobą, więc w życiu nie podejrzewałby go o granie z kimś. A tu proszę. Wystarczyło, że Kuroo na moment spuścił go z oka i już coś takiego. Niespotykane.

Kenma spojrzał na starszego siatkarza z dezaprobatą. Nie bawiły go te docinki czy sugestie, że powinien chociaż czasami wyjść do ludzi. Kenma nie potrzebował w życiu nikogo więcej. Doskonale dawał sobie radę sam, a obecność w jego życiu Kuroo i Yuri była wystarczająca, by nie czuł się samotny. Poza tym ta dwójka nigdy nie wymuszała na nim, by zaczął zachowywać się inaczej.

– Bardzo zabawne – mruknął.

– No co? Ty też w końcu zaczniesz dostrzegać dziewczyny – stwierdził nadal rozbawiony Kuroo.

– Jak patrzę na ciebie, to podziękuję za takie zdarzenia.

Kuroo skrzywił się. Cóż, sam się prosił o tak bolesną ripostę. Choć w Nekomie był popularny wśród dziewcząt, to z żadną się nie związał. Kenma wiedział, że to kwestia Yuri, choć nikt w szkole nie miał o tym pojęcia. Może jedynie w klubie co poniektórzy podejrzewali prawdziwe powody nowego kapitana drużyny.

Owszem, Kuroo lubił te przejawy zainteresowania płci przeciwnej. Jak każdy chciał być chwalony i podziwiany. Jednak żadna dziewczyna nie sprawiała, że jego serce zaczynało bić mocniej, a nie chciał nikomu dawać złudnej nadziei i kogoś przypadkiem skrzywdzić. Mimo prowokacyjnej natury starał się mieć na uwadze uczucia drugiej osoby. Czasami sam się w tym wszystkim plątał, koniec końców nie wiedząc, czy na pewno postępuje dobrze.

Złapał się też na myśli, że towarzyszką Kenmy w zmaganiach online mogła być właśnie Yuri. Kozume nie wspominał o niej za wiele, odkąd wyjechała, jednak Kuroo podejrzewał, że wciąż się kontaktują. To trochę bolało. Jego samego dziewczyna wyrzuciła z własnego życia bez żadnego ostrzeżenia. Wiedział, że potrafił być denerwujący i czasami wykazywał się nietaktem, ale nigdy nie robił tego, by skrzywdzić przyjaciółkę. A jednak te słowa, że znienawidziła wszystko, co go dotyczy, bolały. Nie wiedział, kiedy zrobiło się tak źle. Może gdyby Yuri powiedziała mu o wszystkim wcześniej... Teraz nie miał szansy niczego naprawić. Mógł się wściekać na te fakty, lecz to niczego nie zmieniało. Yuri odeszła z ich życia i chyba najwyższy czas się z tym pogodzić. Gdyby to tylko było takie proste...

Nawet gdyby się chciało, nie sposób było przeoczyć Walentynki. Przyjaźniąc się z Kuroo, Kenma już się przyzwyczaił do tych wszystkich maślanych spojrzeń, nieśmiałych rumieńców, jąkania się i domowej czekolady. Wszystko oczywiście skierowane do jego najlepszego przyjaciela. Kenma nie był zazdrosny o taką uwagę. Nie sądził, żeby jakaś dziewczyna zwróciła na niego uwagę, zresztą sam też nie był zainteresowany miłością. Może kiedyś nadejdzie taki moment, jednak teraz Kenmie było dobrze tak, jak było.

W tym roku żałował jedynie, że Yuri z nimi nie było. Przyjaciółka nie omieszkała drwić z Kuroo tego dnia i zainteresowania, jaki budził. Z nią nawet ten dzień nie irytował Kenmy, bo też wcielali się w lożę szyderców. Pod ich czujnymi spojrzeniami nie umknęła żadna Walentynka. Samemu jednak nie było tak zabawnie.

Po porannym treningu musieli zatrzymywać się co chwilę, bo jakaś dziewczyna chciała obdarować Kuroo czekoladą domowej roboty. Po którymś kolejnym razie Kenma uznał, że przyjaciel doskonale radzi sobie sam, a w innym przypadku obaj spóźnią się na lekcję.

– A ty dokąd? – zapytał Kuroo, orientując się w zamiarach rozgrywającego.

– Do klasy.

Tetsuro podsunął mu ostatnią paczuszkę, którą właśnie dostał. Kenma obrzucił łakocie niezainteresowanym spojrzeniem.

– No bierz – pogonił go Kuroo. – Żeby ci nie było smutno, że nic w tym roku nie dostałeś.

Kenma prychnął pod nosem. Paczuszki nie przyjął, bo w żaden sposób go to nie bawiło. A i nie chciał, aby przypadkiem autorka czekoladek zauważyła tę scenę i poczuła się urażona. Nie chciał być uczestnikiem takiej dramy, a Kuroo może i był dzisiaj wyjątkowo miły dla tych dziewcząt, jednak nie odwzajemniał sympatii żadnej z nich.

– Zwykle mówiłeś, że sam tyle nie zjesz – przypomniał.

– No wiesz, ja tu z dobrego serca dzielę się z przyjacielem, a ty mi mówisz takie rzeczy – oburzył się Kuroo.

– To była twoja coroczna wymówka, żebyśmy pomogli uporać ci się z tymi wszystkimi słodyczami.

Kuroo już się nie odszczekał. Obaj pamiętali, że te słowa padały również w towarzystwie Yuri. Odkąd Tetsuro uświadomił sobie swoje uczucia wobec przyjaciółki, przyjmowanie czekoladek od obcych wydawało się trochę nie na miejscu. Jednak Yuri nigdy nie dała mu do zrozumienia, że jest o to zazdrosna. Po prostu kpiła sobie z niego wraz z Kenmą, jakby walentynkowa czekolada nic dla niej nie znaczyła.

Nie chciał o tym rozmawiać, szczególnie dzisiaj. O ile łatwiej byłoby zapomnieć, cieszyć się tym, co było tu i teraz. Może nawet odpowiedzieć na sympatię jednej z tych dziewcząt. A jednak nie potrafił. Już w poprzednim roku, kiedy nie mógł pozbyć się natrętnej Aiko, dotarło do niego, jak w beznadziejny stan popadł. I choć próbował zdusić to głupie uczucie w zarodku, nie potrafił. Chyba tylko dlatego wciąż był miły dla innych dziewcząt, choć żadnej nie dał ani odrobiny szansy, by zbliżyła się bardziej.

Popołudniowy trening miał odbyć się według planu, choć wszyscy byli świadomi, że tym razem będzie dosyć głośno. W Walentynki bowiem sporo dziewcząt, którym dotąd nie udało się obdarzyć ulubionych siatkarzy łakociami, zamierzały obejrzeć ich trening. Nawet jeśli nie było to tak ekscytujące jak prawdziwy mecz.

– Ani jedna, ani jedna – marudził Taketora w szatni, gdy się przebierali. – Jakim cudem nie dostałem ani jednej czekolady?

Kilku chłopaków zaśmiało się pod nosami. Drużyna złożona w tej chwili z drugo i pierwszoklasistów stała się już dość zgrana. Nikogo nie dziwiło, że Tora dość głośno zwraca na siebie uwagę wszystkich dookoła, chcąc wypaść jak najlepiej. A Kenma, w przeciwieństwie do niego, stara się uniknąć wysiłku, jak tylko mógł.

– Może nie mają śmiałości do ciebie podejść? – zasugerował Kai, by ostudzić trochę pierwszaka.

– Ale to niesprawiedliwe – upierał się Taketora. – Nawet Kenma dostał, chociaż laski go w ogóle nie interesują.

Na te słowa Kuroo spojrzał na Kozume z zaskoczeniem wypisanym na twarzy. Owszem, wiedział, że dla przyjaciela nie jest to warte uwagi czy wspominania, ale nie podejrzewał go o jakąkolwiek popularność wśród płci przeciwnej.

– Toż to wielki dzień – stwierdził z radością. – Czemu się nie chwalisz?

Kenma nie miał ochoty odpowiadać, do tego poczuł się nieswojo pod tymi wszystkimi spojrzeniami. Co by nie mówić, członkowie drużyny doskonale wiedzieli, że ich rozgrywający nie przepada za ludźmi.

– To tylko zwykła czekolada – powiedział cicho, wyciągając tabliczkę z plecaka. – Nie żadna walentynka.

I rzeczywiście opakowanie było tak zwyczajne, jak się tylko dało. Nic w tej tabliczce nie mówiło o jej przeznaczeniu na dzisiejszy dzień. Jednak zaskakujące było, że Kenma właśnie w Walentynki zabrał ze sobą czekoladę. Nie wyglądał na jej miłośnika.

Kuroo przez chwilę wpatrywał się w tabliczkę, a jego dobry humor prysł. Nie musiał być geniuszem, żeby wiedzieć, co to wszystko oznacza. Zbyt dobrze pamiętał te zwyczajne kupione w sklepie czekolady podarowane z taką niefrasobliwością, jakby to nic nie znaczyło, a które dla niego były dużo cenniejsze od domowych łakoci, którymi tego dnia był obsypywany przez zupełnie obce mu osoby. Nie przyznał się wtedy do tego, a teraz nie miał już szansy. I to go wkurzyło. Nie tylko myśl o tym, że został odsunięty bez żadnych wyjaśnień, ale też ten spokój Kenmy, jakby nic się nie zmieniło. A przecież zmieniło się wszystko.

– Rzeczywiście nie ma się, czym chwalić – warknął. – Czekolada z litości. Też coś.

Zaraz też wyszedł z szatni, trzaskając za sobą drzwiami. Zupełnie przy tym zignorował wołanie Yaku:

– Jak ty się zachowujesz, Kuroo?

Libero nie miał pojęcia, co tak nagle ugryzło ich kapitana. Nie bywał obcesowy wobec Kenmy, nawet jeśli go karcił za nieprzykładanie się na treningach czy ograniczał mu gry w czasie obozów. Tych dwóch zdawało się nie konfliktować, a przede wszystkim nie załatwiali problemów na forum publicznym.

– No nie mogę z nim – warknął Yaku. – Co to niby miało być? Jesteście przyjaciółmi, a nawet nie pomyślał, jak możesz się z tym poczuć.

Kenma pokręcił głową. Właśnie dlatego nie chciał mówić o tej czekoladzie, która czekała na niego w skrzynce pocztowej tego ranka. Pech chciał jednak, że Tora musiał ją zauważyć gdzieś przy okazji i wychlapał całą sprawę.

– Nic się nie stało, Yaku – powiedział spokojnie. – Kuro ma swoje demony, o których nie chce rozmawiać. Nie ma sensu go do tego zmuszać.

Morisuke w pierwszym odruchu chciał ochrzanić Kenmę, że pozwala przyjacielowi na takie zachowanie, jednak zaraz dotarło do niego, o czym Kozume mówił. Czy raczej o kim. Westchnął ciężko. Nie do końca wiedział, co się pomiędzy tą dwójką wtedy wydarzyło, ale najwyraźniej ich kapitan nie potrafił sobie wciąż wyrzucić z głowy przyjaciółki, w której był tak beznadziejnie zakochany. Nic dziwnego, że nadal pozostawał nieosiągalnym marzeniem dla dziewcząt w Nekomie.

Pozostali członkowie klubu spoglądali na Kenmę i Yaku z niezrozumieniem. Tylko Kai zdawał się być wtajemniczony, reszta zaś widziała, że jakaś część tej rozmowy ich z jakiegoś powodu ominęła.

– Ej, co to ma znaczyć? – zapytał Taketora. – Nagle z Kuroo wszystko jest w porządku?

Yaku spojrzał na asa.

– Problemy sercowe kapitana to nie nasza sprawa – odparł Yaku. – I nie radzę o to wypytywać, bo marny wasz los. A teraz ruszać tyłki. Trening się sam nie zrobi.


Kenma: Dzięki za czekoladę

Yuri: Dotarła w całości?

Kenma: Tak.


Przez chwilę wahał się, czy napisać jej o sytuacji sprzed treningu. Powstrzymał się jednak. Nie chciał sprawiać dyskomfortu Yuri wspominaniem o Kuroo. Owszem, czasami na niego narzekał przyjaciółce, zwykle niedosłownie, a ona i tak wiedziała, o kim rozmawiają. Jednak kwestia tego, co popsuło się pomiędzy tą dwójką... Przecież oni zupełnie nie dostrzegali uczuć tej drugiej osoby. Wszyscy w ich otoczeniu coś podejrzewali, widzieli wiele mówiące spojrzenia. Kenma stał się powiernikiem słów, które powinny trafić do właściwego adresata, a oni wydawali się ślepi i głusi. Każde z nich trzymało się swoich utartych już wizji tego drugiego, że powiedzenie prawdy stało się zbyt abstrakcyjne, żeby było prawdziwe.

I chyba tu był największy kłopot tej dwójki. Żadne z nich nie odważyło się wyjść poza utarty schemat. Kenma nie do końca rozumiał, jak działa miłość, wydawała mu się dziwnie niepojęta. Może to kwestia tego, że sam dotąd nie był nigdy zakochany. Widział jednak z bliska, jak dwoje ważnych dla niego ludzi przez miłość zaczyna się nieświadomie ranić i oddalać od siebie. I nawet rzucone w gniewie słowa Yuri o nienawiści nie były szczere, choć odniosły efekt. Kenma dotąd nie zapytał, czy jej uczucia się zmieniły. Nigdy nie pytał o takie rzeczy, a Yuri sama też mu o niczym nie powiedziała, wiedząc, że wprawi go tym w zakłopotanie. Z Kuroo jednak było inaczej. Kenma obserwował wszystko z boku i widział, że w przyjacielu nadal tli się ta odrobina pierwszego poważnego zauroczenia. Chyba właśnie dlatego oddawał się głównie nauce i siatkówce, zamiast spojrzeć na dziewczyny dookoła i dać którejś z nich szansę. Szkolne miłości potrafią być bardzo upierdliwe. Jeśli to zawsze tak wyglądało, Kenma nie chciał się zakochiwać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top