Rozdział 19.

Z postanowieniami jest zwykle tak, że nawet jeśli my ich dotrzymujemy, świat zwykle ma własne plany^^ Generalnie miałam poczekać z tym rozdziałem jeszcze, ale potrzebuję go teraz. A pewne wesołe trio wciąż czai się w pobliżu^^


– Pozwól na moment, Hoshino.

Yuri odwróciła się do nauczyciela angielskiego z lekkim zaskoczeniem. Co prawda została dłużej po lekcjach, żeby poszukać materiałów do eseju w szkolnej bibliotece, ale nie sądziła, że ktoś mógłby na nią zwrócić uwagę.

– Coś się stało? – zapytała.

Mężczyzna wcisnął jej w rękę teczkę.

– Idź na salę klubu siatkówki i przekaż te formularze Sawamurze. Mają je wypełnić poprawnie – polecił.

Yuri powstrzymała się przed jęknięciem. Nie mogła jednak odmówić nauczycielowi bez wyraźnego powodu, skoro postanowił złapać pierwszą uczennicę z brzegu i wysłać ją do niewdzięcznej roboty. A że siatkówka prześladowała Yuri od początku...

– Dobrze, proszę pana – powiedziała tylko.

Nim jeszcze coś jej zlecił, skierowała się ku sali, w której męski klub siatkówki odbywał treningi. Nie musiała długo szukać, zdążyła już poznać rozkład szkoły, choć akurat od tego miejsca zamierzała trzymać się z daleka.

Jeszcze zanim minęła ostatni zakręt korytarza, usłyszała uderzenia piłki o parkiet i piski sportowych butów. Znajome dźwięki budzące wspomnienia zarówno te dobre, jak i złe. Wiedziała, że wciąż jest zbyt przesiąknięta siatkówką, by tak po prostu o wszystkim zapomnieć. Zresztą gdy przystanęła przy otwartych drzwiach sali zabezpieczonych jedynie siatką, widok również był swojski. Przez chwilę tylko obserwowała poczynania licealistów, wśród których rozpoznała chodzącego do tej samej klasy co ona Asahiego Azumane i jego dwóch kolegów, z którymi niejednokrotnie widywała go w czasie przerw. Reszta chłopaków wydawała się być z młodszych klas, co nie było takie dziwne. Trzecioklasiści zdążyli już odejść z klubu po ostatnich przegranych eliminacjach.

Wzięła głęboki, uspokajający oddech i weszła do sali, uważając na latające piłki. Zdawała sobie sprawę, że licealiści mogą nie mieć takiej kontroli nad nimi, przez co w każdej chwili mogły stać się groźnymi pociskami. Zwłaszcza że chłopcy w tym wieku zaczynali mieć coraz więcej siły.

Szybko też odnalazła spojrzeniem koleżankę z klasy i menedżerkę klubu, Kiyoko Shimizu, która w skupieniu obserwowała ćwiczenia. Od czasu do czasu zapisywała jakieś wnioski, by potem podzielić się tymi danymi z resztą drużyny.

– Kiyoko, masz chwilę? – zapytała Yuri.

Kątem oka zobaczyła, jak jeden z pierwszoklasistów odbiera piłkę zaserwowaną przez Azumane ku zachwytowi swoich kolegów. Yuri też była pod wrażeniem, zdając sobie sprawę, jak trudne to było.

Shimizu spojrzała z zaskoczeniem na koleżankę z klasy, z którą dotąd rozmawiała zaledwie parę razy i to na nic nieznaczące tematy. Zaraz jednak uśmiechnęła się bardzo delikatnie.

– Tak. Coś się stało?

– Pan Inukami wysłał mnie do was z teczką dla Sawamury. To jakieś formularze – wyjaśniła Yuri, podając jej teczkę.

– Dziękuję – odparła Shimizu. – Zajmę się tym.

– Do zobaczenia jutro w szkole.

Yuri opuściła salę tak szybko, jak tylko mogła, i tak wolno, by nikt nie stwierdził, że stamtąd uciekła. Zadanie zostało wykonane, więc zamierzała wrócić do domu i nie przejmować się tym wszystkim. Przecież to nie tak, że Karasuno tylko czeka na jej zły ruch, żeby wciągnąć ją do drużyny. Nawet nie mieli pojęcia, czyją wnuczką była. Nie powinna dać się paranoi, której dorobiła się przez Kuroo.

I tylko przez moment w jej duszy pojawiła się tęsknota za siatkówką, od której przecież zamierzała się odciąć. Zdusiła w sobie tę myśl. Przenosiny do Karasuno miały zapewnić jej wolność od tego wszystkiego, co ją raniło. Nie zamierzała pozwolić otwartym wciąż ranom dyktować warunków.

Na jednej z przerw Sawamura wszedł do ich klasy z niezbyt zadowoloną miną. Yuri obserwowała, jak w trójkę z Azumane i Shimizu rozmawiają o czymś ściszonymi głosami. Zapewne o formularzach z dnia poprzedniego, zważywszy na to, że jedna z kartek wypadła z teczki kapitana drużyny. Yuri mimowolnie schyliła się, by ją podnieść. Jedno zerknięcie upewniło ją, że chodziło o jakiś wyjazdowy mecz treningowy.

– Jak zgubicie ten karteluszek, nigdzie nie pojedziecie – powiedziała.

Daichi odwrócił się do Yuri i uśmiechnął przyjaźnie.

– Dzięki.

Odebrał od niej kartkę i położył ją na ławce Kiyoko. Yuri nie musiała wiele się domyślać, żeby wiedzieć, że wciąż nie wypełnili wszystkich dokumentów poprawnie. Chodziły słuchy, że wicedyrektor nie przepada za męskim klubem siatkówki i utrudnia im różne rzeczy. Trochę przykre zważywszy na dawne sukcesy Karasuno. Może nigdy nie byli mistrzami kraju, jednak przez wiele lat o drużynie pod wodzą trenera Ukaia mówiło się z podziwem.

Pod wpływem impulsu pochyliła się nad kartką i wskazała puste pole.

– Musicie wpisać przewoźnika, od którego drużyna pożycza busa. A tu – przesunęła palec na kolejną wyrwę – nazwisko opiekuna, który z wami pojedzie.

– Nie wiemy, kto z nami ostatecznie pojedzie – odparł Daichi.

– Więc poproście jakiegoś nauczyciela. Szkoła nie wyda wam pozwolenia na wyjazd, jeśli nie będzie mogła zagwarantować obecności opiekuna. Gdyby coś się stało, rodzice zawodników mogliby narobić problemów szkole. To takie zabezpieczenie.

Sama nie była pewna, czemu im pomaga. Przecież klub siatkarski w ogóle jej nie interesował. Jednak nie potrafiła tak po prostu odwrócić spojrzenia od ich zmartwienia, skoro już wiedziała, że z czymś się zmagają. Razem z Shimizu przekonała nauczyciela geografii, pana Izumiego, żeby to jedno popołudnie poświęcił chłopcom. Z jego pomocą udało się również załatwić wszelkie inne formalności związane z wyjazdem, dzięki czemu mogli skupić się jedynie na treningach.

– Hoshino!

Miała wychodzić już ze szkoły, kiedy dołączył do niej Azumane. Zdziwiła się, bo przecież powinien być na treningu.

– Coś się stało? – zapytała.

– Chciałem podziękować. Bardzo nam pomogłaś.

– Drobiazg. – Wzruszyła ramionami. – Nie powinieneś iść na trening?

– Daichi odwołał dzisiaj trening. Coś robią na sali – wyjaśnił.

Wspólnie ruszyli do szkolnej bramy. Yuri dostrzegła już, że pomimo dość groźnego wyglądu Asahi jest miłym chłopakiem. Czasami wręcz płochliwym, co dawało zabawny kontrast. Zresztą słyszała na jego temat różne historie, choć żadnej z nich w pełni nie wierzyła. Nie chciała popełnić błędu i pochopnie go oceniać.

Nie protestowała, gdy skręcił w tę samą stronę co ona. Nie miała przecież pojęcia, gdzie chłopak mieszka, skoro nie przyjaźnili się. Sama przed sobą musiała przyznać, że brakowało jej wspólnego wracania ze szkoły, choć w ubiegłym roku i tak wiele dni musiała obyć się bez towarzystwa Kuroo, skoro wciąż odmawiała mu przychodzenia na treningi Nekomy.

– Jest nam trochę ciężko, odkąd trener Ukai odszedł – odezwał się Asahi.

Trochę jakby czuł się niezręcznie w ciszy, a trochę jakby się usprawiedliwiał. Yuri uśmiechnęła się do niego z sympatią.

– Rozumiem. Słyszałam, że wasz trener ma problemy ze zdrowiem – odparła.

Gospodyni jej budynku, pani Yufuko też jej o tym powiedziała, gdy Yuri wróciła z Tokio. Trener Ukai miał już swoje lata, więc pojawiły się problemy ze zdrowiem i musiał opuścić Karasuno. Chłopcy zostali bez opiekuna, choć widać było, że starają się ze wszystkich sił zadbać o własny klub. Yuri obawiała się, że teraz czekał ich jedynie powolny upadek. Z czasem staną się klubem pasjonatów, może nawet jedynie kibiców siatkarskich, lecz już nigdy nie staną na mistrzowskim boisku. To była smutna wizja przyszłości, jednak dość rzeczywista. Nie miała jednak serca mówić o tym Asahiemu.

– Tym razem chyba już nie wróci – przyznał. Uśmiechnął się krzywo. – Tak narzekaliśmy na jego metody, a teraz chcemy, żeby był z nami z powrotem.

– To normalne. Drużyna potrzebuje trenera. Bez niego nawet najlepsi zawodnicy niczego nie osiągną – odparła.

– Znasz się na siatkówce? – zapytał. – Shimizu powiedziała, że wydajesz się obeznana z tematem.

Yuri złapała się właśnie na własnej bezmyślności. Przecież obiecywała sobie trzymać się z daleka od klubu. A nie dość, że pomogła im w kłopotach, to jeszcze beztrosko wraca ze szkoły z ich asem.

– Kiedyś trochę się tym interesowałam – przyznała, stawiając na półprawdy.

– Grywałaś?

– Mam wiedzę teoretyczną, ale praktyka nie jest moją mocną stroną – wyjaśniła. – Nic, o czym warto byłoby mówić. Tu skręcam – zmieniła temat, wskazując kierunek. – Dzięki za odprowadzenie, Azumane. Widzimy się jutro w szkole.

– Jasne. Do zobaczenia.

W ciągu następnych tygodni rozmawiali ze sobą znacznie częściej, czasami udało im się wspólnie wrócić ze szkoły. Okazało się, że mają więcej wspólnych tematów niż tylko siatkówka, więc Yuri nie miała wymówki, by nie spędzać z Asahim czasu. Zresztą lubiła jego towarzystwo. Może i przewyższał ją wzrostem, jednak charakter miał tak łagodny, że czasami czuła wyrzuty sumienia, kiedy pozwalała sobie na uszczypliwość wobec niego.

Również z Shimizu Yuri zaczęła się przyjaźnić. Menedżerka korzystała z wiedzy, jaką Hoshino posiadała na temat siatkówki. Zresztą szybko przyznała się, że chociaż zgodziła się, gdy Daichi ją o to prosił, to nie miała pojęcia o tym sporcie na początku zajmowania swojej pozycji. Wszystkiego Kiyoko uczyła się sama, by stać się wsparciem dla chłopaków. Yuri była pod wrażeniem. Dla niej to wszystko było częścią życia, normalne niczym oddychanie. Dopiero teraz dostrzegła, że nie dla wszystkich było to takie oczywiste. Siatkarskie tradycje w rodzinie robiły wielką różnicę.


Yuri: Chyba już rozumiem, dlaczego dziadek uparł się na przenosiny do Karasuno

Kenma: ?

Yuri: Wiesz, jak ich nazywają?

Kenma: Jak?

Yuri: Upadli mistrzowie, bezskrzydłe kruki

Kenma: Mhm

Yuri: Nawet w szkole nikt nie wierzy, że ta drużyna może podnieść się z upadku. A oni wciąż o to walczą. Dla mnie też nikt nie widzi nadziei, nawet ja sama


Kenma nie miał pojęcia, co powinien odpisać przyjaciółce. Nie było dla niego tajemnicą, że Yuri sama siebie ocenia bardzo surowo. Pamiętał, jak Kuroo relacjonował mu tamten mecz, w którym Hoshino musiała wziąć udział. Jak bardzo była przekonana jedynie o własnych błędach. Jedyne, co dostrzegała, to własny dziadek i jego dokonania, do których nie była w stanie dosięgnąć. Chyba właśnie to dostrzegała w Karasuno, choć nie miał pojęcia, na jakim poziomie ta szkoła była rzeczywiście. Nie interesował się tym.


Kenma: Co chcesz z tym zrobić?

Yuri: Jeszcze nie wiem


Jesień coraz bardziej rozgaszczała się w Miyagi, barwiąc liście drzew w złota i czerwienie. Yuri częściej łapała się na poczuciu bezsensu, nie wiedziała, co ze sobą począć. Nauczyciele powoli zaczynali wspominać o kolejnych decyzjach dotyczących dalszego życia uczniów, za rogiem czaiła się dorosłość, w której coś trzeba było ze sobą zrobić. Yuri zaś nie miała określonej ścieżki kariery. Nie wiedziała, co chce w życiu robić i to ją przygnębiało.

Zazdrościła młodszej wersji siebie planów na związek z siatkówką. Nadziei, którą roztrzaskała rzeczywistość. Od tamtego czasu Yuri nie znalazła niczego, czemu naprawdę chciałaby się poświęcić. Wciąż balansowała gdzieś na granicy niespełnionych marzeń, nie potrafiła odciąć się w pełni od rodzinnych tradycji, choć podejrzewała, że koniec końców wybierze dobrą uczelnię, by zadowolić bliskich, zacznie pracę w biurze, a potem zostanie żoną i matką. Nic bardzo ekscytującego.

– Wydajesz się jakaś przybita – zauważyła Kiyoko w czasie przerwy obiadowej. – Wszystko w porządku?

Yuri wzruszyła ramionami.

– Myślę o przyszłości i zupełnie nie wiem, co chcę w życiu robić – przyznała.

Shimizu przerwała posiłek w zamyśleniu. Wciąż jeszcze słabo się znały, choć spędzały ze sobą coraz więcej czasu. Do tego szybko zauważyła, że Yuri bywa raczej skryta, choć nie brak jej śmiałości, gdy coś już sobie postanowi.

– To chyba normalne w naszym wieku – stwierdziła w końcu. – Tak naprawdę tylko niektórzy z nas doskonale wiedzą, co chcą dalej robić.

– A ty, Kiyoko? Chcesz się zajmować czymś związanym z siatkówką?

Shimizu przyłożyła palec do ust w zamyśleniu, po czym uśmiechnęła się łagodnie.

– Nie jestem pewna, ale może działalność w pobliżu sportu nie byłaby taka zła. Może niekoniecznie siatkówka – odparła. – Na razie nie mam sprecyzowanych planów na przyszłość. A ty nie chcesz zajmować się siatkówką? Tak dużo o niej wiesz.

Yuri pokręciła stanowczo głową.

– Absolutnie. To nie dla mnie, chociaż nie mam żadnych pomysłów na własną przyszłość – westchnęła. – Może powinnam zacząć szukać męża?

Zaśmiały się, a Yuri w końcu się rozchmurzyła. Miała jeszcze czas na takie decyzje, do zakończenia drugiej klasy pozostały jeszcze miesiące, potem cały trzeci rok na podjęcie jakiegoś kierunku działania. Wciąż miała nieograniczone możliwości.

Yuri uważała to za bardzo głupi pomysł i nie wiedziała, co ją napadło, żeby się zgodzić. Przecież po to przeniosła się do Karasuno, żeby odciąć się od siatkówki i wszystkiego, co się z nią wiązało, a zgodziła się wziąć udział w treningu tylko dlatego, że Kiyoko ją o to poprosiła. Fakt, lubiła dziewczynę, zresztą z Asahim też się dogadywała, ale to nie oznaczało, że miała dać im się wmanewrować.

Głupio było jej się wycofać w ostatniej chwili. Obiecała sobie jednak, że to tylko jeden raz, kiedy wchodzi do sali klubu siatkówki, potem grzecznie wyjaśni przyjaciółce, że to jednak nie dla niej. To tylko nic nieznaczący epizod. Zresztą na treningi Kuroo i Kenmy też przychodziła w gimnazjum i nie było to nic złego. W Karasuno będzie tak samo, przyjdzie, obejrzy ich trening i pójdzie w swoją stronę. Nie ma mowy o zostaniu drugą menedżerką.

Mimo to miała sporo wątpliwości. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz miała na sobie dres poza lekcjami wychowania fizycznego. Nie odmówiła jednak Kiyoko. Z pewnością było wygodniej, zwłaszcza że sala klubu nie za bardzo miała miejsce dla ewentualnych kibiców. Drużyna siatkarska nie odnosiła już sukcesów, więc większa sala zarezerwowana była dla innych klubów, z lepszymi osiągnięciami. Taka kolej rzeczy, jednak siatkarze nie narzekali. Dzięki temu mogli skupić się na treningu, choć bez trenera i tak było im ciężko.

Weszła na salę za Kiyoko, która odciągnęła ją zaraz na bok. Yuri nie do końca zrozumiała, co się dzieje, kiedy z krzykiem tuż obok przeleciało dwóch pierwszoklasistów. Zdezorientowana spojrzała na Shimizu.

– Nie zwracaj na nich uwagi – poleciła Kiyoko.

– Nishinoya! Tanaka! – krzyknął na nich Sawamura. – Nie straszcie jej!

Yuri odwróciła głowę na pierwszaków, którzy właśnie podnosili się z podłogi. Jeden z nich wyglądał, jakby urwał się z jakiejś bandy chuliganów, drugi był tym niskim chłopakiem, którego jakiś czas temu widziała w akcji, gdy przyszła z papierami do Sawamury. Uśmiechali się nerwowo, jakby rzeczywiście obawiali się gniewu swojego kapitana.

– Wybacz im. Są podekscytowani myślą, że zyskamy drugą menedżerkę – wyjaśnił trzeci z drugoklasistów. – Jestem Koushi Sugawara.

– Zbiórka! – polecił Sawamura.

Chłopcy dotąd rozproszeni w lekkim chaosie po sali teraz zebrali się wokół kapitana i dziewczyn. Yuri była trochę zdeprymowana tak wieloma spojrzeniami, choć wszyscy zdawali się być sympatyczni. No oprócz Tanaki, ale nie zamierzała nikogo pochopnie oceniać.

– Yuri przyszła dzisiaj na próbę jako druga menedżerka – oznajmił Sawamura. – Więc macie się zachowywać i jej nie straszyć. – Tu spojrzał na Tanakę i Nishinoyę, którzy pokiwali energicznie głowami. – Nie sprawiajcie jej też problemów. Do roboty!

Kiyoko pociągnęła Yuri bliżej krawędzi boiska.

– Nie musisz dzisiaj za wiele robić – zapewniła Shimizu. – Pewnie lepiej ode mnie wiesz, jak wygląda praca menedżerki. Pokażę ci nasz tryb pracy.

– W porządku.

Yuri nie miała pojęcia, jakim cudem trening tak szybko jej zleciał. Musiała przyznać przed samą sobą, że dobrze się bawiła i chyba jej tego brakowało. Owszem, myśl o stanięciu ponownie na boisku wciąż ją przerażała, jednak cała reszta w jakiś sposób przyciągała ją. Do tego nie mogła nie podziwiać pasji, z jakąś chłopcy grali. Naprawdę kochali ten sport, choć wiele wskazywało na to, że było to uczucie jednostronne. Yuri doskonale znała to z autopsji, więc tym bardziej rozumiała członków Karasuno.

W drodze powrotnej do domu Kiyoko opowiedziała jej trochę o poszczególnych członkach klubu. Przyznała też, że przy pierwszym spotkaniu z Tanaką, chłopak jej się oświadczył.

– Żartujesz – oskarżyła ją Yuri.

Shimizu pokręciła głową, a Hoshino wybuchła szczerym śmiechem. Jakoś nie potrafiła sobie tego wyobrazić.

– I co mu powiedziałaś? – zapytała wciąż rozbawiona.

– Nie.

– Biedny. Choć wydaje się, że on i Nishinoya za tobą szaleją – zauważyła.

Kiyoko jedynie westchnęła. Niemal codziennie musiała unikać tej dwójki wariatów, którzy wielbili ją niczym jakąś boginię. Tym bardziej, im bardziej ich ignorowała.

– Nie zwracaj na nich uwagi – odparła. – A jak się zaczną naprzykrzać, Daichi ich utemperuje.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top