XVII |albin|

Heej? Nikt się mnie dzisiaj nie spodziewał, ale patrzę i nie dowierzam! Dwa tysiące wyświetleń! Dziękuję wam z całego serca i nie sądziłam, że tym ff uda mi się tyle wbić! Dziękuję jeszcze raz i zapraszam do czytania. To ten jeden z dłuższych rozdziałów! Liczę na dużą ilość komentarzy! <33

Kolor biały był dla Nocnych Łowców kolorem żałobnym. Dlatego wszyscy podczas pogrzebów odziani byli w biel. Jednak ten kolor miał wiele innych znaczeń.  W kulturze buddyzmu jest to symbol wiedzy. U plemion koczowniczych kojarzony był on z mlekiem, czyli z dobrobytem. Niewinność, nowy początek, czystość, chłód, dzień, światło, księżyc, czas - to jedne z wielu znaczeń tego koloru. Jednak miejsce, w którym pojawił się Alec nie kojarzyło mu się z niczym. Oczywiście wszystko było białe i jasne, ale poza tym czuł niepokój. Był gdzieś daleko, a z każdej strony otaczał go jeden kolor. Stąpał po białym, dotykał dłońmi białego, patrzył w górę, przed siebie lub za siebie - widział biały. Przerażała go to pustka. On, mimo ochoty krzyknięcia, nie mógł tego zrobić. Gardło piekło go, jakby krzyczał przez ostatnie dwa dni lub jakby połknął papier ścienny. Kiedy zdał sobie sprawę z bólu w krtani, doszło do niego więcej bodźców - przeszywające uczucie wbijania się czegoś w plecy, ból w klatce piersiowej, krew wypływająca z jego nosa i uszu, jej smak na języku i krzyk. Krzyk, który zagłuszał wszystko. Nawet jego myśli. Jednak źródłem dźwięku był on. 

Wtedy przypomniał sobie jak w ogóle do wszystkiego doszło. 

Czy tak wyglądało życie po śmierci? Lądujesz w bezkresnej bieli i błąkasz się po niej z nadzieją, że znajdziesz koniec lub coś innego niż kolor biały. Jednak wszyscy dobrze wiemy, że te małe światełko w tunelu może zabić. Z jednej strony muska cię po duszy, jak najdelikatniejsze piórko, a z drugiej wbija w nią tysiące ostrych kolców. Dlatego wędrowanie po tym miejscu było udręką, miałeś nadzieje, że widzisz coś w oddali, a to, niczym jak na pustyni, okazywało się tylko omamami. Tak zwana fatamorgana, która wprawiała w człowieka w ekscytację, a zostawiała go z kolejnym zawodem. Tym razem miało być tak samo z Alexandrem?  

Wielu ludzi wyobrażało sobie życie po śmierci, które było pozbawione cierpienia. Stawałeś się szczęśliwy, śpiewałeś z zastępami Aniołów i tańczyłeś do skocznych piosenek z członkami twojej rodziny. Nie czułeś smutku, zmęczenia, a żadna choroba by cię nie dosięgnęła. Jednak nie tutaj. Tutaj Alexander był samotny. Był jak Prometeusz przywiązany do skały, jak Antygona walcząca przeciwko Kreonowi, jak "Krzyk" Edwarda Muncha. Biel nie była pocieszeniem, nie była początkiem czegoś nowego, biel była samotnością. W kolorze białym można było zauważyć czy ktokolwiek przy tobie jest. Biel, światło które ona dawała rozjaśniała wszystkie tajemnice i ukazywała czy tak naprawdę miałeś kogokolwiek przy sobie. Alexander rozglądał się na boki i płakał cicho. On nie miał nikogo. 

I to uczucie jeszcze raz go zgniotło. Niczym lawina, która zakopała cię pod śniegiem, a ty, modląc się, czekałeś na jakikolwiek ratunek. Wcześniej biegłeś, uciekałeś przez naturą, ale ona cię dopadła. Tak to uczucie postąpiło z Alexandrem. Goniło go całe życie, on uciekał, ale nie zdołał znaleźć skały, która ochroniłaby go przed katastrofą. Zazwyczaj, kiedy spadnie lawina, ludzie zakopani pod śniegiem muszą liczyć się z tym, że ich przeżycie jest w rękach kogoś innego. Alec przygnieciony tym uczuciem, również czekał. Czekał na to, aż zobaczy jasne światło w ciemności. Jak ludzka ręka przebije się przez grubą powłokę i chwyci jego ciało. Jednak gdy do człowieka pod śniegiem nie przybędzie nikt, ten umiera. I do Aleca nikt nie przybiegł, nikt nie kopał w białym puchu, aby go uratować. Alexander nie widział promieni światła przebijających się przez śnieg. Nie czuł żadnego dotyku. Dlatego ciemnowłosy był w tym miejscu. Czuł ból. Niewyobrażalny ból, który odbierał zdolność do łapania oddechu. Udusił się pod śniegiem. 

Pojedyncze łzy, które wcześniej znaczyły ścieżkę po jego policzkach, zmieniły się w istny wodospad słonej cieczy. Szloch opuszczał jego gardło, ale do jego uszu nie dochodził żaden dźwięk. Starał się krzyczeć, ale cały czas miał z tym problem. Było tak jakby ktoś odebrał mu zdolność mowy. Jakby w jednej chwili jego głośny krzyk zmienił się w nieme słowa. 

Upadł na kolana. Miał ochotę wydrapać dziury w swojej skórze. Miał ochotę uderzać głową. Chciał, żeby krew wypływała bez niego. Nie chciał cierpieć. Chciał, żeby jego dusza była w stanie nieświadomości, ale najbardziej to chciał wrócić. Chciał znowu zasnąć i obudzić się w swoim pokoju. Łzy zasłaniały mu widok, ale na tle tak nieskazitelnej bieli, mimo trudności, mógł dojrzeć człowieka. Jego ciemna skóra kontrastowała z kolorem białym. Zbliżał się w stronę Alexandra. Spanikowany chłopak zaczął oddychać szybciej. A jego ciało trzęsło się jeszcze bardziej. Próbował wstać na równe nogi i uciec, ale znowu upadł na kolana. 

- Nie zrobię ci krzywdy. Spokojnie, Alexandrze. - głos nieznajomego wprawił Aleca w dziwny stan spokoju.

Nagle z przerażonego dziecka, stał się spokojny i opanowany. Osiągnął wewnętrzną równowagę w jednej sekundzie i to tylko za sprawą dźwięku, który opuścił ciało ciemnoskórego. 

- Jesteś bezpieczny. - Alec wytarł ręką oczy i odwrócił się do mężczyzny.

Wtedy zabrakło mu tchu. Przed nim stał wysoki, przystojny i muskularny mężczyzna. To budziło w Alecu zaufanie. Jakby jego wojowniczy wygląd, podobnie jak głos, wprawiły go w spokój. Twarz była po prostu anielska. Nieskazitelna, delikatna, uśmiechała się do niego, ukazując zmarszczki w kącikach oczu. A jego uśmiech do złudzenia podobny był do tego Magnusa. Włosy miał ciemne i krótkie. Ubrany był w jakieś lniane szaty ze złotymi elementami. Jednak to ogromne, rozpostarte, orle skrzydła wprawiły go w osłupienie. Białe pióra gdzieniegdzie połyskiwały niebieskim brokatem. Anioł zbliżył się do Alexandra i wystawił do niego dłoń. Alec ją chwycił. Była duża, delikatna i zadbana, a skóra w dotyku przypominała mięciutki kocyk. To było tak inne w stosunku do naznaczonej bliznami dłoni Alexandra. Mężczyzna pomógł mu wstać, a wtedy Alec zdał sobie sprawę, że słyszy swój oddech. Anioł był wzrostu nastolatka, jednak jego postawa była tak pewna siebie, że przewyższał tym Aleka. I niebieskooki przy nim był malutki. 

- G-gdzie ja jestem? - wychrypiał, patrząc w jasno-brązowe, mądre oczy ciemnoskórego. 

- Nie musisz się o to martwić. Wszystko ci opowiem, ale musisz iść ze mną. 

- Czy ja umarłem? - wypalił Alec. 

I nie chciał słyszeć odpowiedzi, bo jeśli okazałoby się, że jest ona twierdząca, to był pewny, że jego dusza cierpiałaby katusze przez wieczność. 

- Poczekaj, Alexandrze. - Anioł uśmiechał się lekko i ścisnął jego dłoń mocniej. - Trzymaj się mnie mocno. Muszę ci coś pokazać. - Alec, nie wyrażając sprzeciwu, owinął drugą ręką ramię ciemnoskórego. Swój policzek oparł o jego mięsień. 

Do jego nozdrzy doszedł zapach róż. Alec nie był fanem kwiatów, ale ta woń bardzo mu się spodobała. Zaciągnął się zapachem i zamknął oczy. 

W jednym momencie czuł grunt pod swoimi nogami, a w kolejnym tylko wiatr rozwiewający jego ciemne włosy. Wzmocnił uchwyt i prawie krzyknął, kiedy szybkość lotu zwiększyła się. Przez pierwsze sekundy zaciskał oczy, ale w końcu otworzył je i spojrzał na Anioła, który z łagodną minął mknął przed siebie, jakby nie odczuwając ciężaru niebieskookiego na swoim ciele. Wzrok Aleca powędrował w dół. Pod sobą widział miliard migających świateł, które z tej odległości wyglądały, jak gwiazdy. Może to były one? Alec nie wiedział, ale były niesamowite. 

Nagle Anioł zmienił kierunek i wtedy kierował się w dół, w stronę małych słońc. Alexander ponownie zacisnął oczy i otworzył je, kiedy poczuł pod stopami grunt. Rozejrzał się, zauważając, że znajdują się w jakimś parku. Pod stopami miał wydeptaną trawę. W górze świecił Księżyc, ukazując korony drzew, których liście powiewały przez lekki wiatr. Musnął on także twarz Aleca, powodując, że poczuł zapach natury. Ten wypełnił jego płuca i unormował bicie serca. 

Alexander puścił mężczyznę i odsunął się na bok. Bliski kontakt z jakimkolwiek osobnikiem tej samej płci wprawiał ciemnowłosego w zakłopotanie. A co dopiero miał czuć przy boskiej istocie? Niebieskie oczy skupiły się na Aniele, który podobnie, jak przed chwilą ciemnowłosy, swoją głowę skierował w górę i napawał się dotykiem powietrza, uśmiechając się szeroko. Jakby wietrzyk zmienił się w delikatną dłoń, która jeździła opuszkami palców po twarzy, wprawiając całe ciało w ukojenie. 

- Nigdy nie byłem na ziemi. - cichy głos opuścił gardło mężczyzny. 

- Nie? - Alexander zdziwił się, patrząc na Anioła. 

- Nie. - pokręcił głową i otworzył oczy. - To takie śmieszne patrzeć na te gwiazdy z dołu, a nie z góry. - jego uśmiech poszerzał się. To jednak były gwiazdy. - Zawsze wiedziałem, że świat jest piękny, ale nie wiedziałem, że aż tak. Tu jest idealnie. 

- Nieprawa. - wyrzucił z siebie oburzony Alec. Może jego reakcja była zbyt teatralna, ale jak ktoś mógł zachwycać się czymś tak okropnym?- Świat nie jest piękny. Jest pełen cierpienia, wojen i smutku. Jest wiele okropnych miejsc, ludzi, wydarzeń. Nie jest piękny, a co dopiero idealny. 

- Mało wiesz, Alexandrze, ale to nic. Wszystko się zmieni. - zwrócił się do Aleka, kiwając głową. 

- Jak wszystko się zmieni? - uniósł brew. 

- Są osoby, które sprawiają, że świat staje się idealny. - Alexander pokręcił głową

Jego świat nigdy nie będzie idealny. Zawsze będzie pełen krwi i ofiar. Jednak nie ciągnął tematu. Wrócił wspomnieniami do wcześniejszych wydarzeń. 

- Gdzie ja byłem? - ciemnowłosy zadał nurtujące go pytanie.

Jednak Anioł nie odpowiedział od razu, a ciemnowłosy zakłopotany,  po raz kolejny, nie dopytywał dalej. Ponownie uniósł głowę w górę i patrzył w świecące w oddali punkty. Alexander zaczął je liczyć, nawet jeśli z tyłu głowy zadawał sobie pytanie: "Co ty w ogóle robisz?". Z każdą kolejną gwiazdą pojawiały się pięć nowych. Alec sunął wzrokiem po niebie i zatrzymał spojrzenie na Księżycu, który teraz był w kształcie sierpu. Czuł się bardzo dziwnie. Cała sytuacja była wręcz absurdalna. 

- Nazywam to miejsce domem.Tak, jak wy. My też mamy swój dom. - odezwał się. - Tam Anioły czekają, aż zostanie powierzone im zadanie. Kiedy je dostają zazwyczaj schodzą na ziemię, a po dokonaniu go, mogą w końcu trafić do Nieba. 

- Ludzie też tam trafiają? - zapytał Alexander. - Nocni Łowcy? D

- Alexandrze... - ciemnoskóry spojrzał na niego. - Nikt nie ma prawa dostać się tam z ziemi. Jesteś pierwszą istotą z ciałem, której się to udało. - Alec zmarszczył brwi, a pomiędzy nimi powstała bruzda. 

- Dlaczego ja w takim razie tam trafiłem? A poza tym, przecież dotknąłem cię. Ty też masz ciało. 

- Przybrałem taką formę. Aniołowie to tylko dusza. Przybieramy różne formy, aby wam ludziom było łatwiej się z nami zmierzyć. Nie mamy ciał, dlatego wam ich zazdrościmy. Zawsze chciałem czuć na sobie powiew wiatru. To takie cudowne uczucie. Zawsze chciałem dotknąć wody, poczuć promienie słońca na skórze, spróbować, jak smakuje wasze życie. Czekałem na swoje zadanie bardzo długo, Alexandrze, ale cieszę się, że mogę pomóc Tobie. 

- Mi? Wykonujesz zadanie ze mną? - Alec był coraz bardziej zdezorientowany całą sytuacją. 

- Nie zszedłbym z tobą na ziemię, gdybym nie miał zadania. - ciemnowłosy pokiwał głową. 

- Co to za zadanie?

- Muszę ci pomóc.

- Z czym?

- Czekają cię trzy walki, Alexandrze. - jego spokojne spojrzenie lustrowało okolice. - Ta tutaj... Bo żeby powrócić do swojego stanu, musisz pokonać ją. 

- Kogo?

- Nie mogę podać ci jej imienia, ale wyrządziła ci wiele krzywd i jeśli ona zabije cię tutaj... - zamilkł na chwilę i wziął porządny haust powietrza. - Nigdy nie zobaczysz swoich ukochanych. Nigdy nie wrócisz do życia. Po prostu znikniesz. - przerażenie opanowało serce Alexandra.

Wizja pozostawienia swojej rodziny samotnej go przytłoczyła. Zawsze się o nią troszczył. Dbał i martwił, kiedy wydarzyło się coś złego. Jednak teraz, gdy wyobraził sobie, że go z nimi nie będzie, doznał paraliżu. Nie mógł ich zostawić. Był starszym bratem, synem. Musiał wrócić. 

- Jaka jest druga walka? 

- Ta czeka cię po przebudzeniu. Jeśli uda ci się wygrać pierwszą bitwę, będziesz musiał pokonać jej pionka. Tego, który uwięził was w Nowym Jorku i tego, który wszystko zapoczątkował. On jest odpowiedzialny za twój stan. 

- Czy to ten Czarownik? Kim on jest?

- Dowiesz się w swoim czasie, chłopcze. Jednak muszę powiedzieć ci coś, co sprawisz, że nie popełnisz wielkiego błędu. Nie wbijaj miecza do końca. Czekaj. Musisz zapamiętać te słowa, bo bez tego nie dojdzie do walki trzeciej. Jednej z najważniejszych. 

- Nie rozumiem. - mruknął Alec. 

- Zrozumiesz. - Anioł posłał mu delikatny uśmiech. 

Wiatr zawiał mocniej, a gwiazdy przysłoniły ciężkie chmury, które po chwili wypuściły krople deszczu. Ciemnoskóry prawie krzyknął z ekscytacji, kiedy pierwsza kropla spadła na jego policzek. Alec przypatrywał się temu z dziwną miną. Nie bardzo rozumiał, jak można było cieszyć się deszczem, który tylko cię moczył i sprawiał, że po dłuższym staniu na dworze, kiedy padało, byłeś chory. Skierował głowę w górę. Krople rozbijały się o jego twarz i łaskotały go delikatnie. Mały uśmiech wpełzł na jego twarz. To było nawet przyjemne. Szybkie życie Nocnego Łowcy nigdy nie pozwalało na zatrzymanie się w miejscu i napawanie małymi rzeczami. One w życiu nefilim były zbędne. Uczucia były zbędne. Miałeś być wojownikiem. Twoje szczęście się nie liczyło. Chciałeś zostać kimś innym? Wykluczone, chyba że zrezygnujesz z bycia Łowcą. Chciałeś być do końca życia z osobą, która kochasz? Lepiej szybko szukaj, bo to nie zdarza się często, a kiedy będzie za późno, rodzina wyda cię za kogoś innego, aby interesy dobrze szły. 

- Do trzeciej walki dojdzie bezpośrednio po tej drugiej. Jednak ta będzie różniła się od poprzednich i wpłynie na życie całego Świata Cieni. Chociaż to trochę paradoksalne. Trzecia walka odbędzie się w Tobie. - przerwał i palcem wycelował w klatkę piersiową Alexandra, w miejsce, gdzie biło jego serce. - Tutaj. I mimo że to będzie walka wewnętrzna to zmieni ona wszystko. I to ona sprawia, że wszyscy tam na górze rozmawiają o tobie.

- O mnie? - jego wzrok z dłoni Anioła, powędrował na jego nieskazitelną twarz. 

- Dokonasz czegoś, czego nie dokonał nikt przez tysiąclecia. Twoje imię i nazwisko będzie zapisane na kartach historii. Przyszłe pokolenia będą mówić o tobie i wychwalać twój czyn. - brew Aleka wystrzeliła w górę. 

-  O mnie? Co to będzie? 

- Chciałbyś wiedzieć wszystko, nie? - zaśmiał się cicho. - Jak pewnie się domyślasz, nie mogę ci tego powiedzieć, ale chcę, żebyś wiedział, że prawo Nocnych Łowców nie pokrywa się z tym czego chcą Aniołowie. I nie ma nic złego, w tym kim jesteś, Alexandrze. 

Alec przełknął ślinę. Domyślał się o co chodziło Aniołowi. 

- Kim? - zapytał głupio?

- Wiesz to, ale boisz się powiedzieć to na głos. Choć udało ci się to zrobić dwa razy. - to uderzyło w Aleka i potwierdziło jego domysły. Wiedział o czym mówił ciemnoskóry. Czy to możliwe, że..? - Tak. - uśmiechnął się szerzej, a deszcz moczył ich ciała. Jego zapach dostawał się do nozdrzy, co było kolejną uspokajająca rzeczą. - Deszcz jest piękny. - wyszeptał mężczyzna. - Ten świat jest piękny i dostrzeżesz to po ostatniej z walk. Może wydawać ci się, że wszystko jest niesprawiedliwe, że dzieje się tyle nieszczęść. To prawda, ale wszystko ma swój cel. Ty też go znajdziesz. - jednak niebieskooki miał wrażenie, że słowo "go" nie odnosiło się do słowa "cel". Tylko do czegoś innego. Kogoś innego. 

Spowiła ich cisza, która przerwał niebieskooki:

- Jak masz na imię? - Alekowi wydawało się, że to pytanie w tym momencie będzie bardzo dobrym rozwiązaniem. Anioł miał rację. Bał się tego, co czuł. 

- Nikt mi go nie nadał. - uśmiechnął się smutno. - Ty masz piękne imię. Alexander. - wypowiedział je na głos z uwielbieniem. - Wszyscy mają piękne imiona. Ludzie z twojego otoczenia również. - ciemnoskóry spojrzał na niego, a niebieskooki się zawstydził. 

- U-um, chciałbyś może, abym nadał ci imię? - wtedy oczy Anioła zabłysły łzami, a twarz rozjaśnił uśmiech. 

- Bardzo bym chciał. - wyszeptał drżącym głosem. 

Alec przeszukiwał głowę w poszukiwaniu męskich imion, które pasowałyby do mężczyzny, ale, jak na złość, wszystkie wyparowały. Spojrzał w niebo, mając nadzieję, że ujrzy tam podpowiedź. Jego głowę wypełnił kolor biały. 

- Albin. - słowo opuściło jego usta niekontrolowanie. 

- Jest idealne. - Anioł niespodziewanie, zamknął Aleca w żelaznym uścisku. - Dziękuję. - mruknął w jego włosy. 

Alexander stał spięty, ale powoli rozluźnił się.

- Dlaczego trafiłem do twojego domu? 

- Tego nie wiem nawet ja, Alexandrze. Jednak... - odsunął się i swoje ręce ulokował na ramionach. - Podejrzewam, że może chodziło o to, że jesteś u progu śmierci, ale nie jestem pewien do końca. - niebieskooki kiwnął w odpowiedzi głową. - Zazwyczaj Aniołów wysyłają do osób żywych, a ty... Twoje serce się prawie zatrzymało. Może wysłano cię tam, bo twój stan był aż tak krytyczny? Nie wiem...

Niebo nad ich głowami przeciął piorun. 

- Musimy iść. - powiedział cicho Albin. 

- Dokąd? - jego serce ponownie zabiło w szybszym tempie. 

- Nie obawiaj się. - pogłaskał go po policzku. - Czeka cię trudna wyprawa, jednak jeśli będziesz miał wiarę. Uda ci się. Zawsze będę obok. To mój obowiązek. Możesz mnie wezwać, kiedy chcesz, ale myślę, że nie będzie ci to do końca potrzebne. - posłał mu pokrzepiający uśmiech. - Pamiętaj jedno, nie daj się zabić. Myśl o kimś do kogo chcesz wrócić. To da ci siłę. Miłość daje niepowtarzalną siłę. Miłość to siła. To ona zmienia świat. Może wydawać ci się, że nienawiść jest blisko, aby ją pokonać potrzeba ogromnego wysiłku, dlatego, że ona jest głośna, krzyczy, ryczy niczym dzikie zwierze i miłość w porównaniu z nią jest, jak cicha myszka, ale to ona zmienia świat. Jest z nami w najgorszych momentach. Nienawiść opuszcza cię, bo się boi, ale ona zostaje. Tak jak na przysiędze małżeńskiej. Na dobre i na złe. - spojrzał jeszcze raz w niebo. - Chodźmy. 

Alexander złapał za ramię Albina. Ten machnął orlimi skrzydłami i po chwili znajdowali się w powietrzu. Ta podróż trwała jednak znacznie krócej niż poprzednia. Alec otworzył oczy i zauważył, że znajduje się na łące pełnej zboża, w oddali znajduje się samotne drzewo, a on jest sam. Rozejrzał się w okół, ale ciemnoskórego nigdzie nie było. 

- Albinie? - przerażenie znowu go opanowało, ale wtedy zbożem poruszył wiatr. 

Rośliny wyglądały w tamtym momencie, jak morze, a wietrzyk wprawiał je w falowanie. Powiew powietrza uspokoił Aleka. Przypomniał sobie pierwszą rzecz, jaką Albin określił słowem "piękna". Był nim wiatr. Niebieskooki pomyślał, że to znak od Anioła. Dlatego zamknął oczy i skupił się na czym, co czuje, gdy wiatr muska jego twarz. Potem posłuchał się jego rady. Pomyślał o osobie, do której chciał wrócić i ze zdziwieniem zdał sobie sprawę, że w głowie nie miał swojej rodziny, tylko Magnusa. Jego złociste oczy wpatrywały się w niego, a usta opuszczały słowa piosenki. Najdziwniejsze było to, że one nie wybrzmiewały w jego głowie, ale były niesione razem z wiatrem. Alec wytężył słuch.

- Zostaniesz ze mną na zawsze? - powiew był ciepły i taki przyjemny. Przesiąkał Magnusem.

- Zostanę. - wyszeptał Alexander, odpowiadając na pytanie, które zanucił Czarownik.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top