II- I'm Cecidit




Kiedy tylko wybiła ósma w domu Salvatore zebrali się wszyscy zainteresowani zdobyciem leku. Damon wkroczył do salonu kręcąc kluczami na palcu.

—Nie mam autobusu by was wszystkich wozić—Westchnął—Biorę Klausa, Stefana
i siebie, a reszta grzecznie poczeka próbując się nie zabić—spojrzał na Rebekę i Elenę.

Mężczyźni zapakowali się do samochodu
i po kilkunastu minutach stali przy drzwiach małego mieszkanka. Klaus ledwo zdusił
w sobie parsknięcie kiedy przypomniało mu się jak przejął ciało i mieszkanie Pana historyka. Weszli do mieszkania, było ogromnie zabałaganione w porównaniu do jego biura. Wszędzie leżały papiery, długopisy i książki (niektóre pozbawione okładek). Jak to faceci nie przejęli się tym zbytnio i wzruszając ramionami zabrali się do zbierania kartek i innych przydatnych źródeł. Nie czytali tego na miejscu bo zajęło by to za dużo czasu i byłoby podejrzane biorąc pod uwagę wakacje właściciela mieszkania. Kiedy wypełnili torby wszystkim co wydawało im się przydatne wyszli z mieszkania i jak najszybciej pojawili się w rezydencji młodszych braci. Weszli do środka wysłuchując drących się jak koty, dwóch dziewczyn. Jedyne co powstrzymywało je przed rzuceniem na siebie, to Kol który postanowił zbadać stadium sytuacji. Siedział sobie między nimi jak gdyby nigdy nic i przeglądał coś w telefonie, co jakiś czas uciszając każdą ze stron.

—Kol, postanowiłeś nas zaszczycić swoją obecnością?—zapytał jego starszy brat

—Jeśli anioły istnieją, to chce być jedną z osób, która je zobaczy—mruknął i zachęcił ręką do pokazania wszystkiego co udało im się uzbierać.

Stefan i Damon wyciągnęli z toreb papiery
i w miarę możliwości ułożyli na ławie. Każdy uważnie przypatrywał się tekstom wypisanym na kartkach próbując znaleźć coś istotnego.

—Mam!—krzyknął Kol i wskazał palcem na podstarzały i pożółkły skrawek papieru, na którym wypisane było to samo imię
i nazwisko którego szukali—Scott Ellis...Fragment z jego bloga—mruknął do siebie.


30.07.2000

Moi drodzy czytelnicy, jak wiecie jestem nieśmiertelny i mimo iż mi nie wierzycie ja swoje wiem. Podczas swojej podróży w Nowym Jorku spotkałem pewną osobę, która była w stanie mi pomóc i obiecała mi, że zostane człowiekiem jeśli zdam jej test. Nasze spotkanie odbędzie się w Paradise Club. Jeśli wszystko pójdzie dobrze w następnym tygodniu będę do was pisać jako człowiek!...

6.08.2000

Jestem po spotkaniu, nie pamiętam z niego prawie nic. Wiem tylko po co tam byłem. Chciałem wam opisać tego anioła ale nie jestem w stanie, przykro mi. Na szczęście nie jestem już nieśmiertelnym, mam ludzkie ciało, odruchy i emocje. Czyż to nie cudowne? Postanowiłem wyjechać z Nowego Jorku
i przeprowadzić się do Hampton.


—Ale taktowny, pisze o swojej nieśmiertelności—warknęła Rebeka, a reszta zgromiła ją wzrokiem przypominając o najważniejszych aspektach tego tekstu.

—Podziałało, jest człowiekiem—Uśmiechnęła się Elena—Jedziemy do Hampton, to i tak nasz jedyny trop

Wszyscy zostali tchnięci przez nową energię pochodzącą od dobrych wiadomości. Nawet Kol, który miał tą sprawę lekko mówiąc gdzieś znalazł w tym swój cel poznania nowej rasy. Godzinę później tego samego dnia stali przy swoich samochodach i ruszyli w ośmiogodzinną trasę. Na ich szczęście byli podzieleni rodzinami więc łatwiej było im wytrzymać tak długi czas. Kiedy dotarli na Midhampton Ave wysiedli z samochodu
i zapukali do jednego z domów który przypominał ten ze zdjęć na blogu Scotta. Drzwi otworzyła blondynka trzymająca na rękach małe dziecko.

—Dzień dobry, jest Scott?—zapytała Rebeka, poruszona widokiem młodej matki.

—Oh, tak. Scott, kochanie ktoś do Ciebie—zawołała mężczyznę i posłała uśmiech grupce stojącej przed jej domem.

—W czym mogę wam pomóc, młodzi ludzie?—Spojrzał na nich z szerokim uśmiechem co jeszcze bardziej rozczuliło pragnącą takiego życia Rebekę.

—Był Pan wampirem, a teraz jak widać jest Pan człowiekiem, jak to się stało?—Zapytał Kol chcący jak najszybciej załatwić sprawę.

—Wampiry..Cóż podczas mojego długiego, nieśmiertelnego  życia postanowiłem trochę sobie popodróżować. Podczas mojego pobytu w Nowym Jorku bodajże w barze Paradise spotkałem, no właśnie nie jestem pewien kogo. Wiem tylko, że był to anioł—Podrapał się po kędzierzawej brodzie zastanawiając się nad dalszym ciągiem historii—Kiedy usiadłem przy ladzie by zamówić drinka, odezwał się mówiąc, że jest w stanie mi pomóc. Pamiętam, że przeszedłem jakiś test i zostałem człowiekiem.

—Umiesz opisać nam jego wygląd?—zapytał Kol

—Niestety, zdaje mi się, że nie jestem już przydatny—odpowiedział

—Nie tylko Ci się zdaje—odrzekł najmłodszy z Mikaelsonów

—Proszę Pana, jak wyglądał lek?—zapytała Elena

—To nie był lek drogie dziecko—Anioł miał moc odpuszczania grzechu, a jak się okazało wampiryzm jest grzechem—odpowiedział i żegnając ich uśmiechem zamknął drzwi.

Wracając do aut dyskutowali o tym co dopiero usłyszeli.

—Dziecko diabła ma moc odpuszczania grzechów, czy to nie jest hipokryzja?—zapytał Kol

—Nie zapominaj, że to wciąż anioł, a teraz ruszamy do paradise bar w Nowym Jorku—Uśmiechnęła się Rebeka i pośpieszającym gestem zaprosiła wszystkich ponownie do aut.

Po godzinie jazdy, która była już gwoździem do trumny zmęczenia "poszukiwaczy" wtargnęli do najbliższego z ekskluzywnych hoteli. Następnego dnia o godzinie wieczornej ruszyli do podanego przez Scotta baru. Rozdzielili się i poszli szukać
w różnych miejscach. Elena i Stefan podchodzili do ludzi z kolejki, Rebeka podchodziła do mężczyzn, a Klaus i Damon do pań. Jedynie Kol postanowił się zabawić, jedyne co obchodziło go w tej wyprawie to spotkanie z aniołem i po części szczęście siostry, ale dla samego szczęścia by się nie fatygował. Usiadł przy barze i zamówił trzy kolejki.

—Szalejesz—Podsumowała ciemnowłosa dziewczyna siedząca obok niego

—Może się napijesz?—zaproponował i zamówił nieznajomej drinka.

—Wiem kim jesteście i wiem, że mnie szukacie—odrzekła, uprzytamniając przy tym Kola

—Wydaje mi się, że się za dużo napiłaś—odpowiedział i już wstawał gdy usłyszał za sobą jej głos.

—Ja jestem córką Lucyfera—powiedziała to cicho ale wiedziała, że dzięki swoim wampirzym zmysłom był w stanie ją usłyszeć.

Natychmiast się odwrócił i złapał ja za ręce, i ku jego zdziwieniu ona ani drgnęła. Szybko napisał do reszty o swoim znalezisku i czekał na nich wraz z popijającą drinka szatynką. Kiedy wszyscy dotarli zabrali się w ustronniejsze miejsce by przepytać dziewczynę.

—Możesz nam pomóc?—zapytała Elena, jako ta najmilsza z całej gromady.

—Mogę, ale musicie przejść test. Ponieważ są tu dwie rodziny będzie trwał dwa tygodnie. Tydzień będę mieszkać u Salvatore'ów i tydzień u Mikaelson'ów. Test polega na dwutygodniowym odwyku od wampirzych sztuczek. Zero perswazji, nadnaturalnej szybkości, leczenia swoją krwią. Ostrzegam, że mnie nie oszukacie—Przedstawiła warunki anielica

—Zgoda, ale wypadałoby żebyś się przedstawiła—Powiedział Kol

—Nazywam się Cecidit—odpowiedziała i ruszyła w stronę ich samochodów.

—Chyba nie szuka przyjaciół—Zlustrowała ją Rebeka, a reszta tylko pokiwała głowami.

—Myślicie, że nam też zmodyfikuje pamięć?—zapytała Elena, patrząc ze strachem na resztę.

Nie pozwolę na toPomyślał Kol i ruszył za dziewczyną.


Aaaaa! Pierwsza część już za nami! Ale się cieszę, mam nadzieję, że się spodobało. Mamy ok. 1000 słów co mnie nie satysfakcjonuje, ale chciałam zakończyć w "polsatowym" momencie. Jeśli macie sugestie, albo jakieś pytania/prośby piszcie w kom. Mam nadzieję na jakieś gwiazdki i motywujące komentarze Do kolejnego !

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top