XXXIX.
Odnośnie piosenki w mediach:
Jest to utwór z płyty polskiego rapera Kaliego. Słucham go od 2012 roku i nie wyobrażam sobie, nie dodać ani jednego z jego utworów. + jeżeli masz wolny wieczór to polecam przesłuchać jego płytę Sentymentalnie, który potrafi nieźle zniszczyć psychicznie. (P.S. Tak naprawdę dodałam to tutaj bo jego najnowsza płyta kompletnie mi się nie podoba i tęsknię za starym, depresyjnym rapem :') ).
***
-Tim widziałeś może Smiley'a?
-Mówiłem ci żebyś się do niego nie zbliżała. On jest niebezpieczny, niezrównoważony...
-Szalony, sadystyczny, nieprzewidywalny. Znam to na pamięć. Dramatyzujesz.
-Wcale nie dramatyzuje! Widziałaś kiedyś co on robi z ofiarami? Wstrzykuje w nich litry jakiegoś płynu, żeby byli przytomni kiedy ich rozcina i przygląda się ich narządom!
-Nie zrobi mi krzywdy. To, że jesteś moim bratem nie oznacza, że masz mnie kontrolować na każdym kroku. Wyluzuj.
-Wyluzuj? Nie chcę znaleźć cię w piwnicy bez większości narządów! Po prostu daj sobie z nim spokój. Do tego ty masz ledwo dziewiętnaście lat! W takim wieku powinnaś się zajmować makijażem i szkołą, a nie chłopakami!
-Nie maluję się bo nie mam kosmetyków, a szkołę tak jakby rzuciłam dwa lata temu. Jeszcze jakieś zażalenia masz w kierunku mojej osoby?
-Tak! Jeszcze większe noś te dekolty!
Strzeliłam taktycznego faceplama i spojrzałam na Tima z współczuciem. Doprawdy mam wielki dekolt. Dekolt w kurwa golfie.
-Ciebie naprawdę pojebało do reszty.
Odwróciłam się do niego plecami i udałam się w stronę swojego pokoju. Brakowało mi określeń na jego głupotę. Kiedy miałam już skręcić w lewo poczułam uderzenie, a chwilę potem zaliczyłam upadek na twardą i jakże brudną podłogę.
-AU!
-Mogłabyś bardziej uważać jak chodzisz.
- A ty mógłbyś chociaż raz mnie przeprosić.
-Przepraszam promyczku.
Podał mi dłoń, a ja z jego drobną pomocą podniosłam się na proste nogi.
-Czyżby sam Smiley użył zakazanego słowa na P? Słuchajcie tego wszystkie narody świata! Pan nieomylny właśnie mnie przeprosił!
-Przesadzasz.
Zbliżył się do mnie i wpił w moje usta. Wplotłam swoje palce między jego niesforne, czarne kosmyki włosów. W tym całym domu był jedyną osobą, która dbała o swoją higienę. Zawsze czuć było od niego silny zapach leków i żelu pod prysznic. Lubiłam to połączenie. Uspokajał mnie i działał usypiająco.
-Ale żeby tak na środku korytarza?
Oderwałam się od chłopaka i spojrzałam w stronę, z której dochodził głos. To był Ben z swoją nieśmiertelną kamerą, dzięki której wszystko uwiecznił. Zabiję tego skrzata.
-Oddaj to. W tej chwili, daj mi tą cholerną kamerę Benie.
-Ha ha ha. Nie!
Przebiegł obok mnie i zaczął uciekać. Utopię go! Ruszyłam za nim biegiem, jednak był zbyt szybki. Do tego w połowie pościgu wskoczył w konsolę i tyle po nim.
-Zabiję! Uduszę! Utopię! Poćwiartuję!
-Ja pomogę!
Obok mnie znikąd pojawił się jak zwykle uśmiechnięty Jeff.
-Nie będzie to potrzebne. Ben musi też mieć coś z tego życia.- Smiley powoli zszedł po schodach i wtulił się w moje plecy.- Nie można go zabić od tak.
-Ja mogę.
Twarz Jeffa przybrała obojętny wyraz, po czym chłopak zabrał z stołu dżem i wyszedł. On ma jakąś obsesję na jego punkcie.
-Co dzisiaj robimy?
Zignorowałam wyjście mordercy i stanęłam twarzą w twarz z moim ukochanym.
-Myślałem nad wyjściem na gofry, albo do parku, ewentualnie do kina. Na co masz ochotę?
-Jestem głodna.
***
Siedziałam w kawiarni od ponad pół godziny dalej łudząc się, że Smiley jednak do mnie dołączy. Po tym, jak skończyłam jeść drugiego gofra, nie wytrzymałam i wyszłam z lokalu. Nie będę na niego czekać ani minuty dłużej. Zawiódł mnie. Kolejny raz. Szłam wściekła między alejkami, aż przede mną pojawił się opuszczony dom, a z środka słychać było ciche jęki. A więc tu zaszył się mój kochany. Bez żadnego oporu otworzyłam drzwi i skierowałam się na piętro, z którego dochodziły najgłośniejsze dźwięki. Zza jednych drzwi, zobaczyłam starą kanapę, na której leżała młoda dziewczyna z odsłoniętymi trzewiami. Smiley pochylał się nad nią i za pomocą szczypiec, przytrzymywał jej jelito w górze. Po policzkach dziewczyny spływały pojedyncze łzy.
-A więc to tak się zabawiasz.
Chłopak odwrócił się w moją stronę. Na jego twarzy zagościł jeszcze większy uśmiech.
-Popatrz jak krew przepływa między tymi ściankami! To doprawdy niesamowite!
-Niesamowite jest to, że z tobą wytrzymuję! Mieliśmy spędzić ten dzień razem, a co ty robisz? Rozcinasz jakąś dziewczynę i kompletnie o mnie zapominasz! Zawsze masz coś ciekawszego do roboty niż spędzenie czasu ze mną!
W jednej chwili z twarzy Smiley'a zniknął uśmiech, a jego oczy pociemniały. Puścił wnętrzności dziewczyny i zaczął do mnie powoli podchodzić. Próbowałam po sobie nic nie pokazać, ale wewnątrz kuliłam się i krzyczałam, aby się do mnie nie zbliżał. Kiedy stał niecałe pół metra ode mnie, poczułam silne uderzenie w twarz i po chwili leżałam na podłodze. Mój policzek piekł mnie niemiłosiernie. Miałam mroczki przed oczami. Czy on mnie właśnie uderzył?
-Wyjdź stąd. W tej chwili stąd wyjdź!
Podniosłam się i pomimo zawrotów głowy, zaczęłam biec w stronę rezydencji. Chciałam się schować w swoim pokoju i pobyć sama.
Po około godzinie udało mi się dojść do domu i ukryć między kocami na łóżku. Leżałam w ciszy i ciemności, aż nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi i przebłysk światła na jednej z ścian. Następnie poczułam jak za mną ugina się materac, a chwilę później objęło mnie silne ramię Smiley'a. Odwróciłam się w jego stronę i wtuliłam w tors.
-Przepraszam promyczku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top