XXXI.
Odkąd doprowadziłam do rzezi niewiniątek, jak nazwały to media, minęły dwa tygodnie. Przez ten czas nieustannie byłam przewożona z miejsca na miejsce. Codziennie rozmawiałam z policjantami, bądź lekarzami. Nikt nie wiedział kim jestem i dlaczego tam się znalazłam. Nawet ja. Straciłam całkowicie pamięć.
-Po raz setny pytam, dlaczego ich zabiłaś!?
-Ja ich nie zabiłam, naprawdę, nie wiem co tam się stało. Dajcie mi spokój!
Skuliłam się na krześle i zaczęłam trząść. Byłam niewinna, a każdy wokół chciał mi wmówić, że jest inaczej. Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
-Wywozimy ją.
-Dokąd?
-A jak myślisz?
***
Dwa dni później trzech ochroniarzy odprowadzało mnie do mojego nowego domu. Szpital w Athens wyglądał na stary i podniszczony. Z tego co usłyszałam z rozmowy strażników, został on zamknięty w 1993 roku, ale ponownie otworzono go zaledwie rok temu. Znajdował się na odludziu. Miał on na celu wyleczenie "chorych" pacjentów poprzez nowoczesne sposoby, przystosowania ich do życia w samodzielności. W rzeczywistości wiedziałam, że nigdy nie opuszczę tego miejsca. Od strażników podsłuchałam też, że jeden z lekarzy jest dość specyficzny i przeprowadza po kryjomu lobotomię na uciążliwych pacjentach.
-Mam nadzieję, że ty też skończysz u niego na stołku.
Chłodny ton głosu ochroniarza dotknął mnie dość mocno. Przecież ja nic nie zrobiłam, dlaczego każdy mnie o to oskarżał? Po chwili już byliśmy obok mojego pokoju. Jak się okazało byłam jedyną kobietą na oddziale damskim. Zewsząd otaczali mnie mężczyźni. Jedynie gdzieniegdzie widziałam pielęgniarki. Każdy z pacjentów zerkał na mnie głodnym wzrokiem, albo posyłał jednoznaczne uśmieszki. Czułam się przytłoczona.
-To twoja nowa buda.
Brutalnie zostałam wepchnięta do środka niewielkiego pomieszczenia. Drzwi za mną się zatrzasnęły. Nagle poczułam przypływ ciepła. Czułam jak ściany na mnie napierają. Zapomniałam jak się oddycha. Dusiłam się. Upadłam na podłogę z głuchym trzaskiem.
-Lekarza! Wezwijcie lekarza!
Do mojego pokoju ktoś wszedł. Poczułam igłę boleśnie wbijającą się w moją rękę. Momentalnie wszystko spowolniło, a ja zaczęłam ponownie miarowo oddychać. Poczułam ulgę.
-Spokojnie. Już wszystko w porządku.-Usłyszałam obok swojego ucha cichy męski głos.-To był tylko atak paniki. Już będzie dobrze.
-T-to nie atak paniki...- zaczęłam cichym, ciągle roztrzęsionym głosem.- To klaustrofobia.
Po chwili poczułam pod sobą silne ramiona które mnie podniosły, a następnie umieściły na wózku. Wokół moich nadgarstków i stóp, zostały zapięte skórzane paski. Każdy miał mnie tutaj za niebezpieczną.
-W takim razie przeniesiemy cię do większej sali. Nakazy sądu nas nie obowiązują.
***
Znajdowałam się tu od zaledwie godziny, a już przeżyłam atak klaustrofobii, przeprowadzkę i zmianę stylu. Miałam na sobie typowe białe ubranie pacjenta. Wisiało ono na mnie jak worek. Wszystkie rozmiary były męskie, damskie miały dojść dopiero jutro. Mój nowy pokój był większy, ściany pokryte były miękkim materiałem, a podłoga dywanem. Miałam tu łóżko i szafkę, a w pokoju obok łazienkę. Na szczęście lekarz którego imienia nie znałam, zadbał o to abym miała tu okno. Nie było ono zbyt duże, ale dawało mi poczucie bezpieczeństwa. Za nim rozprzestrzeniał się widok na las i łąki. Usiadłam na swoim posłaniu i zaczęłam jeść kolację, którą przyniosła mi pielęgniarka. Personel patrzył się tu na mnie jak na potwora. Każdy oskarżał mnie o tą masakrę, a ja przecież byłam niewinna.
-Dobry wieczór, nazywam się doktor Philips, ale możesz mi mówić Smiley.
W drzwiach stał wysoki, czarnowłosy mężczyzna. Sądząc po jego ubiorze był lekarzem, mimo to wyglądał bardzo młodo. Uśmiechał się, chyba, jego twarz była zasłonięta maseczką.
-Noszę ją przez pacjentów, którzy znajdują się w izolatce z podejrzeniem chorób zakaźnych.
-Czy pan mi czyta w myślach?
-Nie.- zaśmiał się i usiadł naprzeciwko mnie.- Przyglądałaś się jej dlatego ci odpowiedziałem. A teraz się poznajmy. Już wiesz jak się nazywam, a ty? Jakie nosisz imię?
-Nie wiem. Straciłam pamięć.
-Wiem, ale musisz sobie jakieś wybrać. Nie będziemy do ciebie ciągle mówić na Ty. Każdy zasługuje na imię.
-Annabell.
-Annabell?
-Tak. W skrócie Anna bądź Bella. Nie wiem dlaczego takie. Po prostu wydaje mi się znajome.
-Idealnie. Będę na ciebie mówić Bella, gdyż w tłumaczeniu oznacza to piękna. Nie masz nic przeciwko temu?
-Nie, nie mam.- uśmiechnęłam się delikatne, a na twarzy poczułam wypieki. Podniosłam wzrok i spojrzałam w jego ciemne, ale mocno przekrwione oczy.- Czy doktor będzie moim lekarzem prowadzącym?
-Pewne tak, będę odwiedzał cię początkowo co drugi dzień. A potem się zobaczy. Tylko pamięta, aby nie dać się zjeść tym hienom.- kiwnął w stronę przechodzących pielęgniarek.- Jednej z nich syn zginął w tej masakrze. Będą obwiniać ciebie o to. Bądź twarda i pamiętaj, że zawsze stanę po twojej stronie.
-Doktor mi wierzy, że to nie ja zabiłam tych ludzi?
-To pewne, że ty tego nie zrobiłaś. Nie byłabyś do tego zdolna. Zbyt dobrze cię znam.
-Znasz mnie?
-Oh, długi język. Muszę czasami uważać na słowa. A teraz kładź się spać bo jest już późno. Jutro odwiedzi cię mój przełożony. Bądź dla niego miła, a pobyt tutaj będzie dla ciebie niczym wakacje. Słodkich snów Bello.
-Dobranoc.
Smiley wyszedł, a ja zostałam sama w pokoju z milionem pytań. Skąd on mnie znał? Kim jestem? Dlaczego jako jedyny nie wierzy w moją winę? Kim on tak naprawdę jest? Wzdrygnęłam się kiedy na korytarzu usłyszałam donośny głos pielęgniarki oznaczający ciszę nocną. Po chwili w sali zgasło światło, a ja położyłam się i próbowałam usnąć. Sen jednak nie chciał nadejść.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top