XXVI.
Obudziłam się kilka minut po dziesiątej w objęciach Kagekao. Wydostałam się spod jego ramion i delikatnie uchyliłam zasłony w pokoju. W promieniach porannego słońca wyglądał tak pięknie. Po cichu zaczęłam zbierać swoje ubrania, nie chciałam go obudzić. Kiedy już miałam wszystko ogarnięte wstawiłam pranie, a na siebie założyłam ostatnie czyste ciuchy. Jak zwykle były to czarne spodnie i o zgrozo! Biała koszulka. Przejrzałam się w lustrze i delikatnie skrzywiłam. Nie lubię siebie w kolorach.
-Jak ty to robisz, że wyglądasz pięknie w ubraniach jak i bez nich?
-Bycie pół demonem ma swoje plusy. Jesteś martwa i się nie starzejesz, ani nie tyjesz.-Zaśmiałam się i rzuciłam w stronę chłopaka, jego bluzą.- Ubieraj się chyba, że chcesz zostać jednym z poległych pod Hiroszimą z czterdziestego piątego.
-Co?
-Tim to bomba atomowa, a ty jesteś bezbronnym Japończykiem. Jak myślisz, kto zwycięży?
-Czy ty mi grozisz?
-Nie, odwołuje się do wydarzeń historycznych.
***
Po wczorajszym przyjęciu ktoś musiał posprzątać, a kto jako jedyny nie miał morderczego kaca? Ja i Kagekao który dalej siedział w moim pokoju. Siłą rzeczy musiałam to sama ogarnąć. Pozbierałam wszystkie plastikowe kubeczki i puste butelki po alkoholu. Potem wszystko pięknie odkurzyłam, a koce i inne ozdoby, które wczoraj targałam przez busz, położyłam w salonie. Po rozpaleniu kominka, salon wyglądał lepiej i przytulniej. Położyłam się wygodnie na kanapie z myślą, że nic nie jest w stanie popsuć mi dnia.
-Witam wszystkich domowników! Oto moja nowa laleczka Bella!
W drzwiach stanął uradowany z siebie Jason i jego nowa zabawka. A jednak to nie będzie piękny dzień. Niechętnie na nich spojrzałam i przewróciłam oczami, kiedy zobaczyłam dziewczynę wtuloną w bok Jasona.
-Lepiej nie krzycz, reszta leży w swoich łóżkach i leczy wczorajszego kaca.
Odpowiedziałam mu najspokojniej jak umiałam. W środku moja temperatura dawno już przekroczyła tysiąc stopni. Jaki on musiał mieć tupet, przyprowadzając tu tą wywłokę. Do tego jak ona musiała być pewna swojej pozycji, że przyszła razem z nim, z wielkim dekoltem i uśmiechem na twarzy.
-Jaka impreza? Dlaczego mnie nie zaprosili?
-Razem z Timem mieliśmy urodziny. Masz słabą pamięć.
W oczach Jasona błysnęła zieleń. Chciałam go sprowokować i pokazać mu, że to on jest gorszym potworem. Może i jest to dziecinne, ale czuję się z tym dobrze. W końcu każdy ma inne hobby. Moje to przekomarzanie się z byłym i chęć zniszczenia jego "laleczki".
-Dobrze. Przyjdziemy później.
Jason chwycił dziewczynę i siłą zaciągnął do swojego pokoju. Ciekawe co powie na widok Mr. Gluttona... Nagle z góry dobiegł dziewczęcy pisk. Albo to Ben przegrał, albo mój ulubiony pluszak wyszedł przywitać się z panem. Zaraz potem usłyszałam błagalne krzyki dziewczyny, żeby Lalkarz zabrał "tego przebrzydłego potwora". A więc wszystko jasne. Rozsiadłam się wygodniej na kanapie i zaczęłam zajadać jabłkami, które także wczoraj ciągnęłam przez jebany las.
-Przesuń się.
Obok mnie znikąd pojawił się Kagekao. Był idealnie ubrany i zamaskowany. Przesunęłam się kilka centymetrów w bok po czym ponownie rozwaliłam się na całej długości kanapy. Chłopak tylko westchnął i usiadł na fotelu.
-Próbowałam, ale ta grawitacja... Ona jest zbyt silna.
-Witam!- Naszą "rozmowę" przerwał jak zwykle uśmiechnięty Toby.- Mamy coś dobrego do jedzenia? Mhm, może tosty, naleśniki i gofry?
-Mamy to co jest w lodówce. Musisz wybrać.
-A myślałem, że może coś...
-Pomimo, iż jestem kobietą nie będę wam usługiwać. Masz zdrowe ręce i nogi, do roboty.
Już mniej uśmiechnięty Toby udał się w kierunku kuchni, a Kagekao wybuchnął śmiechem. Co w tym było śmiesznego? Miałam już powiedzieć to na głos, kiedy z góry zaczęli staczać się inni domownicy, a wśród nich Helen. Wiedziałam, że powinnam do niego podejść i go przeprosić, ale wewnątrz czułam blokadę. Na co dzień nie czuję uczuć ludzi, jednak po tym kiedy prawie go zabiłam, melancholijna aura chłopaka mnie przytłaczała. Musiałam podejść do kogoś kto zabierze ode mnie te okropne myśli, które piętrzyły się w mojej głowie. Wstałam z kanapy i umiejscowiłam się na fotelu razem z Kagekao. Inni porozsiadali się na różnych częściach łóżka i pustym wzrokiem wpatrywali się w kominek.
-Kac morderca nie ma serca?
Wszyscy potwierdzająco kiwnęli głową. Cicho się zaśmiałam i schowałam w ramiona Japończyka. Czekałam, aż Jason zacznie swoje przedstawienie.
Tak jak się spodziewałam, niecałe pięć minut później czerwonowłosy, każdemu przedstawiał swoją nową laleczkę, wychwalając ją przy tym niemiłosiernie. Ona stała obok niego dumnie, a wszyscy w ciszy kiwali głowami. Nikogo nie obchodziła ta dziewczyna. Znając Jasona, za góra trzy miesiące będzie przedstawiał nam nową lalkę, a potem następną i tak w kółko. Wszystkie jego zabawki myślały, że są tą jedyną, ostatnią. Jak się później okazywało kończyły na półce w jego sklepie obok innych.
-A ty kim jesteś?- przed nami stanął Lalkarz, który długim i smukłym palcem, wskazał na mojego chłopaka.
-Kagekao, miło mi. Wstałbym, ale...- wymownie na mnie zerknął.- Jeżeli będziesz miał ochotę, to możemy kiedyś spotkać się na lampce wina. Co ty na to?
-Podziękuję.
Mężczyzna popatrzył z pogardą na Japończyka i powrócił do swojej laleczki, która próbowała nie zwymiotować na widok zawartości naszej lodówki.
-Kekekekekekeke. On jest tak zabawny.
-Nie uwierzysz nawet jak bardzo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top