XLIV.
-Posłuchajcie mnie. Slenderman was wszystkich kontroluje. Wyprał wam mózgi. Usunął wspomnienia w których się znajdowałam. Po tym jak Jason urządził masakrę w akademiku, policja miała mnie złapać i Operator usunął mi pamięć. To samo zrobił z wami. Ja na szczęście znajdowałam się daleko i ją odzyskałam. On was wykorzystuje i kontroluje. Jak myślicie dlaczego nie ma tu Candy'ego, Jasona, Laughing Jack'a czy Puppeteera? Oni nie są ludźmi, przez co nie ma nad nimi władzy. Proszę chodźcie ze mną. Spalmy ten dom i ucieknijmy. Bez was będzie nikim. Proszę... zróbcie do dla mnie i dla siebie.- otarłam krwawe łzy z swojej twarzy.- Wiem, że to brzmi nieprawdopodobnie, ale musice mi uwierzyć.
-Skąd mamy pewność, że mówisz prawdę? Twoje słowa mają sens, ale nie ufam tobie. Jesteś zbyt obca. Poczułbym, że mam do czynienia z siostrą, do tego bliźniaczką.
-Tak wiem Tim, że nie czujesz tej więzi, bo on wyrwał mnie z twoich wszystkich wspomnień. Spaliłam szpital psychiatryczny by tutaj wrócić i was uratować. Zaufajcie mi. Zniszczmy Slendermana, tak jak on zniszczył nas.
-Ja jej ufam. Idę z nią.- Brian wyszedł przed szereg. Wiedziałam, że on się zgodzi na to aby uciec z tego piekła. Nienawidził go tak samo jak ja.- Ktoś jeszcze jest chętny?
Widziałam jak każdy wstaje z swojego miejsca i staje obok mojego brata. Poczułam ciepło, w resztkach mojego serca. Slenderman nie pomyślał o jednym. Wyczyścił ich pamięć tak bardzo, że zapomnieli o tym co dokładnie ich tu trzyma. Nie pamiętali poprzedniego życia, dlatego tak bardzo ciągnęło ich do tego, aby poznać świat poza rezydencją.
-Ale dokąd idziemy? Gdzie się schowamy?
-Obiecuję Jeff, że sobie poradzimy. Razem damy radę.
***
Dwie minuty do północy. Wszyscy stali przed rezydencją z torbami bądź najpotrzebniejszymi przedmiotami. Od ucieczki z piekła dzieliło nas już tak niewiele. Nagle usłyszałam krzyk Tima, a potem do niego dołączyła cała reszta. Wszyscy leżeli na ziemi zwijając się z bólu. Pomiędzy drzewami ujrzałam wysoką sylwetkę.
ZDRAJCY.
-Jedynym zdrajcą jesteś ty! Puść ich i zwróć im wolność! Pozwól im żyć!
Naprawdę myślisz, że udało się tobie wygrać? Nic nie warta istota uważa, że pokonała mnie? Jesteś w błędzie. Ja zawsze będę górą.
Widziałam jak czarne macki wzbijają się w górę. Nie mogę się poddać, nie teraz kiedy udało mi się zajść tak daleko. Za sobą ciągle słyszałam krzyki moich przyjaciół. Gdzieś wewnątrz mnie coś drgnęło. Chciałam położyć się obok nich i zacząć płakać. Ale to jeszcze nie teraz. Muszę ich uratować.
-Zniszczyłeś mi życie! Każdemu z nas je doszczętnie zrujnowałeś! Napraw swoje błędy, póki jeszcze masz na to czas!
Czy ty mi grozisz? Jesteś taka zabawna. Poddaj się. Przegrałaś.
-Oddaj mi ich! Proszę... ja chcę tylko ponownie mieć rodzinę!
Ty jej nigdy nie miałaś. Jesteś nikim. Odejdź stąd póki jestem cierpliwy i nie wracaj.
Traciłam siłę. Byłam już tak blisko. Praktycznie czułam powiem wolności. Oczami wyobraźni widziałam jak zaczynamy normalnie żyć.
-Nie odejdę.
Czułam jak smutek ogarnia moje ciało. Sznurki otoczyły mnie z każdej strony, a ciało uniosło się kilka centymetrów ponad ziemię. W przypływie desperacji rzuciłam się na Slendermana. On jednak jednym ruchem macki uderzył we mnie, a ja z impetem wpadłam na okoliczne drzewo. Nie poddam się. Ponowiłam atak, znowu to samo. Nie wiem ile to trwało. Jedyne co słyszałam wokół siebie to wybuchy petard i moje ciągłe upadki na drzewa oraz dźwięk łamanych kości. Traciłam siły, ale nie mogłam się poddać. To wszystko dla braci. Oni są dla mnie najważniejsi.
Nudzi mi się ta zabawa.
Jednak z jego macek przeszyła mnie na wylot. Ciemność ponowni otoczyła mnie z każdej strony, a ja upadłam na twardą ziemię.
***
-Dlaczego mi to zrobiłeś? Dlaczego pozwoliłeś Jasonowi mnie zabić?
Nie nadawałaś się na mojego pomocnika, więc postanowiłem pozwolić mu na więcej.
Nie spodziewałem się jednak, że jego uczucie względem ciebie jest tak duże i będzie próbował cię uratować. Gdybym wiedział czym to skutkuje, pozbyłbym się ciebie wcześniej.
-Widzę, że stawiasz szczerość na pierwszym miejscu. Mam jeszcze jedno pytanie, dlaczego Tim i Brian?
Jeden odda życie za drugiego, a do tego są bardzo słabi psychicznie. Kierowanie nimi jest łatwiejsze niż posługiwanie się marionetkami. Ich umysły są mi całkowicie oddane.
-Na świecie jest wiele ludzi, o podobnych relacjach. To nie wyjaśnia wszystkiego.
Wybrałem ich, kiedy byli jeszcze małymi dziećmi. Pamiętasz jak mieliście po pięć lat? Zobaczyli mnie i bez oporu do mnie podeszli, a co ty zrobiłaś? Wybuchnęłaś histerycznym płaczem i uciekłaś do domu. Już tamtego dnia wiedziałem kim zostaną.
-Jesteś potworem.
Nie większym niż ty.
***
Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu w którym przebywałam. Z każdej strony otaczały mnie lustra. Podniosłam się na nogi i dokładnie się sobie przyjrzałam. Moją klatkę piersiową zdobiła wielka dziura. Brakowało mi serca. Dotknęłam swojej twarzy, byłam lodowata. Nagle na jednym z luster zobaczyłam wysoką postać. Slenderman.
Nie można ciebie zabić, ale można odciąć od świata.
Zniknął, a ja zrozumiałam sens jego słów. Nie jest w stanie mnie zabić, a musi zachować pokój i harmonię. Zaczęłam rozglądać się za drogą ucieczki. Po drodze rozbijałam lustra, raniąc przy tym dotkliwie swoje dłonie i stopy. Nie mogłam patrzeć na swoje odbicie. Biegałam wkoło szukając jakichś drzwi bądź okna. Jednakże nic takiego się tu nie znajdowało. Usiadłam na podłodze i zaczęłam płakać. Z każdej strony otaczały mnie ściany i szczątki luster. Byłam w pułapce bez wyjścia. Z każdą sekundą zaczynałam coraz bardziej zdawać sobie sprawę z swojego położenia. Nie doceniłam go. Położyłam się na odłamkach szkła, czując jak wbijają mi się plecy. Zaczęłam histerycznie się śmiać. Jak ja mogłam go tak bardzo zlekceważyć? Zamknęłam oczy i próbowałam usnąć. Sen jednak nie przychodził. Czy to był mój koniec? Dość smutny, nieprawda?
KONIEC
***
O 20 dodam epilog.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top