XIV.

Siedziałam na łóżku Jasona, szczelnie opatulona grubym kocem. Koszmar wczorajszej nocy, ciągle wywoływał na moim ciele gęsią skórkę. Było już grubo po dwunastej, kiedy postanowiłam włączyć telewizor, żeby uciec od natłoku przytaczających mnie myśli. Jason dalej nie wrócił do sklepu. Zaczynałam się o niego martwić.

-Z ostatniej chwili!- usłyszałam irytujący głos dziennikarki, dochodzący z dość starego telewizora.- Dzisiejszej nocy doszło do masowego morderstwa. Znaleziono osiemnaście ciał. Byli to mężczyźni. Gdyby nie fakt, że znaleziono ich ciała w rodzinnym domu , ciężko byłoby stwierdzić ich tożsamość. Zwłoki były zmasakrowane. Rodziny ofiar podają takie same wersje wydarzeń. W nocy zamordowani, opuścili dom bez określonego celu. Następnie słychać było krzyk, a zwłoki leżały na schodach prowadzących do domu. Oto zdjęcia zamordowanych.

Na ekranie pojawiły się twarze ludzi, które tak dobrze pamiętałam. Byli to ci sami "wujkowie", których mama przyprowadzała mi od ponad roku. Ale brakowało tego jednego, najważniejszego. To przez niego będę mieć blizny do końca życia.

-Wróciłem.- usłyszałam na dole wesoły głos Jasona.- Jak się spało?

Nie potrafiłam mu odpowiedzieć. Ciągle siedziałam wpatrzona w szklany ekran. Zniknięcie Jasona i śmierć ludzi o których mu mówiłam. Opowiadałam, że mnie skrzywdzili. On znał ich tożsamość, a teraz oni nie żyją. Nie, to absurdalne. Jason nie skrzywdziłby nawet muchy. O czym ja w ogóle myślę? Pewnie narazili się jakiemuś alfonsowi i teraz mają za swoje.

-Hej Weronika, żyjesz?- zaśmiał się delikatnie wyłączając przy tym telewizor.

-Tak, tak... Po prostu miałam ciężka noc. Gdzie byłeś?

- W sklepie. Moja lodówka świeci pustkami, a podejrzewam, że jesteś głodna.- odpowiedział mi jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie. Jak mogłam posądzać go o takie czyny.

-Tak, racja, dziękuję... Jason?

-Tak?

- Czy mogę tobie o czymś opowiedzieć?

- Oczywiście. Możesz mi ufać.

-Ale obiecaj, że wysłuchasz mnie od początku do końca i nie weźmiesz mnie za kompletną idiotkę, czy wariatkę.

-Obiecuję. Możesz mi zaufać.

Spojrzałam w jego oczy. Poczułam jak ogarnia mnie spokój i szczęście, że mam go obok siebie. Był moim skarbem. Usiadłam wygodniej na łóżku, mocniej otuliłam się kocem i zaczęłam opowieść.

-To trwało od kiedy zniknęli moi bracia. Zaraz po ich zaginięciu zaczęła odwiedzać mnie ta postać. Nie wiem kim, bądź czym dokładnie jest. Ma około dwa i pół metra, nieproporcjonalnie długie ręce. Nosi czarny garnitur i czerwony krawat. Często za nim znajdują się czarne cienie... tak jakby macki. Jednak najgorsze w nim to jego twarz, a raczej jej brak.- zatrzymałam się na chwilę i otarłam łzę, która delikatnie spływała po moim poliku. Mój koszmar powrócił.- Nieraz widziałam go pomiędzy drzewami w parku, czy budynkami w centrum miasta. Każdemu naszemu spotkaniu towarzyszyły ogromne bóle głowy i odruchy wymiotne. Im bardziej moje życie było niszczone przez tych mężczyzn, tym częściej go widywałam, a on był coraz śmielszy. Często budziłam się w nocy i widziałam go w rogu pokoju. Wtedy zaczęła lecieć mi z nosa krew. Czułam, że on śledzi każdy mój ruch. Pojawił się także chłopak w czarnej kominiarce i rzadziej w białej masce. Ten pierwszy siedział w krzakach pod moim oknem. Zawsze, gdy mnie zobaczył uciekał.-znowu zrobiłam przerwę. Tym razem napiłam się herbaty, którą dostałam od Jasona. Czułam jak moje dłonie zaczynają drżeć coraz bardziej.- Z każdym dniem widywałam tę zjawę coraz częściej. Początkowo myślałam, że to wybryk mojej wyobraźni. Ucieleśnienie moich najgorszych koszmarów. Potem w internecie przeczytałam, że moje nocne spotkania z nim to jedynie paraliże senne. Żyłam przez pewien czas w tym przekonaniu. Zbyt szybka utrata wagi, migreny, krwawienie z nosa... to wszystko wskazywało na objawy depresji, a co za tym idzie wyczerpanie organizmu. Jednak potem pojawiło się coś, czego nie mogłam wytłumaczyć moimi... problemami. Zaczęłam tracić pamięć. Nie wiedziałam, co robiłam, kiedy przebywała poza domem. Od tamtej pory zaczęłam też kaszleć. Byłam z tym u lekarza. On jednak niczego poza wyczerpaniem nie wykrył. Przepisał mi jakieś syropy, ale one nie działały. W pewnym momencie, kaszlałam krwią. Przy tej postaci, moje wszystkie objawy nabierały na sile. Byłam wrakiem człowieka.- Jason wpatrywał się we mnie swoimi miodowymi oczami. Na jego twarzy malowała się złość. Machnął ręką na znak, żebym opowiadała dalej.- Wczorajszej nocy nie uciekałam tylko przez tego mężczyzną, ale też przed tym czymś. Kiedy wbiegłam do twojego sklepu, On stał w rogu. Dlatego kaszlałam krwią. Potem w twojej sypialni, kiedy odszedłeś znowu go zobaczyłam. Stał przed łóżkiem. Czułam, że mdleję, ale on w odpowiednim momencie zniknął. Następnie, po prostu poszłam spać. Nigdy wcześniej nie byłam tak zmęczona. Nikomu o tym nie mówiłam. Nikt go nie widzi oprócz mnie. To moja chora wyobraźnia płata mi figle, ale... On jest tak namacalny, że ciężko nazwać go halucynacją.

Jason był wściekły. Widziałam to w jego oczach, które zaczęły mienić się zielonym blaskiem. Zamrugałam kilka razy, aby upewnić się czy wzrok nie płata mi figli. Na szczęście moje obawy prysnęły jak mydlana bańka, kiedy jego tęczówki przybrały ponownie miodowy kolor, a on sam przybliżył się do mnie i mocno otuliłam ramionami.

-Nie bój się laleczko. Już zawsze będę przy tobie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top