XIII.

-Tim tylko proszę, nie podnoś głosu. Wszystkich obudzisz i...

-Jak mam być cicho, kiedy moja siostra obściskuje się z kimś... czymś, mniejsza z tym!
Jesteś nieodpowiedzialna i dziecinna!

Tak jak przewidziałam na korytarzu zaczęli zbierać się mieszkańcy rezydencji. Za wściekłym Timem stał E.J. i Ben. Drugi z nich miał niezły ubaw i całe zajście nagrywał na telefonie. Jak dorwę tego skrzata, to za siebie nie ręczę.

-Tim, to nie tak jak myślisz.

- Jak nie, jak tak!  Gdybym nie przyszedł w odpowiednim czasie, już dawno nie byłabyś dziewicą!

- A kto powiedział, że jestem dziewicą?

Tim złapał laga mózgu. Stał w bezruchu, a jego oczy rozbiegły się w dwie strony świata. Po tym zdaniu zaczęło brakować miejsca w korytarzu. Kątem oka zobaczyłam Helena, Briana, Sally, Toby'ego, L.J'a, Nathana i... chwila, czy to był Jeff?! Nasza rodzinna kłótnia wyciągnęła z nory największego seryjnego mordercę na świecie!

-Hej Jeff!- pomachałam mu, wychylając się zza Tima.

-Hej.

 Morderca odpowiedział mi zachrypniętym głosem i chyba delikatnie się uśmiechnął. Ciężko ocenić po tym, że jego twarz cały czas zdobi krwawy i zarówno krzywo wycięty uśmiech.

-Nie ignoruj mnie!- czyli Tim skończył buforowanie.- Powiedz mi kto cię dotknął, a ja go zabiję.

-Spóźniłeś się o cztery lata.

Odwróciłam się do niego plecami, chwyciłam swoją kołdrę i wyminęłam wściekłego chłopaka. Musiałam zniknąć.

-Gdzie idziesz?

- Do Jeffa.

Odpowiedziałam najzimniej jak potrafiłam. Kiedy już miałam zacząć przeciskać się przez tłum gapiów, poczułam jak się podnoszę i ląduje w  ramionach chłopaka. Zaczęłam okładać go pięściami i krzyczeć żeby mnie puścił. On tylko kazał się wszystkim rozejść, a sam przerzucił mnie przez ramię i wniósł do swojego pokoju.

-Czego ode mnie chcesz?

- Weronika... ja nie chciałem. Zapomniałem o tym. Jestem głupi.

-Trudno się nie zgodzić.-  po moich słowach na jego twarzy zagościł niewielki uśmiech, który zniknął tak szybko, jak się pojawił.- No dawaj, uśmiechnij się na dłużej.

-To nie jest dobry moment na uśmiech.

-Każdy jest odpowiedni.- odpowiedziałam cicho, po czym z całej siły, uderzyłam go poduszką w głowę.

-Au! Za co to?

-Za to, że jesteś debilem.

-Masz rację.

-Ale ja też nim jestem. Idealnie się dopełniamy. Tęskniłam za tobą.

Przybliżyłam się do niego i wtuliłam w jego, jak zwykle całą brudną koszulkę. To śmieszne jak szybko potrafimy przejść z nienawiści do miłości.

- Ja też. Przepraszam, że tak długo nie nawiązywałem kontaktu. Chciałem nasze spotkanie odłożyć na późniejszy czas. Nie chciałem ciebie tu sprowadzać. Wiem jak reagujesz na to miejsce i tych ludzi...

- To mój dom.- Odsunęłam się od niego i spojrzałam w jego brązowe oczy.- Zrozumiałam to dzięki Kagekao. Tutaj mogę być sobą, a jego lokatorzy są moją rodziną. Tim ja... ja chyba jestem szczęśliwa.- Chłopak mocno objął mnie ramionami. Czułam jak łamią mi się żebra.- Rozumiem, że tęskniłeś, ale za chwilę mnie udusisz. Do tego mógłbyś się ogolić. Wyglądasz jak małpa.

***

-Ben, ty cholerny mikrusie, oddaj mi tę płytę!

-Nigdy!

Ostatnie co zauważyłam, to jego sylwetka która zniknęła w komputerze. Myślałam, że urwę mu łeb, jeżeli złapię go w swoje sznurki. Ten mały wirus każdemu w domu wysłał naszą kłótnię, a moment zawieszenia Tima oprawił w ramkę i powiesił nad kominkiem. Chociaż muszę przyznać, że to akurat jest zabawne.

-Niech tylko spróbuje wyjść z tego ustrojstwa, a zawieszę go pod sufitem i będzie robił za
sex-lalkę Candy'ego bądź Offa.

-Nie tak groźnie. Groźby w tym domu są karalne.- usłyszałam nad sobą cichy głos.

-Próby wywołania zawału też.

Jednym zgrabnym ruchem wywołałam sznurki i ściągnęłam Kagekao na ziemię.

-Mogłaś ostrzec.

- A ty mogłeś mnie nie prowokować.

 Odpowiedziałam mu, słodko się przy tym uśmiechając. Nagle poczułam ogromny głód. Pobiegłam do kuchni zrobić coś dobrego na obiad.

Jak się okazało, oprócz różnych części ciała, nie było nic co można by połączyć. Poddałam się. Chwyciłam dżem truskawkowy, a z szafki zabrałam talerzyk i brzoskwinie w puszcze. Przynajmniej tyle. Usiadłam na kanapie i zaczęłam jeść to niecodzienne połączenie. Kagekao siedział przede mną i pił wino. Panowała między nami napięta atmosfera. Gdybym mogła, już dawno byłabym przy nim. Nie chciałam jednak aby w domu powstawały kolejne plotki i niedomówienia.

-To mój dżem!

Odwróciłam głowę w kierunku schodów, na których stał półnagi "bóg", Jeff the Killer.

- Leżał samotnie w lodówce więc postanowiła go połączyć z brzoskwiniami i urządzić mały piknik.

-Czy ty zabrałaś też moje brzoskwinie?

Mogę przysiąc, że zrobił się czerwony ze wściekłości i w zaledwie dwie sekundy stał przy mnie z resztkami mojego "obiadu"

-Nigdy więcej, nie ruszaj mojego jedzenia.

Killer wyraźnie akcentował każde słowo. Rzucił mi jeszcze przelotne, mordercze spojrzenie i wrócił do swojej nory.

-Kekekekekekeke.

-Co w tym takiego śmiesznego?

- Szkoda, że nie widziałaś swojej miny, kiedy wyrwał ci ostatki brzoskwiń, kekekeke.

-Bardzo zabawne, uważaj bo wyleje się tobie wino.- Prychnęłam i zarzuciłam swoim kucykiem.

-Wino w moich rękach jest dużo bardziej bezpieczne, niż dżem w twoich, kekekeke.

Nie może mnie tak bezczelnie wyśmiewać! Muszę odpłacić się pięknym za nadobne. Chwyciłam nóż który przygotowałam do smarowania brzoskwiń i jednym, szybkim ruchem wbiłam go w kieliszek który pękł, a czerwona ciecz pobrudziła fotel i spodnie Kagekao. Kolejna plama do kolekcji.

-Jak widać,nawet ty, nie potrafisz zapewnić bezpieczeństwa wszystkiemu.

W tym samym momencie kiedy skończyłam wypowiadać to zdanie, na jego masce zagościł wyraz grymasu. Ledwo zdążyłam wypuścić swoje sznurki, kiedy ten znajdował się już nade mną. W ostatniej sekundzie unieruchomiłam jego kończyny. Mężczyzna szamotał się i próbował swoimi szponami rozerwać moją ostatnią linię obrony. Czas mijał, a my dalej tkwiliśmy w tej samej pozycji. Po dziesięciu minutach opadł z sił i przestał walczyć z murem nie do przebicia.

-No wypuścić mnie już. Nie chcę cię zabić. Narazie.

-To się uspokój i schowaj te szpony. Ja mogę tak jeszcze wisieć.

Kagekao zrobił to co mu kazałam, a na jego masce ponownie znajdował się tylko uśmiech. Powoli wycofałam swoje sznurki i opadłam na podłogę.

-Jesteś zabawna.- powiedział ze stoickim spokojem podnosząc resztki kieliszka.- Jednak bycie zabawnym, potrafi szybko zamieniać się w bycie nudnym.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top