IX.
Kiedy się obudziłam nikogo nie było w domu. Na stole leżały leki i kartka. Chwyciłam ją i szybko przeleciałam po niej wzrokiem. Była od Jonathana. Pisał, że miałam wysoką gorączkę, a przez to, że mój organizm nie odczuwa bólu nie czułam, że jestem na skraju wyczerpania. Doprawdy ciekawe. Jestem nieśmiertelna, a zbyt wysoka gorączka potrafi mnie rozłożyć na łopatki. Czym jeszcze siebie samą zaskoczę?
Chwyciłam telefon, który znajdował się w naszym tymczasowym domu. Zadzwoniłam do Williama. Potrzebowałam jego głosu.
-Halo?
-Hej Will, to ja.
-Weronika! Dlaczego masz tak słaby głos?
-Przeziębiłam się, nic wielkiego. Doleciałeś już do domu?
-Oczywiście. Były drobne turbulencje, ale udało nam się wrócić na czas. Na pewno wszystko z tobą dobrze?
-W stu procentach. Ciebie bym nie oszukała.
-Mam nadzieję.
-Will?
-Tak?
-Tęsknię za tobą.
***
Był wieczór kiedy do domu wpadł wściekły Jack za nim Candy i równie wkurzony Jonathan. Ostatni wszedł Jason, który jak gdyby nigdy nic kroczył zadowolony z jakąś dziewczyną na rękach. Znalazł sobie kolejną laleczkę. Brawa dla niego i dla niej w sumie też. Zobaczymy jak długo pożyje. Albo zabije siebie, albo Jason ją wyręczy. To może okazać się zabawne i równie interesujące. Niczym igrzyska śmierci.
-Jesteś kompletnym idiotą!
Candy krzyknął, za wchodzącym po schodach mężczyzną, a jego twarz poczerwieniała tak, że prawie dorównywała kolorowi włosów Jasona. Lalkarz jednak nic sobie z tego nie zrobił i z uśmiechem na twarzy schował się w swojej sypialni.
-Co tym razem się stało?- spytałam morderców, tym samym dając znak o swojej obecności.
-O Weronika wsta...- słowa Marionetkarza przerwał krzyk Candy'ego.
-Ty się jeszcze pytasz co się stało? Przez tą jego chorą fascynację tym kawałkiem mięsa straciłem wszystkie moje balony! Wszystkie! Do tego mam dziurę, o tu!- Niebiesko-włosy przybliżył się do mnie i pokazał mi niewielki ubytek materiału w jego kostiumie.
Nigdy nie widziałam go tak wściekłego. Jego fioletowo-różowe oczy błyszczały bardziej niż zazwyczaj. Na twarzy miał wypisaną chęć mordu. Jason musiał nieźle zaleźć im za skórę. Muszę jakoś go uspokoić aby igrzyska nie skończyły się zbyt wcześnie.
-Spokojnie Candy, zaszyję to tobie. A jeżeli chodzi o balony to mam kilka w torbie. Jak wrócimy do rezydencji to obiecuję, że pójdę do sklepu i kupię tobie roczny zapas. Dobrze?
-Dobrze. A teraz zniknę aby ktoś tutaj nie stracił życia.
Klaun wymownie spojrzał na drzwi do sypialni czerwonowłosego i wyskoczył przez okno. Dlaczego znowu okno? Tego się chyba nigdy nie dowiem.
Jack wymruczał coś pod nosem i równie niezadowolony jak Candy zniknął. Puppeteer natomiast podszedł i przykrył mnie kocem.
-Jutro wylatujemy.- po czym także oddalił się w tylko sobie znanym kierunku.- Wyśpij się porządnie i zażyj leki.
***
Miałam duże problemy z zaśnięciem, dlatego w nadziei, że znajdę jakiś fajny film, przełączałam kanały w przedwojennym telewizorze. Od pamiętnego powrotu w domu panowała kompletna cisza. Siedziałam wpatrując się w ekran, kiedy nagle moją uwagę odwrócił dźwięk skrzypiących schodów. Odwróciłam się w tamtą stronę. W ich połowie stała drobna dziewczyna. Miała krótkie, lekko falowane blond włosy. Jej oczy były niebieskie. Pełne usta były pokryte resztkami zaschniętej krwi. Skóra była blada, a jej twarz zdobiły niewielkie piegi. Stała na schodach w białej sukience. Była przerażona. W ręku kurczowo trzymała kawałek szkła. Krew spływała z jej pokaleczonej dłoni. Mieszała się z czymś czarnym. No tak, to oczywiste. Zapewne podcięła Jasonowi gardło i myśli, że udało jej się go zabić. Jest taka naiwna. Zupełnie jak ja...
-Kim jesteś?
Z jej ust wydobył się cichy dźwięk. Kompletnie to zignorowałam i wróciłam do niekończącej się podróży po kanałach. Słyszałam tylko jak powoli podchodzi do mnie. Jest taka przewidywalna. Stawiała kroki coraz śmielej, po czym rzuciła się mnie i przytrzymując szkło przy mojej krtani, ponowiła swoje pytanie.
-Głupia jesteś.- odpowiedziałam jej z drwiną w głosie.- Mogłaś uciekać, a zostałaś.
-Kim jesteś?- czułam jak jej głos się załamuje.
-Twoim najgorszym koszmarem.- wyszeptałam jej to do ucha po czym moje sznurki oplotły się wokół jej kończyn i uniosły ją aż pod sam sufit. Dziewczyna zaczęła krzyczeć i błagać o pomoc, a ja napawałam się jej bólem. To mnie uspokajało. Bawienie się człowiekiem było dużo lepsze od zabawy lalką. Już rozumiem, dlaczego Puppeteer tak bardzo kocha to robić. Wisiałam tak razem z nią, aż po schodach zszedł wściekły Jason. Jego włosy całkowicie wybielały, a zamiast delikatnych dłoni miał czarne szpony. Na jego szyi znajdowała się długa szrama, z której wypływała krew, bądź tak jak w jego wypadku, czarna maź znak, że jest już do końca zepsuty.
-Puść ją.- Powiedział spokojnym głosem, w którym mimo starań, było czuć nienawiść.
Powoli upuszczałam krzyczącą dziewczynę na ziemię, tak aby sprawić jej ból. Kiedy dziewczyna zobaczyła chłopaka rzuciła się w jego ramiona i zaczęła go przepraszać, dusząc się przy tym łzami. Ludzie są tak fałszywi, tak przewidywalni. Lalkarz podniósł ją, przytulił i wrócił do ich wspólnej sypialni. Zostawiając mnie samą. Wchodząc po schodach obrócił się w moją stronę i powiedział:
-Teraz boi się bardziej ciebie niż mnie. Kto tu jest prawdziwym potworem?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top