IV.
Powoli podeszłam do drzwi z napisem: Nie wchodzić. Z tego co zrozumiałam to pokój Tima. Musiałam z nim porozmawiać i opowiedzieć o swoich planach. W końcu jest moim bratem i jakby nie patrzeć to on mnie tutaj ściągnął. Gdyby to zależało od Briana, w życiu by na to nie pozwolił.
-Tim! Wstawaj, mam dobrą wiadomość! Pozbędziesz się swojej siostry na kilka dni! Nie będę na ciebie krzyczeć! Nie będę ciągle narzekać! Kupię tobie w Francji fajne pamiątki, dużo dobrego jedzenia!- Wbiegłam na łóżko chłopaka i zaczęłam po nim skakać jak opętana.
- Czekaj, że co? Jaka Francja? Jakie jedzenie? O co ci chodzi?
- Puppeteer zaprosił mnie na wycieczkę. On, Jason, Candy i L.J. chcą polecieć do Francji. Układ jest prosty. Oni będą się bawić, a ja zwiedzać i im nie przeszkadzać.- Wtedy przybrałam poważny wyraz twarzy i ściszyłam głos.-Muszę stąd uciec. Jestem tu od wczoraj, a już zaczynam tego nie kontrolować. Jeżeli On wróci przestanę całkowicie nad tym panować. Wiesz jak to się skończy Tim. Próbowałam od tego uciec i dalej będę próbować. Możesz mi pomóc, jeżeli pozwolisz mi na jakiś czas zniknąć. Zgadzasz się?
-T-tak, ale masz na siebie uważać. Nie podoba mi się, że jedziesz tam razem z nimi. To ich wina, że teraz tak cierpisz...
- Nie mogę tego wiecznie rozpamiętywać, ty też. Poproszę Puppeta żeby mi pomógł, będzie dobrze. Obiecuję.
Uśmiechnęłam się do niego delikatnie i najszybciej, ale zarówno najspokojniej jak mogłam, pobiegłam do pokoju Briana. Po drodze wpadłam na coś, a raczej na kogoś. Obiłam się od przeszkody i zatrzymałam się na wilgotnej ścianie.
- Uważaj jak łazisz.
- A ty patrz pod nogi.- wtedy dopiero zauważyłam na kogo wpadłam. E.J. W jednym momencie zrobiło mi się gorąco, a na twarzy wyszły delikatne wypieki. Często mówię coś bez przemyślenia sensu moich słów i właśnie to jest taki moment.- Oh. To ty Jack. Przepraszam, że na ciebie weszłam, śpieszę się i po prostu na chwilę dostałam zaćmienia.
- Nic się nie stało. Miło znowu cię spotkać. Czy to ty grzebałaś w naszej lodówce?
- Tak, ale nie ruszałam twoich pojemników.
- Czyli to musiał być ktoś inny. Wydaje mi się, że...
Chłopak oddalał się coraz bardziej, cały czas mamrocząc do siebie niewyraźnie. Jack był zawsze dla wszystkich oparciem, jednak ja nie potrafiłam złapać z nim wspólnego języka. Może to dlatego, że jesteśmy zbyt do siebie podobni i tym samym się odrzucamy?
- Hej, ziemia do Weroniki.
- O Brian, szukałam cię. Jadę do Francji z Jonathan'em i innymi. Nie masz nic przeciwko?
- Nie. Rób co chcesz.
Nigdy nie potrafił okazać choć odrobiny zainteresowana. Zawsze myślałam, że takie sprawy powinno rozstrzygać się rodzinnie. Pomimo, iż byłam pełnoletnia potrzebowałam jego w swoim życiu. On zawsze był tym rozsądnym który w odpowiedniej chwili potrafił zareagować, kiedy razem z Timem podejmowaliśmy zbyt pochopne decyzje. Brian jednak zawsze stał na uboczu, miał własny świat i życie, do którego żadne z nas nie miało w pełni wstępu.
-Może chociaż raz wykazałbyś jakieś emocje?
Nie wierzyłam, że to powiedziałam. Czy ja właśnie próbuję wszcząć kłótnie? W duszy karciłam się za swoje słowa, jednak nie chciałam tego cofnąć. W końcu nie zawsze trzeba trzymać język za zębami.
-Po co mam przejmować się czymś tak nieistotnym?
-Bo nie wiem, jesteś moim bratem i powinniśmy się o siebie wzajemnie troszczyć i stać za sobą murem? Czy chociaż raz kiedy nie byliśmy obok siebie, pomyślałeś o tym co się ze mną może dziać?
-Szczerze?
-Tylko na to czekam.
-Tak, ale było to wtedy kiedy Operator kazał mi sprawdzić czy nadal żyjesz. Siłą rzeczy o tobie pomyślałem.
-Jesteś doprawdy kochany. Bo wiesz, ja tak jakby przez cały czas o was myślałam. Jesteś ignorantem.
-Nie większym niż ty.
-Kocham Cię Brian, a w głowie układam plan jak pozbawić cię życia. Czy to normalne?
-Tak wygląda moje życie od dnia kiedy zacząłem rozumieć, że jesteś moją siostrą.
-Czyli jednak mnie kochasz?
-A jak mam cię nie kochać?
Podszedł do mnie i uwięził mnie w swoich silnych ramionach. Od razu spojrzałam na jego zadowoloną twarz i lekko zmrużyłam oczy.
-Nagły przypływ miłości i powiększone źrenice. Widziałeś się z Nickiem?
-Barek Slendera to prawdziwa jaskinia skarbów!
-Po Timie bym się tego spodziewała, ale po tobie? Jestem zawiedziona.
-Yhym. Idę spać. Miłej nocy!
-Jest szesnasta.
-Dla ciebie tak, dla mnie już nie.
***
-Wstawaj, obudź się...
-Dlaczego ona się nie rusza! Miałeś jej pomóc, miałeś jej do cholery pomóc!
-Ucisz się, twoje krzyki na nikim nie robią wrażenia.
-Zabiję cię jeżeli ona się nie obudzi.
-Powodzenia.
Powoli otworzyłam oczy. Cały ból zniknął, a na jego miejscu zagościł błogi spokój. Jasne światło mnie oślepiło, jednak natychmiastowo zostało zasłonięte pięknymi miodowymi oczami... Oczami, które niegdyś kochałam.
-Jak dobrze, że żyjesz.- poczułam jego chłodny dotyk na mojej ciepłej skórze.
-Puść mnie.- odepchnęłam mężczyznę od siebie i w ułamku sekundy stałam na własnych nogach, obok stołu na którym tworzył swoje nowe zabawki.
-Spokojnie. Już na zawsze będziesz ze mną...
-Zamilcz. Co wy mi zrobiliście...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top