ROZDZIAŁ 2

Kilka dni później.

Wracając z zajęć Taylor natknęła się na jedną z osób, które wolałaby omijać szerokim łukiem. Był to jej były.

- Dexter... - westchnęła nastolatka.

- No proszę, dawno się nie widzieliśmy. – chłopak podszedł do niej. – Co robisz, poza główną pracą dawania dupy facetom ze Slytherinu?

Monroe spojrzała na niego z oburzeniem.

- Wal się, Dexter. – prychnęła i chciała go minąć lecz ten solidnie złapał ją za nadgarstek i zatrzymał.

- Jeszcze nie skończyłem. – warknął na nią.

- Za to ja owszem. – powiedziała i nadepnęła go na nogę.

- Suka... - syknął z bólu i ponownie ją zatrzymał. – Widzę, że nie wiele się zmieniłaś od ostatniego czasu. – patrzył jej w oczy po czym podwinął rękaw koszuli ukazując blizny po cięciu na jej dłoniach. – No proszę, widzę, że jest kilka nowych. – zaśmiał się. – Dalej tak się karzesz za jej śmierć, huh? Morderczyni. – mówił przez zęby.

Chwilę potem oboje usłyszeli jak ktoś krótko lecz wyraźnie gwiżdże. Gdy Dexter odwrócił się za siebie od razu tego pożałował, bo dostał porządnie z pięści od Mattheo. Przez spowodowany cios, Dexter musiał wycierać ręką krew z nosa.

- No proszę, nawet sam syn Czarnego Pana nie mógł się oprzeć twojemu kłamliwemu urokowi? – prychnął i uśmiechnął się ukazując zęby pobrudzone w tamtej chwili jego własną krwią. – Nic się nie zmieniłaś. – ponownie spojrzał na Monroe. – Teraz on będzie twoją ofiarą, huh?

- Nic nie wiesz. – przerwała mu czarownica, która starała się powstrzymać wypłynięcie własnych łez.

- Wiem więcej niż myślisz.- ponownie szeroko się uśmiechnął, a potem syknął z bólu, gdy Riddle wykręcił mu rękę. – Puść mnie, cholerny draniu!

- Jeszcze słowo, a połamię cię te krzywą rękę! – powiedział Mattheo i wzmocnił uchwyt.

- Wal się, Riddle! – odparł tamten i ponownie spojrzał na Taylor. – A co do Stelli, to była twoja wina! Nie zapominaj tego, ty... - nie dokończył, bo uczeń walnął go w brzuch i powalił na ziemię.

Brunet zerknął na przyjaciółkę i położył rękę na jej ramieniu.

- Nic ci nie zrobił? – spytał by się upewnić.

- Nie... - odparła.

Mattheo wziął ją za rękę i wyprowadził z miejsca zdarzenia.

Zaraz za następnym zakręcie Taylor puściła jego dłoń i przyspieszyła kroku, ocierając przy tym spływające po jej policzkach łzy.

- Tay... - brunet próbował nad nią nadążyć. – Hej, Tay! – wołał lecz ta nie reagowała więc Riddle podbiegł do niej, ponownie złapał za rękę i zatrzymał. Wtedy dostrzegł jej łzy i fakt jak bardzo starała się je ukryć.

- Nic mi nie jest. – spojrzała na niego.

- Właśnie widzę.

- Nie, naprawdę. – powiedziała już bardziej uspokojona. – Przyzwyczaiłam się do jego tekstów, to norma. – odparła. – Zawsze wypomina mi to, co stało się ze Stellą. Rodzice zresztą też. – westchnęła. – Zastanawiam się co ja w nim widziałam. – pokręciła głową po czym ponownie spojrzała na bruneta. – Dziękuje za pomoc. – dodała z lekkim uśmiechem. – Chyba zasługujesz by poznać prawdę.

- Ostatnio nam przerwali. – przypomniał po czym zerknął na nią. – Na pewno?

- Tak. – przytaknęła. – I tak znasz już całą prawdę, teraz musisz poznać jeszcze to. A co będziesz później o mnie myślał, to co innego.

- Skarbie, jestem synem Voldemort'a. – zaśmiał się. – Słyszałem, widziałem i robiłem gorsze rzeczy, cokolwiek to będzie, nie zmienię mojego zdania o tobie. Ty też tego nie zrobiłaś... - powiedział patrząc jej w oczy. – Mimo wszystko... Zostałaś ze mną.

- Tylko się nie rozklej, panie Riddle. – pogładziła go po policzku. – Nigdy bym tego nie zrobiła. – zapewniła ponownie. – Chodźmy się przejść, opowiem ci jak to było.

Podczas wspólnego spaceru Monroe zaczęła opowiadać.

- Stella była moją siostrą. A ja ją zabiłam. – powiedziała i spojrzała na Riddle'a. – Zdziwiony?

- Umm... Cóż. – zastanowił się. – Ciężko mi uwierzyć, że naprawdę mogłabyś zrobić coś takiego.

- A ty nie masz chęci czasem zabić brata?

-Hah, no cóż, nie będę kłamał. – uśmiechnął się do niej co ona odwzajemniła.

- Stella była moją starszą siostrą. – mówiła dalej. - Zawsze o mnie dbała. Bardziej niż rodzice. – zaśmiała się lekko. – Oni zawsze się na mnie wyżywali, za to Stellę uwielbiali, ja byłam tylko kulą u nogi. Nie przeszkadzało mi to i tak nie lubiłam rodziców, ale siostrę kochałam... - posmutniała nieco po czym wzięła głęboki wdech i kontynuowała. – Była wspaniała. Piękna, mądra, dobra... Taki ideał do naśladowania. Lecz... Wszystko się zmieniło, gdy zginęła jej dziewczyna, Prue. Stella się załamała, nie potrafiła się po tym podnieść. Byłam przy niej cały ten czas, ale to nic nie dawało, a potem było już tylko gorzej. Nie dość, że miewała koszmary, to później zaczęła jeszcze bardziej wariować. Raz krzyczała, drugi raz płakała, a kolejny śmiała się maniakalnie... To było nagłe, zupełnie jakby miała w sobie dwie różne osobowości. – opowiadała po czym usiadła wraz z Mattheo na ławce. – Depresja... Rozdwojenie jaźni... Doszła do takiego stanu, że nawet leki wiele jej nie pomagały. Aż w końcu... - westchnęła ciężko i odczekała chwilę chcąc się uspokoić. – Pewnego wieczoru... - kontynuowała. – Ja poszłam do sklepu, rodzice mnie wysłali. W domu została tylko mama i Stella. Nigdy nie zostawialiśmy siostry samej, bo wiedzieliśmy, że to się może źle skończyć więc zawsze ktoś czuwał. Sądziłam, że skoro została z mamą, to nic się nie stanie... Myliłam się.

- Twoja mama nie mogła jej uspokoić? – spytał brunet.

- Nie... - odparła tamta. – Mojej mamy w ogóle tam nie było, gdy wróciłam. – zerknęła na przyjaciela i mówiła dalej. – Gdy wróciłam, drzwi były otwarte, a dom płonął... Zostawiłam zakupy na chodniku i wbiegłam do domu by je znaleźć, ogień się jeszcze wtedy tak nie rozprzestrzenił. – tłumaczyła. – Znalazłam Stellę w kuchni, siedziała przy stole jak gdyby nigdy nic. Miała w ręku widelec i nóż i stukała nimi o blat stołu, przestała, gdy mnie zobaczyła. Wtedy uśmiechnęła się szeroko i podeszła do mnie. Tłumaczyłam jej, że musimy uciekać i znaleźć mamę, ale ona nie chciała mnie słuchać. Próbowałam wyciągnąć ją stamtąd siłą, ale Stella nie pozwoliła mi pomóc. W końcu zaatakowała mnie nożem, rozścieła mi dłoń... - wskazała na bliznę we wskazanym miejscu. – A potem zraniła kilka razy nadgarstek. Nie zwracałam na to uwagi, chciałam ją tylko stamtąd wyprowadzić... Gdy w końcu odebrałam jej broń, Stella zaczęła płakać i przepraszać mówiąc, że nie wie co się z nią dzieje. Ponownie jej wszystko tłumaczyłam i prowadziłam do wyjścia lecz wtedy ponownie zaczęła się szarpać. Ogień był wszędzie, a my dalej ze sobą walczyłyśmy. Zraniłam ją raz, gdy pchnęłam ją na popękane lustro, a wtedy zdawało się, że ponownie oprzytomniała. Spojrzała na mnie, po czym podbiegła i pchnęła mnie z całej siły. Wyleciałam przez otwarte drzwi i wylądowałam na chodniku, a gdy spojrzałam na nią ponownie, ona się tylko uśmiechnęła. Ruszyłam w jej stronę chcąc ją wyciągnąć lecz ona powiedziała tylko, że już dobrze, że nic się nie stało. Że wreszcie pozbyła się demonów... Nie zdążyłam jej pomóc, wszystko wybuchło...

Taylor spojrzała w niebo po czym uśmiechnęła się lekko i mówiła dalej.

- Myślałam, że mama też tam zginęła, ale tak nie było. Okazało się, że zostawiła Stellę samą, bo ta zasnęła, a mama chciała pójść na imprezę do koleżanki... - powiedziała i pokręciła głową. – Rodzice uznali, że to ja ją zabiłam... Powiedzieli tak wszystkim. – spojrzała na słuchającego jej Mattheo. – Stąd się wzięła też i moja reputacja, Theo. – uśmiechnęła się do niego. – Zabójczyni siostry... - przytaknęła. – Może to i prawda.

- Żartujesz? – wtrącił Riddle. – Przecież to nie ty ją zabiłaś. Stella uratowała ciebie i zdaje się, że sama miała dość tego co się z nią działo, dlatego nie chciała się ratować...

- Mm... - mruknęła w zamyśleniu. – Możliwe, że masz rację... - mówiła patrząc na niebo. – Po jej śmierci odkryto moją chorobę. Zdaje się, że to u nas rodzinne. Depresja i Rozdwojenie jaźni... Może też od tego umrę.

- Nie umrzesz, przestań. – przerwał jej brunet.

- Każdy kiedyś umrze.

- Ale nie teraz. – ponownie jej przerwał i spojrzał na nią. – Jak już umrzesz to tylko ze starości. Z piwem kremowym w ręce. – dodał na co Monroe się cicho zaśmiała.

- Mam nadzieję, że wtedy też będziesz tuż obok mnie... - powiedziała bez zastanowienia, a gdy to do niej dotarło chciała zmienić temat.

- Będę. – zapewnił ją nim zdołała coś więcej powiedzieć. Te słowa przykuły jej uwagę. – Będę. – wziął ją za rękę i uśmiechnął się co ona mimowolnie odwzajemniła.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top