V

Z Anną porozmawiałam jeszcze jakieś 5 minut po czym wyszła zostawiając mnie sama z myślami. W czasie rozmyślania przypomniałam sobie o balu wiosennym, który odbędzie się za 4 dni. Wcześniej nawet się nie zastanawiałam nad tym czy pójdę, ale teraz wszystko się zmieniło. Jednak nie mam z kim iść. Jak na zawołanie mój telefon wydał z siebie dźwięk przychodzącej wiadomości. Odblokowałam go i byłam bardzo zdziwiona tym co i kto mi napisał. Dostałam wiadomość od nieznanego numeru.

Od: Nieznany

Hej Roxy. Wiem, że to głupie pytać się o takie rzeczy przez esemesa, ale co tam. Pójdziesz ze mną na bal?

Justin.

Uderzył się w głowę? Od zawsze albo się ze mnie śmiał albo byłam dla niego jak powietrze. Ale i tak moje serce zaczęło szybciej być bo jednak chce iść ze mną więc jej.

Zmieniono nazwę na Justin 😍

Do: Justin 😍

Hej. Spodziewałam się bardziej, że pójdziesz z Amandą.

Od:Justin 😍

Nigdy w życiu. Wolę iść z Tobą. To jak pójdziesz?

Oj będę tego żałować.

Do: Justin 😍

Z miłą chęcią.

Od:Justin 😍

W takim razie do zobaczenia za 4 dni.

Do:Justin 😍

Do zobaczenia.

Gdyby ktoś teraz weszedł do mojej sali pewnie pomyślał by, że jestem szurnięta. No bo kto normalny szczerzy się do telefonu? Odłożyłam telefon na szafkę stojącą koło łóżka. Chwilę później do sali ktoś zapukał.

-Proszę.

-Hej skarbie. Jak się czujesz? - To niestety moi rodzice. Przychodzą codziennie i zadają najbardziej irytujące pytania np. Jak sie czujesz? Potrzeba ci czegoś? Itp.

-Bywało lepiej. Mamo, tato muszę wam coś powiedzieć.

-Coś się stało?

-Nie... a w sumie to tak. Jestem w tym szpitalu ponad tydzień więc miałam czas na przemyślenia. Podjęłam decyzję, że przeprowadze się do Lucy i Mike'a. - W oczach mojej rodzicielki pojawiły sie łzy tylko dlaczego? Przecież od zawsze jestem jak powietrze więc równie dobrze jak mnie nie będzie.

-Skarbie jesteś tego pewna?

-Na 100%, a nawet więcej. Od zawsze jestem dla Was jak powietrze więc to bez różnicy.

-Jeżeli tak chcesz to dobrze, ale będziemy ci co miesiąc przesyłać pieniądze. I pamiętaj zawsze możesz na nas liczyć. - Tak jak przez ostatnie lata? Nie dzięki.

-Wiem. - Powiedziałam wymuszając uśmiech, ale raczej wyszedl z tego jakiś grymas. Do drzwi znów ktoś zapukał.

-Proszę. - Była to pielęgniarka.

-Przykro mi, ale to koniec wizyt na dziś.

-Oczywiecie już wychodzimy.

Po wyjściu rodziców poszłam spać.

********************************

Rano obudziła mnie Lucy.

-Hej jak się masz?

-Hej nie najgorzej. Em Lucy nadal mogę z wami zamieszkać?

-Oczywiście, że tak. Powiedziałaś już rodzicom?

-Tak wczoraj z nimi rozmawiałam. Oczywiście nie obeszło sie bez Jesteś pewna? Pamiętaj możesz na nas liczyć i tak dalej.

-Pfff. Jeszcze czego. To ja jadę po twoje rzeczy. Aaa zapomniała bym zaraz przyjdzie lekarz i powie ci kiedy możesz wyjść.

-Ok. Dziekuję Lucy.

-Ale za co?

-Za wszystko. Za to że zawsze jesteś przy mnie i gdyby nie Ty już dawno wąchała bym stokrotki od spodu.

-Roxy jesteś dla mnie jak siostra i nie wybaczyła bym sobie gdyby Ci się coś stało. - Powiedziała po czym mnie przytuliła.

-Lucy mam jeszcze jedną prośbę.

-Jaką?

-Pomogła bys mi sie przygotować na bal?

-Jasne. To jest tym szczęściarzem ?

-No wiesz...

-Nie tylko nie on. Roxy powiedz, że to nie Bieber.

-Ok jak nie chcesz to nie powiem.

-Ehh dobra pomogę Ci, ale jeżeli on Cię skrzywdzi to będzie miał ze mną do czynienia.

-Oczywiście.

Po naszej rozmowie Lucy pojechała do mnie do domu po mojej rzeczy i pewnie zawiezie je do ich domu. Po jakiś 5 minutach do sali weszedł lekarz. Zadał mi parę pytań typu Boli Cię coś? Jak się czujesz itp.

-Panie doktorze kiedy będę mogła wyjść?

-A co nie podoba Ci sie tu?

-Nie w tym rzecz. Po prostu za 4 dni jest bal wiosenny.

-Aa rozumiem. Jeżeli twój stan sie nie pogorszy możesz wyjść jutro.

-Dziękuję.

Czeka mnie kolejny nudny dzień...
********************************
~MrsWoolf

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top