eighteen → hands
━━━━━ 🌕 ━━━━━
HANDS
eighteen
━━━━━ 🌕 ━━━━━
Alex spojrzała na swoją dłoń w dłoni Louisa i uśmiechnęła się pod nosem, widząc jak szli w ten sposób przed siebie, wracając z kina. Byli na jakiejś kiepskiej komedii, ale przynajmniej pośmiali się pod koniec i całowali przez większość filmu, więc nie było, aż tak źle, jak mogło się wydawać. Blondynce bardzo się podobało i zdała sobie sprawę, że naprawdę zaczęła uwielbiać spędzać czas z szatynem.
– Nigdy więcej nie pójdziemy na żadną komedię – powiedział Louis i zaśmiał się pod nosem, a później zaciągnął się papierosem, którego palił. Wiedział, że to mogło przeszkadzać blondynce, ale tamtego dnia nie mógł się powstrzymać. Tak cudownie pachniała, że z trudem panował nad sobą. – No chyba, żeby się całować przez większość filmu – dodał i zachichotał.
– Dlaczego nie? Chociaż równie dobrze możemy to robić w domu przed komputerem – Założyła kosmyk włosów za ucho i zerknęła na niego, podgryzając swoją wargę. – W ogóle to... Nie powiedziałam ci o czymś przed wyjściem z kina - dodała, wzdychając.
– Mam się bać? – Uniósł brew i zaciekawił się, a później znowu zaciągnął się papierosem. Zmartwił się, że nie będzie chciała już się z nim spotykać, ale chyba nie chodziło o to, bo przecież wszystko między nimi było dobrze. Nawet bardzo.
– Nie, znaczy chyba nie – przyznała i zaśmiała się pod nosem. – Po prostu mama chciała, abyś przyszedł dzisiaj znowu na kolację – dodała, zaciskając mocniej swoje palce na jego dłoni.
– Dlaczego nie? Jeśli tylko chcesz, abym przyszedł to przyjdę – Wzruszył ramionami. Dla niego to nie było nic takiego. Tyle żył już obok ludzi, że wiedział, co robić, aby się im przypodobać. Zresztą słyszał już czasami myśli matki Alex czy jej ojca i wiedział, że nie mają go za kogoś złego. A przynajmniej na razie. – Nie wiem tylko czy się dobrze ubrałem – dodał po chwili zmartwiony i spojrzał na siebie. Miał czarną koszulę na sobie, czarne spodnie z dziurami na kolanach i czarną skórzaną kurtkę.
– Dobrze. Nawet bardzo dobrze. Do twarzy ci w czarnym, wiesz? – przyznała i spojrzała na niego z uśmiechem na ustach. – Mamie też się tak podobasz – dodała, chichocząc.
– To chyba dobrze, nie? – roześmiał się głośniej niż zamierzał, a później wzruszył ramionami i dokończył papierosa.– Mam tylko nadzieje, że nie narobię ci wstydu – dodał i zerknął na blondynkę. Nie mógł się przy tym nie uśmiechnąć. Po prostu nie mógł.
━━━━━ 🌕 ━━━━━
– Całkiem ładnie tu masz – powiedział Louis, gdy leżeli obok siebie na łóżku blondynki w jej pokoju. Byli już po kolacji i rozmowie z rodzicami blondynki, więc mieli jeszcze trochę czasu dla siebie, bo nie było tak późno, aby szatyn musiał wracać do siebie. – Całkiem znośnie bym powiedział - dodał, chichocząc przez co blondynka szturchnęła go swoim łokciem w żebra. Roześmiał się przez to radośnie, a później posłał jej całusa w powietrzu. Nawet nie zabolało, bo i tak nie czuł bólu.
– No wiesz ty co? – prychnęła i uniosła się na łokciach, aby na niego spojrzeć. – Ja się tak starałam, a ty tylko, że jest całkiem znośnie. Jesteś wredny – dodała i pokręciła głową.
– Wcale nie, po prostu się z tobą droczę i to wszystko. Podobno to lubisz - Przyciągnął ją znowu do siebie i zaśmiał się pod nosem. – A nawet bardzo – dodał wymownie i zaczął ją łaskotać. Alex zaczęła się śmiać, starając się przy tym odepchnąć jego ręce od siebie. Po chwili była już cała zdyszana i czerwona na policzkach, ale dla Louisa wciąż była piękna.
– Ugh, jesteś naprawdę wredny – powiedziała, odgarniając włosy ze swojej twarzy. – Naprawdę. Powinnam cię wyprosić i kazać wracać do domu, bo mnie denerwujesz.
– A zrobisz to? – Zaciekawił się i spojrzał na nią wymownie. Uniósł się na łokciach, poprawiając przy okazji swoje włosy. – Bo wydaje mi się, że jednak całkiem ci dobrze, gdy jestem obok, czyż nie?
– Boże, jak to zabrzmiało, Louis! – zaśmiała się głośniej i uderzyła go poduszką. – Opanuj się – dodała, a on tylko wzruszył niewinnie ramionami i uśmiechnął się szeroko.
– Ale co ja takiego powiedziałem? Nic. To ty myślisz nie wiadomo, o czym i o kim – przyznał i wstał, aby zapalić papierosa na jej balkonie. – Ochłoń może trochę, co? Ja pójdę zapalić – dodał i specjalnie poczochrał jej włosy.
Alex pisnęła cicho, a później spojrzała na niego wrogo i prychnęła niczym zła kotka, a Louis tylko posłał jej całusa w powietrzu i wyszedł na zewnątrz. Zauważył, że wieczór był chłodny, ale jemu to i tak nie przeszkadzało, bo zmiany w temperaturze akurat go nie dotyczyły, więc nie musiał się niczym przejmować. Oparł się o barierkę, a później wyjął paczkę papierosów z zapalniczką i odpalił jednego. Zaciągnął się dymem i wypuścił go przez usta, wpatrując się gdzieś w las. Miał tylko nadzieje, że Red i Michael jako wilki znowu się nie pokażą, bo nie chciał tłumaczyć niczego Alex.
Blondynka zjawiła się chwilę później i objęła jego ramię swoimi drobnymi dłońmi, wtulając się bardziej w szatyna. On tylko uśmiechnął się szeroko i objął ją mocniej, a także pocałował czule w czoło. Zdał sobie sprawę, że uwielbiał to robić i chciał to już robić przez cały czas. Blondynka uśmiechnęła się mimowolnie i westchnęła cicho, a później zerknęła gdzieś na horyzont. Słońce już dawno zaszło i to Księżyc pojawił się na niebie, aby oświetlać Ziemię.
– Lubię spędzać tu wieczory. Jest tak cicho i spokojnie. Nie ma nawet porównania z wieczorami w Los Angeles – przyznała, wzdychając.
– Ja lubię spędzać wieczory razem z tobą – powiedział szczerze, zsuwając swoją dłoń w dół jej pleców i podgryzł przy okazji wargę. Czasami miał już ochotę na coś więcej z blondynką w roli głównej, ale wiedział, że musiał się pilnować. Była człowiekiem i potrzebowała czasu, a on nie chciał jej przecież wystraszyć. Dopóki mógł, zamierzał przy niej być i ją wspierać, a może nawet być razem, jeśli wszystko dobrze by się ułożyło? Nie wiedział, ale był pewien, że nie potrafił już zostawić tej blondyneczki w spokoju. Nie potrafił i nie chciał.
━━━━━ 🌕 ━━━━━
później będzie jeszcze jeden! x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top