7. He Is Like Steel

     Obaj zaprowadzili mnie spowrotem piętro niżej, do dużego oszklonego pomieszczenia, w którym przebywałam. Tam gdzie siedziałam nie było widać, co znajduje się za oknami, więc teraz patrzyłam na nie z nadzieją, lecz widziałam tylko budynki i wieżowce. Nic nie zwróciło mojej uwagi. Ten starszy szarpnął mną, widząc, że się rozglądam. Alphred już na mnie czekał w tym samym kącie, z kajdankami w rękach. Na sam ich widok wyrwał mi się jęk.

- Coś się nie podoba? - spytał z uniesionymi brwiami, bawiąc się kajdankami.

W międzyczasie chłopak i mężczyzna doprowadzili mnie do niego i pospiesznie się oddalili.

- Przecież nie ucieknę - powiedziałam ze łzami w oczach - Nawet nie wiem gdzie jesteśmy i nie mam z wami najmniejszych szans - pociagnęłam nosem - Spójrz na moje nadgarstki - wyciągnęłam je przed siebie - Są całe we krwi.

- Właśnie dlatego księżniczko trzymam teraz kajdanki, a nie łańcuchy - powiedział oschle.

Nic nie mówiąc usiadłam w kącie i zasłoniłam twarz dłońmi. Słyszałam, że klęka przy mnie. Obiema dłońmi chwycił moją głowę i dwoma palcami podniósł mój podbródek. Patrzyłam centralnie w jego oczy i nie mogłam się ruszyć. Śmierdział starym mięsem. Tak bardzo go nienawidziłam.

- Nie jesteś tu pierwsza - warknął - Już nie takie numery odegrały tu inne.

- Więc dlaczego po prostu mnie nie zabijesz? - szepnęłam.

- Bo nie - warknął - Nie pytaj się mnie ciągle o to samo!

Jeszcze bardziej się rozpłakałam, a on patrząc na moje usta oblizał się. To jest jakiś sadysta! Ja tu ryczę, a on myśli tylko o jednym!

- To zaklucz moje nogi, nie wiem, owiń mnie tym łańcuchem, tylko proszę, ni... - przerwał mi, kładąc palec na moich ustach.

- Chcesz, to mogę cię zamienić w wilkołaka - zaczął - Będziesz się szybciej regenerowała.

- Nie! - wrzasnęłam z przerażeniem.

Zaśmiał się, czując mój strach.

- Mogę przynajmniej dostać coś innego do ubrania? - spytałam po chwili, nie licząc już na nic.

- W tym mi się podobasz, kotku - uśmiechnął się obleśnie.

- Ale ta szmata zaraz się na mnie rozpadnie! - krzyknęłam tracąc nerwy.

- Nie pyskuj - przerwał mi - I wcale by mi to nie przeszkadzało - dodał, po czym wstał i ruszył w drugą stronę.

- Zaczekaj! - zaczęłam za nim krzyczeć - Przepraszam, nie zostawiaj mnie! - wrzeszczałam - Proszę, nie chcę tu tak siedzieć, chcę się czymś zająć! - po policzkach spływały mi łzy - Proszę.

Nawet nie miałam siły, żeby wstać, bo jak się zorientowałam, Alphred nawet mnie nie zakluczył. Moje marzenia po chwili się rozwiały, zza rogu wyszedł już ten chłopak, z kajdankami w rękach. Spojrzałam na niego załzawionym wzrokiem.

- Przepraszam - szepnął, zakluczając moje biedne zakrwawione ręce.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top