15. Mate
Kilka dni później, gdy spałam, Matthew dosłownie wleciał przez drzwi. Wbiegł do środka i obudził mnie hałasem. Z pośpiechu nie wziął świecy i potknął się o mnie w ciemności. Rozbudzona i rozogniona (było mi strasznie gorąco, co było dziwne, bo przeważnie było mi zimno) podniosłam się i usiadłam.
- Gdzie jesteś? - wymamrotałam.
Ruszałam głową na boki i nagle dotknęłam (chyba) jego nosa.
- Oj! - wymsknęło mi się.
Gdzieś obok mojego ucha słyszałam jego ciężki oddech.
Nie wiedziałam jak on się tu w ogóle dostaje. Skąd ma klucz. Nawet nie chciałam myśleć, co by było, gdyby wychodząc natknął się na Alphred'a. Jakoś tak wyszło, że zapomnieliśmy, po co przyszedł. Czułam jak od jego ciała biło ciepło.
- Nora - szepnął.
Moje policzki zrobiły się czerwone. Dobrze jednak, że było tak ciemno.
- Czy mogę... - zaczął Matthew.
Zaczęłam szybciej oddychać. Nie widziałam go. Chciałam kiwnąć głową, ale nic by nie zobaczył, a nie mogłam wydać z siebie głosu. Po chwili ciszy poczułam jego dłonie na mojej twarzy, a następnie jego usta zaczęły łapczywie całować moje. Przylgnęłam do niego z jękiem całym ciałem. Rwaliśmy się tak do siebie, chyba dlatego, że tyle miesięcy byliśmy sami. Przynajmniej ja. Brakowało mi znajomego ciepła, kogoś, do kogo mogłabym się przytulić. Nasze ciała zrobiły się plątaniną rąk i nóg. Czułam się jakbym... sama nie wiem, po roku ciemności wyszła na słońce.
Gdy w końcu oderwaliśmy się od siebie, oboje ciężko dyszeliśmy. Byłam w euforii, gdy Matthew nagle przypomniał sobie, po co przyszedł.
- Alfa zamierza przemienić cię w wilkołaka - powiedział na jednym wdechu.
Wyraz twarzy momentalnie zmienił mi się o sto osiemdziesiąt stopni. Radość zniknęła.
- Kiedy? - wydusiłam z siebie.
- Nie wiem... dzisiaj albo jutro... - mówił smutnym głosem.
- Ale... ja... - zająknęłam się - Skąd wiesz?
- Wszyscy o tym mówią - odpowiedział.
Łzy pociekły mi po policzkach. Nienawidzę Alphred'a. Nie chcę stać się zwierzęciem i jego... żoną. Mate. Zabawką. Wybuchnęłam szlochem. Matthew przyciągnął moją głowę do siebie.
- Tak mi przykro - wyszeptał - Przepraszam.
- Nie masz za co - odezwałam się prawie niesłyszalnie.
- Gdybym był silniejszy może mógłbym... - zaczął - Tak bardzo go nienawidzę! - warknął - Nie będę mógł na to patrzeć! On z tobą! Twoje cierpienie! Ja...
- Proszę, mów ciszej - przerwałam mu. Jeszcze do tego wszystkiego brakowało, żeby ktoś nas usłyszał.
Matthew zamilkł.
- Tak, masz rację - westchnął po chwili - Nie poddawaj się. Ja... będę jeszcze myślał...
Mocno zacisnęłam powieki, ale łzy nie chciały przestać lecieć.
- Boże, jesteś taka gorąca - powiedział przykładając mi dłoń do czoła.
Pocieszały mnie jego słowa, ale raczej nie widziałam innego możliwego zakończenia. Będę walczyć. Ale... raczej nie wygram tej bitwy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top