13. Relief

Dosłownie czułam, jak staje mi serce. Ten głos...

- Matthew...? - zapytałam niepewnie, przekonana, że tylko mi się pomyliło.

- Tak - wychrypiał chłopak w odpowiedzi, lekko przy tym kaszląc - Musiałem zobaczyć, czy nic ci się nie stało...

- Jesteś tu sam? - spytałam, bojąc się spotkania z Alphred'em.

- Tak - odpowiedział.

Usłyszałam dźwięk wyciąganej z pudełka i zapalanej zapałki i po chwili, pod ścianą ukazała mi się oświetlona twarz chłopaka.

- O boże kochany - wyjąkałam - Ty żyjesz - czułam, że kamień spadł mi z serca. Nie zdawałam sobie sprawy, że tak się nim przejmowałam, ale dosłownie zalał mnie potok łez.

Chłopak, kulejąc, pospiesznie podszedł do mnie.

- Masz siniaka na policzku - powiedział zdenerwowany - On ci to zrobił? - dociekał.

Przyłożyłam dłoń do twarzy, nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy.

- Daje ci coś do jedzenia? Ubranie na tobie wisi - przyglądał mi się z troską, ale tak naprawdę to on jej potrzebował.

Był rozczochrany, miał brudną twarz, podarte ubranie i dużo ran na ciele. Musiał strasznie cierpieć.

- Tak bardzo ci dziękuję, gdyby nie ty... on by mnie zgwałcił - odezwałam się szeptem - Nie musiałeś, ale uratowałeś mnie - miałam łzy w oczach.

Matthew machnął ręką.

- Daj spokój. Nie mógłbym na to patrzeć, nie mógłbym tego znieść! Nienawidzę go! - warczał jak wilk.

Instynktownie położyłam mu dłoń na ramieniu. Chciałam go uspokoić. Spojrzał na moją dłoń na jego ramieniu, a następnie przeniósł wzrok na moje oczy. Ostrożnie postawił świecę obok nas na ziemii i teraz widziałam tylko lekki zarys jego sylwetki i oczy iskrzące się w ciemności. Jakoś tak pod wpływem uczuć rzuciłam się na niego i się przytulilismy. Mocno objął mnie ramionami, a ja wtuliłam się w jego klatkę piersiową.

- Dziękuję - szepnęłam - Przepraszam, że przeze mnie znęcał się nad tobą i...

Przerwał mi, dotykając mojego policzka.

- Jestem bestią - powiedział trochę niewyraźnie - Wilkiem. Potworem w ludzkiej skórze - zacisnął oczy.

- Ale ja... on... niedługo mam... - zaczęłam się jąkać, po czym wyrzuciłam jeszcze z siebie - Mate.

- Nie pozwolę na to - powiedział stanowczo - Nie staniesz się potworem, a już na pewno nie jego mate - ostatnie słowa wypluł z wściekłością.

Wzięłam głęboki oddech. Między nami zapadła cisza.

- Zawsze taki byłeś? - spytałam nagle.

- Ja... nie. To znaczy, miałem to we krwi, ale dopiero w wieku dwunastu lat - dostał dreszczy - przemieniłem się.

- Przykro mi - szepnęłam. Widziałam, że nie podoba mu się to, że jest... wilkołakiem.

- Muszę iść - powiedział patrząc na lekko uchylone drzwi i biorąc przerywany oddech - Obiecuję, że niedługo znowu przyjdę.

Podniósł świecę z ziemii i z bólem w oczach, odwracając się do mnie jeszcze w drzwiach, znów zostawił mnie tu samą.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top