11. Cellar

     Alphred, niosąc mnie, zszedł ze mną po schodach na dół. Musieliśmy być pod ziemią, ponieważ zrobiło się strasznie ciemno i zimno. Prawie nic nie widziałam, jedynie małe lampki oświetlały co po niektóre ściany, ale Alphred musiał mieć lepszy wzrok niż przeciętny człowiek. Cały czas łkałam, ale łzy już nie chciały lecieć. Oczy i tak miałam mokre, więc tak czy siak nic bym nie widziała. I tak nie miałam szansy stąd uciec.

- Zamknij się - warknął mężczyzna, niosąc mnie po schodach - Straciłem już do ciebie cierpliwość. Zdradzałaś mnie. Jesteś tylko moja. Chciałem cię uczynić moją księżniczką, ale mi na to  nie pozwoliłaś - wyrzucał z siebie, po czym dodał jeszcze - Straciłem apetyt.

Jego słowa mnie zszokowały. To jest jakiś świr. Psychol. On musi się leczyć!

- Powiedz coś do cholery! - zaczął mną potrząsać.

- Przestań - pisnęłam, zasłaniając się dłońmi.

Mężczyzna westchnął zdenerwowany i poirytowany.

- Przykro mi, ale niczego się nie nauczyłaś - to były jego ostatnie słowa, które do mnie powiedział, a ja byłam zbyt zdezorientowana, by odpowiedzieć. Otworzył kilka drzwi, chwycił mnie i dosłownie wrzucił za jedne z nich, po czym zamknął je i zakluczył. Po chwili usłyszałam jego oddalające się kroki.

Nie wiedziałam, gdzie byłam. Nic nie widziałam. Byłam głodna i odwodniona. Zamknięta w jakieś piwnicy. Mogłabym tak jeszcze wymieniać godzinami. Zamknęłam oczy i poddałam się.

     Obudziłam się. Nie wiem... godzinę później? Dzień później? Nadal było tak samo ciemno, ponuro i zimno. Nie widziałam dosłownie nic. Nic. Nie było tu żadnego okna, żadnego koca, zupełne zero. Na twarzy miałam zaschnięte łzy. Dostałam kataru. Zaczęłam na nowo płakać. Stopy miałam zziębnięte. W mojej głowie pojawił się obraz rodziców. Tak bardzo za nimi tęskniłam. Weź się w garść - rozkazałam sobie. Przynajmniej nie byłam już zakuta łańcuchami. Wzięłam głęboki oddech, uklęknęłam i zaczęłam czołgać się na kolanach. Zdarłam je sobie do krwi na betonowej podłodze, a nie wyczułam nic poza drzwiami i tym, że pomieszczenie jest mniej więcej kwadratowe i całkowicie puste. Pod przypływem impulsu zaczęłam walić w drzwi.

- Wypuśccie mnie! Halo! - krzyczałam - Proszę! Proooszę!

Nikt po mnie nie przyszedł ani nikt mi nie odpowiedział. Możliwe, że nawet tam, na górze, nikt mnie nie usłyszał. Zaczęłam szarpać klamkę, ale ona oczywiście też ani drgnęła. Zrezygnowana osunęłam się na podłogę i pogrążyłam w myślach. Biedny chłopak. Biedny, niewinny Matthew. Poczułam dwie gorące, spływające łzy po policzkach. Nic nie zrobił. Nie był niczemu winny.

Dlaczego?

Czy skończę jak on?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top