11

Weszłam do ogrodu i ja zwykle zachwyciło mnie jego piękno. Trawa była mocno zielona, rosło pełno kwiatów wszelakiego rodzaju, niedaleko było jeziorko z wodospadem, a droga w ogrodzie była zbudowana z białych kamieni. Zaczęłam spacerować po ogrodzie w kompletnej ciszy. Stanęłam na drewnianym mostku i spojrzałam na jeziorko. Pamiętam, że jak byłam jeszcze mała tata razem z Lucyferem przychodzili tu i robiliśmy tu z jeziorka coś jak basen, a obok rozkładaliśmy koc. Troche brakowało mi tamtych dni. Spojrzałam w nieskazitelnie czystą wodę, przez którą było widać wszystko co znajdowało się na dnie. Pomyśleć, że szatan może mieć taki piękny ogród. Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu więc momentalnie odwróciłam się. Tata patrzył na mnie a później przytulił.

- Skarbie, mogę wiedzieć czemu wczoraj byłaś taka zapłakana? - Zapytał, głaszcząc mnie delikatnie po głowie.

- Dobrze, ale.. - Powiedziałam i spojrzałam znowu na jeziorko. - Przynieś koc. - Dodałam cicho.

Tata chyba zrozumiał o co chodzi, ponieważ uśmiechnął się i wrócił z kocem już kilka minut później.
Rozłożył go na trawie i usiadł na nim. Usiadłam obok niego i skuliłam się.

- A teraz mów maleńka. - Powiedział obejmując mnie ramieniem.

Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam dokładnie opisywać całą sytuację wcześniej wyjaśniając kim jest Kuro. Tata ani razu mi nie przerwał tylko uważnie słuchał. Pod koniec do moich oczu znowu napłynęły łzy. Nienawidzę go za to co zrobił, ale jednak za nim tęskinie.

- Ashuś skarbie. - Zaczął, patrząc na wodostpad który był niedaleko. - Nadal go kochasz? - Dodał.

- Sama nie wiem co to już znaczy. - Mruknęłam patrząc na trawę.

- Jeżeli nadal go kochasz, to mu to wybaczysz. - Powiedział tuląc mnie do siebie.

Wtuliłam się w niego i zamknęłam oczy. Może mój ojciec był szatanem to wbrew pozorom był bardzo czuły, kochany i opiekuńczy. W odróżnieniu od mamy która stworzyła ze mnie taką hybrydę i chciała zabić.

- Wracaj tam do niego, martwi się o ciebie. - Dodał całując mnie we włosy.

- A skąd to możesz wiedzieć? - Zapytałam cicho.

- Jestem szatanem skarbie. - Powiedział rozbawiony i odgarnął grzywkę która zasłaniała moje prawe oko. - Biegnij do niego córciu. - Powiedział, całując mnie w czoło.

KURO P.O.V.

Siedziałem na kanapie a koło mnie walało się pełno pustych paczek coli, zupek i chipsów. Po tamtym incydencie nie widziałem Ash przez dwa tygodnie. Nie było jej w domu i martwiłem się o nią. Co mnie napadło, boże jaki ze mnie idiota. Położyłem się na kanapie skulony i rzuciłem pilotem o ścianę który zrobił w niej małą dziurę.

- Kuro! Przestań demolować mi ściany! - Wrzasnął Mahiru stając w wejść salonu.

- Spadaj. - Mruknąłem i obróciłem się na bok.

Chłopak nie wytrzymał i złapał mnie za kołnierz koszulki przez co musiałem usiąść.

- Słuchaj no! Dobrze wiem co się stało i teraz masz ruszyć ten swój tyłek z kanapy i szukać Ash! - Krzyknął patrząc na mnie zły.

- Kiedy już jej szukałem, w domu też jej nie ma. - Mruknąłem odwracając wzrok.

- Czy ty ją wogóle kochasz?! Zależy ci na niej!? - Znowu krzyknął popychając mnie przez co uderzyłem plecami o oparcie kanapy.

Przez chwilę nic nie mówiłem. Kocham ją? Zawsze kiedy ją widziałem zachwycała mnie jej uroda, głos. Wszystko. Kiedy ją pocałowałem czułem się przeszczęśliwy. Martwie się o nią zawsze kiedy nie ma jej przy mnie. Nic nie mówiąc wstałem z kanapy i minąłem Mahiru.

- Gdzie ty idziesz? - Zapytał idąc za mną.

- Szukać Ash. - Mruknąłem i trzasnąłem drzwiami.

Zamieniłem się w kota i zacząłem biec. Muszę ją znaleść, chce jej to wytłumaczyć, chcę znowu ją zobaczyć.

***
Pragnę powiadomić, że od poniedziałku rozdziały będą tylko w weekendy..bo eh..szkoła -.-

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top