Rozdział VII

Po kilku minutach znaleźliśmy się na tyle daleko, iż nie było szans na to, żeby strażnicy Novy byliby w stanie nas dogonić.
Odetchnąłem opierając się na fotelu.
W końcu mogłem się odprężyć i nie martwić dłużej o goniącego nas wściekłego Dey'a. Zapewne, gdy dowie się co wydarzyło się we więzieniu podczas jego nieobecności wpadnie w furie. Tak długo mnie gonił, a gdy w końcu udało mu się mnie złapać i osiągnąć swój największy życiowy cel to postanowiłem dać nogę. Co przyszło mi dość łatwo z małą pomocą.
Musiałem mimo wszystko przyznać, że bez wsparcia chłopaków mój plan by się nie udał, więc byłem im wdzięczny. Przede wszystkim Kihyun'owi, Wonho i Hyungwon'owi, reszcie już mniej, a gorylowi wcale. Wciąż byłem zdania, że poradzili byśmy sobie bez niego tak samo dobrze.

Włączyłem po chwili autopilota po czym podniosłem się z miejsca i ruszyłem na dół na główny pokład.
Wszyscy tam byli.

Wonho siedział na ławce przy ścianie razem z Hyungwon'em i prowadził z nim żywą rozmowę. Jooheon zajął miejsce na fotelu i przysypiał na nim, a Shownu stał oparty plecami o ścianę ze skrzyżowanymi na piesi rękami. Kihyun krążył po pomieszczeniu spoglądając na każdego ze znajdujących się w pomieszczeniu. Uśmiechnąłem się delikatnie podchodząc do różowowłosego. Gdy znalazłem się obok niego chłopak przeniósł na mnie spojrzenie.

- Masz tutaj schowane jakieś bandaże, gaziki czy wodę utlenianią? - zapytał krzyżując ręce na piesi.
- Coś powinno się znaleźć. - odparłem po chwili namysłu po czym ruszyłem w kierunku magazynku.

Było to małe pomieszczenie pod pokładem, w którym trzymałem różne potrzebne rzeczy. Rozejrzałem się po czym podszedłem do szafki, w której powinny być wszelkiego rodzaju leki i sprzęty medyczne. Uśmiechnąłem się czy zobaczyłem w środku kilka rolek bandaża, buteleczkę wody utlenianej, gaze oraz plastry. Wziąłem wszystko następnie wróciłem na górę do Kihyun'a. Zajrzałem jeszcze do lodówki, w której udało mi się znaleźć mały woreczek z lodem. Różowowłosy uśmiechnął się delikatnie widząc te wszystkie rzeczy po czym wziął się do pracy.

Na początku postanowił pomóc Wonho, który najbardziej potrzebował opieki medycznej. Najpierw oczyścił i zabandażował rany na jego ramionach i rękach, do których miał łatwy dostęp. Obrażenia nie były duże, więc różowowłosemu poszło to bardzo sprawnie. Jednak trudniej było, gdy przyszła pora na plecy niebieskowłosego, które wyglądały dużo gorzej. Chłopak odwrócił się do Kihyun'a plecami po czym zdjął koszulkę. Wzdrygnąłem się, gdy zobaczyłem dość głębokie rany, z których jeszcze delikatnie sączyła się krew. W niektórych miejscach dostrzegłem odłamki szkła, których trzeba było się jak najszybciej pozbyć.

Odwróciłem się i pobiegłem do pokoju. Podszedłem do biurka i z małej skrzyneczki leżącej na nim wyciągnąłem pensete. Wróciłem po chwili do pozostałych po czym podałem różowowłosemu urządzenie.

- To ci się zapewne przyda. - odparłem spoglądając na Kihyun'a z lekkim uśmiechem.
- Tak dziękuję. Wonho może cię teraz trochę zaboleć. - stwierdził chłopak.
- Jasne, rób co musisz. - westchnął przeczesując dłonią włosy.

Kihyun uniósł pensete i delikatnie złapał odłamek szkła tkwiący w jego ciele. Zaczął powoli ciągnąc próbując go wyjąć. Niebieskowłosy syknął i zacisnął pięści.
Aż mnie przeszedł dreszcz.
Domyślałem się, że nie było to wcale przyjemne. Przyznam, że współczułem chłopakowi. Nie chciałbym przechodzić przez to co on, ale taka była cena tego co zrobił. Uratował życie Hyungwon'owi, ale sam musiał teraz za to cierpieć. Jednak srebrnowłosy wcale nie czuł się dobrze z tym, że musiał patrzeć na jego cierpienie. Na jego twarzy mogłem dostrzec wymalowaną troskę, gdy spoglądał ze współczuciem na niebieskowłosego.

Kihyun po chwili powoli wysunął z jego skóry odłamek szkła po czym odłożył go na bok. Chwycił pensetą następny i zaczął postępować tak samo.

- Kihyun błagam cię, rób to po prostu szybko. - odparł nagle Wonho zaciskając dłonie na udach.
- Nie mogę Wonho. Muszę wyciągać je powoli, żeby nie uszkodzić jeszcze bardziej tkanek.

Na słowa różowowłosego Wonho tylko westchnął.
Nie dziwiłem się, że chciał zrobić to jak najszybciej. Wyglądało to naprawdę boleśnie, więc niebieskowłosy chciał mieć to już za sobą.

- Wybacz Wonho. To moja wina, że musisz teraz przez to przechodzić. - odezwał się nagle Hyungwon.
- Nie żartuj sobie. To nie twoja wina.
- A właśnie, że tak.
- Hyungwon, gdybym tego nie zrobił to nie było by cię tu teraz z nami. Nic mi nie będzie już nie raz czułem dużo gorszy ból niż to. - odparł stanowczo spoglądając na siedzącego obok srebrnowłosego.

Chłopak pokiwał tylko delikatnie głową i więcej się nie odezwał.
Nie minęło dużo czasu, gdy Kihyun znów wyciągnął kolejny kawałek szkła. Na szczęście nie było ich wcale dużo. Pięć to nie taka zła liczba biorąc pod uwagę to, że mogło ich być znacznie więcej.

Spojrzałem na Wonho i przez myśl przeszło mi pytanie dlaczego skończył w taki sposób. Może na pierwszy rzut oka wzbudzał lekką obawę swoją posturą, ale tak naprawdę wcale nie był bezlitosnym mordercą. Nie lubił tak naprawdę zabijać, ale czułem, że po prostu nie ma innego wyboru. Poniekąd tak samo jak ja. Jednak w moim przypadku miałem częściowy wpływ na swoje działania. Po prostu robiłem to co musiałem, żeby wytrwać z dnia na dzień. Ale z jednej strony lubiłem też to co robię. Nie wiedziałem czemu, ale sprawiało mi to satysfakcję. Byłem pewien, że nic nie byłoby w stanie mi zastąpić tego uczucia. Głównie dlatego nie skończyłem z tym już dawno choć przyznam, że kilka razy na samym początku próbowałem to zrobić. Jednak z tej drogi nie było już powrotu. Nie można było tak po prostu zawrócić i pójść w dobrą stronę.

Po kilku minutach różowowłosy wyciągnął wszystkie kawałki szkła. Odłożył pensete po czym chwycił wodę utlenianią i kawałek gazy. Zaczął delikatnie oczyszczać każdą z ran. Następnie wziął plastry, które przyniosłem z magazynu i zabezpieczył wszystkie miejsca. Większe rany obwiązał jeszcze bandażem.
Kihyun westchnął po czym wytarł zakrwawione dłonie o te brzydką, żółtą koszulkę.
Wonho odetchnął i znów odwrócił się w naszym kierunku zakładając z powrotem bluzkę.

- Dzięki Kihyun. - odparł uśmiechając się do różowowłosego.
- Nie ma za co. Hyungwon wszystko w porządku? - zapytał spoglądając na srebrnowłosego.
- Tak, nic mi nie jest. Będę miał tylko sporego siniaka na plecach po tym jak uderzyłem nimi o szybę. 
- Gdyby cię zaczęło bardzo boleć natychmiast mi o tym powiedz.
- Oczywiście. - odpowiedział kiwając lekko głową.
- Dobra Shownu, chodź tutaj.

Szatyn natychmiast podszedł do chłopaka i usiadł na ławce przed nim. Różowowłosy przez chwilę przyglądał się jego twarzy. Jedyne obrażenia jakie na pierwszy rzut oka były widoczne to lekko spuchnięty nos oraz rozcięty łuk brwiowy.
Kihyun uniósł dłoń po czym delikatnie zaczął uciskać jego nos. Shownu na początku próbował robić dobrą minę do złej gry, ale skrzywił się nagle, gdy Kihyun dotknął najbardziej bolącego miejsca.
No proszę czyli mimo wszystko nasz przerośnięty goryl nie był niezniszczalny. Kto by się spodziewał?

- Raczej nie jest złamany. Prędzej zbity, więc za kilka dni ból powinien ustąpić. - stwierdził biorąc do ręki gazik i wodę utlenianią.

Zmoczył w niej gazik po czym przyłożył do rozcięcia na twarzy Shownu, który z delikatnym uśmiechem obserwował każdy ruch chłopaka.

Stałem przy ścianie ze skrzyżowanymi na piesi rękami uważnie przyglądając się gorylowi. Nie ufałem mu. Mimo tego, że razem uciekliśmy z piekła, którym było dla nas więzienie Novy to nie miałem zamiaru stracić co do niego czujności. Pamiętałem doskonale, że chciał zostawić Hyungwon'a i uciec bez niego. Dbał tylko i wyłącznie o siebie, a reszta go nie interesowała. Zaczynałem żałować, że brał w tym udział razem z nami i teraz znów jest na wolności. Czuł bym się dużo lepiej, gdybyśmy go tam zostawili.
Wciąż jednak rozważałem opcje zostawienia go na pierwszej lepszej bezludnej planecie.

Kihyun zabezpieczył plastrem łuk brwiowy szatyna po czym jeszcze raz dokładnie mu się przyjrzał.

- Odczuwasz jeszcze jakiś ból? Oprócz nosa oczywiście. - zapytał dla pewności.
- Nie jestem pewien. Raczej nie, ale jeśli chcesz to możesz mnie zbadać. - odparł uśmiechając się chytrze.

Różowowłosy tylko prychnął po czym przewrócił oczami i ruszył w kierunku siedzącego w kącie pomieszczenia Jooheona.

Rzuciłem gorylowi mordercze spojrzenie. Chłopak zauważył, że mu się przyglądam, więc złapał ze mną kontakt wzrokowy po czym uśmiechnął się triumfalnie.
Miałem wielką ochotę podejść do niego i jeszcze raz przyłożyć mu porządnie w nos jak kilka godzin temu w więzieniu. Może wtedy by się złamał i goryl miałby w końcu za swoje. Irytowała mnie sama jego obecność. Wiedziałem, że muszę się go jak najszybciej pozbyć albo nie wytrzymam. Starałem się narazie kontrolować dla dobra nas wszystkich. Nie chciałem psuć panującej na statku mimo wszystko dość spokojnej atmosfery. Jeszcze nie.

- Jak się czujesz Jooheon? - zapytał podchodząc do blondyna.
- Normalnie. Nic mi nie jest. - odparł obojętnie chłopak.
- Jesteś pewien?
- Tak jestem. Dajcie mi narazie spokój. - warknął układając się wygodnie w fotelu.
- Jak chcesz. - prychnął różowowłosy po czym wziął do ręki woreczek z lodem.

Rozejrzał się jeszcze po pomieszczeniu. Nagle jego wzrok zatrzymał się na mnie. Powoli ruszył w moim kierunku. Zatrzymał się kilka metrów przede mną zachowując odpowiedni dystans następnie zaczął przyglądać się mojej twarzy. Skrzywił się lekko, gdy jego wzrok skupił się na mojej szczęce. Domyślałem się, że nie wygląda zbyt dobrze po tym jak dostałem dość mocno dwa razy w to samo miejsce. Najpierw od przerośniętego goryla potem od jednego ze strażników.
Po chwili chłopak podniósł dłoń i dotknął delikatnie bolącego miejsca. Skrzywiłem się mimo wszystko co nie umknęło jego uwadze. Złapał ze mną na chwilę kontakt wzrokowy po czym wrócił do mojej szczęki.

- Nie wygląda to najlepiej. - stwierdził przykładając lód do bolącego miejsca.
- Domyślam się. - westchnąłem.
- Ale nie martw się, za kilka dni opuchlizna powinna zejść, a siniak zniknąć, więc twoja twarz wróci do poprzedniego stanu. - odparł uśmiechając się delikatnie.
- Ufff... To najważniejsze. Moja twarz to moja najlepsza część.
- Doprawdy? - zapytał spoglądając na mnie unosząc brew.
- Nie tylko oczywiście, bo mam jeszcze sporo innych atutów, ale moja twarz jest jednym z najważniejszych. - stwierdziłem uśmiechając się.
- No jasne. - zaśmiał się przewracając oczami.

Spojrzałem za plecy różowowłosego czując, że ktoś mi się wciąż przygląda. Był to oczywiście nie kto inny jak przerośnięty goryl siedzący cały czas w tym samym miejscu. Uśmiechnąłem się szerzej widząc jego niezadowolony wyraz twarzy. Musiał pogodzić się z tym, że posiadałem dużo więcej uroku osobistego niż on. Dlatego Kihyun wolał rozmawiać ze mną.

- Pamiętasz naszą rozmowę z gabinetu Dey'a? - zapytałem spoglądając znów na chłopaka.
- Jasne, powiedziałem wtedy, że jeśli uda nam się dotrzeć do statku i uciec to cię zabije. Wciąż mam zamiar to zrobić. - odparł z poważnym wyrazem twarzy.
- Ale zanim to zrobisz miałem postawić ci drinka, więc zobaczymy się za kilka minut w kuchni, gdy już zrzucę z siebie te ohydne ubrania i założę coś porządnego. - stwierdziłem uśmiechając się szeroko w kierunku chłopaka.

Kihyun spojrzał na mnie podejrzliwie, ale mój uśmiech tylko się jeszcze bardziej powiększył. Chłopak zaśmiał się po czym pokręcił rozbawiony głową.

- Masz tutaj kuchnie? - zapytał nagle zaskoczony.
- Cóż... Tak jakby. To po prostu małe pomieszczenie z barem i lodówką, więc nie jestem pewien czy zalicza się to jako kuchnia.
- Niech ci będzie. Zdejmę z siebie tylko te zakrawione ubrania. - odpowiedział spoglądając na swoją koszulkę.
- Przynajmniej teraz ta ohydna żółć nie rzuca się tak w oczy. Powiedziałbym, że nawet wygląda lepiej.
- Bardzo zabawne Changkyun, ale może faktycznie coś w tym jest. - zaśmiał się po czym podał mi woreczek z lodem.

Odwrócił się i podszedł znów do ławki, na której leżała jego skrzynka z rzeczami po czym zniknął za drzwiami do łazienki.
Obróciłem się na pięcie i ruszyłem w kierunku mojego pokoju zabierając po drodze skrzynkę. Zignorowałem wciąż wywiercającego mi dziurę w głowie goryla. Nie wiedziałem do końca jaki jest jego problem. Pewnie po prostu irytowałem go tak samo jak on mnie. Samą obecnością. Jednak mimo wszystko nie wiedzieć czemu czułem, że coś jest na rzeczy, ale nie miałem zamiaru zawracać sobie tym głowy. Miałem dużo lepsze rzeczy do roboty.

Wszedłem do pokoju po czym zamknąłem za sobą drzwi. Położyłem skrzynkę z rzeczami na łóżku. Otworzyłem ją i uśmiechnąłem się szeroko, gdy zobaczyłem w niej moją ulubioną skórzaną, czarną kurtkę. Odłożyłem ją na materac po czym wyciągnąłem jedną z najważniejszych dla mnie rzeczy. Moje ukochane blastery. Czułem się bez nich naprawdę nieswojo, więc cieszyłem się, że znów mam je przy sobie. Położyłem broń na biurku następnie podszedłem do szafy. Wyciągnąłem z niej parę czarnych spodni oraz koszulkę w tym samym kolorze. Natychmiast zarzuciłem z siebie ten obrzydliwy, żółty dres. Nie chciałem go widzieć nigdy więcej na oczy. Nie dość, że wyglądałem w nim beznadziejnie, co było sporym zaskoczeniem, to jeszcze domyślałem się, że nie byłem pierwszą osobą, która miała go na sobie.
Aż przeszedł mnie dreszcz.

Włożyłem na siebie spodnie i koszulkę po czym wyszedłem z pokoju. Ruszyłem w kierunku kuchni, żeby tam poczekać na Kihyun'a. Stanąłem za barem po czym zajrzałem do lodówki przyglądając się naprawdę imponującej kolekcji alkoholi. Oprócz tego, że kradłem pieniądze, wartościowe przedmioty i broń to lubiłem także załatwić sobie dobry trunek.
Wyciągnąłem z lodówki prawie pustą butelkę czerwonego wina i przez chwilę zastanawiałem się dlaczego jest prawie puste. Nagle przypomniałem sobie sytuację, która miała miejsce jakieś dwa miesiące temu, gdy po prostu mi się nudziło i słuchając muzyki na cały statek popijałem sobie właśnie to wino.

Tak... Cóż... Nie ważne.

To było na potrzeby relaksu.

Wzruszyłem ramionami po czym wyrzuciłem butelkę do stojącego w rogu pomieszczenia kosza. Jednak zanim to zrobiłem opróżniłem oczywiście naczynie. Nic nie może się marnować, a zwłaszcza dobry alkohol.

Nagle usłyszałem jak ktoś wchodzi do kuchni, więc odwróciłem się w kierunku wejścia.
Był to oczywiście Kihyun ubrany w dokładnie to co miał na sobie, gdy się poznaliśmy. Czarne, obcisłe spodnie, koszulka w tym samym kolorze no i ta czerwona, skórzana kurtka.
Przyznam, że nawet w tym żółtym dresie wyglądał dobrze, ale teraz to było kompletnie co innego. Uniosłem kącik ust w górę patrząc jak podchodzi do baru i siada na jednym z krzesełek.

- Co mogę panu podać? - zapytałem opierając się rękami o bar.
- Mam rozumieć, że w wolnym czasie robisz za barmana? - zaśmiał się kładąc ręce na blacie.
- Tak, ale tylko i wyłącznie za prywatnego barmana.
- Dobrze wiedzieć. Człowiek wielu talentów Lee Changkyun.
- Jakżeby inaczej. - odparłem z uśmiechem, a różowowłosy znów się zaśmiał.
- W takim razie co pan może mi polecić?
- Barman na dziś poleca najlepsze whiskey jakie będziesz miał okazję w życiu spróbować. - stwierdziłem wyjmując butelkę z lodówki po czym postawiłem ją na blacie.
- Doprawdy? - zapytał unosząc brew.

Nie był do końca przekonany, ale wiedziałem, że uda mi się zmienić jego zdanie.

- Dokładnie tak. Zaufaj mi, wiem co mówię. - odparłem otwierając butelkę po czym wyciągnąłem na blat dwie szklanki.
- Niech ci będzie, ale mam nadzieję, że nie masz zamiaru mnie otruć.
- Spokojnie Kihyunnie, trucizne trzymam w zamrażarce, ale jest ona przeznaczona dla tego przerośniętego goryla, który siedzi kilka pomieszczeń dalej. - stwierdziłem uśmiechając się chytrze.

Różowowłosy tylko znów się zaśmiał.
Wlałem trochę alkoholu do obu szklanek po czym podałem jedną z nich Kihyun'owi. Chłopak wziął ją do ręki i razem ze mną za jednym razem opróżnił naczynie. Cieszyłem się, że znów mogę poczuć to przyjemne ciepło, gdy alkohol spływał po moim gardle. Przyznam, że mi tego brakowało.
Spojrzałem na chłopaka, który przez dłuższą chwilę się nad czymś zastanawiał. W końcu zdecydował się coś powiedzieć.

- Faktycznie niezłe, ale piłem lepsze.
- Czyli mam rozumieć, że będę musiał się bardziej postarać, żeby cię zadowolić?
- Dokładnie tak. - odparł uśmiechając się.

Prychnąłem po czym zajrzałem znów do lodówki. Na jej końcu zobaczyłem cholernie drogie whiskey, które ukradłem będąc na planecie Nox. Miałem je otworzyć na specjalną okazję, ale stwierdziłem, że właśnie teraz taka była. Wyciągnąłem butelkę po czym otworzyłem ją spoglądając na chłopaka, który przyglądał się trunkowi z rezerwą. Jednak ja wiedziałem, że tym razem punkt będzie po mojej stronie. Nalałem owy płyn do szklanek po czym odłożyłem butelkę. Przyznam, że sam zastanawiałem się jak to smakuje, ponieważ jeszcze nie miałem okazji próbować tego whiskey.
Razem z różowowłosym chwyciłem naczynie, a następnie opróżniłem do dna. Zaskoczyło mnie to jakiego kopa miał w sobie owy napój. Najwidoczniej Kihyun także to poczuł, ponieważ spojrzał na mnie równie zaskoczony.

- O ja cie... Tego się nie spodziewałem. - zaśmiałem się spoglądając na butelkę, którą znów wziąłem do ręki.
- Czyli nigdy wcześniej tego nie piłeś? - zapytał także się śmiejąc.
- Nie, ale jest dobre. - odparłem po czym nalałem nam kolejnego szota.

Czułem jak z każdą następną szklanką alkohol coraz bardziej uderza mi do głowy. Nim się obejrzałem opróżniliśmy połowę butelki. Coraz luźniej nam się rozmawiało, a każdy z nas mówił coraz więcej nie zastanawiając się za bardzo nad tym. To wszystko było sprawką alkoholu, ale nie przeszkadzało mi to ani trochę. Jednak zastanawiałem się czy będę później żałować swoich słów.

- Skąd tak dobrze znasz się na leczeniu? - zapytałem nagle, ponieważ nie dawało mi to spokoju.
- Mój ojciec od zawsze chciał, żebym poszedł na medycynę i został lekarzem. Poszedłem na te studia ze względu na niego. Chciał mieć idealnego syna i móc chwalić się nim wszystkim znajomym. Jednak wyszło na to, że zamiast syna doktora, ma syna przestępce. - odparł obracając szklankę w ręce.
- Dlaczego zrezygnowałeś ze studiów?
- Ponieważ to nie były moje plany.

Pokiwałem lekko głową analizując słowa różowowłosego.
Z jednej strony rozumiałem go, jednak ja nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem i nie doświadczę, ponieważ nie znałem tak naprawdę swojego ojca. Zapomniałem już o nim i nie chciałem mieć nic wspólnego z osobą, która mnie zostawiła. Dla której byłem kompletnie nikim.
Odepchnąłem od siebie złe myśli i znów spojrzałem na Kihyun'a.

- Wiesz... Shownu mnie naprawdę wkurwia. - odparłem nagle opierając łokcie na blacie.
- No co ty? Nie zauważyłem wiesz. - zaśmiał się różowowłosy.
- Może to przez to, że jest zarozumiałym dupkiem. Dba tylko i wyłącznie o siebie.
- Tak jak ty. - stwierdził Kihyun opróżniając kolejną szklankę.
- Nie prawda. Ja bym nikogo z naszej ekipy nie zostawił w tym więzieniu, a on by się nawet nie zawachał.
- Pewnie tak, ale gdybyś musiał to też byś kogoś zostawił, żeby samemu wydostać się na wolność.
- Ale tylko Shownu albo Jooheona. Ciebie bym nie zostawił. - odparłem biorąc kolejny łyk.
- Tak oczywiście. - prychnął przewracając oczami.
- Mówię poważnie. Przecież obiecałem, że cię tam nie zostawię, a co jak co, ale ja obietnic dotrzymuje. Zwłaszcza tych złożonych osobom, które lubię.
- Czyli mam rozumieć, że należę do osób, które darzysz sympatią? - zapytał unosząc brew.
- Dokładnie tak, a to grono osób nie jest zbyt duże, więc powinieneś się cieszyć.
- Ależ nie posiadam się z radości. - zaśmiał się nalewając sobie alkoholu do szklanki.
- Mam pomysł, zostawmy tego przerośniętego goryla na jakieś bezludnej planecie. Będzie problem z głowy.
- Chętnie, ale nie sądzę, żeby nam się udało. Prędzej on cię wyrzuci z tego statku. - stwierdził opierając ręce na blacie.
- Może i jest większy, ale za to ja jestem bardziej inteligentny. - odparłem nalewając sobie kolejnego szota.
- Chyba walnięty. - stwierdził uśmiechając się.
- Może, ale kręci cię to. - odpowiedziałem kładąc dłonie na blacie i pochylając się delikatnie w kierunku chłopaka.
- Oczywiście. Chyba trochę za dużo już wypiłeś i nie myślisz trzeźwo. - zaśmiał się spoglądając mi w oczy, w jego mogłem dostrzec szczere rozbawienie.
- Doprawdy? Czyli zaprzeczasz? - zapytałem pochylając się jeszcze bardziej.
- Dokładnie tak.
- Kłamiesz. - odparłem pewnie.
- Skąd ta pewność? - zapytał wciąż szeroko się uśmiechając.
- Ponieważ doskonale wiem kiedy ludzie kłamią, widzę to w ich oczach.
- Bardzo ciekawa teoria panie Lee.
- Mogę ją bardzo łatwo sprawdzić.

Uśmiech nie znikał z ust chłopaka, gdy ja zacząłem coraz bardziej zbliżać do niego swoją twarz. Kihyun cały czas nie odrywał ode mnie wzroku. Nie cofnął się nawet, gdy nasze twarze zaczęły dzielić tylko centymetry. Nie wiedziałem czy to alkohol kompletnie przejął nade mną kontrolę i wyłączył moje logiczne myślenie, ale naprawdę byłem zdecydowany, żeby wykonać kolejny ruch. Przeniosłem wzrok na pełne usta różowowłosego po czym znów wróciłem do jego oczu przygryzając delikatnie dolną wargę. Czułem, że moje serce przyspieszyło swój rytm, a ciało ogarnęło przyjemne ciepło. Nie wiedziałem czy to za sprawą alkoholu czy też bliskości Kihyun'a. Chciałem unieść dłoń i dotknąć jego policzka, ale coś mnie powstrzymywało. Pochyliłem się za to jeszcze bardziej. Mogłem poczuć ciepły oddech różowowłosego co sprawiło, iż przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Byłem w tamtym momencie zdecydowany, żeby pokonać ten niewielki dystans dzielący nasze usta.

- Changkyun, Hyungwon pyta czy...

Gdy usłyszałem znajomy głos natychmiast odsunąłem się od chłopaka. Spojrzałem w kierunku, z którego dochodził głos i zobaczyłem zaskoczonego Wonho, który stał w wejściu do kuchni. Przez chwilę przenosił wzrok to na mnie to na Kihyun'a po czym w końcu zdecydował się odezwać.

- Czy wy pijecie beze mnie?! - zawołał kładąc ręce na biodra.
- Nie. - odparliśmy jednocześnie.
- No wiecie co?! Teraz to poczułem się naprawdę urażony!
- A chcesz też? - zapytałem unosząc butelkę.
- Rozumiem, że to było pytanie retoryczne. - stwierdził po czym podszedł do baru i usiadł obok Kihyun'a.

Wyciągnąłem jeszcze jedną szklankę po czym nalałem do niej alkoholu. Podałem ją niebieskowłosemu, który opróżnił zawartość jednym łykiem. Spojrzał nagle na mnie zaskoczony.

- O kurcze...
- Ma kopa, co nie? - zaśmiałem się widząc jego minę.
- No ma i to jakiego. Ile wy tego wypiliście? - zapytał spoglądając najpierw na Kihyun'a po czym wrócił wzrokiem do mnie.
- A ja wiem... Jakieś tyle. - odparłem pokazując prawie całą zawartość butelki.
- Chyba już wam wystarczy. - stwierdził uśmiechając się delikatnie.
- Bez przesady. Jeszcze nie jesteśmy pijani. To jest faza przejściowa. - odpowiedziałem, a Kihyun zaśmiał się słysząc moje słowa.
- Co to jest faza przejściowa? - zapytał zdezorientowany Wonho.
- To jest stan pomiędzy byciem trzeźwym, a byciem pijanym. - wytłumaczyłem kładąc ręce na blacie.
- Pierwszy raz coś takiego słyszę. - zaśmiał się niebieskowłosy.
- Bo on to wymyślił. - odezwał się Kihyun.
- To wszystko wyjaśnia. - stwierdził kiwając głową.
- Wyjaśnia jego niestabilność psychiczną. Zapewne od nadużywania alkoholu. - odparł Kihyun po czym się zaśmiał.
- Bardzo możliwe, ale ja pije tylko okazjonalnie.
- Tak sobie wmawiaj.
- Dobra uspokójcie się, wracając, Hyungwon pyta gdzie możemy położyć się spać.
- Więc tak... Ja śpię u siebie w pokoju. Ty możesz iść z kim tam chcesz do magazynu. Tam mam dwa materace, a reszta ma do dyspozycji ławkę w głównym pomieszczeniu albo jeden z dwóch foteli w kokpicie. - odparłem i chciałem nalać sobie jeszcze jedną szklankę, jednak zanim zdążyłem to zrobić Wonho zabrał mi butelkę.
- Tobie już wystarczy. - stwierdził, a następnie nalał sobie alkoholu.
- Psujesz nam zabawę. - mruknąłem krzyżując ręce na piesi.
- Przykro mi, ale ktoś musi. Koniec imprezy, a teraz marsz do łóżka. - polecił niebieskowłosy.
- Dobra, ale idę tylko dlatego, że sam chcę, a nie dlatego, że mi kazałeś. Chodź Kihyunnie. - prychnąłem wychodząc zza baru po czym złapałem różowowłosego za nadgarstek.
- O nie ma mowy. Kihyunnie zostaje tutaj, a ty idziesz do swojego pokoju. - odparł Wonho i pociągnął delikatnie chłopaka z powrotem na krzesełko.

Spojrzałem na niebieskowłosego morderczym wzrokiem, jednak mimo wszystko zaczęło mi się lekko kręcić w głowie, więc postanowiłem nie kłócić się z nim choć miałem na to ochotę. Przeniosłem wzrok jeszcze raz w kierunku Kihyun'a uśmiechając się po czym ruszyłem do swojego pokoju. Musiałem niestety przejść jeszcze przez główny pokład na co kompletnie nie miałem ochoty.
Widok tego przerośniętego goryla sprawiał, że miałem ochotę zwrócić cały wypity przeze mnie alkohol.

- No proszę, proszę... Już po imprezie? - zapytał uśmiechając się chytrze.
- Ta, było zajebiście. Następnym razem również nie dostaniesz zaproszenia. - odparłem zatrzymując się w miejscu i spoglądając na szatyna.
- Doprawdy? Ja nie potrzebuję zaproszenia. Poza tym następnym razem to ja nie zaproszę ciebie.
- Ciekawe kto chciałby przyjść na twoją posiadówe? Oh czekaj już wiem. Nikt.
- Kihyun i moja ekipa zapewne nie pogardzą.
- Kihyun prędzej kopnie cię w dupe niż spędzi z własnej woli czas w twoim towarzystwie. - zaśmiałem się krzyżując ręce na piesi.
- Kłamiesz. - warknął.
- Co się stało? Czyżby przerośnięty goryl był zazdrosny? - prychnąłem uśmiechając się triumfalnie.
- Chciałbyś szczeniaku. Lepiej wracaj do łóżka. Późno już. - zaśmiał się.
- Ja przynajmniej mam łóżko. Miłego spania na podłodze. - odparłem po czym odwróciłem się i pokazując szatynowi środkowy palec wszedłem do pokoju.

Zaśmiałem się pod nosem i przybiłem sobie w myślach piątkę.
Nie wiedziałem czemu, ale czułem się naprawdę dobrze. Zapewne była to sprawka alkoholu, którego przyznam, że wypiłem dość sporo. Jednak było warto, ponieważ spędziłem dużo czasu z Kihyun'em, który dobrze bawił się w moim towarzystwie. Przynajmniej tak wnioskowałem po jego zachowaniu. Cały się się uśmiechał co było dobrym znakiem. Chyba, że był to alkohol...
Jednak to co prawie wydarzyło się między mną, a różowowłosym sprawiało, że moje ciało ogarniało przyjemne ciepło. Nie miałem pojęcia co się ze mną działo, ale postanowiłem zwalić winę na zbyt dużą dawkę alkoholu. To było jedyne racjonalne wytłumaczenie tej sytuacji. Inne nie wchodziło w grę.

Położyłem się na łóżku i odetchnąłem. Nagle stałem się strasznie senny. Nie musiałem długo czekać aż moje powieki stały się strasznie ciężkie i odpłynąłem do krainy Morfeusza nie przejmując już kompletnie niczym.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top